Życie zaczynało się już stabilizować i wracać do
normalności. Koniec nauki zbliżał się wielkimi krokami, a wszelkiego rodzaju
zaliczenia mieliśmy już za sobą. Praktyki na 5. Co parę dni rozmawiałam z Leą
przez telefon albo przez skype’a. Zawsze wtedy na jej łóżku siedziała zgraja
siatkarzy i rozbawiała mnie do łez. Parę razy rozmawiałam też samotnie z
Piotrkiem Nowakowskim, Kurkiem, a czasem też z Grześkiem. Anderson próbował
dobić się do mnie poprzez numer, który wcisnęła mu pewnego dnia Eliza. Jeszcze
nie dostała za to kopa, niech się lepiej strzeże. Nasi siatkarze wyczyniali
cuda na treningach. Dzięki rzadkim nagraniom Lei mogłam ich trochę
poobserwować. Z parkietu schodzili wymieleni i wyrzuci jak guma. Wtedy na
łóżeczko do Olka, który odpowiednio się nimi zajmował.
Kolejny dzień, gdy wracam z zajęć totalnie wymęczona
psychicznie. Eliza często wyciągała mnie za spacery albo do teatru. Wolała to
bardziej niż kino. Tylko raz byłam z nią w operze. Właśnie tego dnia, gdy
chciałam spokojnie odpocząć i wyspać, komuś zachciało się zakłócić moją
sielankę. Z wściekłością wypisaną na twarzy, otworzyłam drzwi. Na wstępie
przywitał mnie szeroki uśmiech kolegi z uczelni. Kostek opierał się o ścianę
naprzeciwko moich drzwi i patrzył na mnie wesoło.
- A Ty tu co? – zapytałam, nie ukrywając zdziwienia.
- Nie gadaj tyle, tylko się ubieraj! – rozkazał mi,
wpychając do mieszkania. Zaprowadził do mojego pokoju i otworzył przede mną
szafę. Zdezorientowana patrzyłam na jego czyny, aż wreszcie raczył na mnie
spojrzeć – Pół godziny Ci starczy? Pewnie, że starczy, a więc szybko!
- Kostek, co Ty wymyśliłeś?
- Ubierz się ładnie i kropka!
Wyszedł z pokoju i zostawił mnie z natłokiem myśli. Złapałam
pierwsze lepsze ubranie i skierowałam się do łazienki. Zajrzałam na chwilę do
salonu, gdzie Kostek zdecydował się położyć na kanapie i obżerać ciastkami,
znalezionymi koło tomiszczy książek. Wzięłam szybko prysznic i naciągnęłam na
siebie sukienkę. Niecałe dziesięć minut później stałam przed nim w całej
okazałości i siłą próbowałam odebrać paczkę ciastek.
- Buty, królewno – mruknął tylko, wyłączając telewizor.
Przewróciłam oczami. Tylko masz nie być wyższa ode mnie! – dodał.
Rzuciłam w niego opakowaniem i z powrotem pobiegłam do
szafy. Cholerne szpilki. Niektórzy nie rozumieją, że wolę płaskie buty, a nie
te na piętnastocentymetrowym obcasie. Zatrzasnęłam za sobą drzwi pokoju. Kostek
czekał już w korytarzu. Przeglądał się w lustrze i poprawiał włosy.
- Gorzej niż ja – roześmiałam się głośno, zakładając
marynarkę. Zapakowałam do małej torebki telefon, portfel, klucze i wyszliśmy.
Przed apartamentem czekała na nas Eliza. Zaklaskała w dłonie i otworzyła drzwi
czarnego BMW Kostka.
- Gdzie wy chcecie mnie wywieźć? – zapytałam zirytowana.
- Nie gadaj tylko wsiadaj – zastrzegła mnie rudowłosa i
usiadła na miejscu pasażera. Zostało mi tylko miejsce z tyłu. Zmierzyłam ich
groźnym wzrokiem i ruszyliśmy spod budynku. Nie odzywałam się do nich ani
słowem, choć próbowali nawiązać ze mną werbalny kontakt. Nic z tego.
Przygładziłam sukienkę na kolanach i tępo wpatrywałam się w krajobraz za oknem.
Nagle mój telefon się rozdzwonił. Nerwowo wyciągnęłam go z torebki i odebrałam
szybko, widząc imię siostry. Moje zdziwienie sięgnęło apogeum, gdy zamiast
siostry, usłyszałam głośny ryk siatkarzy, którzy jedni po drugich zaczynali
śpiewać. Zanim jednak to zrobili, zapytali mnie czy jestem sama, czy mam czas i
czy jestem przygotowana psychicznie. Odchrząknęli parę razy, a potem zaczęli
rzeź na moich uszach, jęcząc i wyjąc głośne:
- Sto lat! Sto lat!
