środa, 26 czerwca 2013

#Piętnaście



    Odwróciłam się do tyłu, gdyż ktoś natarczywie stukał mnie w ramię. Wymusiłam u siebie sztuczny uśmiech. Z zamiarem posłania też wiązanki w stronę tejże osoby, stanęłam z nią twarzą w twarz.
- Miło Cię znowu widzieć.
Zachłysnęłam się powietrzem, patrząc znów w te błyszczące tęczówki.
- Matt? – zapytałam zdziwiona.
- We własnej osobie – uśmiechnął się szeroko, lustrując wzrok z góry na dół – Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję – wydukałam. Byłam w stu procentach pewna, że na moje policzki wstąpiły czerwone wypieki. I tak samą wielką nadzieję miałam, że Amerykanin tego nie zauważy. Jednak się myliłam.
- Ładnie się rumienisz – oznajmił ponownie z jeszcze bardziej czarującym uśmiechem. W tamtym momencie chciałabym umrzeć. Odwróciłam głowę w bok, by choć częściowo ukryć zakłopotanie na mojej twarzy. Roześmiał się cicho i zmusił bym ponownie na niego spojrzała.
- A więc co tu robicie? – zaczęłam neutralnie, poprawiając sukienkę. Przyjmujący poprawił krawat i wyszczerzył się szeroko.
- Jesteśmy tu z takiego samego powodu jak wy.
Westchnęłam głęboko. Naprawdę nie spodziewałam się, że siatkarze mogą wyglądać aż tak niesamowicie w garniturach i krawatach. Bankiet sponsorski nie był tym, w czym z wielką chęcią chciałabym uczestniczyć. Mnóstwo nadzianych facetów, szastających pieniędzmi na lewo i prawo. Drugie tyle sportowców, trenerów i prezesów. Łomacz błagał mnie wręcz na kolanach, abym poszła akurat z nim. W końcu przystałam na jego propozycję, co przyjął z wielkim wybuchem entuzjazmu. Objął mnie mocno silnymi ramionami i niespodziewanie pocałował w policzek. Roześmiałam się cicho i wtuliłam w zagłębienie jego szyi. Trwaliśmy w takiej pozycji dosyć długo, aczkolwiek nie było najgorzej. Rozmowa zapowiedziana przez Grześka przesunęła się o dwa dni i nikt z nas nie śmiał tego tematu nawet poruszać. Czułam, że siatkarz wypali z tą gadką dzisiejszego wieczoru. Widziałam jak go korciło. Chodził nerwowo po sali, co chwila przeczesując włosy. Na moje dociekliwe pytania, uśmiechał się szeroko i kręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Amanda, wszystko dobrze? – zapytał niespokojnie przyjmujący, dotykając mojego ramienia. Ocknęłam się gwałtownie, wysyłając w jego stronę przepraszające spojrzenie. Rozejrzałam się nerwowo dookoła, wyszukując wzrokiem rozgrywającego, którego jak na złość nigdzie nie było.
- Ama… - zaczął niepewnie siatkarz. Spojrzałam na niego pytająco. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń w moją stronę – Zatańczymy?
Mimowolnie podałam mu rękę. Z szerokim uśmiechem zaprowadził mnie na środek sali, co było mi akurat nie po drodze i objął mocno ramieniem. Czemu akurat wolny? Facet za konsolą robił chyba sobie żarty. Krępował mnie wzrok siatkarzy na naszych osobach.
- Daj się prowadzić – szepnął do mojego ucha, przyciągając do siebie mocniej. Wypuściłam powietrze z płuc. Dałam się prowadzić w tańcu po całym parkiecie. Lawirowaliśmy między innymi parami. Amerykanin uśmiechał się pogodnie, obracając mnie wokół osi. Szepnął krótkie dziękuję, gdy piosenka się skończyła i wrócił do swoich kolegów. Wzruszyłam ramionami, odwracając się gwałtownie do tyłu i wpadając z całym impetem w rozbudowane ramiona Grześka.
- I gdzie tak pędzisz? – roześmiał się gardłowo, poprawiając kosmyk włosów, który wpadł mi do oka.
- Zagapiłam się tylko – wzruszyłam ponownie ramionami, uśmiechając się delikatnie. Brunet wiercił we mnie dziurę. Z głośników natychmiastowo popłynęła żywa piosenka. Poruszyłam się automatycznie, wedle jej rytmu. Rozgrywający uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za rękę. Poprowadził na środek sali. Spojrzał na mnie wyczekująco.
- Jesteś pewny? – zapytałam ze śmiechem.
- Jak niczego innego – odparł buńczucznie.
Pogrążyliśmy się w szaleńczym ruchu naszych ciał. Każde ich zetknięcie wywoływało przyjemne dreszcze. Ludzie omijali nas szerokim łukiem, patrząc z wielkimi uśmiechami, przylepionymi do twarzy. Jak taki wielkolud mógł tak dobrze poruszać się w tańcu? Zostało to moją nieodgadniętą tajemnicą. Obrócił mnie parę razy i przyciągnął delikatnie do siebie. Oddychaliśmy głęboko, patrząc sobie w oczy. Kolejne nuty wypłynęły z głośników, co wywołało tym razem mój zaczepny wyraz twarzy. Grzesiek roześmiał się nisko. Włosy przylepiły mi się do szyi, więc machinalnie je odlepiałam. Brunet w szaleńczym rytmie ściągnął szybko marynarkę. Czułam na sobie wzrok reszty osób, znajdujących się w pomieszczeniu. Aczkolwiek nic sobie z tego nie robiłam Poddałam się ruchom rozgrywającego. W końcu siatkarz odpuścił i przyciągnął mnie ponownie do siebie. Oddychając ciężko, wbił wzrok w moje oczy. Chwilę potem omiótł nim całą moją twarz, zatrzymując się dłużej na lekko rozchylonych wargach, które łapczywie pobierały powietrze. Dotknął dłońmi moich policzków i sprawił, że nasze nosy się zetknęły. Stykaliśmy się ciałami. Czułam jak jego serce bije mocno, jakby chciało zaraz uciec. Na sali zapanowała oględna cisza, gdyż muzyka przestała płynąć z głośników. Brunet szybko przesunął wzrok na moje usta. I wiedziałam czym to pachnie. Przymknęłam delikatnie oczy, czując delikatne muśnięcie jego warg. Czułam chmarę uwolnionych motyli w moich brzuchu. Niedosyt ugodził mnie mocno, gdyż rozgrywający postanowił jednak się odsunąć pod wpływem mocnego uderzenia w plecy przez pana Jarosza. Spojrzał intensywnie w moje oczy, szukając pohańbienia. I chyba tego nie znalazł.
Cofnęłam się szybko do tyłu i zadumana wyszłam z budynku. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno i chłodno. Mimo to usiadłam na schodach i bezmyślnie zaczęłam bawić się kosmykiem moich czarnych włosów. Nie byłam świadoma tego co się stało w tamtym momencie. Wszystkie moje odczucia wróciły ze zdwojoną siłą. Potarłam nerwowo policzki. Wzdrygnęłam się lekko, gdy ktoś nasunął na moje ramiona śliski materiał. Kątem oka zauważyłam burzę czarnych włosów rozgrywającego. Nie wiem dlaczego poczułam wstyd, ale miałam ochotę uciec z tamtego miejsca jak najdalej. Podnosiłam się już z miejsca, gdy siatkarz pociągnął mnie z powrotem na dół.
- Musimy porozmawiać, Ama – stwierdził cicho. Westchnęłam głęboko i czekałam na jego słowa. – Musisz mi w czymś doradzić.
Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na jego twarz. Podrapał się nerwowo po brodzie.
- Dostałem propozycję zmiany klubu… - zaczął niepewnie.
- To wspaniale – wybuchłam przesadzonym entuzjazmem. Nie wiem czemu się denerwowałam.
- Tylko, że jest mi dobrze w Jastrzębiu. Nie wiem czy warto zmieniać to wszystko – westchnął.
- Chcesz się rozwijać, Grzesiek, to zrozumiałe – odparłam, kładąc głowę na jego ramieniu – Nie bój się takich zmian, szybko przyzwyczaisz się do nowego otoczenia. A powiesz mi chociaż, gdzie miałbyś się przenieść?
- Do Gdańska – powiedziałeś szybko. Zakrztusiłam się śliną i zakasłałam gwałtownie. Zszokował mnie zupełnie tymi dwoma słowami.  Odwrócił się zaniepokojony w moją stronę i objął lekko ramieniem.
- Wszystko dobrze? – zapytał cicho, badając moją twarz.
- Tak, już dobrze – odetchnęłam głęboko i wtuliłam w jego ramię. Wzdrygnęłam się lekko, czując kolejny chłodny podmuch wiatru. Otulił mnie szczelniej swoją marynarką i przytulił mocno. I tak od zaraz wszystko się zmieniło.

