wtorek, 12 listopada 2013

#Epilog


Gdańsk – czerwiec, rok 2013;

- Daj mi się zastanowić.

Złapała za rączkę walizki i niepewnie cofnęła się o parę kroków w tył. Już dawno powinna stać w kolejce do odprawy.

- Niech będzie. W końcu to tylko jeden sezon – mruknął, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

- Grzesiek, ale ja nie wrócę za rok – wyszeptała. To był chyba najlepszy moment, aby odejść. Nie mogła tego zrobić. Niewidzialna siła trzymała ją w tym samym miejscu.

- Jak to nie wrócisz? – zapytał zdezorientowany. W zaskakującym tempie pokonał dzielącą ich odległość.

- Po prostu. Do zobaczenia…

Jeśli kogoś kochasz to pozwolisz mu odejść.  Prawda? 



Mediolan – listopad, rok 2013;

Nieświadomie tęskniła za Polską, za specyficzną pogodą, różnymi świętami, a przede wszystkim za rodziną. Mediolan nie był zły. Niesamowicie rozwinięte miasto w północnych Włoszech. Czego chcieć więcej? Cała trójka pomieszkiwała w domu państwa Giacalone. Wychodzili stamtąd dopiero o dziesiątej rano, co było wręcz nie do pomyślenia w Polsce. Było wspaniale. Przez te kilka miesięcy opanowali język włoski prawie do perfekcji. Nie było trudności w porozumiewaniu się ze sklepikarzami, pracownikami, a nawet denerwującymi kierowcami.

- Przepraszam panią najmocniej – usłyszała czyjś głos, próbujący wymówić kilka słów łamanym włoskim. Zatrzymała się i w ułamku sekundy odwróciła w stronę przybysza. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – Amanda?!

Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem już tak.

- Bartek?! Co Ty tu robisz?

- O to samo mógłbym zapytać się Ciebie.

Zaśmiał się głośno i porwał ja w ramiona. Stali tak objęci przez kilkanaście sekund.

- To niesamowite, wiesz? – uśmiechnął się – Co tam u Elizy?

- Najlepiej będzie jak sam ją o to zapytasz – westchnęła głęboko – Właśnie idzie i namierza Cię wzrokiem. Miłego powitania.

To był chyba najpiękniejszy obrazek jaki w życiu widziała. Siatkarz odwrócił się delikatnie do tyłu i uśmiechnął do zaskoczonej dziewczyny. Jak tylko go zobaczyła ruszyła w jego stronę szaleńczym biegiem. Minęło kilka sekund, a ona już stała w jego objęciach. Uwiesiła mu się na szyi i składała zawzięte pocałunki na jego policzku. Brunetka uśmiechała się pod nosem, patrząc na to wszystko z daleka. Niech się sobą nacieszą. Skierowała się w stronę ulicy, prowadzącej do domu Kostka. 



Warszawa – lipiec, rok 2014;

To było coś niezwykłego. Pierwszy raz od ponad roku stanęła na tej cudownej polskiej ziemi. Podczas pobytu we Włoszech jeszcze bardziej umocniła swój patriotyzm. Teraz mogłaby wstąpić do wojska i przejść się dostojnie w paradzie. Cierpliwie czekała na fioletową walizkę z kilkoma szarymi paskami.

- Eliza sprzedała mi cynk, że gdzieś tu powinnaś być. I jesteś.

Odwróciła się gwałtownie do tyłu i wbiła wzrok w roześmiane oczy bruneta. Uczucie tęsknoty nasiliło się o wiele bardziej niż ostatnim razem, jeszcze przed wyjazdem. Niepewnie wtuliła się w jego klatkę piersiową, zasłuchując w przyspieszone bicie serca. Objął ją delikatnie i pogłaskał po głowie.

- Amanda, zostań ze mną. Już na zawsze – wyszeptał, odnajdując ustami drogę do jej warg. Jednak nie pozwoliła mu na to, aby ją pocałował. Zaśmiał się pod nosem. – Zostań ze mną do końca świata i trzy dni dłużej.

