wtorek, 5 listopada 2013

# Dwadzieścia cztery




Tak nagle z dnia na dzień przestaliśmy rozmawiać. Ograniczyliśmy się do wymieniania tylko kilku w słów wtedy , gdy natknęliśmy się na siebie na ulicy. Wszyscy wokoło chcieli ratować to, co jeszcze do ocalenia zostało. A było tego coraz mniej. Nie było tragedii, gdy nie widzieliśmy się jakiś czas. Żyliśmy dalej. Nie robiło to na nas różnicy. Od krótkiej rozmowy w jego mieszkaniu wymieniliśmy ze sobą może dwa słowa. Najpierw podczas świąt Bożego Narodzenia, gdy Grzesiek miał na tyle odwagi, by przyjść do naszego mieszkania i złożyć nam osobiście życzenia. Potem zniknął. Kolejny dni, tygodnie, miesiące bez wymiany ani jednego słowa. Tylko ciche wegetowanie wewnątrz domu i obwinianie siebie za popełnione błędy. Może gdyby nie to, co zdarzyło się na początku grudnia, nie byłoby tego wszystkiego? Upartego milczenia i czekania na krok drugiej osoby. Z biegiem czasu znudziło nam się czekanie. Zostawiliśmy to bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Całkowicie poświęciłam się temu co mi zostało – architekturze. Jednego z tych szarych smutnych dni, gry odechciewa się żyć, Kostek z szerokim uśmiechem wpadł do mieszkania i rzucił plecak na kanapę w salonie. Długo czekałyśmy zanim wykrzesał z siebie choć jedno słowo. Odchrząknął znacząco, po czym zaczął swój króciutki monolog.
- Ja rozumiem wszystko. To, że Eliza jest podłamana rozstaniem z Bartkiem, a Amanda cały czas się obwinia. Jestem skłonny to wyrozumieć, ale tak już się nie da żyć! Zamknęłyście się w sobie zupełnie. Nie wiem co zrobiłby teraz Bartek albo Grzesiek, ale ja mam dla was propozycję – uśmiechnął się kolejny raz i pochylił lekko w naszą stronę.
Niechętnie się do niego przysunęłyśmy. Nie miałam ochoty słuchać jego dalszych wywodów. Wolałabym się zaszyć teraz w pokoju z kubkiem herbaty i tak trwać do dnia następnego.
- Zostało nam tylko pięć miesięcy do zakończenia roku. Wiecie już co dalej? – zapytał, błyskając we wszystkie strony ciemnymi oczami.
- Nie. Kostek, ja naprawdę nie mam siły na takie decyzje – jęknęła Eliza, chowając głowę w poduszkę.
- To chyba czas najwyższy, nie? Lubicie długie podróże? – kiwnęłyśmy równo głowami – Ojciec z chęcią załatwi nam przyzwoity staż w dobrze rokującej firmie.
- We Włoszech?! – rudowłosa poderwała się z kanapy i równie szybko złapała się za głowę – Oszalałeś?
- A co? Masz inny pomysł? – warknął nieprzyjemnie – Chcesz meblować dom dla siatkarza?
- Przeginasz w tym momencie, Kostek – uczepiłam się lekko jego ramienia, by zaprzestał kolejnej wojny z Elizą. Usiadła naprzeciwko niego w miękkim fotelu i bacznie lustrowała śniadą twarz. Po paru minutach zrozumiała prośbę Giacalone. Uśmiechnął się do niej pogodnie. Dał nam czas do namysłu. Mogłyśmy dysponować nim ile chciałyśmy. Nie naciskał, bo wiedział, że wyjazd z kraju nie jest dla nas czymś tak banalnie prostym jak dla niego. W porównaniu do nas Kostek bywał we Włoszech kilka razy w ciągu kwartału. Zawsze wracał na święta do rodziców. Eliza przychodziła do mnie każdej nocy, pytając o moje zdanie. A ja