|Lea|
Snułam się jak zjawa i mówię poważnie. Nie wysypiałam się.
Całymi nocami myślałam czy powrót do Polski był dobrym wyjściem. Z jednej
strony wróciłam do rodziców, Amandy, ale z drugiej… Zostawiłam tam Ksawerego.
Byłam bezsilna. I mimo że chciałam nie mogłam wrócić do Stanów, by się nim
zająć. Żyję nocami i cały czas zamartwiam się, bo gdybym wróciła do tej
cholernej Ameryki, to przecież Ksawery nie leżałby teraz w szpitalu podłączony
do różnych aparatur. Nie mogłam zrobić nic. Zupełnie nic. Czułam się okropnie.
Wygrzebałam się z kremowej pościeli i jak w amoku od razu poszłam do łazienki.
Wejście pod strumień letniej, wręcz zimnej wody nie było najlepszym pomysłem,
bo poczułam się jeszcze gorzej. Rozczesałam mokre, czarne włosy i związałam je
w wysokiego kucyka na czubku głowy. Zatuszowałam ślady paru nieprzespanych nocy
i łez. Wciągnęłam przez głowę o wiele za dużą, ksawerową, czerwoną bluzę i
poprawiłam kaptur. Przylegające, czarne spodnie zapewniły mi trochę ciepła.
Wsunęłam na nogi białe tenisówki. Jak obraz nędzy i rozpaczy wyszłam z pokoju,
zamykając za sobą drzwi na klucz. Zerknęłam kątem oka na zegarek. Czas
śniadania zbliżał się wielkimi krokami. Zeszłam powoli do stołówki. Wzięłam
swój talerz i rozsiadłam się przy stoliku przy oknie. Wpatrywałam się mętnym
wzrokiem w krajobraz za oknem, dopóki nie usłyszałam podniesionych głosów i
salwy śmiechu. Do stołówki wlewali się właśnie siatkarze. Spuściłam głowę, by
mnie nie zauważyli. Jednak na marne. Ignaczak rozejrzał się uważnie po całym
pomieszczeniu i znalazł mnie swoim bystrym wzrokiem. Szybko zabrał talerz i
usiadł naprzeciwko mnie. Nie odzywał się nic, tylko patrzył. W końcu podniosłam
na niego zmarnowany wzrok i uśmiechnęłam się sztucznie:
- Wolę, żebyś była smutna niż uśmiechała się na siłę –
zauważył cicho i zaczął zjadać swoje śniadanie.
Prychnęłam cicho pod nosem i znów spojrzałam w okno.
Tęskniłam za Ksawerym tak bardzo jak jeszcze nigdy. Oparłam się łokciami o
stolik i wbiłam spojrzenie w jedzącego libero. Zmieszał się trochę i sam zadał
mi pytające spojrzenie.
- Lea, co się dzieje? – zapytał nerwowo – Wszystko dobrze?
- Tak, wszystko w porządku – uśmiechnęłam się pewniej.
Guzik prawda. Nic nie było w porządku. Odsunęłam od siebie
talerz nie mogąc patrzeć na jedzenie. Opadłam na oparcie krzesła i splotłam
ręce na piersi.
- Mnie nie oszukasz – stwierdził pewnie mężczyzna – Mów co
się dzieje.
- Krzysiek, nie bądź upierdliwy. Wszystko jest dobrze –
westchnęłam i szybko wstałam od stolika. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale
przerwałam mu machnięciem ręki i wyszłam ze stołówki. Miałam ochotę pójść na
bardzo długi spacer, by choć na chwilę wyłączyć się z tego świata. Skierowałam
się do wyjścia, lecz znowu mi przerwano. Z naprzeciwka szedł Kubiak i patrzył
na mnie z szerokim uśmiechem. Nie widząc żadnej reakcji, podbiegł do mnie.