- Dlaczego trzy? – zapytała cicho, wplątując palce w jego czarne jak smoła włosy.

- Bo trzy to moja szczęśliwa liczba – uśmiechnął się promiennie – Trójki zawsze się sprawdzają.

- Ale chyba nie tym razem – wzruszyła ramionami i odsunęła od bruneta na niewielką odległość.

- Już nie udawaj, nie udawaj – zaśmiał się, dając jej pstryczka w nos – Jeszcze Cię przekonam. 


Okolice Rzeszowa – grudzień, rok 2016;
  - Przestań się pokrakować za tą kierownicą! – zbeształa go, spoglądając co jakiś czas w lusterko. – Dojeżdżasz do ucywilizowanego miasta, więc zachowuj się! Wiem, że Gdańsk to dziura albo…
- Coś Ty tam powiedziała? – zapytał ostrzegawczo, wbijając palce między jej żebra.

- Ej no! – zaśmiała się głośno, próbując odepchnąć jego umięśnione ramię. – Patrz na drogę! – krzyknęła, gdy gwałtownie zjechał na drugi pas.

- Odszczekaj to o Gdańsku – wbił w nią rozbawione spojrzenie, ale tylko na chwilkę.

- Nie – splotła ręce na piersi i nabrała powietrza do ust. Tylko przez minutę towarzyszyło im milczenie, bo potem brunet zjechał na parking stacji benzynowej. Odpiął pas bezpieczeństwa i wyłączył silnik auta.

- Teraz to masz już przechlapane – westchnął i zakasał rękawy kurtki. Brunetka zapiszczała głośno i szybko wydostała się na zewnątrz. To samo zrobił też rozgrywający. Gonili się wokół autka dobre kilka minut. Ludzie patrzyli się na nich jak na idiotów. W końcu dziewczyna miała dość biegania na szczudłach i zdyszana kucnęła obok drzwi pasażera.

- Słaba kondycja? – zaśmiał się Grzesiek i zrobił to samo co ona. – Widać muszę zabrać Cię na jakiś trening w Gdańsku.

- Nie wiem jakim cudem ty grasz tam już czwarty sezon – westchnęła głęboko, wsiadając do auta.

- Takim samym jak Ty, gdy co jakiś czas wyjeżdżasz do tych przeklętych Włoch.

- Co Ty chcesz od moich Włoszech? Pracuję, odpoczywam w luksusach i…

- Czyli tu w Polsce jest Ci źle? – burknął w jej stronę, włączając radio.

- Zawsze odwracasz kota ogonem – pokręciła głową z niedowierzaniem – Ciągle ten sam problem!

- Odpuśćmy lepiej dzisiejszy obiad u twoich rodziców – mruknął niezrozumiale, odpalając maszynę.

- Obiecałam, że przyjadę. Jeśli nie chcesz to dojdę tam sama!

Wysiadła zdenerwowana z samochodu i szybkim krokiem oddaliła się w stronę jezdni. Zeszła na pobocze, po czym wytrwale podążyła przed siebie.



Włochy, Bari – sierpień, rok 2017;

Usiadła wygodnie na leżaku na plaży i nasunęła okulary na nos. Tu wiecznie świeciło słońce, więc szybko się opaliła. Gdy tylko mogła wychodziła na zewnątrz i delektowała się ciszą oraz gorącymi promieniami.

- I co tak znowu leżysz? – zaśmiał się głośno, siadając na piasku obok niej.

- Zaczynam żałować, że zgodziłam się na pobyt tutaj razem z Tobą – warknęła, związując włosy w wysoki kucyk.

- Nie narzekaj. Przyznaj szczerze, że nigdzie nie bawisz się tak dobrze jak ze mną – wyciągnął rękę do przodu i wolnym ruchem dłoni rysował szlaczki palcami na jej odkrytym brzuchu. – Nie sądzisz, że powinniśmy już wrócić do domku? Jest  wieczór i połowę ludzi stąd wywiało…

- Jeju, Grzesiek, daj mi się tym wszystkim nacieszyć – westchnęła, podnosząc słomiany kapelusz z ziemi.

