wtorek, 12 listopada 2013

#Epilog


Gdańsk – czerwiec, rok 2013;

- Daj mi się zastanowić.

Złapała za rączkę walizki i niepewnie cofnęła się o parę kroków w tył. Już dawno powinna stać w kolejce do odprawy.

- Niech będzie. W końcu to tylko jeden sezon – mruknął, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

- Grzesiek, ale ja nie wrócę za rok – wyszeptała. To był chyba najlepszy moment, aby odejść. Nie mogła tego zrobić. Niewidzialna siła trzymała ją w tym samym miejscu.

- Jak to nie wrócisz? – zapytał zdezorientowany. W zaskakującym tempie pokonał dzielącą ich odległość.

- Po prostu. Do zobaczenia…

Jeśli kogoś kochasz to pozwolisz mu odejść.  Prawda? 



Mediolan – listopad, rok 2013;

Nieświadomie tęskniła za Polską, za specyficzną pogodą, różnymi świętami, a przede wszystkim za rodziną. Mediolan nie był zły. Niesamowicie rozwinięte miasto w północnych Włoszech. Czego chcieć więcej? Cała trójka pomieszkiwała w domu państwa Giacalone. Wychodzili stamtąd dopiero o dziesiątej rano, co było wręcz nie do pomyślenia w Polsce. Było wspaniale. Przez te kilka miesięcy opanowali język włoski prawie do perfekcji. Nie było trudności w porozumiewaniu się ze sklepikarzami, pracownikami, a nawet denerwującymi kierowcami.

- Przepraszam panią najmocniej – usłyszała czyjś głos, próbujący wymówić kilka słów łamanym włoskim. Zatrzymała się i w ułamku sekundy odwróciła w stronę przybysza. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – Amanda?!

Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem już tak.

- Bartek?! Co Ty tu robisz?

- O to samo mógłbym zapytać się Ciebie.

Zaśmiał się głośno i porwał ja w ramiona. Stali tak objęci przez kilkanaście sekund.

- To niesamowite, wiesz? – uśmiechnął się – Co tam u Elizy?

- Najlepiej będzie jak sam ją o to zapytasz – westchnęła głęboko – Właśnie idzie i namierza Cię wzrokiem. Miłego powitania.

To był chyba najpiękniejszy obrazek jaki w życiu widziała. Siatkarz odwrócił się delikatnie do tyłu i uśmiechnął do zaskoczonej dziewczyny. Jak tylko go zobaczyła ruszyła w jego stronę szaleńczym biegiem. Minęło kilka sekund, a ona już stała w jego objęciach. Uwiesiła mu się na szyi i składała zawzięte pocałunki na jego policzku. Brunetka uśmiechała się pod nosem, patrząc na to wszystko z daleka. Niech się sobą nacieszą. Skierowała się w stronę ulicy, prowadzącej do domu Kostka. 



Warszawa – lipiec, rok 2014;

To było coś niezwykłego. Pierwszy raz od ponad roku stanęła na tej cudownej polskiej ziemi. Podczas pobytu we Włoszech jeszcze bardziej umocniła swój patriotyzm. Teraz mogłaby wstąpić do wojska i przejść się dostojnie w paradzie. Cierpliwie czekała na fioletową walizkę z kilkoma szarymi paskami.

- Eliza sprzedała mi cynk, że gdzieś tu powinnaś być. I jesteś.

Odwróciła się gwałtownie do tyłu i wbiła wzrok w roześmiane oczy bruneta. Uczucie tęsknoty nasiliło się o wiele bardziej niż ostatnim razem, jeszcze przed wyjazdem. Niepewnie wtuliła się w jego klatkę piersiową, zasłuchując w przyspieszone bicie serca. Objął ją delikatnie i pogłaskał po głowie.

- Amanda, zostań ze mną. Już na zawsze – wyszeptał, odnajdując ustami drogę do jej warg. Jednak nie pozwoliła mu na to, aby ją pocałował. Zaśmiał się pod nosem. – Zostań ze mną do końca świata i trzy dni dłużej.

- Dlaczego trzy? – zapytała cicho, wplątując palce w jego czarne jak smoła włosy.

- Bo trzy to moja szczęśliwa liczba – uśmiechnął się promiennie – Trójki zawsze się sprawdzają.

- Ale chyba nie tym razem – wzruszyła ramionami i odsunęła od bruneta na niewielką odległość.

- Już nie udawaj, nie udawaj – zaśmiał się, dając jej pstryczka w nos – Jeszcze Cię przekonam. 


Okolice Rzeszowa – grudzień, rok 2016;
  - Przestań się pokrakować za tą kierownicą! – zbeształa go, spoglądając co jakiś czas w lusterko. – Dojeżdżasz do ucywilizowanego miasta, więc zachowuj się! Wiem, że Gdańsk to dziura albo…
- Coś Ty tam powiedziała? – zapytał ostrzegawczo, wbijając palce między jej żebra.

- Ej no! – zaśmiała się głośno, próbując odepchnąć jego umięśnione ramię. – Patrz na drogę! – krzyknęła, gdy gwałtownie zjechał na drugi pas.

- Odszczekaj to o Gdańsku – wbił w nią rozbawione spojrzenie, ale tylko na chwilkę.

- Nie – splotła ręce na piersi i nabrała powietrza do ust. Tylko przez minutę towarzyszyło im milczenie, bo potem brunet zjechał na parking stacji benzynowej. Odpiął pas bezpieczeństwa i wyłączył silnik auta.

- Teraz to masz już przechlapane – westchnął i zakasał rękawy kurtki. Brunetka zapiszczała głośno i szybko wydostała się na zewnątrz. To samo zrobił też rozgrywający. Gonili się wokół autka dobre kilka minut. Ludzie patrzyli się na nich jak na idiotów. W końcu dziewczyna miała dość biegania na szczudłach i zdyszana kucnęła obok drzwi pasażera.

- Słaba kondycja? – zaśmiał się Grzesiek i zrobił to samo co ona. – Widać muszę zabrać Cię na jakiś trening w Gdańsku.

- Nie wiem jakim cudem ty grasz tam już czwarty sezon – westchnęła głęboko, wsiadając do auta.

- Takim samym jak Ty, gdy co jakiś czas wyjeżdżasz do tych przeklętych Włoch.

- Co Ty chcesz od moich Włoszech? Pracuję, odpoczywam w luksusach i…

- Czyli tu w Polsce jest Ci źle? – burknął w jej stronę, włączając radio.

- Zawsze odwracasz kota ogonem – pokręciła głową z niedowierzaniem – Ciągle ten sam problem!

