Wychodząc z łazienki, próbowałam związać włosy w warkocz.
Lea siedziała na moim łóżku i wertowała jakieś kolorowe pisemko:
- A co z Ksawerym? – zaczęłam spokojnie.
Siostra wyprostowała się gwałtownie i podniosła na mnie
wzrok znad gazety.
- Niedługo wypisują go ze szpitala – mruknęła beznamiętnie.
- Lea, co się dzieje? – zapytałam cicho. Zerknęłam w stronę
łóżka Elizy, gdzie rudowłosa właśnie przewracała się na drugi bok.
- Nic, po prostu… - westchnęła głęboko. Odłożyła pismo i
splotła palce na kolanach. Zaczęła je lekko wyłamywać. W końcu podniosła rękę i
otarło policzek, po którym spłynęła już łza – Ostatnio się nie dogadujemy. Coś
jest nie tak.
Podeszłam do niej i przytuliłam mocno. Rozryczała się
jeszcze bardziej.
- Spokojnie, Lea – uśmiechnęłam się lekko do jej ramienia –
Ksawery musi dojść do siebie po tym wypadku.
- Ale to się działo jeszcze przed wypadkiem – bąknęła cicho
– Coś się popsuło i wygasło…
- Rozmawiałaś z nim?
- Rozmawiam codziennie, ale cały czas jest taki… bezuczuciowy…
- Musicie przeczekać tą burzę – podniosłam się z podłogi i
westchnęłam głęboko. Znów przeniosłam wzrok na Kołodziejczyk. Burza rudych
włosów zasłoniła jej twarz. Podeszłam do niej i potrząsnęłam drobnym ramieniem.
Mruknęła coś pod nosem i zakryła kołdrą po czubek głowy. Powtórzyłam swoją
czynność. W końcu Eliza otworzyła oczy i fuknęła na mnie jak rozjuszony kot.
- Przynieść wam coś jeść? – zapytałam głośno, podchodząc do
drzwi.
Obie kiwnęły głową. Wyszłam z pokoju i skierowałam na dół.
Schody pokonałam w ekspresowo szybkim tempie. Na stołówce świeciło już
pustkami. Podeszłam do okienka kucharek. Pogadałam z nimi parę minut.
Poinformowały mnie, że siatkarze od rana biegają po lesie i trenują. Wzruszyłam
ramionami i uśmiechnęłam się do kucharki w podziękowaniu za całą tacę jedzenia
dla dziewczyn. Starając się nikogo nie staranować, podreptałam do windy. Jak to
dobrze, że była pusta. Wcisnęłam guzik z trójką i czekałam aż zamkną się drzwi.
Parę sekund później, metalowe wrota otworzyły się na moim piętrze. Moim
marzeniem byłoby żaden z tych wielkoludów nie zrobił mi wjazdu na śniadanie. To
było moim marzeniem, bo z gracją wpadł na mnie Kubiak. Grunt, że szybko
odwróciłam się z taca, bo całe śniadanie wylądowałoby na mojej nowej, białej
koszulce. Zbeształam go wzrokiem:
- Kubiak, ciamajdo! – fuknęłam – Uważaj jak chodzisz!
- O, masz dla mnie śniadanko? Jak miło! Tylko mój pokój jest
piętro niżej, więc…
- Nie gadaj tyle, Michał – mruknęłam, przesuwając talerz na
tacy – Idź sobie pobiegaj.
Roześmiał się głośno i porwał mi z talerza jednego tosta:
- Powiedz swojej siostrze, smacznego – zawołał, gdy zbiegał
po schodach.
Westchnęłam głęboko i weszłam powoli do pokoju. Eliza
właśnie przeczesywała palcami rude włosy, a Lea podrzucała telefon. Postawiłam
tacę na stoliku i wszystkie trzy dorwałyśmy się do jedzenia.
- Lea, Kubiak mówi Ci smacznego – mruknęłam i upiłam łyk
soku.