Zadał parę pytań, na które nawet nie miałam siły odpowiedzieć. Westchnął
głęboko i podniósł do góry mój podbródek, patrząc zaciekawiony w moje oczy.
- Hej, Lea! – błysnął zębami i pomachał ręką przed twarzą.
- O co chodzi? – mruknęłam nieprzyjemnie. Michał odchylił
głowę do tyłu i szybko objął mnie w pasie.
- Czy musi o coś chodzić? – roześmiał się głośno i
całkowicie porwał mnie w ramiona. Podniósł moją rękę do góry i obrócił dookoła,
jakbyśmy tańczyli. Przyciągnął mnie mocniej do siebie i razem podrygiwaliśmy w
cudacznym tańcu. Roześmiałam się perliście, widząc próby poprawiania mi humoru.
Przecież Ksawery tak samo próbował mi poprawić samopoczucie. Kolejne poczucie
winy przycisnęło mnie do ziemi kamieniem. W oczach zaszkliły mi się łzy.
Odsunęłam się szybko od Miśka i otarłam oczy wierzchem dłoni. Szatyn spojrzał
na mnie z uśmiechem i mocno przytulił.
- Matko, Lea – jęknął cicho oparł swoje czoło o moje. Wziął
moją twarz w dłonie i delikatnymi ruchami kciuków, otarł moje łzy z policzków –
Nie płacz, proszę Cię.
Trwaliśmy tak przez dobry kawałek czasu. Zupełnie zatraciłam
się w jego błękitnym i ciepłym spojrzeniu. Tak odmiennym od wzroku Ksawerego.
Szatyn dotknął nosem i mojego nosa. Zaczęłam niebezpiecznie płytko oddychać, co
widocznie mu się spodobało, bo zakleszczył mnie w jeszcze mocniejszym uścisku.
- Michał… - jęknęłam słabo.
Szatyn uśmiechnął się pod nosem i cmoknął mnie delikatnie w
policzek.
- Na poprawę humoru – wyjaśnił i odszedł, zostawiając mnie
samą na środku holu. Stałam jak słup, nawet się nie ruszając. Serce biło mi tak
mocno jak jeszcze nigdy. Wzięłam głęboki wdech i szybkim krokiem wyszłam z
budynku. Tak. Długi spacer na pewno zrobi mi dobrze.
- A ty co tutaj robisz? – zapytała ze śmiechem Eliza i upiła
łyk soku.
- Przechodziłem ulicą – odparł z uśmiechem – Zobaczyłem was
w oknie, więc przyszedłem.
Zabrałam sweter z krzesła obok, na którym chwilę potem
usiadł Kostek. Zabrał nam kawałek pizzy i wepchnął do ust.
- A tak w ogóle to mam dla was kolejną wiadomość. I od razu
mówię, że nie musicie się zgadzać – wyjaśnił szybko. Obrzucił nas zaciekawionym
wzrokiem i wziął ode mnie szklankę z sokiem porzeczkowym. Przez dłuższą chwilę
nie chciał nam nic powiedzieć. Odezwał się dopiero wtedy, gdy Eliza kopnęła go
lekko w nogę i fuknęła, aby coś z siebie wreszcie wydusił.
- Lubicie Gdańsk? – wypalił głupkowato.
Rudowłosa jęknęła głośno i opadła z bezsilności na oparcie.
- To jest bardzo istotna wiadomość moje drogie panie! –
zauważył.
- Tak, lubimy Gdańsk i cokolwiek by to jeszcze nie było –
odparłam szybko, czekając na dalszą część wypowiedzi przyjaciela.
- A co byście powiedziały o studiowaniu w Gdańsku? – kolejne
pytanie wypadło z ust Kostka, sprawiając, że zakrztusiłam się sokiem.
Kaszlnęłam parę razy i zerknęłam na niego załzawionymi oczami.
- Jak to w Gdańsku? – wydusiłam ciężko.