 
|Lea|
- Przykro mi. To koniec.
Czułam jak świat osuwa się pod moimi nogami. A może to po prostu ja? Oparłam się o umywalkę, byleby tylko nie upaść na ziemię. Telefon spadł na ziemię i roztrzaskał się na drobne kawałki. Usłyszałam tylko sygnał zakończonego połączenia. Nie wiem ile siedziałam w tamtym miejscu, jak długo patrzyłam w lustro, plując sobie w brodę, za swoją głupotę. Chyba wystarczająco długo, by ktoś zaczął się dobijać do drzwi damskiej toalety.
- Lea! Jesteś tam!
Odgłos uderzania pięścią potęgował się tylko w moich uszach. Odchodziłam wręcz od zmysłów. Wszystko pękło jak bańka mydlana. Całe to cholerne zauroczenie, ta zmyślona miłość? Tak po prostu… koniec? W końcu drzwi ustąpiły natrętnemu gościowi. Spojrzałam w lustro, wyszukując innej postaci w jego odbiciu. Zaniepokojona twarz przyjmującego odbijała się w gładkiej tafli.
- Lea, co się stało? – zapytał szybko, doskakując do mnie w jednej sekundzie. Złapał moją twarz w dłonie i obrócił w swoją stronę. Nie spojrzałam w jego oczy. Stałam roztrzęsiona, zawładnięta przejmującym chłodem. W końcu z mojej krtani wydobył się żałosny jęk, a potem głośne łkanie. Siatkarz westchnął głośno i przytulił mnie mocno. Pozwolił bym wtuliła się w jego całkiem nową, białą koszulę. Błądził dłońmi po moich plecach i głowie, próbując mnie uspokoić. Serce rozrywał mi ból. Tak mocny, że nie byłam w stanie zapanować teraz nad tym co robię. Łzy jak grochy ześlizgiwały się z moich policzków i wtapiały w koszulę Michała. Nie przeszkadzało mu to, że stoi w damskiej toalecie i tuli do siebie roztrzęsioną histeryczkę. Przycisnął mnie do siebie mocniej i pocałował lekko w czoło.
- Nie płacz, mała – szepnął do mojego ucha. Powietrze rozdarł jeszcze głośniejszy szloch. Dziwiłam się przyjmującemu. Jakim sposobem jeszcze nie uciekł z tej płaczliwej pułapki? Jakim sposobem trwa przy mnie i uspokaja? Pozwolił bym opadła na niego całym swoim ciężarem. Utrzymywał go dzielnie. Cały czas głaskał mnie po plecach, co chwila całując w czubek głowy. W końcu płacz ustał na jakiś moment. Podniosłam głowę i spojrzałam w błękitne tęczówki siatkarza. Uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś skarbem, Michał – szepnęłam cicho, tuląc się do jego piersi. Obróciłam głowę w stronę lustra i zerknęłam w nie ukradkiem. Oto przed siatkarzem stała żywa wiedźma. Tusz do rzęs rozmazał się po policzkach, a kosmyki czarnych włosów opadły bezwiednie na czoło. Otarłam szybko policzki i uśmiechnęłam się słabo sama do siebie. Patrzył na mnie zaniepokojony. Nie mówił nic, wsłuchiwał się w moje odgłosy. W końcu odsunęłam się od niego lekko. Zerknęłam na jego koszulę i jęknęłam żałośnie.
- Przepraszam, Michał. Odkupię Ci nową – szepnęłam, ocierając oczy. – Wyglądam jak potwór.
Zajrzałam szybko do kopertówki i wyjęłam z niej parę kosmetyków.
- Zostaw – mruknął siatkarz, łapiąc mnie za nadgarstki – Bez tego jesteś piękna.
Chyba zrozumiał szybko swoje słowa i zerknął na mnie przepraszająco. Wtuliłam się ponownie w jego ramiona. Były tak bezpieczne i ciepłe. Tak samo jak ramiona Ksawerego. Mimowolnie znów popłynęły mi łzy. Nie byłam w stanie opisać tego co działo się z moim ciałem. Przeszywał je ból, wstrząsał nim szloch. To wszystko zabijało mnie od środka. Nie mogłam sobie poradzić z emocjami siejącymi postrach w mojej duszy. Kolejny raz łkanie wydostało się na zewnątrz.
- Lea, co się stało? – zapytał cicho.
- Rozstałam się z Ksawerym – szepnęłam, zanosząc się płaczem. Tak po prostu. Zadzwonił, że nie może tak dalej egzystować. Nie chciał rozmawiać. Słowa kończące naszą rozmowę odbijały się echem w mojej głowie. Rozsiewały w niej pustkę.
- Nie był Ciebie wart, Lea – mruknął Michał, obejmując mnie mocno. Był czy nie był… Zostawił bez słowa wyjaśnienia. Odszedł tak szybko jak przyszedł. Zniszczył relację budowaną przez wiele miesięcy. – Jesteś wspaniałą kobietą, uwierz mi.
Uśmiechnęłam się mimowolnie na dźwięk słów wypowiedzianych przez Michała. Sprawił, że moje złamane serce zabiło mocniej choć na chwilę. Na jedną, krótką, nic nie wartą chwilę, która zaowocowała mocniej w moim ciele.
- Michał… - zaczęłam cicho, czekając aż mruknie w odpowiedzi – Zawieź mnie do domu, proszę.
- Do domu? – zapytał zaskoczony.
- Do Spały, do Rzeszowa, gdziekolwiek – załkałam – Tylko mnie teraz nie zostawiaj.
Nie protestował.


|Eliza|
Opadłam zmęczona na jedno z krzeseł, obitych pięknym, lśniącym materiałem. Byłam zmęczona po kolejnym tańcu z Winiarskim i Lotmanem, który pojawił się tu nie wiadomo skąd. Wzięłam do ręki szklankę z sokiem i łapczywie wypiłam zbawczy płyn. W pomieszczeniu zaczynało się robić duszno, a ciężkie oddechy mieszały się ze sobą. Martwiłam się Amę, która zniknęła szybko. Podejrzewałam tylko, że mogła iść gdzieś z Łomaczem, bo on też gdzieś wybył. Siatkarze szaleli na parkiecie, a facet za konsolą ledwo wyrabiał się z włączaniem kolejnych piosenek. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona.
- Chodź, nie siedź tak na tym krześle! – podniosłam wzrok do góry i zatrzymałam go na uśmiechniętej twarzy Kurka.
- Nie strasz mnie – westchnęłam głęboko i zrezygnowana wbiłam się w krzesło – Jestem zmęczona.
- Nie zatańczysz ze mną? – zapytał z zawadiackim uśmiechem.
- Tańczyłam z Tobą już siedem razy! – fuknęłam rozzłoszczona.
Przyjmujący roześmiał się serdecznie i kucnął obok mnie. Potarł kciukiem wierzch mojej dłoni i uśmiechnął szeroko.
- Nie zaszkodzi i ósmy – mruknął zachęcająco i złapał za rękę. – Chodź!
Z głośnym westchnieniem wstałam z krzesła i poszłam za siatkarzem w kąt sali. Co to się stało, abym nie chciała tańczyć z Bartkiem? Amanda znakomicie odczytała moje uczucia względem niego. Przyjmujący nie był mi obojętny. Tańczyliśmy szybko, o wiele szybciej niż myślałam. Nie wiedziałem, że do wolnej piosenki można aż tak nadrabiać tempem. Roześmiałam się głośno, gdy przyspieszył jeszcze bardziej.
- Bartek, starczy – sapnęłam, gdy obrócił mnie kolejny raz.
- No dobra – mruknął cicho i przyciągnął mnie do siebie. Odetchnęłam z ulgą, gdy spokojnie prowadził mnie w tańcu, ograniczając się do szybszych ruchów raz na pół minuty. Oparłam czoło na jego ramieniu i zatopiłam się we własnych myślach, aczkolwiek czułam ciepło bijące od ciała siatkarza. Piosenka w końcu się skończyła, a Bartek chyba nie zamierzał wypuścić mnie ze swoich objęć. Trwaliśmy tak w jednej pozycji dość długi czas, dopóki DJ raczył o sobie przypomnieć. Oderwałam się szybko od niego, pocierając policzki, które znów zrobiły się różowe.
- Nie wstydź się – mruknął cicho, koło mojego ucha i roześmiał cicho.
- Kurek, nie podnoś mi ciśnienia! – syknęłam w jego stronę i pochyliłam głowę, pozwalając by rude włosy zakryły moją twarz. Śmiałam się ze swojej głupoty. Kurek zniknął w tłumie roztańczonych ludzi. Chcąc nie chcąc dałam się ponownie porwać do tańca Paulowi. Po dwóch minutach ciągłych wygibasów poczułam na sobie wzrok Bartosza. Krępował moje ruchy. Nie mogłam doczekać się momentu, gdy podziękuję Amerykanowi i z mordem w oczach pobiegnę w stronę przyjmującego. Tak też zrobiłam, a on roześmiał się tylko i pociągnął mnie za dłoń, bym usiadła obok niego.
- Zabawna jesteś – stwierdziłeś, wpatrując się we mnie kątem oka – Denerwujesz się o byle co.
- Bardzo mi przykro, że swoją złość ulokowałam właśnie na Tobie – mruknęłam w jego stronę, stukając obcasem w panele.
- Tylko dla mnie jesteś taka niemiła? – zapytał z czarującym uśmiechem.
- Tak, tylko dla Ciebie – mruknęłam powstrzymując się od śmiechu.
Zapadła między nami głucha cisza. Serce biło mi jak oszalałe, gdy od czasu do czasu lustrował moją postawę wzrokiem. Muzyka dudniła mi w uszach. W końcu postanowił przerwać tą głuszę.
- Zależy Ci na mnie – stwierdził buńczucznie – Widzę to po twoich oczach.
- Co ty pleciesz Kurek – mruknęłam zdezorientowana, wgapiając się w jego oczy.
- Niepotrzebnie się denerwujesz – wyjaśnił mi dobitnie – Krępujesz się i zawstydzasz, gdy na Ciebie patrzę i co Ciebie mówię… I tak ładnie rumienisz…
- Co za bzdury – westchnęłam głęboko, wstając z krzesła i kierując się zupełnie na drugi koniec pomieszczenia.
- Żadne bzdury – roześmiał się pod nosem – Dobrze wiesz o co mi chodzi!
Tak, panie Bartoszu. Rozgryzł mnie pan dobitnie. 