Brunetka zarumienił się lekko i natychmiast potarła
policzki. Coś się święci. Uśmiechnęłam się pod nosem i w spokoju dokończyłam
swoją część śniadania. Również mnie przypadł ten zaszczyt odniesienia
wszystkiego na stołówkę. Godzinę później znów ruszyłam na dół. Odstawiłam
naczynia na okienko i ponownie wdałam się w rozmowę z kucharkami. Odwróciłam
głowę w stronę drzwi, bo usłyszałam za swoimi plecami niesamowity hałas. Czy
zawsze tak musi być, że siatkarze wchodząc do jakiegokolwiek pomieszczenia, drą
się jak stado baranów? Widocznie tak. Igła popchnął Winiarskiego, który
cudacznie uderzył głową w plecy Wrony. Ten natomiast chcąc się ratować, przytrzymał
się Jarosza. Kuba zupełnie nieświadomie, że przed nim wyrósł Bartek, popchnął
go do tyłu. Przyjmujący potknął się o sznurówki i wpadł z Nowakowskiego, który
z dziewczęcym piskiem zarył o stolik i na nim już pozostał. Kucharka złapała
się za głowę, przeklinając na nich pod nosem. Bartek jako pierwszy powstał z
ziemi i pomógł ześlizgnąć się środkowemu z mebla. Ten stasował go wzrokiem i
sam pomógł sobie wstać. Reszta leżała na ziemi i śmiała się do łez. Możdżonek
jako ostatni wszedł na stołówkę. Widząc co tu się dzieje, czym prędzej z niej
wyszedł, mówiąc tylko, że wody napije się u siebie w pokoju, a jak już by coś
chcieli, to niech najpierw wydorośleją. Westchnęłam głęboko i na ochotnika
przelawirowałam między porozrzucanymi bluzami i nogami siatkarzy, którzy chyba
wcale nie mieli ochoty na wstanie.
Winiarski chcąc sobie dopomóc, złapał za moją nogę i pociągnął mnie w
dół. Niemiłosiernie obiłam sobie tyłek. Jeszcze bardziej ucierpiał na tym
Ignaczak, na którego nogi opadłam. Zacisnął zęby, próbując nie krzyczeć, ale
licho mu to wyszło, bo zaczął skomleć jak pies. Przyczołgałam się do libero i
przytuliłam go lekko, by ukoić jego ból. Uśmiechnął się w końcu. Obrzuciłam
wszystkich zniesmaczonym spojrzeniem i zanim zdążyli się zorientować, wybiegłam
z pomieszczenia. Dopadłam windy i pojechałam nią na swoje piętro. A w pokoju jakby przeszło istne tornado.
Eliza siedziała na łóżku i machała rękoma na wszystkie strony.
- Co tu się stało? – zapytałam zdezorientowana
- Lea szuka adidasów – mruknęła rudowłosa i wstała szybko z
łóżka.
- Lea i adidasy? – teraz już w ogóle nie wiedziałam co mam
myśleć. W końcu wyłoniła się moja siostra. Znalazła pod łóżkiem poszukiwane
buty i wciągnęła je na stopy. Wędrowałam z nią wzrokiem, dopóki nie wyszła z
pokoju.
- Nie wiem co się tu dzieje – oznajmiła Eliza, gdy
spojrzałam na nią wyczekująco. Wzruszyłam ramionami zebrałam niektóre rzeczy z
podłogi. Chwilę potem przeżyłam mały zawał, gdyż do pokoju jak huragan wpadł
Kurek.
- Chodźcie – przywołał nas ręką. Zmarszczyłam brwi i
spojrzałam na niego zaciekawiona – Tylko załóżcie sportowe buty, drogie panie!
Biorąc jego propozycję w ciemno, szybko ubrałyśmy się tak
jak kazał. Zamknęłyśmy za sobą pokój, a Bartek poprowadził nas na zewnątrz.
Było strasznie ciepło. Kurek nie zdając sobie sprawy, że prawie za nim
biegniemy – to wina jego długich nóg – maszerował żwawo dalej. W końcu otworzył
przed nami drzwi hali i zaprosił do środka gestem ręki. I obie już wiedziałyśmy
co się święci.
- Przykro mi Bartek, ale miałyśmy cos ważnego do roboty… -
plątałam się w słowach jak dziecko.
- Godzina was nie zbawi – oznajmił szybko, przerywając mi
wypowiedź. Fuknęłam na niego cicho i zostałam wręcz wepchnięta do środka.