- Odpuśćmy lepiej dzisiejszy obiad u twoich rodziców – mruknął niezrozumiale, odpalając maszynę.

- Obiecałam, że przyjadę. Jeśli nie chcesz to dojdę tam sama!

Wysiadła zdenerwowana z samochodu i szybkim krokiem oddaliła się w stronę jezdni. Zeszła na pobocze, po czym wytrwale podążyła przed siebie.



Włochy, Bari – sierpień, rok 2017;

Usiadła wygodnie na leżaku na plaży i nasunęła okulary na nos. Tu wiecznie świeciło słońce, więc szybko się opaliła. Gdy tylko mogła wychodziła na zewnątrz i delektowała się ciszą oraz gorącymi promieniami.

- I co tak znowu leżysz? – zaśmiał się głośno, siadając na piasku obok niej.

- Zaczynam żałować, że zgodziłam się na pobyt tutaj razem z Tobą – warknęła, związując włosy w wysoki kucyk.

- Nie narzekaj. Przyznaj szczerze, że nigdzie nie bawisz się tak dobrze jak ze mną – wyciągnął rękę do przodu i wolnym ruchem dłoni rysował szlaczki palcami na jej odkrytym brzuchu. – Nie sądzisz, że powinniśmy już wrócić do domku? Jest  wieczór i połowę ludzi stąd wywiało…

- Jeju, Grzesiek, daj mi się tym wszystkim nacieszyć – westchnęła, podnosząc słomiany kapelusz z ziemi.

- Ja wiedziałem, że będzie ciężko – podniósł się do góry i ściągnął z siebie jasną koszulkę. Odrzucił ją w bok i pochylił nad leżakiem. – Ale nie spodziewałem się, że aż tak.

Szybkim ruchem podniósł ją do góry i nim zdążyła zaprotestować wbiegł do ciepłej wody. Brunetka pisnęła głośno i uczepiła się jego szyi.

- Dobra, wystarczy, coś ode mnie chcesz, więc słucham – poruszyła się nerwowo zmieniając pozycję. Oplotła go nogami wokół bioder i prawie wszczepiła w rozżarzone ciało siatkarza.

- Wyjdź za mnie – wyszeptał, patrząc głęboko  w błękitne oczy brunetki. Otworzyła usta z zaskoczenia, po czym szybko je zamknęła. Nawet nie drgnęła, gdy zdenerwowany zaczął mówić dalej. – Bądź ze mną przez cały czas i zostań do końca świata.

- I nawet trzy dni dłużej – dorzuciła swoje trzy grosze.

- Tak, nawet te trzy dni dłużej – uśmiechnął się i przełknął nerwowo ślinę – Wiem, że między nami bywało różnie i nie zawsze możemy się dogadać, bo czasem nasze charaktery się ze sobą ścierają. Mimo to ja już nie wyobrażam sobie ani dnia bez Ciebie. Potrzebuję twojej obecności jak powietrza. Bez Ciebie zaczynam się dusić.

Wypuścił ją z objęć. Stanęła na nogach, o własnych siłach po pas w ciepłej wodzie. Cały czas wpatrywała się w rozbiegane oczy Łomacza.

- Amanda, proszę powiedz coś, bo ja już nie wytrzymam.

- Za gorsz w Tobie romantyzmu, Grzesiek.  Jesteś strasznie roztrzepany i wiecznie zabiegany. Czasem myślę, że to siatkówka jest tą kobietą, której chcesz poświęcić swoje życie i tylko w niej widzisz głębszy sens.

- Jeszcze jedna taka pierdoła, a obiecuję, ze pójdziesz ze mną pod wodę – zastrzegł ją, zagryzając nerwowo wargi.

- Zniszczyłeś całą moją misternie ułożoną formułkę. Chciałam Ci po prostu powiedzieć, że Cię kocham jak wariatka i nie widzę świata poza Tobą.

- Mogłabyś mnie po prostu pocałować na znak, że zobowiążesz się do poskromienia mojego charakterku, a nie bawisz się w monologi.

- Potrafisz stłamsić cały romantyzm. Nawet we mnie – westchnęła i naparła delikatnie na miękkie wargi siatkarza. Tak po prostu, na znak, że jest gotowa zrobić wszystko, aby był szczęśliwy. Na znak, że da radę wytrwać z nim do końca swoich dni, że to wszystko, co robi, jest dla jego dobra.



Radom – czerwiec, rok 2018;

- Dzień dobry, żoneczko – usłyszała cichy szept w uchu. Otworzyła lekko oczy, przyzwyczajając się do światła wpadającego przez śnieżnobiałe firanki.

- Dzień dobry, mężusiu – odpowiedziała pięknym za nadobne. Odwróciła się w stronę siatkarza i delikatnie dotknęła jego policzka. Rozejrzała się po pokoju. Wczorajsza suknia ślubna wisiała na oparciu fotela, a garnitur bruneta walał się gdzieś po kątach mieszkania. Ponownie spojrzała w jego oczy. Leżał uśmiechnięty od ucha do ucha, oddychając głęboko i miarowo.

- Nie wiem jak Ty, ale ja zjadłbym jakieś dobre śniadanko – wyszczerzył się jeszcze szerzej niż kilka sekund temu. Brunetka jęknęła głośno i nakryła głowę poduszką. Za grosz romantyzmu.



Paryż – sierpień, rok 2018;

Euforia. Wrzawa. Tłum kibiców skandujący tylko jedno słowo: Polska. Nadmiar emocji dający upust na zewnątrz. Strumienie łez i wiercący dziurę w uszach krzyk. Z resztą na boisku nie było wcale gorzej. Nikt nie wiedział co się dzieje. Były tylko dwie drużyny. Przegrani, schodzący z parkietu ze łzami w oczach. I wygrani, podkręcający atmosferę na hali.

Mieli powód, by paryska hala odleciała w powietrze. Wygrali. Zwyciężyli. Kolejne złoto do kolekcji. I to nie byle jakie złoto, bo lśniący medal Mistrzostw Świata. Coś nie do opisania. Siatkarze biegali po całym boisku, nie wiedząc co zrobić najpierw, by najlepiej uczcić te zwycięstwo. Brunetka przebrnęła przez tłum kibiców i oparła się o metalowe barierki. Jeden z ochroniarzy popatrzył na nią złowrogo, jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Chłopaki zniknęli w szatni i pojawili się niecałe pół godziny później. Po oczach było widać, że nie jest już tak samo jak wcześniej. Niecierpliwie czekali aż będą mogli wejść na podium i z dumą zaśpiewać hymn. Widziała zaszklone oczy co niektórych siatkarzy, gdy zabrzmiały pierwsze nuty Mazurka. Sama omal co nie zaczęła wylewać rzewnych łez. A potem rozpoczęło się tylko świętowanie. Uśmiechała się radośnie, gdy Grzesiek biegał dookoła boiska z butelką szampana w ręce. W końcu ją zauważył. Podbiegł do brunetki, przechylił się przez barierkę i pocałował tak, jakby jutro miał się skończyć świat. Jednym ruchem ściągnął z szyi złoty medal i zawiesił go na karku Lewandowskiej.

