sobota, 1 czerwca 2013

#Dwanaście


     Miesiąc nic nie robienia. Czy to nie piękne? Całymi dniami przesiadywałam w mieszkaniu, zajadając się chrupkami, a potem biegałam po całym parku, by kolejnego dnia zrobić to samo. W efekcie i tak nic nie schudłam, mimo że zapierałam się przed tyciem rękoma i nogami. Eliza bardzo często wypychała mnie z domu w różne miejsca. Na basenie byłam bardzo częstym gościem, tak samo jak z pizzerii, kinie czy teatrze. Starała się, abym nie zapomniała o kulturze, więc od czasu do czasu zabierała mnie do muzeum. Kostek jej w tym pomagał i to zawzięcie. Przerwę od latania po Warszawie miałam pod koniec drugiego tygodnia lipca, gdy do Elizy przyjechał brat. Poświęcała mu tyle uwagi, że nie miała czasu nawet na zrobienie sobie herbaty. Antek był starszy. Rudowłosa strasznie się za nim stęskniła, więc nie chcąc marnować ani chwili, latała z nim gdzie tylko popadnie. Gdy szanowny brat wyjechał znowu wróciła w łaski i z pokorną miną ustała w progu mieszkania. Wtedy kolejny raz oglądałyśmy mecz chłopaków. Kibicowałyśmy im tak zawzięcie, że sąsiad z dołu przysłał do nas swoją córkę. Harmider w pokoju trochę zmalał. Mecz nie był oszałamiający, mimo że grali o przepustkę do wielkiej czwórki. Gdy zagrzmiał gwizdek oznaczający koniec meczu, wystrzeliłyśmy z Elizą do góry, klaszcząc mocno w dłonie.
Po finale LŚ zadzwoniła do mnie Lea – pierwszy raz od niepamiętnego czasu. Chyba miała sporo pracy, skoro zadzwoniła tak wcześnie, bo o ósmej. A ja miałam wtedy zamiar pospać sobie o wiele dłużej niż zazwyczaj. Przetarłam oczy palcami i sięgnęłam po telefon na szafce. Oczywiście go tam nie znalazłam. Przekopałam całą pościel w poszukiwaniu telefonu. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że późnym wieczorem jeszcze coś w nim sprawdzałam i z zawziętością pisałam wiadomość do Elizy. Znalazłam go wreszcie w nogach łóżka.
- No co tam? – mruknęłam zaspanym głosem, ziewając głośno.
- Obudziłem Cię?
Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Łomacza. Wyjątkowo szybko się ożywiłam. Opadłam z powrotem na poduszki i syknęłam do słuchawki:
- Przestań w końcu się maskować i dzwonić z telefonu Lei. I tak, obudziłeś mnie.
- Przepraszam – mruknął ze skruchą.
- Coś się stało, że dzwonisz?
- Nic specjalnego – oznajmił cicho.
Miałam ochotę udusić go gołymi rękoma. Po jego stronie zapadła głucha cisza, która powoli zaczynała mnie już denerwować.
- Grzesiek, coś się stało?
- Po prostu… - zaczął niepewnie – Chciałbym wiedzieć kiedy wrócicie.
- Już niedługo. Tylko parę dni – odparłam ze śmiechem – Będziesz miał nas jeszcze dość.
- Was? Nigdy! – po drugiej stronie natychmiast usłyszałam śmiech – A tak w ogóle to dobrze, że przyjedziecie, bo Lea chodzi strasznie struta. Może ty wiesz co się z nią dzieje?
- Jak przyjadę to się dowiem – mruknęłam zmartwiona – Następnym razem zadzwoń ze swojego telefonu, dobrze? Koniec z maskowaniem się Łomacz. A teraz idę dalej spać, do zobaczenia!
Rozłączyłam się zanim brunet zdążył cokolwiek powiedzieć. Mimo starań, by sen ponownie mnie zmógł, nie udało się to. Szybko wybrałam numer do Elizy, a pół godziny później dziewczyna stała już w korytarzu i ściągała adidasy. Ja nadal w piżamie udałam się do kuchni i zajrzałam do lodówki, by cokolwiek z niej wyjąć. Przy pomocy Elizy zrobiłam śniadanie i razem z nim usiadłam na kanapie w salonie.
- Kiedy chcesz jechać do chłopaków? – zapytałam rzeczowo, wgryzając się w kanapkę z serem.
- Mogę nawet jutro – rudowłosa wzruszyła ramionami, przerzucając kolejny kanał na telewizorze – Zupełnie mi się nie uśmiecha siedzenie w domu.
- No to jedziemy jutro – odparłam z uśmiechem, wprawiając przyjaciółkę w osłupienie.
- Już jutro?
- No sama przecież chciałaś! – fuknęłam – Chciałabym zobaczyć się już z Leą i całą resztą.
- I ty mi to mówisz dopiero teraz? Kiedy ja się spakuję!