Chłopaki już się rozgrzewali. Widocznie biegi to dla nich za mało. Anastasi w
lepszym humorze krążył dookoła nich. Ignaczak mamrotał wesoło do Kubiaka, który
dawał potajemne znaki Bartmanowi, aby ten zabrał libero, bo go już przesłuchać
nie może. Wszyscy zwrócili głowy w naszą stronę i roześmiali się wesoło.
- To będzie ciekawy meczyk – zauważył Jarosz i ponownie
pochylił się nad podłogą.
- Bardzo – Eliza mruknęło pod nosem. Kurek szybkim krokiem
nas wyminął. Chwilę potem wrócił z dwoma czarnymi koszulkami i spodenkami.
- Traficie do szatni? Pewnie, że traficie – mrugnął do nas
okiem, na co Kołodziejczyk spłonęła rumieńcem i szybko wydostała się z
pomieszczenia. Wyszłam zaraz za nią. Rudowłosa już otwierała drzwi do szatni.
Wparowałam do środka. Całe szczęście, że była pusta. Nigdzie nie walały się
torby i ubrania tych wielkoludów. Szybko ściągnęłyśmy z siebie ubrania i założyłyśmy
te przyniesione przez Bartka.
- Największa głupota jaką popełnię – westchnęłam głęboko,
wiążąc buty
- Nigdy więcej się na to nie zgodzę – stwierdziła pewnie
Eliza i związała rude włosy w kucyka na czubku głowy.
Rozprostowałyśmy kolana i powolnym krokiem wróciłyśmy na
halę. Anastasi tylko się uśmiechnął, widząc nas w o wiele za dużych strojach.
Zrobiłyśmy pięć kółek wokół boiska. Gdy skończyłyśmy bieg, usiadłyśmy na
parkiecie i zaczęłyśmy się solidnie rozciągać. Przecież obie wiedziałyśmy coś o
siatkówce. To nie było nasze pierwsze zetknięcie się z tym sportem. Bynajmniej
nie moje. Z tego co wiem, to Eliza też ma już kilkuletni staż siatkarski za
sobą. Tylko raz byłyśmy razem na meczu. Tak właściwie to poznałyśmy się na
jednym z ligowych zmagań. Grałyśmy przeciwko sobie w finale. Właśnie w tym, w
którym skończyłam swoją grę na amen. Kolejne nasze spotkanie odbyło się dopiero
w Warszawie na Politechnice. Pamiętam to wszystko do dziś. A szczególnie to jak
swoimi bystrymi, szarymi oczami przebiegała po mojej postawie. Z resztą ja nie
byłam lepsza. Całkowicie zatopił się w myślach, a ocknęłam się dopiero wtedy,
gdy Piotrek złapał mnie za ramię:
- Wstajesz czy siedzisz? – uśmiechnął się szeroko.
Powstałam z parkietu, przeciągając się mocno. Eliza siedziała
już na krzesełku i nerwowo stukała paznokciami o jego krawędzie. Szkoleniowiec
zebrał chłopaków w ciasne kółko i przemawiał do nich szeptem. Wzruszyłam
ramionami i zajęłam miejsce obok rudowłosej. Gardini przyciągnął wózek z
piłkami. Pierwsza do niego dorwała się Eliza. Odeszłyśmy na bok i same
zaczęłyśmy odbijać. Początki są trudne, a szczególnie te po paroletniej
przerwie. Wychodziło nam okropnie. Po dziesięciu minutach ciągłego odbijania
wreszcie się ustabilizowałyśmy. Zabrzmiał dźwięk gwizdka, więc odrzuciłyśmy
piłkę z powrotem do kosza i podeszłyśmy powoli do Anastasiego.
- Tylko mi się tutaj dzieci nie pozabijać – mrugnął wesoło i
pozostawił nas samych sobie. Usiadł na krzesełku i patrzył jak jego zawodnicy
kłócą się miedzy sobą.
- Jedną drużynę już mamy – Winiarski zaczął wyliczać
zawodników na palcach.
- Dobra. To w drugiej Amanda będzie się zmieniała na
przyjęcie z Dzikiem – oznajmił błyskotliwie Krzysiek – A Eliza z Pitem na
środek.