- Obiecałem. A ja zawsze dotrzymuję obietnic.  



Stambuł – marzec, rok 2019;

- Zamarzyło Ci się Turcji – westchnęła, opadając na fotel po niesamowicie długim spacerze.

- Sama chciałaś wojaży po świecie, więc podpisałem pierwszy lepszy kontrakt – pochylił się nad nią i pocałował lekko w skroń. Pogłaskała go delikatnie po policzku i uśmiechnęła się promiennie. Niczego więcej jej do szczęścia nie było potrzeba.

- Grzesiek, wiesz może kiedy Jaroszom urodzi się następne dziecko? – zapytała, podciągając kolana do góry.

- Z tego co mówił Kuba to na początku września – wzruszył lekko ramionami. – A co? Swoich się nie możesz doczekać?

- Nie – zaśmiała się – Zamierzam kandydować na chrzestną.

Brunet złapał ją za rękę i pomógł wstać z fotela. Zdziwiona spojrzała w jego roziskrzone oczy. Objął ją pewnie w pasie i zanurkował ręką pod błękitną koszulą. Rysował niezidentyfikowane wzory na opalonym ciele kobiety.

- No naprawdę nie chcesz? – zapytał cicho. Pochylił się nad nią i delikatnie przejechał ustami po odsłoniętej szyi. – Będziesz matką chrzestną bez swoich dzieci?

- Żebyś wiedział, że będę – roześmiała się, wplątując palce między rozwichrzone przez wiatr włosy rozgrywającego.

- Jaka ty jesteś uparta. Jeśli ty nie chcesz, to ja Cię zmuszę. Przykro mi Amanda, ale bez dzieci to ja się ze Stambułu nie ruszę – stwierdził, po czym wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Zamknął za sobą drzwi i tyle ich widzieli. Najwyżej narażą się na niezbyt przychylne spojrzenia sąsiadów z dołu, gdy skrzypiące łóżko załamie się pod ciężarem ich ciał. Takie życie.



Tours – październik, rok 2019;

- Słońce, co na obiad? – zawołał od progu. Zrzucił z ramion bluzę i postawił torbę treningową przy komodzie. Usłyszał huk w kuchni i dźwięk stłuczonego szkła. Czym prędzej pobiegł właśnie w tamtym kierunku. Brunetka siedziała zapłakana przy stole, na którym stał tylko flakonik zwiędłych już kwiatów. Z piekarnika unosił się gęsty dym, a na podłodze koło lodówki leżały szczątki szklanki. Poza tym karton w sokiem pomarańczowym spoczywał w zlewie z niezidentyfikowanej pozie. Kobieta co rusz spoglądała w jego stronę i jeszcze bardziej zalewała się łzami.

- Ama, co się stało? – zapytał zaniepokojony, kucając przed jej kolanami. – Wszystko dobrze? – dopytał, wolną ręką głaszcząc jej brzuch.

- Nie – załkała – Wszystko jest źle. Czuję się jak wieloryb w stanie błogosławionym! Strach wyjść z mieszkania, aby ludzie przede mną nie uciekli, bo swoimi słoniowymi gabarytami mogłabym miażdżyć…

Kolejne strumienie łez potoczyły się po zaróżowionych policzkach. Grzesiek roześmiał się serdecznie. Wykonał parę skomplikowanych ruchów, aż wreszcie podniósł ją z krzesła i zaniósł do salonu, lawirując między kuchennym pobojowiskiem. Pomógł jej usiąść w fotelu, po czym kolejny raz przed nią klęknął.

- Ja myślałem, że jest coś nie tak z dzieckiem. A Ty płaczesz z zupełnie innego powodu.

- A mam się niby cieszyć? – zagrzmiała, ocierając policzki wierzchem dłoni.

- Tak, masz się cieszyć. Jesteś jeszcze piękniejsza – uśmiechnął się i ułożył głowę na jej kolanach – Przynajmniej mam więcej ciała do kochania.

Kolejny raz tego dnia zalała się łzami. Co by nie powiedział – tak samo źle.

- Kocham Cię, słyszysz? – wziął jej twarz w dłonie – Przed ciążą, w trakcie czy po. I nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak jestem teraz. I mam dla Ciebie propozycję. Co Ty na to, abyśmy wieczorem wybrali się do restauracji i do teatru?

- Ludzie się będą na mnie patrzeć…

- A ja będę dumny, że mam taką żonę. Będę krzyczał, że za miesiąc urodzi mi się synek albo córeczka. Będę po prostu dumny.  Odpocznij, nastaw się psychicznie, a ja posprzątam w tej nieszczęsnej kuchni. Może chcesz czekolady?



Rzeszów – grudzień, rok 2022;

- Babciu, może byś wzięła ode mnie te dzieci? – zmęczony głos brunetki zabrzmiał w salonie. – Chcę jechać z Grześkiem do galerii. Musimy zrobić zakupy. Chciałabym się jeszcze rozejrzeć za jakąś sukienką na Sylwestra.

- Oczywiście, oczywiście. Jedźcie, bawcie się dobrze – uśmiechnęła się kobiecina i posadziła rozbrykane wnuki na kanapie. Włączyła kreskówki, po czym położyła pilot wysoko na szafce, by szkraby nie mogły jej sięgnąć.

- Grzesiek, długo jeszcze? – zapytała głośno, owijając się szalikiem wokół szyi. Matka dołączyła do niej w przeciągu kilku sekund, pytając co ma dać swoim ukochanym wnuczkom do jedzenia. – Na szafce w kuchni zostawiłam kartkę. Trochę kaszy znajdzie się gdzieś w torbie… - chciała jeszcze coś dodać, ale przerwał jej głośny krzyk Łomacza.