- Może zdążysz do jutra. O ile wiem to nie robisz dzisiaj nic ciekawego, a przed tobą będzie jeszcze cała noc – wyjaśniłam jej pewnie, za co dostałam kuksańca w bok. 
- Masz ochotę iść na zakupy? – poruszyła zabawnie brwiami i rzuciła we mnie poduszką. Nie musiałam się wysilać z odpowiedzią, bo była ona jasna. Pognałam jak szalona do pokoju i wciągnęłam na siebie ubrania. Spakowałam klucze, portfel oraz telefon i wyszłyśmy z mieszkania. Skoro miałyśmy jechać do chłopaków to wypadałoby się jakoś przygotować. Arkadia – czyż to nie jest piękne miejsce. Przesiedziałyśmy tam prawie cały dzień. Raj na ziemi. Zrobiłyśmy tyle zakupów, że nie byłyśmy w stanie ich wynieść z budynku. Wyczaiłyśmy z Elizą fajny sklep i zmierzałyśmy właśnie w tamtym kierunku, dopóki na kogoś nie wpadłam. Podniosłam głowę do góry, szukając jego oczu. Mężczyzna zdjął ciemne okulary i błysnął zębami w naszą stronę:
- Matko, Piotrek naucz się chodzić! – fuknęłam i roześmiałam się głośno, przytulając do wielkoluda.
- To ty miałaś wzrok ukierunkowany tylko w jedną stronę Mogłaś się rozejrzeć – bronił się zawzięcie, ściskając mnie jak cytrynę. Potem przyszedł czas na Elizę, więc rudowłosa po uścisku nabrała głęboko powietrze i kaszlnęła parę razy.
- Chciałeś mnie udusić – wyciągnęła w jego stronę chudy palec i wbiła go w klatkę piersiową środkowego.
- To było niechcący – uśmiechnął się ze skruchą.
- Co tak właściwie tutaj robisz? – zapytała szarooka – Nie powinieneś być w Spale?
- Anastasi dał nam trzy dni wolnego. Dziś jest ten ostatni, więc zaraz wracamy do Spały – wytłumaczył, zabierając od nas parę toreb.
- Wracamy? To kto tu jeszcze jest oprócz ciebie? – dopytałam zaciekawiony.
- Bartek i gdzieś się posiał Kuba – siatkarz wzruszył ramionami i zaprowadził nas do najbliżej strojącej ławki. Zerknęłam ukradkiem na Elizę. Na dźwięk imienia Bartka spłonęła małym rumieńcem i zakryła włosami swoją twarz. Coś się święci, coś się święci! Usiedliśmy na ławce żartując głośno, tak, że przechodzący obok nas ludzie, patrzyli w naszą stronę zdziwieni.
- Kiedy do nas przyjeżdżacie? – zapytał Nowakowski
- Może za tydzień, ewentualnie dwa – odparłam spokojnie, próbując gestem uciszyć Elizę po drugiej stronie Piotrka, która patrzyła w moją stronę, jakby chciała mnie zabić.
- Jeszcze tyle czasu? – pokręcił zdezorientowany głową
- Doczekacie się nas, spokojnie – zapewniłam go i z uśmiechem obróciłam głowę w stronę ruchomych schodów. Zjeżdżali z nich dwa wielkoludy. Nikt nie musiał nawet pytać się kto to jest. Wyszukali wzrokiem Piotrka i podeszli do nas szybko. Spojrzeli na nas zdziwieni i roześmiali się niskim głosem:
- Miło was znowu widzieć – oznajmił Bartek, przez co Eliza najnormalniej w świecie się zawstydziła. Niewinnie zerkała na przyjmującego spod czarnych rzęs.
- Cześć Kuba – machnęłam mu ręką przed oczami, które namiętnie podążały za wysoką szatynką. Kurek poklepał go mocno po plecach, przez co rudowłosy się opamiętał i strzelił w naszą stronę szerokim uśmiechem.
- A wy tutaj co robicie? – zapytał atakujący, robiąc sobie miejsce między Piotrkiem a mną i wcisnął się w nie. Wskazałam ręką na torby leżące na ziemi. Siatkarz od razu się zrehabilitował i roześmiał serdecznie.
- Głupie pytanie – westchnął, opierając się nonszalancko o ławkę.
- Kuba, żadna dziewczyna nie da się poderwać rudemu – jęknął Kurek i pacnął się otwartą ręką w czoło.
- Nie bądź taki do przodu, Kurak – mruknął atakujący pod nosem – Prędzej będę miał dziewczynę niż ty!
- Powodzenia – roześmiał się szatyn – Jak ją znajdziesz, to zatańczę na twoim weselu w spódnicy.
- Proszę bardzo – stwierdził rudzielec – To się zakładamy.