_______________________________________________
Przepraszam za długą nieobecność, ale jestem po wycieczce, która zostawiła po sobie bardzo intensywne wspomnienia. Po prostu nie byłam w stanie niczego napisać przez równy tydzień. I mówię wam wszem i wobec, że chciałabym jeszcze do tamtego miejsca wrócić w tym samym składzie. Przeżyć to jeszcze raz, bo to nie była taka ,,normalna" wycieczka. Wszyscy podziałali nam na psychikę tak mocno, że płakaliśmy przy pożegnaniu. 
Ale jest już dobrze. Koniec roku i te sprawy. Robię sobie tygodniowy wstęp do wakacji, więc do szkoły aktualnie nie chodzę, bo w sumie nie mam po co. Oceny wystawione, średnia 5.0, więc co ja tam będę robiła? Siedzie domu, odwiedzam wszystkie wasze blogi dziesięć razy na dzień i nabijam licznik wejść. 

Szkoda tych dwóch meczów z Francją. Były do wygrania. Nie oceniam nikogo, ale widzę, że chłopaki się starają jak mogą, mimo że im nie wychodzi. Ostatnio strasznie głośno jest też o doktorze Bieleckim. Pustki po nim jakoś nie da się zapełnić (tak jak ja Mariuszu Wlazłym na ataku - według mnie), ale może kiedyś wróci do reprezentacji i mity, że Miale sobie nie radzi na stanowisku trenera od przygotowania fizycznego się nie sprawdzą. Dajmy na to. 
Jakiś długi ten komentarz. Co do rozdziału to straszne romansidło. Za to mamy perspektywy wszystkich dziewczyn. Coś nowego i innego. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Kocham was i dziękuję za licznik odwiedzin. Jesteście niesamowici. 

Zastanawiam się czy rozdział nie jest krótki. Zazwyczaj raczyłam was dłuższymi. A może tylko mi się wydaje.