- Normalnie w Gdańsku – uśmiechnął się po swojemu i rozsiadł
się wygodniej na krześle – Politechnika organizuje wielką wymianę uczniów z
Polski. Nam wypadł Gdańsk.
Przez dobre dwie minuty nie mogłyśmy z Elizą nic z siebie
wydusić. Zbędne słowa chyba nie były potrzebne, bo wiadomość od Konstantina
zupełnie nas zszokowała. Wpatrywałyśmy się w bruneta oczami wielkimi jak
pięciozłotówki, a on tylko się z nas śmiał. Niech się cieszy, że nie zaczęłyśmy
skakać jak głupie po całej pizzerii.
- Jak długo tam będziemy? – sapnęła Eliza.
- Pół akademickiego roku – oznajmił radośnie.
Jestem pewna, że w głowie tej dwójki zaczęły malować się
przeróżne plany. Zupełnie tak jak w mojej. Wizja półrocznego studiowania nad
morzem odbijała się w moich uszach i głowie. Gdyby Lea nadal była w Ameryce,
wzięłabym tą propozycję w ciemno. Teraz jest zupełnie inaczej.
- A więc jak? Jedziemy w trójkę czy nie? – zapytał rzeczowo,
stukając paznokciami o blat stolika.
- Biorę to – roześmiała się szarooka i przybiła żółwika
Kostkowi. Spojrzeli na mnie wyczekująco. Wiedzieli, że prędzej czy później i
tak się przełamię. Przecież architektura to całe moje życie.
- Wstępnie mogę pojechać – wydusiłam z siebie w końcu.
Przywitał mnie zaraz radosny śmiech Kostka i mocny uścisk
Elizy. Dalej w ciszy kończyliśmy jeść pizzę, po czym razem wyszliśmy z budynku
i skierowaliśmy się do parku. Przysiedliśmy na jednej z ławek. Eliza rozłożyła
się praktycznie na całej tak samo jak Kostek. Warknęłam cicho pod nosem, więc
od razu wrócili do poprzednich pozycji:
- Nasi siatkarze się nie odzywali? – zapytała rudowłosa,
patrząc na mnie spod czarnych rzęs.
- Na razie nie – wzruszyłam ramionami – Mają mecze Ligi
Światowej, więc są pewnie zapracowani.
- Tak, oczywiście – mruknęła sarkastycznie – Kto Ci takich
bzdur naopowiadał?
Ponownie wzruszyłam ramionami. Oparłam głowę na ramieniu
Kostka, który cały czas mruczał coś pod nosem.
- Gdzie będziemy mieszkać? – zapytałam ni z gruszki ni z
pietruszki.
- Co mieszkać? – brunet omiótł mnie zdziwionym spojrzeniem.
- No w tym Gdańsku – westchnęłam głęboko, bawiąc się
guzikiem swetra.
- W internacie – odparł spokojnie – Chyba, że masz inny
pomysł.
Ponownie zapadła między nami głucha cisza, która była
przerywana tylko westchnieniami Elizy. Za cholerę nie mogła się uspokoić i w
ciszy przyglądać się ludziom oraz drzewom.
- A właściwie to mam pomysł! – krzyknęłam nagle, przez co
Kostek podskoczył na miejscu, a rudowłosa pisnęła cicho z przerażenia.
- Weź przestań, dobra? – warknęła – Chyba, że chcesz, żebym
zeszła na zawał!
- Oj, cicho! – machnęłam ręką w jej kierunku – Możemy
stacjonować u Olka!
- Amanda… - przyjaciółka złapała mnie za ramię i potrząsnęła
mną mocno – Olek kupił mieszkanie, a nie willę. Myślisz, że we troje się tam
zmieścimy?
- Nie wiem co sobie kupił – mruknęłam – I tak do niego
zadzwonię. Przenocuje najwyżej tylko mnie.
Za te słowa oberwało mi się mocno. I jestem pewna, że ślad
pozostanie na dłużej.