Podali sobie dłonie, a Piotrek przysłowiowo je przeciął. Porozmawialiśmy jeszcze dobry kawałek czasu, aż w końcu pożegnałyśmy się z nimi i wróciłyśmy do mieszkania. Rozrzuciłyśmy torby po podłodze i rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie. Eliza odchyliła głowę do tyłu, wpatrując się tępo w biały sufit. Już miałam wzbić jej palec między żebra i wyśmiewać z jej zawstydzenia, ale w porę się opamiętałam. A niech choruje na tą durną miłość ile chce. W sumie to bardziej zauroczenie. Niech tym żyje. Włączyłam telewizor i wyjęłam ciastka z półki pod stolikiem. Nadzwyczaj dziwne było to, że rudowłosa nie wyrwała mi paczki i nie wyjadła sama wszystkich ciastek. Na pewno dzieje się coś poważniejszego. Choćbym chciała zgarnąć gwiazdkę z nieba, jej i tak nic nie było w stanie obudzić z transu o imieniu BARTEK. Westchnęłam głęboko. Nawet nie zauważyła kiedy wstałam z kanapy i wyciągnęłam z szafy torbę podróżną. Zapakowałam do niej wszystkie potrzebne ubrania oraz buty. Poza tym próbowałam odprawić przyjaciółkę z kwitkiem, ale się nie udało. Uparcie siedziała na kanapie z podkulonymi kolanami i obejmowała je ramionami. Rude włosy opadały kaskadą na twarz, lecz za cholerę ich nie odgarnęła. Mruknęła tylko coś pod nosem i porwała jedno ciastko z plastikowego pudełka. I tyle z niej pożytku. Postanowiła wyjść dopiero o osiemnastej. Tak też zrobiła. Minutę później nie było jej w budynku. Czym prędzej zmieniłam ubrania na sportowe. Złapałam telefon, słuchawki oraz klucze i szybko wyszłam z mieszkanie. W drodze do parku wykonałam parę ćwiczeń rozciągających. Zwyczajnie polubiłam wieczorne biegi po obżeraniu się ciastkami. Coraz większą przyjemność sprawiały mi dźwięki muzyki, które zagłuszały biegi i ciężki oddech. Po godzinie katowania się wróciłam do mieszkania i od razu weszłam pod prysznic. Rzuciłam się plackiem na kanapę w salonie i spokojnie zasnęłam. Nawet nie wiedziałam kiedy.
      Wstałam z martwych o dziewiątej, gdy ktoś ożywił dzwonek do drzwi. Podniosłam się niespiesznie i leniwym krokiem skierowałam się do drzwi. Rudowłosa szybko weszła do środka, pozostawiając walizkę na korytarzu. Poleciała jak na skrzydłach do kuchni z zamiarem zrobienia śniadania. Nie musiałam nic mówić, bo zrozumiała moje intencje nadzwyczaj dobrze. Przeszłam do sypialni i wyciągnęłam z szafy ubrania na dzisiejsza podróż. Jestem ciekawa miny chłopaków, gdy zobaczą nas w swoich progach o wiele wcześniej niż myśleli. Wpadłam do łazienki i wyszłam z niej tak samo szybko. Talerz stał już na stole, czekając aż ktoś raczy odciążyć go z kanapek różnego rodzaju. Bez zastanowienia złapałam jedną z nich. W trakcie jedzenia wynosiłyśmy z Eliza torby do samochodu. Ubrane i gotowe wsiadłyśmy z maszyny. Wyjechałyśmy z parkingu na zatłoczoną już warszawską ulicę. Bite parę godzin w aucie nie wpłynie na nas najlepiej, ale czego nie robi się dla przyjaciół. Zatrzymywałyśmy się parę razy na stacjach, bo szarooka co chwila musiała coś jeść albo korzystać z toalety. W efekcie podróż wydłużyła się i to bardzo. A właściwie to w porywach do trzech godzin. I dlatego na spalski parking wjechałyśmy o godzinie 13. Zaparkowałam w miejscu oddalonym od tych, gdzie przeważnie przebywają siatkarze. Nasunęłyśmy ciemne okulary na nosy i spięłyśmy włosy tak jak jeszcze nigdy w życiu. Wyciągnęłyśmy torby z bagażnika i z skierowałyśmy się do jednego z hoteli. Miałyśmy wielką nadzieję, że żaden z tych wielkoludów nie będzie akurat przechodził tamtymi drogami. Poza tym było przecież popołudnie, a oni o tej godzinie oddawali się poobiedniej drzemce. Całe szczęście, alleluja. Podeszłyśmy do pani w recepcji, która nie wyglądała na zbyt uszczęśliwioną. Wydała nam klucze do pokoju 115 i zniknęła za kolorową gazetką. Wzruszyłyśmy ramionami i szybko wpadłyśmy do widny. Modliłyśmy się w duchu, by nasz przyjazd nie był zdemaskowany. Jak to dobrze, że nic takiego się nie stało. Spokojnie rozpakowałyśmy się w pokoju i pootwierałyśmy okna, by się nie udusić. Kolejny miesiąc w Spale. I chyba nie trzeba nic komentować, prawda?