sobota, 15 czerwca 2013

#Czternaście



A miało być tak pięknie. Miałam się wyspać.
- No wstawaj, no! – brunet uparcie ciągnął mnie za rękę, a ja ani drgnęłam. Mruknęłam niewyraźnie pod nosem i jeszcze bardziej zakryłam się kołdrą. Usłyszałam głośne westchnienie mężczyzny. W końcu kucnął obok łóżka, uważnie wpatrując się w moją łagodną twarz. Podniósł rękę do góry i odgarnął czarne włosy z mojego czoła. Otworzyłam delikatnie oczy, a on tylko się uśmiechnął:
- Grzesiek… – mruknęłam w poduszkę. Przejechał kciukiem po moim policzku i wstał gwałtownie. Wycofał się do drzwi z szerokim uśmiechem. Nacisnął klamkę i rzucił za siebie:
- Tylko masz wstać!
- Nie wstanę – jęknęłam, odwracając się na drugi bok. Niewyobrażalnie wielkim skokiem Łomacz znalazł się przede mną i zlustrował pytającym wzrokiem – Wszystko mnie boli.
- Grałaś tylko jednego seta – odparł, głaszcząc mnie po ramieniu.
- O jednego za dużo – warknęłam sarkastycznie – Jesteś mistrzem w pocieszaniu.
- Ba! Bo to ja – wypiął dumnie pierś do przodu. Naprawdę lubiłam tego mutanta, a podtekstowy wzrok Lei i Elizy wcale na mnie nie działał. Może czasami wyglądało tak jakbyśmy przechodzili ciężkie chwile w stażowym związku, bo zdecydowanie za często się sprzeczaliśmy. Oboje wysłalibyśmy siebie nawzajem w kosmos bez możliwości powrotu. Po prostu, oboje byliśmy uparci. Kolejny raz jego zarośnięta twarz mignęła mi przed oczami, a potem wydałam z siebie tylko pisk. Rozgrywający zdecydowanie za bardzo chciał, abym zmazała mu ten przeklęty uśmieszek z twarzy. Nie dość, że wszystko mnie bolało, to musiałam teraz wisieć na jego rękach, gdyż postanowił podnieść mnie do góry.
- Idziemy na śniadanko! – poruszył zabawnie brwiami.
- Połóż mnie z powrotem, wielkoludzie – fuknęłam. Brunet westchnął ciężko i mimo prób przekonywania, położył mnie z powrotem na miękkim materacu. Szarpnęłam kołdrą i zakryłam się po sam nos.
- No chodź! Nie obijaj się, mała! – dzielnie próbował mnie namówić na wyjście z mojej tymczasowej jaskini. Zauważając brak odzewu z mojej strony, wyciągnął mi poduszkę spod głową, nieudacznie ciągnąc za włosy.
- Do cholery jasnej, Łomacz, strzało! – warknęłam, zaciskając pięści na prześcieradle – Jeszcze raz, a zobaczysz!
- No co zobaczę? – uśmiechnął się szeroko, poruszając brwiami. Delikatnie ściągnął ze mnie kołdrę, śmiejąc się głupkowato. Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej, ciskając błyskawicami w jego stronę. Brunet narzucił kołdrę na plecy i podszedł do drzwi.
- No proszę Cię! – jojczałam, załamując ręce. Westchnął głęboko i odrzucił mi pościel, pod którą od razu się zakopałam. Zerknęłam na niego spod czarnych rzęs i ponownie przyłożyłam głowę do materaca, bo poduszki już nie było.
- Śpij, leniu – mruknął spokojniej. Pomachał mi ręką i przekroczył próg. Usłyszałam głuche plaśnięcie i głowa Grześka ponownie utkwiła między drzwiami i futryną. Spojrzałam na niego pytająco. – Ama, możemy potem porozmawiać? Muszę Ci coś powiedzieć.
- Jasne – mruknęłam, przymykając powieki – Idź, Grzesiu kłamczuchu!
Roześmiał się gardłowo i zamknął za sobą drzwi. Co to by było za święto, gdybym zasnęła. Skądże. Szeroki uśmiech rozgrywającego utkwił mi w pamięci i za nic nie mogłam go stamtąd wyrzucić. Co dopiero iść znowu spać. Westchnęłam głośno i przeciągnęłam się na materacu. Nie wiem gdzie wybyły moje dwie lokatorki, ale mam nadzieję, że nie wrócą za szybko. Leniwie wstałam z łóżka, podchodząc do szafy, przy okazji drapiąc się lekko za uchem. Wyciągnęłam z niej ubrania i trochę szybciej skierowałam się do łazienki. Gdy wychodziłam z kabiny, usłyszałam krzyki na korytarzu i głośne rozmowy w naszym pokoju. Wysuszyłam szybko włosy ręcznikiem i wciągnęłam na siebie ubrania. Zerknęłam w lustro i wyszłam z łazienki. Na podłodze głośno debatowała cała grupa siatkarzy od Ignaczaka po Wiśniewskiego w szarym sweterku. Zmierzyłam ich wszystkich zdziwionym wzrokiem.
- O, wstałaś! – krzyknął Grzesiek, opierając się łokciem o stolik. Wzruszyłam delikatnie ramionami.
- A wy co tu robicie? – zapytałam szybko, wpychając koszulkę i spodenki do szafy.
Siatkarze spojrzeli po sobie, myśląc nerwowo.
- Idziemy na spacerek – wykrzyknął pierwszy Igła – Idziecie z nami?
- Uwierzę we wszystko, ale nie w to – westchnęłam cicho i zasznurowałam buty. – Ale że jestem tolerancyjna i mało mnie obchodzi to, co macie zamiar zrobić… Więc idziemy na spacerek.
Większość z nich odetchnęła z ulgą i zaczęli szybko podnosić się z podłogi. Jeden za drugim wybiegali z pokoju, ciągnąc mnie do windy.
- A Eliza i Lea? – zapytała szybko, wciskając się do windy.
- Czekają na dole – oznajmił Bartek i nacisnął guzik. Nie wiem czy ta winda przystosowana była do jazdy z dziesięcioma siatkarzami, w czym każdy z nich na pewno nie ważył tylko co piórko. Całe szczęście, że dobrnęliśmy na parter. Eliza siedziała znudzona na sofie i wsłuchiwała się w słowa Lei, która zawzięcie rozmawiała przez telefon. Można tak powiedzieć, bo co chwilę jednak warczała do słuchawki. Poklepałam ją po ramieniu i wszyscy razem wyszliśmy z budynku. Rudowłosa podbiegła do mnie szybko, lawirując między wielkoludami. Złapała mnie pod ramię.
- Wiesz co tu się dzieje? – szepnęłam jej do ucha.
- W cholerę – mruknęła cicho – Podobno nie ma Anastasiego, tak słyszałam. Ale nie jestem pewna, w końcu tamta zgraja to plotuśnicy jakich mało.   
Roześmiałam się cicho i szłam, prowadzona przez Elizę. Powolnym tempem doszliśmy do miasteczka. Przy ulicy było tyle kawiarni jak nigdzie w Warszawie. Mało sklepów i dużo, dużo jedzenia. Od razu poczułaś ścisk żołądka, a z mojego brzucha wydobyło się głośne burczenie. Przechodzący obok nas Piotrek, uśmiechnął się szeroko:
- Domaga się, co?
Parsknęłam śmiechem i razem z Kołodziejczyk weszłyśmy do cukierni. Kupiłam parę rogalików, które skonsumowałam w drodze do jakiegoś centrum. Pięć minut później okazało się co to za centrum. Ogromny budynek koło małego skweru. Weszliśmy do środka. Owiał nas chłodniejszy podmuch powietrza. Z głośników płynęła spokojna melodia jak w windzie w moim apartamencie. Spojrzałam na uśmiechniętych siatkarzy.
- Co wy wymyśliliście? – zapytała szybko Eliza, patrząc znacząco na Winiarskiego i Ignaczaka.
- My? Nic! – oburzył się Michał i wyprzedził nas o dobre pięć metrów, ale i tak było widać jak zwija się ze śmiechu. Zacisnęłam wargi, zerkając na wyjątkowo rozbawionego Kubę. Podeszłam do niego cicho i złapałam za ramiona.
- Kubuś… - zaczęłam z szerokim uśmiechem, ale Kurek szybko mi przerwał.
- Co się spoufalasz z wrogiem? Nie podrywaj Kuby, on sam musi sobie znaleźć dziewczynę – zbeształ mnie przyjmujący, zdejmując moje dłonie z ramion rudzielca. Po mojej drugiej stronie pojawił się Grzesiek, który szybko objął mnie ramieniem i przekrzywił głowę w bok.
- Nie marszcz się, bo ci tak zostanie – zauważył i wskazał na mnie palcem. Przeszliśmy tak prawie przez całe centrum, a towarzystwa siatkarskiego z sekundy na sekundę było coraz miej. W końcu zostałam ja, Eliza i Lea oraz Grzesiek i Kuba. Atakujący sprawdził kieszeń z tyłu i uśmiechnął się pod nosem.
- Co wy kombinujecie? – zapytała szybko Eliza, rozglądając się nerwowo. Łomacz wzruszył ramionami i wepchnął nas do jednego z ogromnych sklepów.
- Albo zaraz mi powiecie co tu się dzieje albo porozmawiamy inaczej! – warknęłam, zatrzymując się tuż przed rozgrywającym, który musiał gwałtownie zastopować.
- Tajemnica, mała – wzruszył ramionami.
- Pieprzę twoją tajemnicę, Grzesiek. Porozmawiaj sobie dzisiaj z Jaroszem – fuknęłam i odwróciłam się od niego na pięcie. Wyszukałam wzrokiem Elizę, która zafascynowana przechodziła między wieszakami i manekinami. Patrzyła na metki, a je oczy z minuty na minutę robiły się coraz większe.
- Nie wiem po co tu jesteśmy – mruknęła do mnie, przesuwając wieszaki.
Wzruszyłam lekko ramionami i usiadłam na kanapie, która stała pod ścianą, zaraz naprzeciwko przymierzalni. Z obojętną miną wpatrywałam się w pomalowane na pastelowy kolor paznokcie. Odruchowo stukałam stopą o jasne płytki. Zerknęłam ukradkiem na Elizę, która z niedowierzaniem kręciła głową, patrząc na strojne sukienki. Nagle wyrósł przede mną Łomacz i kucnął szybko. Oparł się jedną dłonią o moje kolano, a drugą podrapał się w brodę.
- Przestań się dąsać – mruknął, mrużąc lekko oczy.
- Nie dąsam się – wzruszyłam kolejny raz ramionami. Wbiłam wzrok w zasłony przymierzalni, które znajdowały się gdzieś za jego ramieniem. Brunet pociągnął mnie za rękę.