- Ja wiedziałem, że będzie ciężko – podniósł się do góry i ściągnął z siebie jasną koszulkę. Odrzucił ją w bok i pochylił nad leżakiem. – Ale nie spodziewałem się, że aż tak.

Szybkim ruchem podniósł ją do góry i nim zdążyła zaprotestować wbiegł do ciepłej wody. Brunetka pisnęła głośno i uczepiła się jego szyi.

- Dobra, wystarczy, coś ode mnie chcesz, więc słucham – poruszyła się nerwowo zmieniając pozycję. Oplotła go nogami wokół bioder i prawie wszczepiła w rozżarzone ciało siatkarza.

- Wyjdź za mnie – wyszeptał, patrząc głęboko  w błękitne oczy brunetki. Otworzyła usta z zaskoczenia, po czym szybko je zamknęła. Nawet nie drgnęła, gdy zdenerwowany zaczął mówić dalej. – Bądź ze mną przez cały czas i zostań do końca świata.

- I nawet trzy dni dłużej – dorzuciła swoje trzy grosze.

- Tak, nawet te trzy dni dłużej – uśmiechnął się i przełknął nerwowo ślinę – Wiem, że między nami bywało różnie i nie zawsze możemy się dogadać, bo czasem nasze charaktery się ze sobą ścierają. Mimo to ja już nie wyobrażam sobie ani dnia bez Ciebie. Potrzebuję twojej obecności jak powietrza. Bez Ciebie zaczynam się dusić.

Wypuścił ją z objęć. Stanęła na nogach, o własnych siłach po pas w ciepłej wodzie. Cały czas wpatrywała się w rozbiegane oczy Łomacza.

- Amanda, proszę powiedz coś, bo ja już nie wytrzymam.

- Za gorsz w Tobie romantyzmu, Grzesiek.  Jesteś strasznie roztrzepany i wiecznie zabiegany. Czasem myślę, że to siatkówka jest tą kobietą, której chcesz poświęcić swoje życie i tylko w niej widzisz głębszy sens.

- Jeszcze jedna taka pierdoła, a obiecuję, ze pójdziesz ze mną pod wodę – zastrzegł ją, zagryzając nerwowo wargi.

- Zniszczyłeś całą moją misternie ułożoną formułkę. Chciałam Ci po prostu powiedzieć, że Cię kocham jak wariatka i nie widzę świata poza Tobą.

- Mogłabyś mnie po prostu pocałować na znak, że zobowiążesz się do poskromienia mojego charakterku, a nie bawisz się w monologi.

- Potrafisz stłamsić cały romantyzm. Nawet we mnie – westchnęła i naparła delikatnie na miękkie wargi siatkarza. Tak po prostu, na znak, że jest gotowa zrobić wszystko, aby był szczęśliwy. Na znak, że da radę wytrwać z nim do końca swoich dni, że to wszystko, co robi, jest dla jego dobra.



Radom – czerwiec, rok 2018;

- Dzień dobry, żoneczko – usłyszała cichy szept w uchu. Otworzyła lekko oczy, przyzwyczajając się do światła wpadającego przez śnieżnobiałe firanki.

- Dzień dobry, mężusiu – odpowiedziała pięknym za nadobne. Odwróciła się w stronę siatkarza i delikatnie dotknęła jego policzka. Rozejrzała się po pokoju. Wczorajsza suknia ślubna wisiała na oparciu fotela, a garnitur bruneta walał się gdzieś po kątach mieszkania. Ponownie spojrzała w jego oczy. Leżał uśmiechnięty od ucha do ucha, oddychając głęboko i miarowo.