- Daniel, do cholery jasnej!  - wbiegła szybko do salonu i załamała ręce. Chłopiec stał na środku pokoju, próbując wszelkimi siłami zasłonić to, co działo się za jego plecami. Choinka przechylała się niebezpiecznie na prawą stronę, a wszystkie bombki leżały stłuczone na panelach. Natomiast Karolinka dorwała się do sztucznych prezentów pod drzewkiem i zrywała z nich kolorowy papier.

- Chodź, Grzesiek – westchnęła załamana – Jedziemy po bombki.



Żory – maj, rok 2027;

- Mamo! Mamo! Daniel podarł mi rysunek!

- Siedź cicho, Kara i lepiej się nie odzywaj – chłopiec syknął w jej stronę.

- TATO! – krzyknęła dwa razy głośniej.



Żory – październik, rok 2033;

- Oddaj ten telefon! – dziewczyna krzyczała za bratem, goniąc go po całym domu. Daniel wyciągnął rękę do góry, tak aby siostra nie mogła sięgnąć urządzenia.

- Uuuuu, mamo! Karolina pisze z jakimś alwaro! – zaśmiał się głośno, odpychając dziewczynę ręką.

- Jeszcze słowo, a pokażę tacie co chowasz za szafką! – wysyczała w jego stronę. Grzesiek wszedł do salonu i pokręcił głową z dezaprobatą. Wyrwał chłopcu telefon z ręki i sam przyjrzał się kolorowemu ekranowi. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i burknęła coś zawstydzona pod nosem.

- Co to za Michał? Przystojny chociaż jak tatuś? – zapytał, co rusz zerkając na telefon. Amanda weszła do salonu i szybko odebrała telefon mężowi.

- Im starszy, tym gorzej głupi – prychnęła pod nosem i oddała córce jej własność. Ta tylko wspięła się na palce i cmoknęła ją w policzek.

- Poczekaj ty! – zaśmiał się Łomacz i pobiegł z brunetką do kuchni. Tam dopadł ją przy koło okna i przyparł całym ciałem do parapetu. Naparł na jej wargi, praktycznie je miażdżąc.

- FUUUJ! – wspólny okrzyk obrzydzenia wydostał się z krtani rodzeństwa. Grzesiek spojrzał na nich i wygonił z pomieszczenia. Usłyszał tylko jak chichoczą pod drzwiami. Pokręcił głową i ponownie pocałował brunetkę.



Rzym – lipiec, rok 2035;

- Grzesiek, uspokój się już – wyszeptała, rozczesując czarne włosy w łazience. Brunet co chwila całował ją w szyję, nurkując chłodnymi dłońmi pod materiałem cienkiej koszulki.

- Spędzamy razem tak mało czasu – westchnął cicho, przygryzając delikatnie jej skórę.

- Zachciało Ci się teraz? Na wakacjach? W hotelu? – zaśmiała się, spoglądając w lustro. Oparła się o ramię męża i przyglądała jego twarzy ze zgryzioną wargą.

- Dzieci są pod drugiej stronie korytarza. Zamkniemy się – mruknął i dotarł palcami do zapięcia stanika.

- Jesteś nienormalny – zaśmiała się, pomagając zdjąć mu koszulkę. Pocałował ją przeciągle i w mgnieniu oka zniknął z pomieszczenia. Chwilę potem wrócił z kluczykiem w ręku. Położył go na szafce i uśmiechnął się zawadiacko. Złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Takim, jakiego nie czuli już od dawien dawna.



Znowu Żory – grudzień, rok 2037;

Wysoka brunetka usiadła na krześle w kuchni i opadła na oparcie. Błądziła zdezorientowanym wzrokiem po całym pomieszczeniu. Zatrzymała go chwilowo na zajętym jedzeniem jabłka ojcem i sprawdzającą co chwila ciasto – matkę. Wbiła wzrok w zmarznięte dłonie.

- Dobrze chociaż całuje? – wypalił Grzesiek, wyrzucając ogryzek do kosza.

- Tato! – krzyknęła zawstydzona. Dziewczyna była jego wierną kopią. Te same oczy i uszy. Odziedziczyła po nim również charakter. Jedynie nos miała po matce.

- I co peszysz dziewczynę? Daj spokój! – zaśmiała się kobieta – Lepiej zapytaj czy są już razem.

- Mamo no!

- No co? Chyba interesuję się życiem mojej córki. Jedynej – uśmiechnęła się pogodnie i cmoknęła ją w czoło. Odgarnęła czarne włosy z jej zarumienionej twarzy i pogłaskała ją lekko po głowie.

- O, idzie twój ukochany brat bliźniak – roześmiał się Grzesiek, lustrując syna od góry do dołu.

- Iza kazała Ci się ubrać jak człowiek? – zapytała Karolina, zakładając nogę na nogę. – Zawsze chodziłeś w tych wyciągniętych dresach i bluzach.

Grzesiek przygarnął do siebie Amandę i objął ja w pasie.

- Patrz jakiego mamy dzisiaj pięknego syna. Chyba pierwszy raz od roku – zaśmiał się serdecznie i pocałował żonę w policzek.

- Bardzo śmieszne, bardzo! – prychnął chłopak i wyszedł z kuchni.

- Daniel! Tylko nie zapomnij zrobić relikwii z tej wypłowiałej czapki! Więcej jej już nie założysz! – krzyknął rozgrywający, a chwilę potem oberwał ścierką po głowie. Karolina zaśmiała się głośno, rozwijając cukierka i wpychając go sobie do ust.

- A Ty się tak nie śmiej! – ojciec pogroził jej palcem – Pilnuj lepiej tego swojego alwaro. Fajny chłopak. Uczep się go jak twoja mama mnie.

- Ja się Ciebie uczepiłam?! Ja?!

- A kto inny?

- Gorszych bredni to ja w życiu nie słyszałam!



 Łódź – luty, rok 2045;

- Pamiętacie swoje wesele? – zapytał Jarosz, trzymając na kolanach małą dziewczynkę ubraną w czerwoną sukienkę. Co chwila poprawiał jej kucyki na głowie.

- Tego nie da się zapomnieć. A zwłaszcza Ciebie tańczącego w spódnicy z peruka na głowie. Wszystko jest na płytach – brunet złożył ręce na karku i mrugnął okiem do przyjaciela.

- Lepiej nas nie prowokuj, bo mamy wszystkie twoje kompromitujące zdjęcia – roześmiała się kobieta, popijając kawę. – A tak w ogóle to gdzie ten wasz najstarszy syn?

- Razem z waszym gdzieś się szwendał – westchnął rudzielec – Czuję się już stary…

- Nie narzekaj, nie narzekaj. Patrz jakiego masz małego szkraba pod opieką. A Amanda cały czas zaciska kolana…

- Pilnuj mnie Kuba, bo jak mu zaraz świsnę!