zawsze odpowiadałam jej tak samo. Tęskniła z Kurkiem. Widać było to po jej oczach. Nie świeciły one swoim dawnym blaskiem. Starała się zachowywać pozory, ale ja i tak wiedziałam, co leży jej na sercu. Usilnie próbowała ratować mój ,,związek” z Łomaczem. Nic z tego. Mimo szczerych chęci nie miałam siły na ponowne budowanie tego wszystkiego. Może z czasem coś się naprawi. Tylko na początku czułam się bez bruneta jak bez ręki. Z biegiem czasu takie odczucie mijało. Było tak prosto, tak banalnie jak przed przyjazdem do Spały. Żyłam w słodkiej nieświadomości, że gdzieś po tym świecie błąka się brunet, czekając na kogoś kto wreszcie zrobi porządek w jego roztrzepanym życiu. Poniekąd taki też zrobiłam, aczkolwiek na krótką metę. Chyba miał już dość ładu i zorganizowanego życia. Dużo bardziej odpowiadał mu wszechobecny chaos. Wprowadził jego odrobinę w moje spokojne życie. Tak nagle wszystko się pomieszało. To była gwałtowna burza i huragan targający emocjami. Teraz wszystko się uspokoiło. Wiatr przestał wiać.
- Kostek, jesteś? – zawołałam od progu, ciągnąc za sobą Elizę. Zsunęła ze stóp ciemne adidasy. Na dworze było już całkiem ciepło. Święta Wielkanocne minęły parę tygodni temu. Wtedy Grzesiek już do nas nie przyszedł. Ograniczył się tylko do krótkiej rozmowy przez telefon. Szczerze mówiąc coś się we mnie ruszyło. Chyba sumienie. Już dawno nie słyszałam jego spokojnego głosu. Westchnęłam ciężko, wchodząc do salonu. Brunet leżał na kanapie i bezmyślnie gapił się w telewizor.
- Musimy pogadać – mruknęła rudowłosa – Kostek, słyszysz nas?!
- Co? – spojrzał na nas zaskoczony – OK. Już wracam na Ziemię.
Usiadł szybko i splótł ręce na piersi. Obserwował nas badawczo i uśmiechał zachęcająco.
- Jedziemy z Tobą – westchnęłam i czym prędzej oklapnęłam na fotel przy ścianie.
- Jedziecie? – zawołał radośnie.
- Jedziemy, jedziemy. Przynajmniej spróbujemy – odparła Kołodziejczyk. Kostek wręcz zawył ze szczęścia. Nie w sposób było się nie uśmiechnąć na ten widok. A wiec jedziemy do Włoch. Do tego cudownego kraju, o którym wiemy praktycznie wszystko. Dziwne uczucie. Tak nagle poczułam się wolna, niezależna. Tylko ja mogłam w tej chwili decydować. Nawet mama, dowiedziawszy się o wyjeździe nie mogła mi tego pomysłu wyperswadować. Ta decyzja zaczęła rządzić moimi myślami i sercem.
Czasu było coraz mniej. W maju przygotowywaliśmy się już do ostatnich egzaminów. Dwa tygodnie przerwy i ta upragniona podróż. Czy Włochy są idyllą?
Krótkie ostatnie pożegnanie z Gdańskiem. Potem nie będę miała już czasu. Ostatni raz wybrałam się na Stare Miasto. Potem to Kostek zarządził krótką wycieczkę do Sopotu. Zostawili mnie na molo samotnie, a sami poszli objadać się goframi z bitą śmietaną. Usiadłam na białej ławce i nasunęłam okulary na nos. Już minął rok. Długi rok podczas którego zdarzyło się tak wiele. Coś niesamowitego. Tyle wspomnień i zawodu. Tak dużo uczuć wszelkiej maści. Chłodny wiatr rozwiewał moje kruczoczarne włosy na wszystkie strony. Co chwila spoglądałam w stronę bramek, czekając na przyjaciół. Jednak to nadal nie byli oni.