- Nie wiem jak Ty, ale ja zjadłbym jakieś dobre śniadanko – wyszczerzył się jeszcze szerzej niż kilka sekund temu. Brunetka jęknęła głośno i nakryła głowę poduszką. Za grosz romantyzmu.



Paryż – sierpień, rok 2018;

Euforia. Wrzawa. Tłum kibiców skandujący tylko jedno słowo: Polska. Nadmiar emocji dający upust na zewnątrz. Strumienie łez i wiercący dziurę w uszach krzyk. Z resztą na boisku nie było wcale gorzej. Nikt nie wiedział co się dzieje. Były tylko dwie drużyny. Przegrani, schodzący z parkietu ze łzami w oczach. I wygrani, podkręcający atmosferę na hali.

Mieli powód, by paryska hala odleciała w powietrze. Wygrali. Zwyciężyli. Kolejne złoto do kolekcji. I to nie byle jakie złoto, bo lśniący medal Mistrzostw Świata. Coś nie do opisania. Siatkarze biegali po całym boisku, nie wiedząc co zrobić najpierw, by najlepiej uczcić te zwycięstwo. Brunetka przebrnęła przez tłum kibiców i oparła się o metalowe barierki. Jeden z ochroniarzy popatrzył na nią złowrogo, jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Chłopaki zniknęli w szatni i pojawili się niecałe pół godziny później. Po oczach było widać, że nie jest już tak samo jak wcześniej. Niecierpliwie czekali aż będą mogli wejść na podium i z dumą zaśpiewać hymn. Widziała zaszklone oczy co niektórych siatkarzy, gdy zabrzmiały pierwsze nuty Mazurka. Sama omal co nie zaczęła wylewać rzewnych łez. A potem rozpoczęło się tylko świętowanie. Uśmiechała się radośnie, gdy Grzesiek biegał dookoła boiska z butelką szampana w ręce. W końcu ją zauważył. Podbiegł do brunetki, przechylił się przez barierkę i pocałował tak, jakby jutro miał się skończyć świat. Jednym ruchem ściągnął z szyi złoty medal i zawiesił go na karku Lewandowskiej.

- Obiecałem. A ja zawsze dotrzymuję obietnic.  



Stambuł – marzec, rok 2019;

- Zamarzyło Ci się Turcji – westchnęła, opadając na fotel po niesamowicie długim spacerze.

- Sama chciałaś wojaży po świecie, więc podpisałem pierwszy lepszy kontrakt – pochylił się nad nią i pocałował lekko w skroń. Pogłaskała go delikatnie po policzku i uśmiechnęła się promiennie. Niczego więcej jej do szczęścia nie było potrzeba.

- Grzesiek, wiesz może kiedy Jaroszom urodzi się następne dziecko? – zapytała, podciągając kolana do góry.

- Z tego co mówił Kuba to na początku września – wzruszył lekko ramionami. – A co? Swoich się nie możesz doczekać?

- Nie – zaśmiała się – Zamierzam kandydować na chrzestną.

Brunet złapał ją za rękę i pomógł wstać z fotela. Zdziwiona spojrzała w jego roziskrzone oczy. Objął ją pewnie w pasie i zanurkował ręką pod błękitną koszulą. Rysował niezidentyfikowane wzory na opalonym ciele kobiety.

- No naprawdę nie chcesz? – zapytał cicho. Pochylił się nad nią i delikatnie przejechał ustami po odsłoniętej szyi. – Będziesz matką chrzestną bez swoich dzieci?

- Żebyś wiedział, że będę – roześmiała się, wplątując palce między rozwichrzone przez wiatr włosy rozgrywającego.

- Jaka ty jesteś uparta. Jeśli ty nie chcesz, to ja Cię zmuszę. Przykro mi Amanda, ale bez dzieci to ja się ze Stambułu nie ruszę – stwierdził, po czym wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Zamknął za sobą drzwi i tyle ich widzieli. Najwyżej narażą się na niezbyt przychylne spojrzenia sąsiadów z dołu, gdy skrzypiące łóżko załamie się pod ciężarem ich ciał. Takie życie.