- Spójrz na mnie – uśmiechnął się lekko. Niechętnie spojrzałam w jego błękitne tęczówki, które promieniały teraz radością. Patrzył na mnie tak zafascynowany jakby zobaczył wróżkę. Uśmiechał się i mrugał oczami na przemian. W końcu ukłułam go lekko palcem w klatkę piersiową. Ocknął się gwałtownie. Jego twarz natychmiast przybrała poważniejszy wyraz.
- Gniewasz się na nas? – zapytał szybko, łapiąc mnie za dłonie.
- Ciekawe za co – bąknęłam – Co wy kombinujecie?
- Tajemnica – mrugnął okiem i uśmiechnął się szeroko.
- Już mówiłam, co myślę o twojej tajemnicy – warknęłam i wyswobodziłam dłonie z jego uścisku. Westchnął głęboko i przysunął się jeszcze bardziej.
- Matko, Ama… Dostaliśmy zaproszenie na bankiet sponsorski i musimy jechać – mruknął cicho.
- I o to tyle szumu? – zapytałam zdziwiona. Rozgrywający wzruszył tylko ramionami. – Grzesiek, czy trzeba było robić z tego taką tajemnicę?
- Trzeba, bo jedziecie z nami – oznajmił, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Czułam jak moje policzki się czerwienią, bo i mi było nadzwyczaj gorąco. Wypuściłam głośno powietrze i poklepałam siatkarza po policzku. Uśmiechnął się lekko i ustał przede mną. Wyciągnął dłoń, którą złapałam, i podniósł mnie do góry. Złapał pod ramię i poprowadził między stojakami. Co rusz wybierał nowe sukienki, wciskając mi je w dłonie. Z dziesięcioma wieszakami wpadłam do przymierzalni. Łomacz stał na czatach, ale jestem pewna, że zaglądał przez ciemną kotarę. Za każdym razem, gdy to robił, Eliza, która notabene stała niedaleko nas, skrzeczała przeraźliwie, co odstraszało skutecznie rozgrywającego. W końcu niezadowolony usiadł na kanapie i założył ręce na piersi. Wyszłam w pierwszej, potem drugiej, a następnie trzeciej. Włosy elektryzowały mi się niemiłosiernie, a nie miałam co z nimi zrobić. Kołodziejczyk związała mi je szybko w kucyk i ponownie wepchnęła do przymierzalni. Piąta, a może dziesiąta sukienka z kolei także im się nie podobała. Zerknęłam ukradkiem na Elizę, która bezradnie rozłożyła ręce. Szybko jednak w jej oczach zobaczyłam błysk i z szerokim uśmiechem rudowłosa pognała między wieszaki. Już miałam podejść do Łomacza i usiąść koło niego, gdy rozdzwonił się mój telefon. Wygrzebałam go z kieszeni spodni i odebrałam machinalnie:
- No, co tam? – piękne przywitanie na wstępnie.
- Mała, jest problem z mieszkaniem w Gdańsku – uśmiechnęłam się szeroko na dźwięk głosu Kostka. Ukradkiem zerknęłam na Grzegorza, który poruszył się niespokojnie na kanapie, patrząc zawzięcie na mój telefon.
- Jak to problem? – zapytałam ciszej, gestem przywołując bruneta, aby rozsunął zamek sukienki, bo podszewka strasznie mnie drapie. Podszedł powoli, łapiąc za suwak.
- Dowiedziałem się, że jednak nie przydzielą nam żadnego pokoju w akademiku – westchnął głośno.
- To mam zadzwonić do Olka? – zapytałam szybko i wzięłam głęboki wdech, gdy Łomacz delikatnie rozsuwał beżową sukienkę.
- Gdybyś mogła… – szepnął z nadzieją i roześmiał się cicho – No słońce, to bierz się do roboty.
- Pogadam z nim – uśmiechnęłam się do słuchawki – To pa, słońce.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Grześka, który patrzył na mnie znacząco. Natychmiast zabrał ręce, które zacisnął lekko na moich ramionach i z powrotem usiadł na kanapie. W końcu przybiegła Eliza, wciskając mi kolejną sukienkę i popychając do przymierzalni. Założyłam ją szybko i wyszłam zza kotary. Rudowłosa pokazała kciuki uniesione do góry. Mimo miny bruneta, jego oczy zaświeciły się radośnie, lustrując mnie od góry do dołu i z powrotem.
- Teraz tylko buty – roześmiała się Kołodziejczyk. Zerknęłam w stronę rozgrywającego, który szybko odwrócił wzrok. Skrzywiłam się nieznacznie i wsunęłam na stopy jasne platformy. Ustałam obok Elizy, która była teraz ode mnie znacznie mniejsza. Podczas gdy siatkarz uparcie wpatrywał się w ekspedientkę przy manekinie, ja mruknęłam do przyjaciółki:
- Dzwonił Kostek. Powiedział, że nie dostaniemy mieszkania w Gdańsku.
Rudowłosa zaprzestała wyglądania ponad stojakami i zwróciła szary wzrok na mnie.
- Jak to nie dostaniemy? – zapytała nerwowo.
- Normalnie – wzruszyłam ramionami i przeczesałam włosy palcami – Będziemy musiały wykorzystać litościwość Olka. Nie wiem czy ma tyle miejsca u siebie, w końcu jeszcze u niego nie byłam.
- Że też ten idiota musiał zepsuć mój humor teraz – warknęła cicho, odwieszając sukienkę na swoje miejsce. Parsknęłam cicho śmiechem. – Ama? Idź lepiej do Łomacza, bo mam przeczucie, że zaraz zabije tego chłopaka, który stoi przy wejściu i pożera Cię wzrokiem.
Wzdrygnęłam się zdezorientowana i spojrzałam na siatkarza. Jego wzrok skierowany był w stronę wejścia. Uśmiechnęłam się szeroko i trochę niezdarnie podeszłam do rozgrywającego. Ustałam przed nim, oczekując jego reakcji. Szybkim ruchem podniósł się do góry. Jedyne z czego teraz byłam zadowolona to, to, że mogłam mu spokojnie patrzeć w oczy bez zadzierania głowy do góry. Z tej perspektywy jego oczy były jeszcze piękniejsze. Wzdrygnęłam się lekko.
- Jesteś zły? – zapytałam cicho, przekrzywiając głowę w bok. Ogarnęłam włosy z szyi i spojrzałam wyczekująco na siatkarza. Pokręcił przecząco głową. Zacisnął zęby, widząc jak kolejny chłopak lustruje mnie wzrokiem.
- Jesteś zazdrosny! – stwierdziłam ze śmiechem, wbijając mu palec w klatkę piersiową.
- Nieprawda – fuknął, przewracając oczami.
- Ależ jesteś! – uśmiechnęłam się szeroko i zburzyłam nienagannie ułożoną fryzurę bruneta. Wydął śmiesznie policzki i przytulił mnie mocno do siebie. – Tylko nie pognieć sukienki!
Ścisnął mnie jeszcze mocniej. Powietrze z trudem dostawało się do moich płuc. Odetchnęłam z ulgą, gdy mnie puścił. Wygładziłam sukienkę na biodrach.
- Bierzemy tę? – zapytał z rozbrajającym uśmiechem, otwierając lekko portfel.
- Chyba sobie żartujesz – stwierdziłam zdezorientowana – Sama za siebie zapłacę.
- Pragnę Ci tylko przypomnieć, że masz przy sobie tylko telefon, drobne i gumy do żucia – westchnął, mrużąc oczy – Także ja zapłacę.
- Brakuje Ci chyba piątej klepki – syknęłam cicho, gdy popchnął mnie do przymierzalni. Szybko ściągnęłam z siebie sukienkę i ubrałam swoje ubrania. Eliza stała już przy wyjściu razem z Kubą. Łomacz zabrał sukienkę i skierował się szybko do kasy, nie słuchając moich protestów. I naprawdę czułam się niezręcznie, patrząc ja z delikatnym uśmiechem wychodzi ze sklepu, dzierżąc torebkę w ręku. Podbiegłam do niego szybko i wyrwałam mu ją z rąk. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- A gdzie Kuba i Eliza? – zapytałam szybko, rozglądając się dokoła.
- Razem gdzieś poszli – wzruszył ramionami i usiadł na jednej z ławek. Dosiadłam się do niego i zerknęłam kątem oka.
- Co ty na to, abyśmy dzisiaj zagrali kolejny mecz? – zapytał z uśmiechem, puszczając do mnie oczko.
- O nie! – zaśmiałam się – Mięśnie mnie palą, więc nie ma mowy.
Splotłam dłonie na piersiach i wbiłam wzrok w wystawę jednego ze sklepów. Brunet roześmiał się cicho i trącił mnie łokciem. Starałam się zignorować jego poczynania, lecz gdy przysunął się do mnie bliżej i włożył długie palce między żebra, nie wytrzymałam i strzeliłam go po łapach.
- Amanda, no proszę – jojczał mi nad uchem. Pozostałam niewzruszona. Machałam machinalnie stopą.  – I tak przyjdziesz – stwierdził pewnie.
Zwróciłam wzrok w jego stronę, a on cały czas się śmiał.
- Jesteś nienormalny, Łomacz – westchnęłam głośno.
- I za to mnie wszyscy kochacie – uśmiechnął się lekko, podnosząc z ławki. Wyciągnął ramię, które zaraz złapałam i razem powędrowaliśmy w głąb budynku, bo gdzieś tam w środku była reszta siatkarskiego towarzystwa. Weszliśmy do jednej z kawiarni, gdzie przy trzech stolikach siedzieli wszyscy siatkarze.
- Kiedy macie ten bankiet? – mruknęłam mu do ucha, przez co wzdrygnął się trochę.
- Pojutrze – odparł równie cicho. – Tylko nie waż się nie iść.
- Rozpatrzę ewentualne wyjście – zmrużyłam oczy i wyswobodziłam spod uścisku Grześka. Szybkim krokiem przelawirowałam między stolikami i dosiadłam się do Elizy. Rudowłosa była bardzo zadowolona, choć na pytanie dlaczego, wzruszała tylko ramionami. Cały czas czułam na sobie wzrok rozgrywającego, który siedział niedaleko nas. Kręciłam się nerwowo na miejscu.
- Ama, pójdziemy już? – zapytała Kołodziejczyk na co szybko jej przytaknęłam. Wystrzeliłam z kawiarni, pocierając nerwowo kark. Dwadzieścia minut później stałyśmy przed drzwiami hotelu.