Rudowłosa kiwnęła lekko głową i zerknęła na mnie. Ja
natomiast patrzyłam na Ignaczaka jak na dziwoląga.
- Co mi się tak przyglądasz? Wiem, że jestem przystojny – ze
śmiechem przeczesał włosy palcami.
- Nie będę się zmieniała z Kubiakiem, Krzysiu – westchnęłam,
odrzucając warkocza do tyłu. – Nadal pozostaję reżyserem meczu.
Łukasz zaklaskał w dłonie i mruknął do mnie:
- Nareszcie ktoś normalny! W takim razie ja się będę z tobą
zmieniał, co ty na to?
- Jak na lato – odparłam z uśmiechem i przybiłam z nim
piątkę. Anastasi rzucił piłkę w naszą stronę. Chłopaki porozstawiali się na
pozycjach i ochoczo zaczęli mecz. Pierwszy zagrywał Drzyzga. Piłka przeszła na
drugą stronę, a Ignaczak z niezwykłą gracją dograł ją do Łukasza. Ten zaś
pokierował nią do Kubiaka. Piłka z impetem uderzyła w boisko. Nawet nie było
czego zbierać… chyba, że zęby Zatiego, który wrył się w parkiet. W mojej
drużynie zagrywał właśnie Zbyszek. Starał się wypuścić trudną piłkę, ale
średnio mu się to udało. Kurek przyjął, Fabian wystawił i Winiarski uderzył w
aut, aczkolwiek było po bloku i ucierpiały na tym paluszki Kubiaka. Pierwszy
set nie był rewelacją. Grali po prostu grali, tak aby się pobawić i wypróbować
nowych kombinacji. W kolejnym secie na boisko weszłam już ja z Elizą. Nogi
miałam jak z waty, tak samo jak przed laty. Z głośnym westchnieniem weszłam na
boisko. Od razu zostałam pokierowana na zagrywkę. Złapałam się wręcz za głowę.
- No dawaj, dawaj! Pamiętaj, aby tylko przeszła! –
krzyknął Łomacz zza siatki, który
zmieniał się co jakiś czas z Fabianem. Po hali rozszedł się śmiech. Wzruszyłam
ramionami i podrzuciłam lekko piłkę w górę. Dzięki mojemu spokojnemu flotowi,
Winiarski mógł przyjąć zagrywkę na palce. Szybkie rozegranie Łomacza do
Jarskiego. Pisnęłam głośno i uciekłam z mojej strefy, gdyż piłka niechybnie
zbliżała się w moją stronę. Z hukiem uderzyła w parkiet, gdzie przed chwilą
jeszcze stałam. Wszyscy spiorunowali Kubę wzrokiem, który skulił się lekko.
- Mówiłem chyba, że w nią nie atakujemy! – warknął Łomacz.
Kuba przedostał się pod siatką i podbiegł do mnie z przeprosinami. Parę sekund
później znów wróciliśmy do normalnego trybu gry. A teraz był czas na mój popis.
Kubiak przyjął zgrabnie piłkę. Serce tłukło mi jak oszalałe, gdy leciała nade
mną. Dawno nie czułam tej małej adrenaliny w żyłach, tego jak wszyscy pulsuje w
zawrotnym tempie. Skoczyłam lekko do góry i rozegrałam piłkę po prostej do
Ruciaka. Nie poleciała tak jakbym chciała, ale Michał nic sobie z tego nie
zrobił i wybił piłkę po palcach Kosoka. Niestety chłopaki ją wyratowali i
zdobyli jeszcze punkt. Kolejne rozegranie było już lepsze. Grało mi się coraz
lepiej. Pulsująca krew w żyłach i tętnicach zrobiła się przyjemniejsza. Z
rozegraniem szalałam we wszystkich możliwych sytuacjach, a siatkarze dostawali
piłki pod sam nos. Żygadło siedział na krzesełku i kręcił głową z podziwem.