|Bartek|
Koniec. Mam dość. Dynamo to nie było jednak to o czym marzyłem. Chciałem zostać w Superlidze dłużej, chociaż obiecałem Elizie, że wrócę. I wracam. Nie spełniłem oczekiwań. Może to przez tą długotrwałą kontuzję, która wyeliminowała mnie z gry. Nagle zatęskniłem za polską ligą, za tłumem kibiców, ciepłem i uwielbieniem. Tu wszyscy patrzyli na mnie sceptycznie, oczekując więcej, niźli mogłem dać. Chciałem, ale to nie było na moje siły. Byłem na to za słaby.
- Eliza? – mruknąłem cicho do telefonu. Usłyszałem wreszcie ten głos, za którym tęskniłem przez cały czas.
- Tęsknię za Tobą, Bartek – westchnęła cicho.
- Już wracam – szepnąłem – Wreszcie Cię zobaczę.
Pamiętam, że nie odzywała się dość długa. Była zszokowana moim postanowieniem. Od tej rozmowy minął równy tydzień. Jednak usłyszałem w jej głosie coś jeszcze. Zawód? Może rozczarowanie? Coś, co spędzało mi sen z powiek. Czym prędzej wróciłem do Polski. Już z daleka uśmiechnąłem się, widząc zarys gdańskich budynków. Chciałem jej zrobić niespodziankę. Przeczekałem jeden dzień, który dłużył mi się niemiłosiernie. To była żywa męka. Wiedziałem, że gdzieś tutaj błąka się Eliza, a nie mogłem jej zobaczyć. Kolejnego dnia z samego rana ruszyłem w stronę zapisanego na karteczce adresu. Stanąłem przed wysokim blokiem i z szerokim uśmiechem wszedłem do środka. Schody dzielące parter od czwartego piętra pokonałem w zawrotnym tempie. Chwilę potem wciskałem już denerwujący dzwonek do drzwi. Drzwi się uchyliły, a potem słyszałem już tylko pisk. Cały świat miałem przysłonięty burzą rudych włosów. Koloryt mojego życia powrócił tak niespodziewanie, że zaparło mi dech w piersiach. W końcu odsunęła się ode mnie i otarła zaspane oczy. Szybko się rozbudziła. Wciągnęła mnie za rękę do środka i posadziła na krześle w kuchni.
- A gdzie reszta? – zapytałem cicho.
- Jeszcze śpią. Obudziłeś mnie! – zaśmiała się cicho i delikatnie usiadła na moich kolanach. Objęła mnie rękoma za szyję, uważnie wpatrując w oczy.
- Chyba Ci to nie przeszkadza, prawda?
- Oczywiście, że nie – odparła – Strasznie się za Tobą stęskniłam.
Oparła głowę na moim ramieniu i nieświadomie zaczęła bawić się kapturem bluzy.
- Zmieniło się coś u was? – dociekałem – Co tam u Amandy i Grześka?
- Grzesiek i Ama już nie istnieją – westchnęła cicho, wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko nas – Dali sobie spokój. Trochę się pokłócili, powiedzieli o kilka słów za dużo. Wiesz jak to u Amy. Ona ma swoją dumę. A przecież wszyscy wiemy, że oni pasowali do siebie jak nikt inny. Bartek, nie zadawaj jej takich pytań, bo ostatnio jest tykającą bombą. Nic nie można do niej powiedzieć. Wegetuje całymi dniami w tym łóżku.
Zeskoczyła z moich kolan i przymknęła drzwi do kuchni.
- Chcesz coś do picia? – zapytała, opierając się plecami o blat szafek.
- Nie. Chcę się tylko Tobą nacieszyć – uśmiechnąłem się – Wreszcie będę mógł na Ciebie patrzeć dowoli. Chociaż przez te cztery tygodnie. Wyjedziemy razem na wakacje, prawda?
Uśmiech spełzł z jej rumianej twarzy. Odwróciła się do mnie plecami i oparła rękoma o jasny blat. Milczała dłuższy czas, dopóki nie podszedłem do niej i nie objąłem jej w pasie.
- Eliza, co się stało?
- Bartek… - wyszeptała płaczliwie – Nie wyjedziemy na żadne wakacje. Na pewno nie razem. Kostek załatwił nam staż we Włoszech. Za tydzień mam samolot…
Wtedy zapadła głucha cisza. Do pomieszczenia niespodziewanie weszła Amanda i przeciągnęła się w progu. Zreflektowała się szybko, gdy mnie zobaczyła. Uśmiechnęła się delikatnie i uciekła z powrotem do pokoju, znajdując zgrabny pretekst do ulotnienia się z miejsca zdarzenia.
To wszystko zdarzyło się ledwo dwa dni temu, a rana nadal pozostaje rozdrażniona. Na samą myśl o utracie rudowłosej przechodzą mnie zimne dreszcze. Nadal nie mogę się z tym pogodzić i chyba się nie pogodzę. Teraz już wiem, co czuła Eliza, gdy ja ją opuściłem. Dla niej Rosja znajdowała się na drugim końcu świata. Z miłości człowiek szaleje, nieprawdaż?