|Grzesiek|
Powłóczyłem wzrokiem za wychodzącą brunetką. Otrząsnąłem się gwałtownie i dopiłem resztę soku. Jarosz, siedzący obok mnie, poklepał mnie mocno po plecach.
- Rozwiałeś z nią?
- Trudno byłoby nie – oznajmiłem spokojnie.
- Dobrze wiesz o co miałeś się zapytać – westchnął głęboko, kręcąc głową z politowaniem.
- Jeszcze jeden dzień, Kuba. Zdążę – sam siebie upewniłem w przekonaniach. Rudzielec zastrzegł mnie, żebym zrobił to szybciej, bo ktoś może mnie uprzedzić. Wstałem od stolika zaraz za nim i odniosłem szklanki na ladę. Kelnerka uśmiechnęła się do mnie pogodnie, więc zrobiłem to samo. Jarski pociągnął mnie za ramię i wyprowadził siłą z kawiarni.
- Zagrałbym dzisiaj jakiś mecz – klasnąłem w ręce, gdy wpadłem na ten genialny pomysł.
- A może dzisiaj coś w terenie? – mrugnął okiem i popędził szybko do Kurka. Ten rozgłosił reszcie. Z szerokimi uśmiechami skierowaliśmy się w stronę ośrodka. Gdy byliśmy już na miejscu wpadliśmy na krótki obiad, a pół godziny później razem z Nowakowskim poszliśmy ściągnąć chłopaków na zewnątrz. Ostatnim celem naszej przechadzki był pokój dziewczyn. Piotrek zapukał do nich nieśmiało po czym żwawym krokiem wszedł do środka. Zostałem na korytarzu w razie jakby co. W końcu Cichy zaczął piszczeć damskim głosem, to był znak, że powinienem teraz wkroczyć do akcji. Tak też zrobiłem. Wszystkie trzy mierzyły Piotrka wzrokiem, który gdyby mógł, zabiłby go na miejscu. Doskoczyłem do niego szybko, próbując zaprzestać prób uśmiercenia środkowego.
- Idziemy na dwór – oznajmiłem spokojnie – Chodźcie z nami.
Amanda próbowała protestować, ale Lea uderzyła ją lekko w ramię. Westchnęła głośno i szybko zasznurowała buty. Wszystkie trzy wyszły za nami z pokoju, który zamknęły na klucz. Na zewnątrz wylegiwali się już siatkarze, a gdy zobaczyli dziewczyny, zaklaskali radośnie w ręce.
- To w co dzisiaj gramy? – zapytał szybko Wrona, nie spodziewając się reakcji Lewandowskiej.
- Łomacz, kretynie! – warknęła w moją stronę, ale ja uśmiechnąłem się głupkowato i uciekłem przed jej srogim spojrzeniem.
- A może nożna? – zaproponował Kosok, wskazując palcem na każdego z nas. – To ja idę po piłkę, a wy na boisko.
Żwawo pognaliśmy w stronę zielonego boiska, a jeszcze szybciej się rozciągnęliśmy, wiecie… tak na zaś. Środkowy parę minut później przybiegł z piłką i rzucił ją na środek boiska. Dobraliśmy się w drużyny i ustaliśmy na swoich stronach boiska. Kubiak wydurniał się w bramce.
- Jak tam Winiar, turbokozaku? – zaśmiałem się w jego stronę i poklepałem po ramieniu. 
Szybko zaczęliśmy grać. Eliza bardzo dobrze radziła sobie z piłką i podawała ją bardzo celnie. Lea też nie miała z nią problemów, parę razy namierzyła bramkę. Stwierdziłem, że prywatne lekcje przydadzą się drugiej Lewandowskiej, bo nożna nie jest chyba jej żywiołem. W końcu jednak się przełamała. Obróciłem się z piłką i kopnąłem ją w stronę Igły, który jak na staruszka przystało pobiegł z nią szybko pod bramkę. Podanie do Bartmana i goool! Przybili sobie piątki, a chłopaki z przeciwnej drużyny zaczęli ciężko oddychać. Piłka powędrowała do Amandy, która tym razem nieźle sobie z nią poradziła. Wyminęła z piskiem lecącego  w jej stronę Jarosza i dalej też pobiegła sama. Umknęła jednak z krzykiem, gdy leciał na nią Wrona. Kopnęła piłkę w bok, wprost pod nogi Drzyzgi, który z chytrym uśmiechem pobiegł pod naszą bramkę. Misiek próbował go podciąć, aczkolwiek mu się nie udało, bo sam wywinął orła. I w końcu piłka weszła w bramkę. Grało nam się naprawdę dobrze. Kolejna akcja była jeszcze dłuższa i udało się nam wyciągnąć Ruciaka z bramki. Bartek szybko podał piłkę do Amandy, która stała najbliżej. Jednak nic z nią nie zrobiła. Pochyliła się lekko do przodu. Igła krzyknął coś do niej. Nieudacznie, lewą nogą, pokierowała piłkę w stronę bramki, a potem usiadła z głośnym jękiem na ziemi i przechyliła się do tyłu, opadając na plecy. Pierwsza wystrzeliła do niej Lea, a zaraz za nią Eliza. Staliśmy jak wryci na środku boisku, patrząc na brunetka zwija się wręcz z bólu. Pobiegłem szybko do nich i kucnąłem obok Lewandowskiej. Zaciskała mocno zęby i obróciła głowę w bok. Eliza wraz z jej siostrą majstrowały przy kolanie dziewczyny, co chwila je zginając i rozprostowując.
- Nie obejdzie się tym razem bez lekarza, Ama – uświadomiła jej Eliza, na co dziewczyna obrzuciła ją tylko wściekłym wzrokiem i ponownie opadła na plecy, sycząc z bólu.
- Już przestaje boleć – wydukała, przekręcając się na bok. Dziewczyny pozwoliły jej poleżeć parę minut w spokoju, by mogła się przyzwyczaić. Zatrzymały ją jednak gwałtownie, gdy chciała wstać.
- Grzesiek, przydaj się na coś – rzekła Lea – Chodź, zaniesiesz ją do pokoju.
Delikatnie podniosłem dziewczynę z trawy, uważając na jej kolana. Wcisnęła twarz w moją koszulkę. Cała banda siatkarzy poszła za nami. Wjechaliśmy windą na odpowiednie piętro. Wszedłem do pokoju i położyłem ją na łóżku. Poruszyła lekko nogą, zaciskając pięści na kołdrze.
- Wszystko już dobrze? – zapytałem, siadając na krawędzi łóżka. Kiwnęła lekko głową i opadła na poduszki. Siedziałem obok niej do momentu, gdy do pokoju przybiegł Bielecki. Był osobą kontaktową i nie przeszkadzało mu to, że musiał przybiec z pierwszego piętra aż tutaj. Pochylił się nad kolanem brunetki i odetchnął głęboko.
- Będzie dobrze – uśmiechnął się radośnie.