|Grzesiek|
     Po kolejnym treningu zupełnie wysiadłem. Pierwszy po trzydniowej przerwie. Moje mięśnie się odezwały i to bardzo głośno. Z resztą nie tylko moje. Krzysiek z jękami jak przy porodzie schodził - a właściwie to się wyturlał  - z boiska. Ledwo zipiąc weszliśmy na stołówkę i zjedliśmy obiad. Czym prędzej też dotarliśmy do swoich pokoi i zapuszkowaliśmy się w nich jak nigdy. Mogę przyznać tylko jedno. W pokoju Lei było nadzwyczaj cicho. Natomiast w pomieszczeniu obok nas ktoś postanowił sobie zrobić jakiś wielki zlot, bo było głośniej niż na niejednym treningu. Wzruszyłem ramionami i wepchnąłem Patryka do środka. Ociągał się ostro. Wyminąłem go szybko i rzuciłem na łóżko. Jedna z desek wbiła mi się w brzuch, więc obolały poprawiłem się i przymknąłem powieki. Gdyby nie to, że nie miałem siły, to Czarnowski już dawno przybity byłby do ściany. Środkowemu zachciało się nucić pod nosem jakieś sprośne piosenki. Zakryłem głowę poduszką. Jego zawodzenie ustało, aczkolwiek głosy z pokoju obok niekoniecznie. Po dziesięciu minutach miałem dość tego harmidru i z miną zabójcy zapukałem do tych przeklętych drzwi. Omal nie umarłem. Zgadniecie kto mi otworzył. No pewnie, że zgadniecie.
- Lea, z tego co wiem to pokój miałaś niżej – mruknąłem niewyraźnie, błyskając oczami na wszystkie strony.
Brunetka pacnęła się otwartą ręką w czoło i zerknęła na mnie błękitnymi oczami.
- Grzesiek, do cholery! Nie pogrążaj się! – usłyszałem jej głos.
Łomacz, ty tępa strzało.
- Amanda? – oczy wyszły mi z orbit i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, objąłem ją ramionami.
- Miło Cię widzieć – szepnęła w moją szyję i przytuliła się do mnie równie mocno. Cmoknąłem ją lekko w czoło, co zostało przyjęte cichym mruknięciem. Pociągnęła mnie za łokieć do środka. Lea siedziała w fotelu i rozmawiała z Elizą, która not miast wylegiwała się na łóżku. Nawet nie wiedziałem, że tak stęskniłem się za tymi dwiema.
- Cześć Grzesiek! – krzyknęła rudowłosa i ponownie wtuliła twarz w poduszki. Lea machnęła tylko ręką.
- Miałyśmy trochę inny plan na przywitanie was – westchnęła Amanda, popychając mnie do wyjścia – Chciałam właściwie, abyście zeszli na zawał albo coś pod ten deseń…
- Wystarczająco się ośmieszyłem, dobrze? Nie potrzebna mi jest śmierć – roześmiałem się pod nosem.
- Wyrosłeś trochę, Łomacz – oznajmiła, czochrając mnie po czarnych włosach.
- Ty za to wcale – odparłem i ponownie porwałem ją w ramiona. Przytulanie nie było zakazane, prawda? A że zrobiłem to za mocno to już inna bajka. Brunetka odsunęła się ode mnie szybko, biorąc głębokie wdechy. Bąknąłem ciche przepraszam i oparłem się plecami o drzwi. Z szerokim uśmiechem patrzyłem w iskrzące się oczy Lewandowskiej. Podeszła do mnie powoli i kolejny raz objęła ramionami za szyję. Splotłem delikatnie ramiona w jej talii. Jej serce biło tak samo szybko i mocno jak moje.
- Stęskniłam się za Tobą, Grzesiek – mruknęła mi do ucha, powodując przyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa – Za wami wszystkimi się stęskniłem.
- Wierz mi lub nie, ale Ignaczak zdążył już wysiedzieć jajko w oczekiwaniu na was – stwierdziłem z uśmiechem. Usłyszałem jej cichy śmiech. Brunetka otworzyła przede mną drzwi.
- Idź teraz spać, a ja muszę trochę pogadać – oznajmiła spokojnie. Ostatni raz zerknąłem na nią i zamknąłem za sobą drzwi. W podskokach udałem się do swojego pokoju i rzuciłem na łóżko. Czarnowski patrzył na mnie jak na kosmitę. Nie powstrzymał się jednak od uszczypliwego komentarza.
- Nawąchałeś się czegoś? Czy może wreszcie przyszedł do Ciebie okres godowy?
Warknąłem pod nosem, a chwilę potem mój but zagościł na jego czole.