|Eliza|
Wszystkie trudne rozmowy mam już za sobą. One zawsze pozostawiają trwały ślad, ale lepiej tak niż wcale. Nie wyobrażam sobie tego, gdybym okłamała Bartka i wyjechała bez jego wiedzy. Wiem, że cierpi, że to wszystko go boli. To samo czułam ja, gdy podjąć decyzję o grze za granicą. Daleko za granicą. Do wyjazdu było coraz bliżej. Serce łomotało mi w piersi, gdy całą trójką ostatni raz zwiedziliśmy Trójmiasto. Kostek złapał mnie za rękę i zaciągnął do najbliższej budki z goframi. Uwielbiał je, ale my niestety nie miałyśmy takich talentów kulinarnych, by je zrobić bez spalenia połowy mieszkania. Musiał się zatem zadowolić tym, co było. Nie narzekał. Miałyśmy prawdziwy raj z takim Kostkiem. Rzadko kiedy wtrącał się w nasze kłótnie. Czasem jednak uparcie starał się nas godzić i wychodziło mu to jak nikomu innemu. Wracaliśmy właśnie z powrotem na molo, cali umazani w bitej śmietanie, gdy rozdzwonił się telefon. Wyjęłam go niezdarnie z kieszeni. Mama. Ciekawe co się stało? Oddałam gofra Kostkowi i odeszłam trochę na bok.
- Tak mamo? – zaświergotałam do słuchawki. Już więcej tego nie zrobiłam. Po drugiej stronie usłyszałam głośny szloch, przemieszany z jękami.
- Mamo, co się dzieje? – zapytałam zaniepokojona. Jeszcze głośniejsze łkanie zabrzmiało w słuchawce. – Mamo! Co się stało?! Coś z tatą?!
- Córciu… - mama cały czas płakała. Byłam zupełnie zdezorientowana. – Antek nie żyje…
Odpowiedziała jej głucha cisza. Telefon wyślizgnął mi się z dłoni, a sama niewiele myśląc opadłam na ziemię i nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się przed siebie.
Antek… Antek nie żyje.
Te trzy słowa odbijały się echem w mojej głowie.
Mój Antek nie żyje.
Obraz zaczął mi się zamazywać. Widziałam jak Kostek zszokowany biegł w moją stronę. Już nie potrafiłam utrzymać łez na uwięzi. Płynęły one strumieniami po bladej jak ściana twarzy. Czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Niemiłosierny ból rozszedł się po moim ciele. Wszystkie wspomnienia z nim związane przeleciały mi przed oczami klatka po klatce. Nie wiedziałam już, co się ze mną dzieje. Czułam oplatające mnie ramiona bruneta. Ukryłam twarz w dłoniach, zupełnie nad sobą nie panując.
Antek nie żyje…
- Eliza, wszystko będzie dobrze – szeptał, powtarzając te kilka słów jak mantrę. Tak samo mówił Antek. Uwięziony gdzieś w gardle krzyk wydobył się wreszcie na zewnątrz. Coraz ciężej było mi oddychać.
- Nic nie będzie dobrze, nigdy nic nie będzie dobrze – wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu. Połykałam słone łzy, nie nadążając za ocieraniem ich rękoma.
Trzy słowa.
Trzy słowa, które odebrały mi chęć do życia. Dlaczego akurat Antek? Czy to nie mógł być ktoś inny? On nie zasłużył na śmierć. Był młody i silny. Gorące łzy płynęły po policzkach przez cały czas.
Wyczerpana zasnęłam w ramionach Giacalone, który drżącymi rękoma zaniósł mnie do samochodu Amandy.