________________________________________________
Jak myślicie, dlaczego Gdańsk?(no oprócz tego, że tam sobie będą studiować dalej).
A tak w ogóle to rozdział z małym poślizgiem. W piątek wróciłam z Czech do Polski. I internet mi trochę nawalił. Było fajnie. Mam zdjęcie Hali Stulecia - jeeaaa! Wrocławskie ZOO jest nie najgorsze, znaczy jak ZOO. Przyjechałam sobie obejrzeć tygrysy, a oni je pozamykali w klatkach. No ja nie mogę *.* Sześć godzin jazdy poszło psu w tyłek. A tyle przeżyć co w Pradze to nie życzyłabym nikomu. Tylko proszę pilnujcie portfeli - to ważne - schodźcie z nimi nawet na śniadania. Szczególnie na śniadania, ja wam mówię. I nie wierzcie pokojówkom - NIGDY! (a szczególnie Rosjankom w czeskim hotelu). Takie sobie gradobicie było w tych Czechach. My - Polacy, policjanci - Czesi, pokojówki - Rosjanki *.* Szok, dziki szok. Wiecie jaka Praga jest piękna nocą? *,* Mogłabym tam siedzieć nocami cały czas, aww :3 W Karpaczu było OK. I siostra się nawet za mną stęskniła :D
A dzisiaj poniedziałek i siedzę w domu. Zrobiłam sobie jeszcze jeden dzień wolnego. Poza tym mam remonty! xD
Rozdział krótki, wiem. I przejściowy, czyli typowo nudny. W kolejnym może będzie coś ciekawszego. Na razie staram się napisać parę kolejnych + ogarnąć całą resztę moich projektów, których jest 5. xD I tak nie ujrzą światła dziennego. Właściwie to kogo chcielibyście jeszcze kiedyś zobaczyć w jakimś kolejnym opowiadaniu?
O jprdl. Mój wywód jest dłuższy niż cały rozdział.
Gdańsk, bo tam od następnego sezonu będzie grał Grześ? Powiedz, że tak! :D Szkoda mi ogromnie Lei, bo widać, że męczy się, nie będąc przy Ksawerym, ale przecież samym zamartwianiem się nic nie zdziała. A ta scena z Kubiakiem... CIARY! :D
OdpowiedzUsuńI rozdział wcale nie jest nudny! :)
Szkoda mi Lei, bo tak naprawdę ukrywając wszystko jest z tym sama powinna się komuś wygadać. Kubiak tą swoją opiekuńczością i chwilą kiedy z nią był pomógł jej choć na trochę. Gdańsk, będzie Amanda bliżej Grzesia bo pewnie i jego tam wyślesz :)
OdpowiedzUsuńHueheueh, Gdańsk! Czyżby miało to związek z uroczym brunetem o imieniu Grzesio? :D
OdpowiedzUsuńLea z Kubiakiem? Trochę zaskoczyłaś. Szczerze mówiąc to trochę nie przepadam za tym Ksawerym, więc im kibicuje ;d
Zapraszam do mnie na nowy rozdział http://i-want-to-hold-your-hand.blogspot.com/ :)
hej! informuję, iż na http://un-poco-de-amor.blogspot.com pojawił się piąty rozdział i serdecznie zapraszam do czytania (:
OdpowiedzUsuńO! Podczas wyjazdu odbyło sie historyczne spotkanie ;P Lech, Czech i Rus w jednym budynku...to z góry nie wróżyło nic dobrego haha ;D to tak nawiasem ;D
OdpowiedzUsuńHm... Akcja z Kubim też mnie delikatnie zaskoczyła ;> czyżby kroił sie jakiś lepszy kontakt z tym siatkarzem ;>?
Ja wierze, że tak jak zawsze nie mogła uwolnić sie od Grzegorza tak będzie i tym razem! ;3
Pozdrawiam ;*
naranja-vb.blogspot.com