Wreszcie na boisko weszła Eliza. I tu się zaczęły kombinacje. Może nie miała
takiego zasięgu jak niektórzy środkowi, jednak wystarczający by zszokować
chłopaków. Mistrzowsko zablokowała Winiarskiego. Zgrywałyśmy się świetnie,
wręcz doskonale. Po jakimś czasie chłopaki już wiedzieli, że piłki będą często
wystawiane do Elizy, więc starali się nie lecieć ślepo na skrzydła. Ten set
niestety przegraliśmy. Zeszłam z boiska niezmiernie zadowolona, mimo że kolano
zaczęło mi już dokuczać. Dlatego też odmówiłam kolejnego wejścia na parkiet.
Niech Łukasz zrobi z tamtymi porządek. Bo taki też zrobił. O mały włos, a
doprowadziliby do tie-breaka. Piotrek skończył mecz piękną przesuniętą krótką,
a więc moja drużyna wygrała 3:1. Wszyscy
przybiliśmy sobie piątki. Usiadłam na krzesełku. Niespodziewanie kucnął przede
mną Łomacz:
- Nie mówiłaś, że tak świetnie grasz? – uśmiechnął się
zawadiacko – Stwarzasz mi konkurencję…
- Boisz się? – zmrużyłam oczy.
- Skąd – odparł i przytulił mnie do siebie – Jesteś świetna.
Chwila, moment i odsunęłam się od niego. Kurek, przechodzący
obok nas, zagwizdał wesoło. Za ten jakże piękny dźwięk został obdarowany
pięścią w ramię od Grześka. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy.
- Grałaś kiedyś? Tak profesjonalnie? – dociekał.
- Kiedyś, bardzo dawno temu – westchnęłam. Razem z Grześkiem
wyszłam z pomieszczenia, aczkolwiek skierowałam się do swojej szatni. Eliza
stała już tam przebrana i podrzucała w rękach piłkę.
- A ty skąd to wytrzasnęłaś? – roześmiałam się głośno,
widząc jak odbija ją od ściany.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak fajnie było do tego wrócić
– pisnęła zachwycona.
- Wiem – oznajmiłam i błysnęłam zębami w jej stronę – Piękna
chwila, gdy znokautowałaś Kurka, uderzeniem w czoło.
- Ale go przeprosiłam – mruknęła. Zerknęłam na nią kątem
oka. Policzki się jej zaróżowiły.
- Czujesz do Kurka miętkę, co? – roześmiałam się cicho.
Przewidywałam wszystko. Nawet to, że zaraz dostanę od niej w plecy czy ramię. A
ona wzruszyła tylko ramionami i złożyła strój w kostkę.
- Nie czuję – fuknęła. Poklepałam ją wymownie po ramieniu,
przekazując wiadomość, że tylko tak jej się wydaje. Wyszłyśmy z hali w
mistrzowskim humorze. Takim, jakiego nie miałyśmy już od dawna. Zmęczone, ale
szczęśliwe dopadłyśmy do swojego pokoju i rzuciłyśmy się na łóżko. To była
ciężka, bardzo ciężka godzina naszego życia.
____________________________________________
Tak trochę bezpłciowe xD
A jutro rewanż na Atlas Arenie. Będzie rzeźnia! Chłopaki musza jeszcze trochę ze sobą pograć. Naprawdę piękny mecz Zatorskiego. Po Kurku spodziewałam się więcej, ale też chłopaczyna robił co mógł.
Kto wygra mecz?
POLSKA!
To mamy typowo wojenne nastawienie. A ja dwie godziny temu wróciłam do domu już wybierzmowana xD
Strasznie tu dzisiaj dużo opisów. Przebolejcie to, błagam :3
Rozdział bardzo mi się podoba. Ciekawy co najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na 1 rozdział :)
przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com
całuję, camilla.;*
PS. Bezpłciowe? Raczej dobre! :D
Bardzo fajny rozdział, informuj jak możesz mnie o nowych. Zapraszam na XI http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńsama jesteś bezpłciowa! XD dobry jest, ten trening i powrót do dawnych marzeń... fajna sprawa. i ja to już chyba mówiłam, ale te podchody Lei i Kubiaka przebijają wszystko! Aż się cieplutko robi w środku XD
OdpowiedzUsuńbtw, zapraszam do mnie na siódemkę [un-poco-de-amor.blogspot.com]