|Grzesiek|
Koniec sezonu. Ostatni mecz odbył się tydzień temu i zagwarantował nam szóste miejsce w końcowej klasyfikacji. Wynik nie powalał, ale był on o wiele lepszy od poprzednich. Za dwa tygodnie wracamy do Spały. Do miejsca ciężkiej harówki, gdzie grasz z Orłem na piersi. On jest dla Ciebie najważniejszy. Odetchnąłem głęboko i przeszedłem przez metalową bramkę pod czujnym okiem strażników. Nadmorski wiatr wiał ze wszystkich stron. Jeszcze mało ludzi przechadzało się po sopockim molo. Było za wcześnie, a przede wszystkim za zimno.
- Amanda? – wydukałem zaskoczony.
Kobieta podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się niemrawo.
- Cześć – odparła, odkręcając głowę zupełnie w drugą stronę.
- Co tu robisz? – zapytałem idiotycznie, przysiadając się lekko na ławeczce.
- Wydaje mi się, że to samo co Ty – wzruszyła ramionami.
Zaczął od niej bić niesamowity chłód. A może tylko mi się tak wydawało. Zerknąłem kątem oka na jej blade dłonie. Próbowała ukryć je w takim miejscu, w którym nie dostrzegłbym, że lekko drżą. Podniosłem na nią wzrok. Zmieniła się. Tak bardzo się zmieniła. Spoważniała jeszcze bardziej od momentu, gdy widziałem ją ostatni raz. I nagle zrobiło mi się żal. Zostawiłem ją samą na długie pięć miesięcy. Z tą myślą czułem się jak ostatni łajdak. Coś się we mnie ruszyło. Wreszcie odgadłem co to. To kawałek mojego zamarzniętego na lód serca zaczął pulsować o wiele mocniej. Krew płynęła szybciej w moich żyłach. Uparcie wpatrywałem się w profil brunetki aż w końcu zdenerwowana odwróciła się z moją stronę.
- Masz do mnie jakąś ważną sprawę? – zapytała szybko, zdejmując okulary z nosa. Zaskoczyła mnie intensywność błękitu w jej oczach. To było coś czego nie widziałem już dawno. Czy lód zamiast serca zaczął już topnieć?
- Nie sądzisz, że musimy porozmawiać? – zapytałem delikatnie, próbując nie doprowadzić do wybuchu wojny.
- Nie mamy o czym. Powiedzieliśmy już wszystko na co było nas stać, Grzesiek – mruknęła – Z resztą nawet nie mam czasu. Wyjeżdżam.
- Jak to wyjeżdżasz? – zaprotestowałem gwałtownie – Gdzie wyjeżdżasz?
- Na staż do Włoch – westchnęła – Ale ciebie to powinno najmniej interesować.
- Dlaczego taka jesteś, Amanda? – pokręciłem głową z niedowierzaniem – Traktujesz mnie jak teraz jak pomiot.
- Odezwało Ci się sumienie? – zaśmiała się cicho – To wszystko już daw…
- Amanda, ja nie pozwolę Ci wyjechać – wszedłem jej w słowo. Otworzyła szeroko oczy, patrząc na mnie zaskoczona. – Nie możesz wyjechać.
- Nie będziesz mi dyktował, co mam robić. Już straciłeś takie prawo.
- Niczego nie straciłem. Ty dalej się obwiniasz tak samo jak ja. Nie oszukuj siebie. Ty wiesz i ja wiem, że teraz poczułaś się zupełnie inaczej niż przez te kilka miesięcy… - zacząłem spokojnie.
- Kilka miesięcy? Kilka miesięcy?! – powiedziała zduszonym w sobie głosem – Prawie sześć długich miesięcy. Nie dzwoniłeś, nie zwracałeś uwagi na desperackie próby zwrócenia uwagi przez Elizę. Zapomniałeś.
- Też nie byłaś święta!
- Przynajmniej teraz nie chcę naprawiać niemożliwego!
To był impuls. Jeden prąd, który pchnął mnie do przodu. Wziąłem jej twarz w dłonie i niemal natychmiastowo naparłem na rozchylone wargi. Dreszcz przeszedł po moim ciele od czubka głowy aż po palce u stóp. Uczucie, którego nie czułem już od dawna sprawiło, że mój żołądek zmienił miejsce położenia. Dopadło mnie jeszcze większe zdziwienie, gdy brunetka wcale nie zaprotestowała. To trwało może kilka sekund, może minutę albo i nawet całą wieczność. Odsunąłem się od niej na kilka milimetrów i potarłem koniuszkiem nosa o jej policzek.
- Nie pozwolę Ci wyjechać. 