Żory – czerwiec, rok 2054;

- Grzesiek...

- Tak?

- Kocham Cię. Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak jestem teraz. Wszystko się udało. Wszystko.

Pozwolił by wtuliła się mocniej w jego rozgrzane ciało. Pocałował ją w skroń i razem odpłynęli w krainę Morfeusza jak każdego dnia. 

___________________________________________ 

Zaraz się chyba popłaczę. 
EDIT: Już wracam do was z resztą mojego wywodu. 
Nie wiedziałam, ze tak trudno będzie mi się rozstać z tym opowiadaniem. Strasznie zżyłam się z Amandą, Grześkiem, Elizą i resztą bohaterów. Zaczęłam ich traktować jak element rodziny. Coś niesamowitego. Teraz, gdy myślę, że już więcej tu nic nie napiszę, robi mi się tak cholernie smutno. Najlepiej nie wstawiałabym tego epilogu, ale ta historia nie mogła się ciągnąć w nieskończoność. 
Postanowiłam, że pod każdym zakończonym opowiadaniem będę dodawała garstkę statystyk i ciekawostek, a więc:
 • Początkowo bohaterem tej historii miał być Kuba Jarosz *.*
• Potem miałam pomysł, by bohaterami był Bartman i Kubiak (jak widać w pierwszych rozdziałach), ale szybko wyperswadowałam to sobie i zostaliśmy przy Grzesiu ♥
• Cała historia skończyła się mniej więcej tak, jak ją sobie zaplanowałam. Chociaż i tak żyła ona własnym życiem. 
• A Lea miała być szczęśliwa razem z Miśkiem Kubiakiem. 
• Z Bartka chciałam zrobić najgorszego skurwiela (całe szczęście, że tak nie uczyniłam)
• Wszystko miało być krótkie, ale wyszła z tego litania ^^
• Na chwilę obecną mam 12,600 odwiedzin. 
• Najwięcej wyświetleń zanotowałam w maju, bo koło 2,700 odwiedzin
• Najczęściej spoglądaliście na rozdział dwunasty
• Przychodziliście do mnie, kierując się TEGO miejsca
• Największa liczba komentarzy wynosi 25 ;) W sumie było ich 187
• Napisałam tu dwadzieścia sześć rozdziałów
• Jestem z wami od wtorku 12 marca. 
• Mam 14 obserwatorów (dorobek nie z tej ziemi) 
Więc to tyle. Jak na pierwsze skończone opowiadanie jest cudownie. I nie umiem znaleźć słów, aby wam za to wszystko podziękować, bo trwaliście ze mną przez te długie miesiące, dając dobre rady i wspierając duchowo. A to było dla mnie naprawdę ważne
Dziękuję. 

Simon // Cichy // Dawid

Teraz jestem tam!

EDIT2: My wygrałyśmy dzisiaj mecz 3:0 i Lotos wygrał mecz 3:0 Szczęśliwy dzień. I JESZCZE GRZESIEK DOSTAŁ MVP ♥
 