    Siedziałam na trybunach i z tajemniczym uśmiechem obracałam piłkę w placach. Czekałam aż zorientują się, że coś fiest nie tak. Niestety byli na to zbyt ślepi. Uparcie odbijali piłkę między sobą. Powinni się zorientować, że Łomacz od początku treningu chodzi jak naćpany i ćwierka wokoło. Powinni zauważyć, że rozegranie mu jakoś nie leży, bo rozgląda się wokoło rozanielony. Powinni zdzielić go przez to mocno w głowę. Jednak nawet tego nie zrobili. Ignaczak jak zwykle biegał po całej hali. Kurek i Nowakowski dokuczali sobie wzajemnie. Żygadło próbował się jakoś opanować, ale po kolejnym fiknięciu Igły nie wytrzymał. Możdżonek natomiast próbował ich wszystkich uspokoić, strasząc, że zaraz wpadnie tu Andrea i zafunduje im dodatkowe minuty ćwiczeń, których on osobiście nie przeboleje. Wrona z Konarskim gadali jak najęci. Nawet nie zorientowali się, że Wiśniewski, który pałętał się obok nich, uderzył właśnie czołem w słupek. Ruciak potajemnie rozmawiał z żoną przez telefon, ukradkiem spoglądając w stronę drzwi na halę. Ale Anastasi wcale nie miał zamiaru się chyba dzisiaj pojawić. Dlatego właśnie to ja przez te pięć – dziesięć minut będę robiła za ich trenera. Obróciłam piłkę jeszcze raz i lekkim rzutem posłałam ją w stronę boiska. Uderzyła o ziemię zaraz przy Kosie i Drzyzdze, którzy namiętnie rozmawiali. Gdy tylu zobaczyli niezidentyfikowany obiekt, podskoczyli na miejscu i pisnęli jak małe dziewczynki. Wszyscy gwałtownie zwrócili wzrok w stronę, gdzie powinnam siedzieć ja. Siedziałam, ale te ślepoty i tak mnie nie zauważyły. Zerknęłam szybko na Łomacza, który zwijał się za chłopakami ze śmiechu. Ignaczak wytężył wzrok, przybliżając się lekko do trybun, jakby zaraz coś miało wyskoczyć mu na twarz. Westchnęłam głęboko i wstałam powoli.
- Mózgi zardzewiały – mruknęłam w przestrzeń.
Mój głos został przyjęty ogólnym wybuchem radości. Ignaczak już chciał pokonać trybuny jednym skokiem, ale Możdżonek go w porę zatrzymał. Niespiesznie zeszłam z trybun, ku wielkiemu niezadowoleniu tych wielkoludów. Pierwszy dopadł do mnie właśnie Igła i wytarmosił na wszystkie strony. Potem przyszedł czas na Kubiaka, który mamrotał mi do ucha, coś o mojej siostrze bliźniaczce.  Najtrudniej było wydostać mi się z ramion Winiarskiego.
 - Przyszłaś z wiadomością, że Anastasiego nie będzie dzisiaj treningu? – zapytał Kosok, podrzucając piłkę.
- Nie – uśmiechnęłam się lekko – Przyszłam się przywitać.
- Powinniśmy dostać więcej wolnego – westchnął Ignaczak i usiadł na trybunach.
- Wiem, Krzysiu, wiem – dotknęłam jego ramienia – Co nie zmienia faktu, że jestem z was dumna. Udało wam się stanąć na podium w Lidze Światowej. No brawo chłopaki!