Tours – październik, rok 2019;

- Słońce, co na obiad? – zawołał od progu. Zrzucił z ramion bluzę i postawił torbę treningową przy komodzie. Usłyszał huk w kuchni i dźwięk stłuczonego szkła. Czym prędzej pobiegł właśnie w tamtym kierunku. Brunetka siedziała zapłakana przy stole, na którym stał tylko flakonik zwiędłych już kwiatów. Z piekarnika unosił się gęsty dym, a na podłodze koło lodówki leżały szczątki szklanki. Poza tym karton w sokiem pomarańczowym spoczywał w zlewie z niezidentyfikowanej pozie. Kobieta co rusz spoglądała w jego stronę i jeszcze bardziej zalewała się łzami.

- Ama, co się stało? – zapytał zaniepokojony, kucając przed jej kolanami. – Wszystko dobrze? – dopytał, wolną ręką głaszcząc jej brzuch.

- Nie – załkała – Wszystko jest źle. Czuję się jak wieloryb w stanie błogosławionym! Strach wyjść z mieszkania, aby ludzie przede mną nie uciekli, bo swoimi słoniowymi gabarytami mogłabym miażdżyć…

Kolejne strumienie łez potoczyły się po zaróżowionych policzkach. Grzesiek roześmiał się serdecznie. Wykonał parę skomplikowanych ruchów, aż wreszcie podniósł ją z krzesła i zaniósł do salonu, lawirując między kuchennym pobojowiskiem. Pomógł jej usiąść w fotelu, po czym kolejny raz przed nią klęknął.

- Ja myślałem, że jest coś nie tak z dzieckiem. A Ty płaczesz z zupełnie innego powodu.

- A mam się niby cieszyć? – zagrzmiała, ocierając policzki wierzchem dłoni.

- Tak, masz się cieszyć. Jesteś jeszcze piękniejsza – uśmiechnął się i ułożył głowę na jej kolanach – Przynajmniej mam więcej ciała do kochania.

Kolejny raz tego dnia zalała się łzami. Co by nie powiedział – tak samo źle.

- Kocham Cię, słyszysz? – wziął jej twarz w dłonie – Przed ciążą, w trakcie czy po. I nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak jestem teraz. I mam dla Ciebie propozycję. Co Ty na to, abyśmy wieczorem wybrali się do restauracji i do teatru?

- Ludzie się będą na mnie patrzeć…

- A ja będę dumny, że mam taką żonę. Będę krzyczał, że za miesiąc urodzi mi się synek albo córeczka. Będę po prostu dumny.  Odpocznij, nastaw się psychicznie, a ja posprzątam w tej nieszczęsnej kuchni. Może chcesz czekolady?



Rzeszów – grudzień, rok 2022;

- Babciu, może byś wzięła ode mnie te dzieci? – zmęczony głos brunetki zabrzmiał w salonie. – Chcę jechać z Grześkiem do galerii. Musimy zrobić zakupy. Chciałabym się jeszcze rozejrzeć za jakąś sukienką na Sylwestra.

- Oczywiście, oczywiście. Jedźcie, bawcie się dobrze – uśmiechnęła się kobiecina i posadziła rozbrykane wnuki na kanapie. Włączyła kreskówki, po czym położyła pilot wysoko na szafce, by szkraby nie mogły jej sięgnąć.

- Grzesiek, długo jeszcze? – zapytała głośno, owijając się szalikiem wokół szyi. Matka dołączyła do niej w przeciągu kilku sekund, pytając co ma dać swoim ukochanym wnuczkom do jedzenia. – Na szafce w kuchni zostawiłam kartkę. Trochę kaszy znajdzie się gdzieś w torbie… - chciała jeszcze coś dodać, ale przerwał jej głośny krzyk Łomacza.