wtorek, 5 listopada 2013

# Dwadzieścia cztery




Tak nagle z dnia na dzień przestaliśmy rozmawiać. Ograniczyliśmy się do wymieniania tylko kilku w słów wtedy , gdy natknęliśmy się na siebie na ulicy. Wszyscy wokoło chcieli ratować to, co jeszcze do ocalenia zostało. A było tego coraz mniej. Nie było tragedii, gdy nie widzieliśmy się jakiś czas. Żyliśmy dalej. Nie robiło to na nas różnicy. Od krótkiej rozmowy w jego mieszkaniu wymieniliśmy ze sobą może dwa słowa. Najpierw podczas świąt Bożego Narodzenia, gdy Grzesiek miał na tyle odwagi, by przyjść do naszego mieszkania i złożyć nam osobiście życzenia. Potem zniknął. Kolejny dni, tygodnie, miesiące bez wymiany ani jednego słowa. Tylko ciche wegetowanie wewnątrz domu i obwinianie siebie za popełnione błędy. Może gdyby nie to, co zdarzyło się na początku grudnia, nie byłoby tego wszystkiego? Upartego milczenia i czekania na krok drugiej osoby. Z biegiem czasu znudziło nam się czekanie. Zostawiliśmy to bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Całkowicie poświęciłam się temu co mi zostało – architekturze. Jednego z tych szarych smutnych dni, gry odechciewa się żyć, Kostek z szerokim uśmiechem wpadł do mieszkania i rzucił plecak na kanapę w salonie. Długo czekałyśmy zanim wykrzesał z siebie choć jedno słowo. Odchrząknął znacząco, po czym zaczął swój króciutki monolog.
- Ja rozumiem wszystko. To, że Eliza jest podłamana rozstaniem z Bartkiem, a Amanda cały czas się obwinia. Jestem skłonny to wyrozumieć, ale tak już się nie da żyć! Zamknęłyście się w sobie zupełnie. Nie wiem co zrobiłby teraz Bartek albo Grzesiek, ale ja mam dla was propozycję – uśmiechnął się kolejny raz i pochylił lekko w naszą stronę.
Niechętnie się do niego przysunęłyśmy. Nie miałam ochoty słuchać jego dalszych wywodów. Wolałabym się zaszyć teraz w pokoju z kubkiem herbaty i tak trwać do dnia następnego.
- Zostało nam tylko pięć miesięcy do zakończenia roku. Wiecie już co dalej? – zapytał, błyskając we wszystkie strony ciemnymi oczami.
- Nie. Kostek, ja naprawdę nie mam siły na takie decyzje – jęknęła Eliza, chowając głowę w poduszkę.
- To chyba czas najwyższy, nie? Lubicie długie podróże? – kiwnęłyśmy równo głowami – Ojciec z chęcią załatwi nam przyzwoity staż w dobrze rokującej firmie.
- We Włoszech?! – rudowłosa poderwała się z kanapy i równie szybko złapała się za głowę – Oszalałeś?
- A co? Masz inny pomysł? – warknął nieprzyjemnie – Chcesz meblować dom dla siatkarza?
- Przeginasz w tym momencie, Kostek – uczepiłam się lekko jego ramienia, by zaprzestał kolejnej wojny z Elizą. Usiadła naprzeciwko niego w miękkim fotelu i bacznie lustrowała śniadą twarz. Po paru minutach zrozumiała prośbę Giacalone. Uśmiechnął się do niej pogodnie. Dał nam czas do namysłu. Mogłyśmy dysponować nim ile chciałyśmy. Nie naciskał, bo wiedział, że wyjazd z kraju nie jest dla nas czymś tak banalnie prostym jak dla niego. W porównaniu do nas Kostek bywał we Włoszech kilka razy w ciągu kwartału. Zawsze wracał na święta do rodziców. Eliza przychodziła do mnie każdej nocy, pytając o moje zdanie. A ja zawsze odpowiadałam jej tak samo. Tęskniła z Kurkiem. Widać było to po jej oczach. Nie świeciły one swoim dawnym blaskiem. Starała się zachowywać pozory, ale ja i tak wiedziałam, co leży jej na sercu. Usilnie próbowała ratować mój ,,związek” z Łomaczem. Nic z tego. Mimo szczerych chęci nie miałam siły na ponowne budowanie tego wszystkiego. Może z czasem coś się naprawi. Tylko na początku czułam się bez bruneta jak bez ręki. Z biegiem czasu takie odczucie mijało. Było tak prosto, tak banalnie jak przed przyjazdem do Spały. Żyłam w słodkiej nieświadomości, że gdzieś po tym świecie błąka się brunet, czekając na kogoś kto wreszcie zrobi porządek w jego roztrzepanym życiu. Poniekąd taki też zrobiłam, aczkolwiek na krótką metę. Chyba miał już dość ładu i zorganizowanego życia. Dużo bardziej odpowiadał mu wszechobecny chaos. Wprowadził jego odrobinę w moje spokojne życie. Tak nagle wszystko się pomieszało. To była gwałtowna burza i huragan targający emocjami. Teraz wszystko się uspokoiło. Wiatr przestał wiać.
- Kostek, jesteś? – zawołałam od progu, ciągnąc za sobą Elizę. Zsunęła ze stóp ciemne adidasy. Na dworze było już całkiem ciepło. Święta Wielkanocne minęły parę tygodni temu. Wtedy Grzesiek już do nas nie przyszedł. Ograniczył się tylko do krótkiej rozmowy przez telefon. Szczerze mówiąc coś się we mnie ruszyło. Chyba sumienie. Już dawno nie słyszałam jego spokojnego głosu. Westchnęłam ciężko, wchodząc do salonu. Brunet leżał na kanapie i bezmyślnie gapił się w telewizor.
- Musimy pogadać – mruknęła rudowłosa – Kostek, słyszysz nas?!
- Co? – spojrzał na nas zaskoczony – OK. Już wracam na Ziemię.
Usiadł szybko i splótł ręce na piersi. Obserwował nas badawczo i uśmiechał zachęcająco.
- Jedziemy z Tobą – westchnęłam i czym prędzej oklapnęłam na fotel przy ścianie.
- Jedziecie? – zawołał radośnie.
- Jedziemy, jedziemy. Przynajmniej spróbujemy – odparła Kołodziejczyk. Kostek wręcz zawył ze szczęścia. Nie w sposób było się nie uśmiechnąć na ten widok. A wiec jedziemy do Włoch. Do tego cudownego kraju, o którym wiemy praktycznie wszystko. Dziwne uczucie. Tak nagle poczułam się wolna, niezależna. Tylko ja mogłam w tej chwili decydować. Nawet mama, dowiedziawszy się o wyjeździe nie mogła mi tego pomysłu wyperswadować. Ta decyzja zaczęła rządzić moimi myślami i sercem.
Czasu było coraz mniej. W maju przygotowywaliśmy się już do ostatnich egzaminów. Dwa tygodnie przerwy i ta upragniona podróż. Czy Włochy są idyllą?
Krótkie ostatnie pożegnanie z Gdańskiem. Potem nie będę miała już czasu. Ostatni raz wybrałam się na Stare Miasto. Potem to Kostek zarządził krótką wycieczkę do Sopotu. Zostawili mnie na molo samotnie, a sami poszli objadać się goframi z bitą śmietaną. Usiadłam na białej ławce i nasunęłam okulary na nos. Już minął rok. Długi rok podczas którego zdarzyło się tak wiele. Coś niesamowitego. Tyle wspomnień i zawodu. Tak dużo uczuć wszelkiej maści. Chłodny wiatr rozwiewał moje kruczoczarne włosy na wszystkie strony. Co chwila spoglądałam w stronę bramek, czekając na przyjaciół. Jednak to nadal nie byli oni.