- Co to jest trzecie miejsce – prychnął Kurek, sznurując buty. Spojrzał do góry, odnajdując moje oczy – O mały włos i mielibyśmy czwarte.
- Zacznijcie w siebie wierzyć – splotłam palce i zaczęłam je wykręcać w różne strony.
- Amanda, znalazłem dla Ciebie nową pracę – wtrącił spokojnie Możdżonek, który jako jedyny jeszcze stał i maszerował koło boiska. Skierowałam na niego zaciekawiony wzrok. Środkowy podrapał się po brodzie i westchnął głośno – Powinnaś zostać naszym psychologiem.
Roześmiałam się głośno, patrząc z dezaprobatą na kapitana drużyny. Mój śmiech przyrósł na decybelach, gdy reszta chłopaków zgodnie to potwierdziła. Pstryknęłam Piotrka w ucho, gdyż najbardziej się przy tym upierał.
- Przykro mi panowie – posłałam w ich stronę szeroki uśmiech – Niestety nie minęłam się z powołaniem i zostaję przy architekturze.
Poprawiłam marszczącą się koszulkę na biodrach i spojrzałam w stronę drzwi na halę. Z kubkiem w ręku i listkami tabletek w pomieszczeniu pojawił się szkoleniowiec chłopców. Wyglądał na niezwykle zmarnowanego. Zaraz za nim wszedł drugi trener, który mruczał mu coś do ucha. Anastasi skrzywił się nieznacznie, ale wytrwale słuchał swojego towarzysza. Rozłożyli się na stoliku z całym swoim sprzętem i usiedli na krzesełkach, rozmawiając przyciszonymi głosami. Żygadło westchnął głęboko, patrząc na trenera.
- Przydałby mu się o wiele dłuższy odpoczynek od naszego.
Zerknęłam na niego i pokiwałam mocno głową. Najwyraźniej Andrea odpadł, bo gwizdek zabrał mu Gardini i zwołał do siebie gestem wszystkich zawodników. Wzruszyłam lekko ramionami, widząc pytający wzrok Jarosza. Zostać niestety nie mogłam. Przybiłam cichą piątkę z Grześkiem i udałam się szybko do wyjścia. Wskoczyłam po schodach na swoje piętro i dopadłam do pokoju. Ze środka wychodziła właśnie Eliza. Sekundę później, zapewne dostałabym mosiężnych numerem w czoło. Eliza odskoczyła szybko i złapała się za serce:
- Weź, przestań mnie straszyć! – fuknęła.
- Już dobrze, dobrze. Idziemy na spacer? – zapytałam szybko.
Rudowłosa pokiwała głową i z powrotem weszła do pokoju. Zabrałyśmy okulary, telefony i parę drobnych na wszelki wypadek. Wcale się nie spiesząc, opuściłyśmy budynek i skierowałyśmy się do parku. Spacerowałyśmy długo słonecznymi alejami.
- Amanda… - zaczęła spokojnie przyjaciółka. Zwróciłam na nią swój wzrok i mruknęłam cicho – Pojedziesz z nami do Gdańska, prawda?
- Nie wiem Eliza – westchnęłam głęboko – Teraz to wszystko wygląda zupełnie inaczej.
- Ale jest jakiś mały, tyci, tyci procencik, że z nami pojedziesz?