- Daniel, do cholery jasnej!  - wbiegła szybko do salonu i załamała ręce. Chłopiec stał na środku pokoju, próbując wszelkimi siłami zasłonić to, co działo się za jego plecami. Choinka przechylała się niebezpiecznie na prawą stronę, a wszystkie bombki leżały stłuczone na panelach. Natomiast Karolinka dorwała się do sztucznych prezentów pod drzewkiem i zrywała z nich kolorowy papier.

- Chodź, Grzesiek – westchnęła załamana – Jedziemy po bombki.



Żory – maj, rok 2027;

- Mamo! Mamo! Daniel podarł mi rysunek!

- Siedź cicho, Kara i lepiej się nie odzywaj – chłopiec syknął w jej stronę.

- TATO! – krzyknęła dwa razy głośniej.



Żory – październik, rok 2033;

- Oddaj ten telefon! – dziewczyna krzyczała za bratem, goniąc go po całym domu. Daniel wyciągnął rękę do góry, tak aby siostra nie mogła sięgnąć urządzenia.

- Uuuuu, mamo! Karolina pisze z jakimś alwaro! – zaśmiał się głośno, odpychając dziewczynę ręką.

- Jeszcze słowo, a pokażę tacie co chowasz za szafką! – wysyczała w jego stronę. Grzesiek wszedł do salonu i pokręcił głową z dezaprobatą. Wyrwał chłopcu telefon z ręki i sam przyjrzał się kolorowemu ekranowi. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i burknęła coś zawstydzona pod nosem.

- Co to za Michał? Przystojny chociaż jak tatuś? – zapytał, co rusz zerkając na telefon. Amanda weszła do salonu i szybko odebrała telefon mężowi.

- Im starszy, tym gorzej głupi – prychnęła pod nosem i oddała córce jej własność. Ta tylko wspięła się na palce i cmoknęła ją w policzek.

- Poczekaj ty! – zaśmiał się Łomacz i pobiegł z brunetką do kuchni. Tam dopadł ją przy koło okna i przyparł całym ciałem do parapetu. Naparł na jej wargi, praktycznie je miażdżąc.

- FUUUJ! – wspólny okrzyk obrzydzenia wydostał się z krtani rodzeństwa. Grzesiek spojrzał na nich i wygonił z pomieszczenia. Usłyszał tylko jak chichoczą pod drzwiami. Pokręcił głową i ponownie pocałował brunetkę.



Rzym – lipiec, rok 2035;

- Grzesiek, uspokój się już – wyszeptała, rozczesując czarne włosy w łazience. Brunet co chwila całował ją w szyję, nurkując chłodnymi dłońmi pod materiałem cienkiej koszulki.

- Spędzamy razem tak mało czasu – westchnął cicho, przygryzając delikatnie jej skórę.

- Zachciało Ci się teraz? Na wakacjach? W hotelu? – zaśmiała się, spoglądając w lustro. Oparła się o ramię męża i przyglądała jego twarzy ze zgryzioną wargą.

- Dzieci są pod drugiej stronie korytarza. Zamkniemy się – mruknął i dotarł palcami do zapięcia stanika.

- Jesteś nienormalny – zaśmiała się, pomagając zdjąć mu koszulkę. Pocałował ją przeciągle i w mgnieniu oka zniknął z pomieszczenia. Chwilę potem wrócił z kluczykiem w ręku. Położył go na szafce i uśmiechnął się zawadiacko. Złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Takim, jakiego nie czuli już od dawien dawna.



Znowu Żory – grudzień, rok 2037;

Wysoka brunetka usiadła na krześle w kuchni i opadła na oparcie. Błądziła zdezorientowanym wzrokiem po całym pomieszczeniu. Zatrzymała go chwilowo na zajętym jedzeniem jabłka ojcem i sprawdzającą co chwila ciasto – matkę. Wbiła wzrok w zmarznięte dłonie.

- Dobrze chociaż całuje? – wypalił Grzesiek, wyrzucając ogryzek do kosza.

- Tato! – krzyknęła zawstydzona. Dziewczyna była jego wierną kopią. Te same oczy i uszy. Odziedziczyła po nim również charakter. Jedynie nos miała po matce.