|Bartek|
Koniec. Mam dość. Dynamo to nie było jednak to o czym marzyłem. Chciałem zostać w Superlidze dłużej, chociaż obiecałem Elizie, że wrócę. I wracam. Nie spełniłem oczekiwań. Może to przez tą długotrwałą kontuzję, która wyeliminowała mnie z gry. Nagle zatęskniłem za polską ligą, za tłumem kibiców, ciepłem i uwielbieniem. Tu wszyscy patrzyli na mnie sceptycznie, oczekując więcej, niźli mogłem dać. Chciałem, ale to nie było na moje siły. Byłem na to za słaby.
- Eliza? – mruknąłem cicho do telefonu. Usłyszałem wreszcie ten głos, za którym tęskniłem przez cały czas.
- Tęsknię za Tobą, Bartek – westchnęła cicho.
- Już wracam – szepnąłem – Wreszcie Cię zobaczę.
Pamiętam, że nie odzywała się dość długa. Była zszokowana moim postanowieniem. Od tej rozmowy minął równy tydzień. Jednak usłyszałem w jej głosie coś jeszcze. Zawód? Może rozczarowanie? Coś, co spędzało mi sen z powiek. Czym prędzej wróciłem do Polski. Już z daleka uśmiechnąłem się, widząc zarys gdańskich budynków. Chciałem jej zrobić niespodziankę. Przeczekałem jeden dzień, który dłużył mi się niemiłosiernie. To była żywa męka. Wiedziałem, że gdzieś tutaj błąka się Eliza, a nie mogłem jej zobaczyć. Kolejnego dnia z samego rana ruszyłem w stronę zapisanego na karteczce adresu. Stanąłem przed wysokim blokiem i z szerokim uśmiechem wszedłem do środka. Schody dzielące parter od czwartego piętra pokonałem w zawrotnym tempie. Chwilę potem wciskałem już denerwujący dzwonek do drzwi. Drzwi się uchyliły, a potem słyszałem już tylko pisk. Cały świat miałem przysłonięty burzą rudych włosów. Koloryt mojego życia powrócił tak niespodziewanie, że zaparło mi dech w piersiach. W końcu odsunęła się ode mnie i otarła zaspane oczy. Szybko się rozbudziła. Wciągnęła mnie za rękę do środka i posadziła na krześle w kuchni.
- A gdzie reszta? – zapytałem cicho.
- Jeszcze śpią. Obudziłeś mnie! – zaśmiała się cicho i delikatnie usiadła na moich kolanach. Objęła mnie rękoma za szyję, uważnie wpatrując w oczy.
- Chyba Ci to nie przeszkadza, prawda?
- Oczywiście, że nie – odparła – Strasznie się za Tobą stęskniłam.
Oparła głowę na moim ramieniu i nieświadomie zaczęła bawić się kapturem bluzy.
- Zmieniło się coś u was? – dociekałem – Co tam u Amandy i Grześka?
- Grzesiek i Ama już nie istnieją – westchnęła cicho, wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko nas – Dali sobie spokój. Trochę się pokłócili, powiedzieli o kilka słów za dużo. Wiesz jak to u Amy. Ona ma swoją dumę. A przecież wszyscy wiemy, że oni pasowali do siebie jak nikt inny. Bartek, nie zadawaj jej takich pytań, bo ostatnio jest tykającą bombą. Nic nie można do niej powiedzieć. Wegetuje całymi dniami w tym łóżku.
Zeskoczyła z moich kolan i przymknęła drzwi do kuchni.
- Chcesz coś do picia? – zapytała, opierając się plecami o blat szafek.
- Nie. Chcę się tylko Tobą nacieszyć – uśmiechnąłem się – Wreszcie będę mógł na Ciebie patrzeć dowoli. Chociaż przez te cztery tygodnie. Wyjedziemy razem na wakacje, prawda?
Uśmiech spełzł z jej rumianej twarzy. Odwróciła się do mnie plecami i oparła rękoma o jasny blat. Milczała dłuższy czas, dopóki nie podszedłem do niej i nie objąłem jej w pasie.
- Eliza, co się stało?
- Bartek… - wyszeptała płaczliwie – Nie wyjedziemy na żadne wakacje. Na pewno nie razem. Kostek załatwił nam staż we Włoszech. Za tydzień mam samolot…
Wtedy zapadła głucha cisza. Do pomieszczenia niespodziewanie weszła Amanda i przeciągnęła się w progu. Zreflektowała się szybko, gdy mnie zobaczyła. Uśmiechnęła się delikatnie i uciekła z powrotem do pokoju, znajdując zgrabny pretekst do ulotnienia się z miejsca zdarzenia.
To wszystko zdarzyło się ledwo dwa dni temu, a rana nadal pozostaje rozdrażniona. Na samą myśl o utracie rudowłosej przechodzą mnie zimne dreszcze. Nadal nie mogę się z tym pogodzić i chyba się nie pogodzę. Teraz już wiem, co czuła Eliza, gdy ja ją opuściłem. Dla niej Rosja znajdowała się na drugim końcu świata. Z miłości człowiek szaleje, nieprawdaż?



|Eliza|
Wszystkie trudne rozmowy mam już za sobą. One zawsze pozostawiają trwały ślad, ale lepiej tak niż wcale. Nie wyobrażam sobie tego, gdybym okłamała Bartka i wyjechała bez jego wiedzy. Wiem, że cierpi, że to wszystko go boli. To samo czułam ja, gdy podjąć decyzję o grze za granicą. Daleko za granicą. Do wyjazdu było coraz bliżej. Serce łomotało mi w piersi, gdy całą trójką ostatni raz zwiedziliśmy Trójmiasto. Kostek złapał mnie za rękę i zaciągnął do najbliższej budki z goframi. Uwielbiał je, ale my niestety nie miałyśmy takich talentów kulinarnych, by je zrobić bez spalenia połowy mieszkania. Musiał się zatem zadowolić tym, co było. Nie narzekał. Miałyśmy prawdziwy raj z takim Kostkiem. Rzadko kiedy wtrącał się w nasze kłótnie. Czasem jednak uparcie starał się nas godzić i wychodziło mu to jak nikomu innemu. Wracaliśmy właśnie z powrotem na molo, cali umazani w bitej śmietanie, gdy rozdzwonił się telefon. Wyjęłam go niezdarnie z kieszeni. Mama. Ciekawe co się stało? Oddałam gofra Kostkowi i odeszłam trochę na bok.
- Tak mamo? – zaświergotałam do słuchawki. Już więcej tego nie zrobiłam. Po drugiej stronie usłyszałam głośny szloch, przemieszany z jękami.
- Mamo, co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona. Jeszcze głośniejsze łkanie zabrzmiało w słuchawce. – Mamo! Co się stało?! Coś z tatą?!
- Córciu… - mama cały czas płakała. Byłam zupełnie zdezorientowana. – Antek nie żyje…
Odpowiedziała jej głucha cisza. Telefon wyślizgnął mi się z dłoni, a sama niewiele myśląc opadłam na ziemię i nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się przed siebie.
Antek… Antek nie żyje.
Te trzy słowa odbijały się echem w mojej głowie.
Mój Antek nie żyje.
Obraz zaczął mi się zamazywać. Widziałam jak Kostek zszokowany biegł w moją stronę. Już nie potrafiłam utrzymać łez na uwięzi. Płynęły one strumieniami po bladej jak ściana twarzy. Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Niemiłosierny ból rozszedł się po moim ciele. Wszystkie wspomnienia z nim związane przeleciały mi przed oczami klatka po klatce. Nie wiedziałam już, co się ze mną dzieje. Czułam oplatające mnie ramiona bruneta. Ukryłam twarz w dłoniach, zupełnie nad sobą nie panując.
Antek nie żyje…
- Eliza, wszystko będzie dobrze – szeptał, powtarzając te kilka słów jak mantrę. Tak samo mówił Antek. Uwięziony gdzieś w gardle krzyk wydobył się wreszcie na zewnątrz. Coraz ciężej było mi oddychać.
- Nic nie będzie dobrze, nigdy nic nie będzie dobrze – wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu. Połykałam słone łzy, nie nadążając za ocieraniem ich rękoma.
Trzy słowa.
Trzy słowa, które odebrały mi chęć do życia. Dlaczego akurat Antek? Czy to nie mógł być ktoś inny? On nie zasłużył na śmierć. Był młody i silny. Gorące łzy płynęły po policzkach przez cały czas.
Wyczerpana zasnęłam w ramionach Giacalone, który drżącymi rękoma zaniósł mnie do samochodu Amandy.