_____________________________________________

Dobra. Jestem już! Urwanie głowy. Zupełne. Tyle się dzieje.
Już kończymy. Powtarzam to ciągle od czterech czy nawet trzech rozdziałów, ale to już ten definitywny kroczek. To chyba pierwszy blog, który skończę usatysfakcjonowana.
W przyszły piątek zaczynam sezon, ale myślę, że do tej pory już skończymy całą historię. Pierwszy mecz w Sońsku. Jest ktoś z Sońska? ^^
Złapał mnie leń. Niby nic nie robię, a jestem strasznie zmęczona. A jedyne nad czym ubolewam to jeden trening w tygodniu, na którym mogę być. I weź tu dojdź do perfekcji w rozegraniu -.-
Mącę tam u góry, oj mącę, ale już powinniście się przyzwyczaić.
Teraz jestem już wolna. Skończyły mi się wszelkie konkursy, zostało tylko PCK.
Nie wiem czy lubicie czytać wypociny o moim życiu, bo tych jest tu najwięcej, ale lubię się tym dzielić. Wasze też lubię czytać, chociaż ostatnio wkradło mi się zaniedbanie. Nadrobię to, obiecuję.
Nie wiem czy widzieliście, ale jeśli chcielibyście mnie jeszcze później gdzieś złapać to jestem TU, TUTAJ i TAM. Mam nadzieję, że kiedyś zajrzycie.

Mam do was jeszcze jedną prośbę. Chciałabym, abyście przy ostatnim rozdziale, epilogu, ujawnili się wszyscy, którzy to czytają. Nie musi to być jakiś wymagający od was wymuszonych słów komentarz. Chcę tylko przeczytać, że tu byliście, że miałam dla kogo pisać. Jest was trochę (tych ujawniających się i bardzo bardzo mocno was ściskam ♥), ale wiem też, że zagląda tu jeszcze więcej osób. Przynajmniej mi się tak wydaje. To byłby dla mnie największy prezent i niczego więcej już od was nie oczekuję.
Tylko komentarza. Ujawnienia się.
Ściskam mocno :3

4 komentarze:

  1. ooo jeeeeeeeeeeeejku!!! Ile ja się wyczekałam na ten rodział... No i bylo warto. Mam nadzieje, że Grześ weźmie sprawy w swoje ręce. A co do Elizy,to ona na stażu, on w Trento i już! Jejku aż mi smutno, że juz tak blisko do konca... <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu życie musi być takie pokręcone?
    Jednego dnia wydaje się nam, że możemy góry przenosić i nikt nie jest w stanie zniszczyć naszego szczęścia, a następnego najdelikatniejszy dotyk, zamienia się w ból.
    Eliza odzyskała Bartka, ale straciła Antka..
    Amanda spotkała Grześka, ale czy pozwoli mu się odzyskać?
    Tyle się dzieje, a ja nie mogę się doczekać momentu, w którym wszyscy będą mogli powiedzieć: jestem szczęśliwy/a..
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, jakie to ich życie jest trudne.. no, bo na przykład co z tego, że Eliza odzyskała Bartka, skoro straciła Antoniego? Najlepiej byłoby gdyby miała ich obu przy sobie, ale tak się chyba nie da.
    Poza tym jestem strasznie ciekawa, co wymyśliłaś dla Amandy i Grześka :) Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, pozdrawiam ciepło! :3

    przy okazji zapraszam do siebie na nowy rozdział: http://postaraj-sie-prosze.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. 34 yrs old Human Resources Assistant IV Boigie Hanna, hailing from Thornbury enjoys watching movies like "Out of Towners, The" and Table tennis. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a 3500. Strona glowna

    OdpowiedzUsuń