- I co peszysz dziewczynę? Daj spokój! – zaśmiała się kobieta – Lepiej zapytaj czy są już razem.

- Mamo no!

- No co? Chyba interesuję się życiem mojej córki. Jedynej – uśmiechnęła się pogodnie i cmoknęła ją w czoło. Odgarnęła czarne włosy z jej zarumienionej twarzy i pogłaskała ją lekko po głowie.

- O, idzie twój ukochany brat bliźniak – roześmiał się Grzesiek, lustrując syna od góry do dołu.

- Iza kazała Ci się ubrać jak człowiek? – zapytała Karolina, zakładając nogę na nogę. – Zawsze chodziłeś w tych wyciągniętych dresach i bluzach.

Grzesiek przygarnął do siebie Amandę i objął ja w pasie.

- Patrz jakiego mamy dzisiaj pięknego syna. Chyba pierwszy raz od roku – zaśmiał się serdecznie i pocałował żonę w policzek.

- Bardzo śmieszne, bardzo! – prychnął chłopak i wyszedł z kuchni.

- Daniel! Tylko nie zapomnij zrobić relikwii z tej wypłowiałej czapki! Więcej jej już nie założysz! – krzyknął rozgrywający, a chwilę potem oberwał ścierką po głowie. Karolina zaśmiała się głośno, rozwijając cukierka i wpychając go sobie do ust.

- A Ty się tak nie śmiej! – ojciec pogroził jej palcem – Pilnuj lepiej tego swojego alwaro. Fajny chłopak. Uczep się go jak twoja mama mnie.

- Ja się Ciebie uczepiłam?! Ja?!

- A kto inny?

- Gorszych bredni to ja w życiu nie słyszałam!



 Łódź – luty, rok 2045;

- Pamiętacie swoje wesele? – zapytał Jarosz, trzymając na kolanach małą dziewczynkę ubraną w czerwoną sukienkę. Co chwila poprawiał jej kucyki na głowie.

- Tego nie da się zapomnieć. A zwłaszcza Ciebie tańczącego w spódnicy z peruka na głowie. Wszystko jest na płytach – brunet złożył ręce na karku i mrugnął okiem do przyjaciela.

- Lepiej nas nie prowokuj, bo mamy wszystkie twoje kompromitujące zdjęcia – roześmiała się kobieta, popijając kawę. – A tak w ogóle to gdzie ten wasz najstarszy syn?

- Razem z waszym gdzieś się szwendał – westchnął rudzielec – Czuję się już stary…

- Nie narzekaj, nie narzekaj. Patrz jakiego masz małego szkraba pod opieką. A Amanda cały czas zaciska kolana…

- Pilnuj mnie Kuba, bo jak mu zaraz świsnę!



Żory – czerwiec, rok 2054;

- Grzesiek...

- Tak?

- Kocham Cię. Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak jestem teraz. Wszystko się udało. Wszystko.

Pozwolił by wtuliła się mocniej w jego rozgrzane ciało. Pocałował ją w skroń i razem odpłynęli w krainę Morfeusza jak każdego dnia. 