- Taki jest – roześmiałam się głośno, dając jej pstryczka w nos – Bez was się nie ruszam. Tak ja wy beze mnie. 
_________________________________________
Taki mały !surprise! Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka! I tym małym dzieciom i tym dużym :3 Wszyscy mamy w sobie dzieci bez dwóch zdań. 

Pierwszy mecz naszych chłopaków tuż tuż :3 Tak się cieszę, że nie mogę. Perspektywa oglądania meczu przed telewizorem (a mogłam na żywo, ale oczywiście trener się nie zorientował, że ktoś by chciał pojechać -.- z resztą o czym tu rozmawiam. Namawiamy go wspólnymi siłami na Memoriał! I tak nie pojedziemy, więc będę musiała zatruwać życie rodzicom -.-) nie wydaje być się aż taka zła. Miałam oglądać ten mecz z koleżanką (kolejną maniaczką) u mnie w domu, ale z wiadomych przyczyn (bierzmowanie) pomysł nie wypalił, bo przez cały tydzień mój plan dnia będzie wyglądał tak : szkoła - kościół - lekcje - spać. Za to może uda nam się obejrzeć kolejny ^^ 

Przed chwilą zdarłam sobie gardło na meczu VIVE-Barcelona. Niestety chłopakom się nie udało, ale mecz był świetny :3 Poza tym TRZECIE MIEJSCE JEST NASZE! 

Dzisiaj rozdział trochę dłuższy - przynajmniej mi się tak wydaje. 
Także do zobaczenia niedługo - tak myślę. 

3 komentarze:

  1. Jak dobrze, że Amanda jest już w Spale, jakoś tak tęskno było bez niej :D Nie mogę się doczekać, aż dziewczyna powie Łomaczowi, że przyjeżdża do Gdańska, bo dla mnie to jest jasne, że tam przyjeżdża xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Spala! Tam sie zadzieje! :)
    wszyscy stęsknili za dziewczynami - ja również :)

    kocham nieogar naszych siatkarzy :) zabij ich, a nie zorientują sie, ze na nich patrzysz :) pozytywny Igła, który nie mógł jej rozpoznać w oddali rozbawił mnie do łez :) no i Grzesiu - tekst z jajem, jeszcze wypowiedziany jego głosem do tej pory odbija mi sie w głowie ;D
    jak oni sie mają ku sobie! :)

    pozdrawiam ;*
    naranja-vb.blogspot.com

    ps. Zapraszam na nowy rozdział jak znajdziesz czas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Łomacz, ty tępa strzało."- hahahhahahahah padłam :D zresztą, Lea i Amanda nie są wcale takie podobne, karygodna pomyłka ze strony Grześka :D
    Jak to dobrze, że dziewczyny są znowu w Spale! I te słodkie oczka Elizy do Bartka... czuję, że coś może z tego wyniknąć :D
    btw, zapraszam na un-poco-de-amor.blogspot.com na rodział szósty :)

    OdpowiedzUsuń