|Grzesiek|
Koniec sezonu. Ostatni mecz odbył się tydzień temu i zagwarantował nam szóste miejsce w końcowej klasyfikacji. Wynik nie powalał, ale był on o wiele lepszy od poprzednich. Za dwa tygodnie wracamy do Spały. Do miejsca ciężkiej harówki, gdzie grasz z Orłem na piersi. On jest dla Ciebie najważniejszy. Odetchnąłem głęboko i przeszedłem przez metalową bramkę pod czujnym okiem strażników. Nadmorski wiatr wiał ze wszystkich stron. Jeszcze mało ludzi przechadzało się po sopockim molo. Było za wcześnie, a przede wszystkim za zimno.
- Amanda? – wydukałem zaskoczony.
Kobieta podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się niemrawo.
- Cześć – odparła, odkręcając głowę zupełnie w drugą stronę.
- Co tu robisz? – zapytałem idiotycznie, przysiadając się lekko na ławeczce.
- Wydaje mi się, że to samo co Ty – wzruszyła ramionami.
Zaczął od niej bić niesamowity chłód. A może tylko mi się tak wydawało. Zerknąłem kątem oka na jej blade dłonie. Próbowała ukryć je w takim miejscu, w którym nie dostrzegłbym, że lekko drżą. Podniosłem na nią wzrok. Zmieniła się. Tak bardzo się zmieniła. Spoważniała jeszcze bardziej od momentu, gdy widziałem ją ostatni raz. I nagle zrobiło mi się żal. Zostawiłem ją samą na długie pięć miesięcy. Z tą myślą czułem się jak ostatni łajdak. Coś się we mnie ruszyło. Wreszcie odgadłem co to. To kawałek mojego zamarzniętego na lód serca zaczął pulsować o wiele mocniej. Krew płynęła szybciej w moich żyłach. Uparcie wpatrywałem się w profil brunetki aż w końcu zdenerwowana odwróciła się z moją stronę.
- Masz do mnie jakąś ważną sprawę? – zapytała szybko, zdejmując okulary z nosa. Zaskoczyła mnie intensywność błękitu w jej oczach. To było coś czego nie widziałem już dawno. Czy lód zamiast serca zaczął już topnieć?
- Nie sądzisz, że musimy porozmawiać? – zapytałem delikatnie, próbując nie doprowadzić do wybuchu wojny.
- Nie mamy o czym. Powiedzieliśmy już wszystko na co było nas stać, Grzesiek – mruknęła – Z resztą nawet nie mam czasu. Wyjeżdżam.
- Jak to wyjeżdżasz? – zaprotestowałem gwałtownie – Gdzie wyjeżdżasz?
- Na staż do Włoch – westchnęła – Ale ciebie to powinno najmniej interesować.
- Dlaczego taka jesteś, Amanda? – pokręciłem głową z niedowierzaniem – Traktujesz mnie jak teraz jak pomiot.
- Odezwało Ci się sumienie? – zaśmiała się cicho – To wszystko już daw…
- Amanda, ja nie pozwolę Ci wyjechać – wszedłem jej w słowo. Otworzyła szeroko oczy, patrząc na mnie zaskoczona. – Nie możesz wyjechać.
- Nie będziesz mi dyktował, co mam robić. Już straciłeś takie prawo.
- Niczego nie straciłem. Ty dalej się obwiniasz tak samo jak ja. Nie oszukuj siebie. Ty wiesz i ja wiem, że teraz poczułaś się zupełnie inaczej niż przez te kilka miesięcy… - zacząłem spokojnie.
- Kilka miesięcy? Kilka miesięcy?! – powiedziała zduszonym w sobie głosem – Prawie sześć długich miesięcy. Nie dzwoniłeś, nie zwracałeś uwagi na desperackie próby zwrócenia uwagi przez Elizę. Zapomniałeś.
- Też nie byłaś święta!
- Przynajmniej teraz nie chcę naprawiać niemożliwego!
To był impuls. Jeden prąd, który pchnął mnie do przodu. Wziąłem jej twarz w dłonie i niemal natychmiastowo naparłem na rozchylone wargi. Dreszcz przeszedł po moim ciele od czubka głowy aż po palce u stóp. Uczucie, którego nie czułem już od dawna sprawiło, że mój żołądek zmienił miejsce położenia. Dopadło mnie jeszcze większe zdziwienie, gdy brunetka wcale nie zaprotestowała. To trwało może kilka sekund, może minutę albo i nawet całą wieczność. Odsunąłem się od niej na kilka milimetrów i potarłem koniuszkiem nosa o jej policzek.
- Nie pozwolę Ci wyjechać. 

_____________________________________________

Dobra. Jestem już! Urwanie głowy. Zupełne. Tyle się dzieje.
Już kończymy. Powtarzam to ciągle od czterech czy nawet trzech rozdziałów, ale to już ten definitywny kroczek. To chyba pierwszy blog, który skończę usatysfakcjonowana.
W przyszły piątek zaczynam sezon, ale myślę, że do tej pory już skończymy całą historię. Pierwszy mecz w Sońsku. Jest ktoś z Sońska? ^^
Złapał mnie leń. Niby nic nie robię, a jestem strasznie zmęczona. A jedyne nad czym ubolewam to jeden trening w tygodniu, na którym mogę być. I weź tu dojdź do perfekcji w rozegraniu -.-
Mącę tam u góry, oj mącę, ale już powinniście się przyzwyczaić.
Teraz jestem już wolna. Skończyły mi się wszelkie konkursy, zostało tylko PCK.
Nie wiem czy lubicie czytać wypociny o moim życiu, bo tych jest tu najwięcej, ale lubię się tym dzielić. Wasze też lubię czytać, chociaż ostatnio wkradło mi się zaniedbanie. Nadrobię to, obiecuję.
Nie wiem czy widzieliście, ale jeśli chcielibyście mnie jeszcze później gdzieś złapać to jestem TU, TUTAJ i TAM. Mam nadzieję, że kiedyś zajrzycie.

Mam do was jeszcze jedną prośbę. Chciałabym, abyście przy ostatnim rozdziale, epilogu, ujawnili się wszyscy, którzy to czytają. Nie musi to być jakiś wymagający od was wymuszonych słów komentarz. Chcę tylko przeczytać, że tu byliście, że miałam dla kogo pisać. Jest was trochę (tych ujawniających się i bardzo bardzo mocno was ściskam ♥), ale wiem też, że zagląda tu jeszcze więcej osób. Przynajmniej mi się tak wydaje. To byłby dla mnie największy prezent i niczego więcej już od was nie oczekuję.
Tylko komentarza. Ujawnienia się.
Ściskam mocno :3