____________________________________________

Śmiało możecie mnie ukrzyżować za coś takiego u góry. Nie wiem co to jest. Zero akcji, w ogóle nic. xD 
Aczkolwiek dziękuję wam za licznik odwiedzin - jeszcze troszkę i stuknie 5,000. Ale wiecie... wcale bym się nie obraziła jakbyście to i owo skomentowali - to naprawdę motywuje, sami wiecie ze swojego przykładu. 
Uszczęśliwicie mnie chociaż troszkę? 

A w szkole wyszłam już na prostą. Czerwony pasek na świadectwie - OBECNY! Jeszcze tylko prezentacja z biologii, ale to da się załatwić ;] Średnia 4.8. A teraz wy się pochwalcie.

Czekam zawzięcie na mecz Polska - Francja. ;] Piękny to będzie dzień, nie tylko ze względu na mecz. 

A już w poniedziałek jadę na wycieczkę do Serocka - wolę nie myśleć co będziemy tam robić, bo nie przewiduję większych atrakcji. Grunt, że na trzy dni i za darmo, bo bardzo dobrze się uczyliśmy (ponoć) w tym semestrze ^^  Jedzie ze mną koleżanka, tak samo żyjąca w świecie siatkówki - i chyba nie wytrzymam z nią w autokarze i w pokoju (6-osobowym). 
Jeszcze trochę i wakacje. Właściwie to dla niektórych już się zaczęły. 