___________________________________________ 

Zaraz się chyba popłaczę. 
EDIT: Już wracam do was z resztą mojego wywodu. 
Nie wiedziałam, ze tak trudno będzie mi się rozstać z tym opowiadaniem. Strasznie zżyłam się z Amandą, Grześkiem, Elizą i resztą bohaterów. Zaczęłam ich traktować jak element rodziny. Coś niesamowitego. Teraz, gdy myślę, że już więcej tu nic nie napiszę, robi mi się tak cholernie smutno. Najlepiej nie wstawiałabym tego epilogu, ale ta historia nie mogła się ciągnąć w nieskończoność. 
Postanowiłam, że pod każdym zakończonym opowiadaniem będę dodawała garstkę statystyk i ciekawostek, a więc:
 • Początkowo bohaterem tej historii miał być Kuba Jarosz *.*
• Potem miałam pomysł, by bohaterami był Bartman i Kubiak (jak widać w pierwszych rozdziałach), ale szybko wyperswadowałam to sobie i zostaliśmy przy Grzesiu ♥
• Cała historia skończyła się mniej więcej tak, jak ją sobie zaplanowałam. Chociaż i tak żyła ona własnym życiem. 
• A Lea miała być szczęśliwa razem z Miśkiem Kubiakiem. 
• Z Bartka chciałam zrobić najgorszego skurwiela (całe szczęście, że tak nie uczyniłam)
• Wszystko miało być krótkie, ale wyszła z tego litania ^^
• Na chwilę obecną mam 12,600 odwiedzin. 
• Najwięcej wyświetleń zanotowałam w maju, bo koło 2,700 odwiedzin
• Najczęściej spoglądaliście na rozdział dwunasty
• Przychodziliście do mnie, kierując się TEGO miejsca
• Największa liczba komentarzy wynosi 25 ;) W sumie było ich 187
• Napisałam tu dwadzieścia sześć rozdziałów
• Jestem z wami od wtorku 12 marca. 
• Mam 14 obserwatorów (dorobek nie z tej ziemi) 
Więc to tyle. Jak na pierwsze skończone opowiadanie jest cudownie. I nie umiem znaleźć słów, aby wam za to wszystko podziękować, bo trwaliście ze mną przez te długie miesiące, dając dobre rady i wspierając duchowo. A to było dla mnie naprawdę ważne
Dziękuję. 

Simon // Cichy // Dawid

Teraz jestem tam!

EDIT2: My wygrałyśmy dzisiaj mecz 3:0 i Lotos wygrał mecz 3:0 Szczęśliwy dzień. I JESZCZE GRZESIEK DOSTAŁ MVP ♥
 

7 komentarzy:

  1. Aww jak słodko *-*
    Takiego Epilogu w życiu się nie spodziewałam :D
    Szkoda że już kończysz ;c no ale cóż bywa :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że to już koniec... Mam nadzieję, że jeszcze coś napiszesz. :)
    Ulżyło mi, gdy zobaczyłam, że ta historia skończy się szczęśliwie. Ama i Grzegorz bardzo do siebie pasują. A ich dzieci są genialne! :D
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jejuu, jak to już koniec ?! :o
    Szkoda, że tylko tyle, ale niezmiernie sie cieszę, że w końcu byli razem!
    Epilog cudny. :D
    Czekam na cos wiecej od Ciebie! ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja sobie umarłam jak to przeczytałam <3 i łezka w oku <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężko cokolwiek mi teraz napisać..
    Naprawdę dziękuję za to, że stworzyłaś takie cudo. Opowiadanie chwyta za serce i pewnie każdy z ręką na sercu mógłby tak powiedzieć.
    Epilog jest cudowny. Więcej nie napiszę, bo mam totalną pustkę w głowie. Teraz wyświetlają mi się wszystkie niesamowite sceny z tej historii. I to jest niesamowite!
    Dziękuję raz jeszcze! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. ryczę, wrócę jak skończę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, znalazłam chusteczkę, już widzę ekran. Co ja mam Ci powiedzieć? Że mi smutno, że to już koniec, że pięknie się to zakończyło, że wiedziałam, że tak będzie? W takim razie mówię Ci to wszystko. Dobrze, że masz jeszcze inne blogi, chociaż wiesz, że najchętniej kazałabym Ci ciągnąć historię Amy i Grześka w nieskończoność. Wszyscy teraz kończą blogi, wiesz? I ja też kończę, tak się jakoś złożyło. Więc jakbyś chciała, to u mnie pojawił się ostatni rozdział. Jeszcze nie epilog, ale taki definitywny koniec. Dziękuję Ci za tę wspaniałą historię, a Bartmana w roli głównej nigdy bym nie zniosła. Idę płakać w samotności, cześć :*

      Usuń