Podoba wam się w ogóle te osiem stron w Wordzie? xD

sobota, 8 czerwca 2013

#Trzynaście

    Wychodząc z łazienki, próbowałam związać włosy w warkocz. Lea siedziała na moim łóżku i wertowała jakieś kolorowe pisemko:
- A co z Ksawerym? – zaczęłam spokojnie.
Siostra wyprostowała się gwałtownie i podniosła na mnie wzrok znad gazety.
- Niedługo wypisują go ze szpitala – mruknęła beznamiętnie.
- Lea, co się dzieje? – zapytałam cicho. Zerknęłam w stronę łóżka Elizy, gdzie rudowłosa właśnie przewracała się na drugi bok.
- Nic, po prostu… - westchnęła głęboko. Odłożyła pismo i splotła palce na kolanach. Zaczęła je lekko wyłamywać. W końcu podniosła rękę i otarło policzek, po którym spłynęła już łza – Ostatnio się nie dogadujemy. Coś jest nie tak.
Podeszłam do niej i przytuliłam mocno. Rozryczała się jeszcze bardziej.
- Spokojnie, Lea – uśmiechnęłam się lekko do jej ramienia – Ksawery musi dojść do siebie po tym wypadku.
- Ale to się działo jeszcze przed wypadkiem – bąknęła cicho – Coś się popsuło i wygasło…
- Rozmawiałaś z nim?
- Rozmawiam codziennie, ale cały czas jest taki… bezuczuciowy…
- Musicie przeczekać tą burzę – podniosłam się z podłogi i westchnęłam głęboko. Znów przeniosłam wzrok na Kołodziejczyk. Burza rudych włosów zasłoniła jej twarz. Podeszłam do niej i potrząsnęłam drobnym ramieniem. Mruknęła coś pod nosem i zakryła kołdrą po czubek głowy. Powtórzyłam swoją czynność. W końcu Eliza otworzyła oczy i fuknęła na mnie jak rozjuszony kot.
- Przynieść wam coś jeść? – zapytałam głośno, podchodząc do drzwi.
Obie kiwnęły głową. Wyszłam z pokoju i skierowałam na dół. Schody pokonałam w ekspresowo szybkim tempie. Na stołówce świeciło już pustkami. Podeszłam do okienka kucharek. Pogadałam z nimi parę minut. Poinformowały mnie, że siatkarze od rana biegają po lesie i trenują. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do kucharki w podziękowaniu za całą tacę jedzenia dla dziewczyn. Starając się nikogo nie staranować, podreptałam do windy. Jak to dobrze, że była pusta. Wcisnęłam guzik z trójką i czekałam aż zamkną się drzwi. Parę sekund później, metalowe wrota otworzyły się na moim piętrze. Moim marzeniem byłoby żaden z tych wielkoludów nie zrobił mi wjazdu na śniadanie. To było moim marzeniem, bo z gracją wpadł na mnie Kubiak. Grunt, że szybko odwróciłam się z taca, bo całe śniadanie wylądowałoby na mojej nowej, białej koszulce. Zbeształam go wzrokiem:
- Kubiak, ciamajdo! – fuknęłam – Uważaj jak chodzisz!
- O, masz dla mnie śniadanko? Jak miło! Tylko mój pokój jest piętro niżej, więc…
- Nie gadaj tyle, Michał – mruknęłam, przesuwając talerz na tacy – Idź sobie pobiegaj.
Roześmiał się głośno i porwał mi z talerza jednego tosta:
- Powiedz swojej siostrze, smacznego – zawołał, gdy zbiegał po schodach.
Westchnęłam głęboko i weszłam powoli do pokoju. Eliza właśnie przeczesywała palcami rude włosy, a Lea podrzucała telefon. Postawiłam tacę na stoliku i wszystkie trzy dorwałyśmy się do jedzenia.
- Lea, Kubiak mówi Ci smacznego – mruknęłam i upiłam łyk soku.
Brunetka zarumienił się lekko i natychmiast potarła policzki. Coś się święci. Uśmiechnęłam się pod nosem i w spokoju dokończyłam swoją część śniadania. Również mnie przypadł ten zaszczyt odniesienia wszystkiego na stołówkę. Godzinę później znów ruszyłam na dół. Odstawiłam naczynia na okienko i ponownie wdałam się w rozmowę z kucharkami. Odwróciłam głowę w stronę drzwi, bo usłyszałam za swoimi plecami niesamowity hałas. Czy zawsze tak musi być, że siatkarze wchodząc do jakiegokolwiek pomieszczenia, drą się jak stado baranów? Widocznie tak. Igła popchnął Winiarskiego, który cudacznie uderzył głową w plecy Wrony. Ten natomiast chcąc się ratować, przytrzymał się Jarosza. Kuba zupełnie nieświadomie, że przed nim wyrósł Bartek, popchnął go do tyłu. Przyjmujący potknął się o sznurówki i wpadł z Nowakowskiego, który z dziewczęcym piskiem zarył o stolik i na nim już pozostał. Kucharka złapała się za głowę, przeklinając na nich pod nosem. Bartek jako pierwszy powstał z ziemi i pomógł ześlizgnąć się środkowemu z mebla. Ten stasował go wzrokiem i sam pomógł sobie wstać. Reszta leżała na ziemi i śmiała się do łez. Możdżonek jako ostatni wszedł na stołówkę. Widząc co tu się dzieje, czym prędzej z niej wyszedł, mówiąc tylko, że wody napije się u siebie w pokoju, a jak już by coś chcieli, to niech najpierw wydorośleją. Westchnęłam głęboko i na ochotnika przelawirowałam między porozrzucanymi bluzami i nogami siatkarzy, którzy chyba wcale nie mieli ochoty na wstanie.  Winiarski chcąc sobie dopomóc, złapał za moją nogę i pociągnął mnie w dół. Niemiłosiernie obiłam sobie tyłek. Jeszcze bardziej ucierpiał na tym Ignaczak, na którego nogi opadłam. Zacisnął zęby, próbując nie krzyczeć, ale licho mu to wyszło, bo zaczął skomleć jak pies. Przyczołgałam się do libero i przytuliłam go lekko, by ukoić jego ból. Uśmiechnął się w końcu. Obrzuciłam wszystkich zniesmaczonym spojrzeniem i zanim zdążyli się zorientować, wybiegłam z pomieszczenia. Dopadłam windy i pojechałam nią na swoje piętro.  A w pokoju jakby przeszło istne tornado. Eliza siedziała na łóżku i machała rękoma na wszystkie strony.
- Co tu się stało? – zapytałam zdezorientowana
- Lea szuka adidasów – mruknęła rudowłosa i wstała szybko z łóżka.
- Lea i adidasy? – teraz już w ogóle nie wiedziałam co mam myśleć. W końcu wyłoniła się moja siostra. Znalazła pod łóżkiem poszukiwane buty i wciągnęła je na stopy. Wędrowałam z nią wzrokiem, dopóki nie wyszła z pokoju.
- Nie wiem co się tu dzieje – oznajmiła Eliza, gdy spojrzałam na nią wyczekująco. Wzruszyłam ramionami zebrałam niektóre rzeczy z podłogi. Chwilę potem przeżyłam mały zawał, gdyż do pokoju jak huragan wpadł Kurek.
- Chodźcie – przywołał nas ręką. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego zaciekawiona – Tylko załóżcie sportowe buty, drogie panie!
Biorąc jego propozycję w ciemno, szybko ubrałyśmy się tak jak kazał. Zamknęłyśmy za sobą pokój, a Bartek poprowadził nas na zewnątrz. Było strasznie ciepło. Kurek nie zdając sobie sprawy, że prawie za nim biegniemy – to wina jego długich nóg – maszerował żwawo dalej. W końcu otworzył przed nami drzwi hali i zaprosił do środka gestem ręki. I obie już wiedziałyśmy co się święci.
- Przykro mi Bartek, ale miałyśmy cos ważnego do roboty… - plątałam się w słowach jak dziecko.
- Godzina was nie zbawi – oznajmił szybko, przerywając mi wypowiedź. Fuknęłam na niego cicho i zostałam wręcz wepchnięta do środka. Chłopaki już się rozgrzewali. Widocznie biegi to dla nich za mało. Anastasi w lepszym humorze krążył dookoła nich. Ignaczak mamrotał wesoło do Kubiaka, który dawał potajemne znaki Bartmanowi, aby ten zabrał libero, bo go już przesłuchać nie może. Wszyscy zwrócili głowy w naszą stronę i roześmiali się wesoło.
- To będzie ciekawy meczyk – zauważył Jarosz i ponownie pochylił się nad podłogą.
- Bardzo – Eliza mruknęło pod nosem. Kurek szybkim krokiem nas wyminął. Chwilę potem wrócił z dwoma czarnymi koszulkami i spodenkami.
- Traficie do szatni? Pewnie, że traficie – mrugnął do nas okiem, na co Kołodziejczyk spłonęła rumieńcem i szybko wydostała się z pomieszczenia. Wyszłam zaraz za nią. Rudowłosa już otwierała drzwi do szatni. Wparowałam do środka. Całe szczęście, że była pusta. Nigdzie nie walały się torby i ubrania tych wielkoludów. Szybko ściągnęłyśmy z siebie ubrania i założyłyśmy te przyniesione przez Bartka.
- Największa głupota jaką popełnię – westchnęłam głęboko, wiążąc buty
- Nigdy więcej się na to nie zgodzę – stwierdziła pewnie Eliza i związała rude włosy w kucyka na czubku głowy.
Rozprostowałyśmy kolana i powolnym krokiem wróciłyśmy na halę. Anastasi tylko się uśmiechnął, widząc nas w o wiele za dużych strojach. Zrobiłyśmy pięć kółek wokół boiska. Gdy skończyłyśmy bieg, usiadłyśmy na parkiecie i zaczęłyśmy się solidnie rozciągać. Przecież obie wiedziałyśmy coś o siatkówce. To nie było nasze pierwsze zetknięcie się z tym sportem. Bynajmniej nie moje. Z tego co wiem, to Eliza też ma już kilkuletni staż siatkarski za sobą. Tylko raz byłyśmy razem na meczu. Tak właściwie to poznałyśmy się na jednym z ligowych zmagań. Grałyśmy przeciwko sobie w finale. Właśnie w tym, w którym skończyłam swoją grę na amen. Kolejne nasze spotkanie odbyło się dopiero w Warszawie na Politechnice. Pamiętam to wszystko do dziś. A szczególnie to jak swoimi bystrymi, szarymi oczami przebiegała po mojej postawie. Z resztą ja nie byłam lepsza. Całkowicie zatopił się w myślach, a ocknęłam się dopiero wtedy, gdy Piotrek złapał mnie za ramię:
- Wstajesz czy siedzisz? – uśmiechnął się szeroko.   
Powstałam z parkietu, przeciągając się mocno. Eliza siedziała już na krzesełku i nerwowo stukała paznokciami o jego krawędzie. Szkoleniowiec zebrał chłopaków w ciasne kółko i przemawiał do nich szeptem. Wzruszyłam ramionami i zajęłam miejsce obok rudowłosej. Gardini przyciągnął wózek z piłkami. Pierwsza do niego dorwała się Eliza. Odeszłyśmy na bok i same zaczęłyśmy odbijać. Początki są trudne, a szczególnie te po paroletniej przerwie. Wychodziło nam okropnie. Po dziesięciu minutach ciągłego odbijania wreszcie się ustabilizowałyśmy. Zabrzmiał dźwięk gwizdka, więc odrzuciłyśmy piłkę z powrotem do kosza i podeszłyśmy powoli do Anastasiego.
- Tylko mi się tutaj dzieci nie pozabijać – mrugnął wesoło i pozostawił nas samych sobie. Usiadł na krzesełku i patrzył jak jego zawodnicy kłócą się miedzy sobą.
- Jedną drużynę już mamy – Winiarski zaczął wyliczać zawodników na palcach.
- Dobra. To w drugiej Amanda będzie się zmieniała na przyjęcie z Dzikiem – oznajmił błyskotliwie Krzysiek – A Eliza z Pitem na środek.
Rudowłosa kiwnęła lekko głową i zerknęła na mnie. Ja natomiast patrzyłam na Ignaczaka jak na dziwoląga.
- Co mi się tak przyglądasz? Wiem, że jestem przystojny – ze śmiechem przeczesał włosy palcami.
- Nie będę się zmieniała z Kubiakiem, Krzysiu – westchnęłam, odrzucając warkocza do tyłu. – Nadal pozostaję reżyserem meczu.
Łukasz zaklaskał w dłonie i mruknął do mnie:
- Nareszcie ktoś normalny! W takim razie ja się będę z tobą zmieniał, co ty na to?
- Jak na lato – odparłam z uśmiechem i przybiłam z nim piątkę. Anastasi rzucił piłkę w naszą stronę. Chłopaki porozstawiali się na pozycjach i ochoczo zaczęli mecz. Pierwszy zagrywał Drzyzga. Piłka przeszła na drugą stronę, a Ignaczak z niezwykłą gracją dograł ją do Łukasza. Ten zaś pokierował nią do Kubiaka. Piłka z impetem uderzyła w boisko. Nawet nie było czego zbierać… chyba, że zęby Zatiego, który wrył się w parkiet. W mojej drużynie zagrywał właśnie Zbyszek. Starał się wypuścić trudną piłkę, ale średnio mu się to udało. Kurek przyjął, Fabian wystawił i Winiarski uderzył w aut, aczkolwiek było po bloku i ucierpiały na tym paluszki Kubiaka. Pierwszy set nie był rewelacją. Grali po prostu grali, tak aby się pobawić i wypróbować nowych kombinacji. W kolejnym secie na boisko weszłam już ja z Elizą. Nogi miałam jak z waty, tak samo jak przed laty. Z głośnym westchnieniem weszłam na boisko. Od razu zostałam pokierowana na zagrywkę. Złapałam się wręcz za głowę.
- No dawaj, dawaj! Pamiętaj, aby tylko przeszła! – krzyknął  Łomacz zza siatki, który zmieniał się co jakiś czas z Fabianem. Po hali rozszedł się śmiech. Wzruszyłam ramionami i podrzuciłam lekko piłkę w górę. Dzięki mojemu spokojnemu flotowi, Winiarski mógł przyjąć zagrywkę na palce. Szybkie rozegranie Łomacza do Jarskiego. Pisnęłam głośno i uciekłam z mojej strefy, gdyż piłka niechybnie zbliżała się w moją stronę. Z hukiem uderzyła w parkiet, gdzie przed chwilą jeszcze stałam. Wszyscy spiorunowali Kubę wzrokiem, który skulił się lekko.
- Mówiłem chyba, że w nią nie atakujemy! – warknął Łomacz. Kuba przedostał się pod siatką i podbiegł do mnie z przeprosinami. Parę sekund później znów wróciliśmy do normalnego trybu gry. A teraz był czas na mój popis. Kubiak przyjął zgrabnie piłkę. Serce tłukło mi jak oszalałe, gdy leciała nade mną. Dawno nie czułam tej małej adrenaliny w żyłach, tego jak wszyscy pulsuje w zawrotnym tempie. Skoczyłam lekko do góry i rozegrałam piłkę po prostej do Ruciaka. Nie poleciała tak jakbym chciała, ale Michał nic sobie z tego nie zrobił i wybił piłkę po palcach Kosoka. Niestety chłopaki ją wyratowali i zdobyli jeszcze punkt. Kolejne rozegranie było już lepsze. Grało mi się coraz lepiej. Pulsująca krew w żyłach i tętnicach zrobiła się przyjemniejsza. Z rozegraniem szalałam we wszystkich możliwych sytuacjach, a siatkarze dostawali piłki pod sam nos. Żygadło siedział na krzesełku i kręcił głową z podziwem. Wreszcie na boisko weszła Eliza. I tu się zaczęły kombinacje. Może nie miała takiego zasięgu jak niektórzy środkowi, jednak wystarczający by zszokować chłopaków. Mistrzowsko zablokowała Winiarskiego. Zgrywałyśmy się świetnie, wręcz doskonale. Po jakimś czasie chłopaki już wiedzieli, że piłki będą często wystawiane do Elizy, więc starali się nie lecieć ślepo na skrzydła. Ten set niestety przegraliśmy. Zeszłam z boiska niezmiernie zadowolona, mimo że kolano zaczęło mi już dokuczać. Dlatego też odmówiłam kolejnego wejścia na parkiet. Niech Łukasz zrobi z tamtymi porządek. Bo taki też zrobił. O mały włos, a doprowadziliby do tie-breaka. Piotrek skończył mecz piękną przesuniętą krótką, a więc moja drużyna wygrała 3:1.  Wszyscy przybiliśmy sobie piątki. Usiadłam na krzesełku. Niespodziewanie kucnął przede mną Łomacz:
- Nie mówiłaś, że tak świetnie grasz? – uśmiechnął się zawadiacko – Stwarzasz mi konkurencję…
- Boisz się? – zmrużyłam oczy.
- Skąd – odparł i przytulił mnie do siebie – Jesteś świetna.
Chwila, moment i odsunęłam się od niego. Kurek, przechodzący obok nas, zagwizdał wesoło. Za ten jakże piękny dźwięk został obdarowany pięścią w ramię od Grześka. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy.
- Grałaś kiedyś? Tak profesjonalnie? – dociekał.
- Kiedyś, bardzo dawno temu – westchnęłam. Razem z Grześkiem wyszłam z pomieszczenia, aczkolwiek skierowałam się do swojej szatni. Eliza stała już tam przebrana i podrzucała w rękach piłkę.
- A ty skąd to wytrzasnęłaś? – roześmiałam się głośno, widząc jak odbija ją od ściany.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak fajnie było do tego wrócić – pisnęła zachwycona.
- Wiem – oznajmiłam i błysnęłam zębami w jej stronę – Piękna chwila, gdy znokautowałaś Kurka, uderzeniem w czoło.
- Ale go przeprosiłam – mruknęła. Zerknęłam na nią kątem oka. Policzki się jej zaróżowiły.
- Czujesz do Kurka miętkę, co? – roześmiałam się cicho. Przewidywałam wszystko. Nawet to, że zaraz dostanę od niej w plecy czy ramię. A ona wzruszyła tylko ramionami i złożyła strój w kostkę.
- Nie czuję – fuknęła. Poklepałam ją wymownie po ramieniu, przekazując wiadomość, że tylko tak jej się wydaje. Wyszłyśmy z hali w mistrzowskim humorze. Takim, jakiego nie miałyśmy już od dawna. Zmęczone, ale szczęśliwe dopadłyśmy do swojego pokoju i rzuciłyśmy się na łóżko. To była ciężka, bardzo ciężka godzina naszego życia. 

____________________________________________

Tak trochę bezpłciowe xD
A jutro rewanż na Atlas Arenie. Będzie rzeźnia! Chłopaki musza jeszcze trochę ze sobą pograć. Naprawdę piękny mecz Zatorskiego. Po Kurku spodziewałam się więcej, ale też chłopaczyna robił co mógł. 
Kto wygra mecz? 
POLSKA!

To mamy typowo wojenne nastawienie. A ja dwie godziny temu wróciłam do domu już wybierzmowana xD

Strasznie tu dzisiaj dużo opisów. Przebolejcie to, błagam :3