Coraz głośniej i głośniej. Eliza z przodu śmiała się do
tapicerki, a Kostek patrzył nań zdziwiony. Siatkarze nie poprzestali tylko na
śpiewie. Zaczęli krzyczeć do słuchawki przeróżne życzenia. Obiecali, że gdy
wrócę do Spały to utonę w ich prezentach i uściskach. W pewnym momencie ich
życzeń w gardle powstała ogromna gula. Nie mogłam z siebie nic wydusić, a pod
powiekami czułam zbierające się łzy. Wzięłam parę głębokich oddechów. Jeszcze
czego, żebym się rozmazała przy Elizie i Kostku. W końcu do telefonu Lei dopadł
Cichy:
- Koniec przedstawienia. Oddaję głos twojej siostrzyczce.
Usłyszałam tylko głośny trzask po stronie Lei i krzyki
siatkarzy za drzwiami.
- Co Ci idioci wymyślili – roześmiałam się do słuchawki.
Kolejny zonk. Piotrek oddał telefon nieodpowiedniej osobie albo ten ktoś
zawalczył wraz z moją siostrą o dostęp do telefonu, bo w słuchawce wcale nie
usłyszałam jej głosu, lecz zupełnie kogoś innego:
- Tak się wyrażasz za naszymi plecami?
- Matko, Grzesiek! – odetchnęłam z ulgą i zaczęłam bawić się
podszewką sukienki.
- Matko, Amanda! Wszystkiego najlepszego!
- Lea mnie sprzedała? – zapytałam pobłażliwie.
- Tylko trochę. Tak tyci, tyci.
- Dziękuję – westchnęłam tylko. Po drugiej stronie
odpowiedziała mi krępująca cisza. Długo czekałam zanim rozgrywający ponownie
postanowił się odezwać. Zrobił to w tak przejmujący sposób, że aż zacisnęło mi
się serce.
- Kiedy do nas wracacie? – zapytał z żałością.
- Niedługo – wydukałam.
- Oby jak najszybciej – mruknął smutno – Tak strasznie bez
was nudno.
- Przecież macie Igłę – uśmiechnęłam się głupkowato.
- Dostaje bęcki na treningach i z nami nie rozmawia, bo
odsyłamy go z kamerą.
Zapewne wzruszył ramionami. Rozmawialibyśmy jeszcze długi
czas, gdyby Kostek gwałtownie zahamował i nie spowodował mojego zawału. W
każdym razie takim sposobem przerwał moją rozmowę z Grześkiem, bo nie byłam jej
w stanie dalej prowadzić. Włoch przeklinał pod nosem tak siarczyście, że więdły
uszy. Eliza zdzieliła go ręką w potylicę, więc zamknął się szybko. Rudowłosa
spojrzała do tyłu i uśmiechnęła się zaciekawiona.
- Chcą, żebyśmy już wróciły – westchnęłam, próbując
rozprostować ręce.
- Jeszcze miesiąc, a teraz chodź! – zawołała radośnie i
wyciągnęła mnie siłą z samochodu. Staliśmy przed ogromnym budynkiem, a
właściwie to przed Teatrem Wielkim w Łodzi. Byłam niesamowicie zdziwiona, gdyż
droga do tego miasta zajęła nam stosunkowo mało czasu. Może miałam takie
wrażenie, bo strasznie długo rozmawiałam z chłopakami? Nie wiem. Na zewnątrz
robiło się już ciemno.
- Dla naszej jubilatki – zaczął Kostek, łapiąc mnie pod
ramię i prowadząc wysokimi schodami – Spektakl w Łodzi.
Uśmiechnęłam się blado i równo z pierwszym teatralnym
dzwonkiem wkroczyliśmy do budynku.
Wreszcie zabrzmiał gwizdek kończący całe spotkanie, a Kurek
wyrwał się letargu, spowodowanego tym, że zobaczył na trybunach całkiem ładną
Polkę i rozejrzał się dookoła. Kiedy zobaczył skaczącego Możdżona w kwadracie
rezerwowych, zrobił minę typu – wtf!? Dopiero wtedy ogarnął, że wygraliśmy
pięciosetowy pojedynek, który mogliśmy wygrać jednak szybkim i gładkim 3:0.
Wracając więc do chłopaków. Zaczęli latać jak idioci po parkiecie, przekrzykując
się wzajemnie i wskakując na plecy. Pod wpływem tych emocji Kurek jednak nie
spostrzegł się, że Jarosz bierze rozpęd i z gracją baletnicy przewala go na
ziemię. Zjawiskowe wywiniecie orła. Kosok popatrzył na nich z niedowierzaniem.
Przez tyle lat powinien się już przyzwyczaić, przecież takich głupków jest o
wiele więcej. Ignaczak przebiegł parkiet dwa razy i ustał obok mnie, rycząc ze
śmiechu:
- Co ta Iwona z Tobą ma – mruknąłem do libero, przykładając
dłoń do twarzy, jako znak jego głupoty.
- Grzesiuuuuuu! – zawył. Ładny meczyk rozegrałeś! – dodał i
poczochrał mnie po włosach.
Ustaliśmy za linią boiska i czekaliśmy na najlepszego
zawodnika meczu. Winiar wyszedł przed szereg z szerokim uśmiechem i błyskał
zębami na wszystkie strony. Igła rozejrzał się zdumiony i walnął mnie w ramię.
- Jak dla mnie to Ty byłeś MVP.
- Mi też się dzisiaj coś takiego śniło – syknąłem, cały czas
klaszcząc w dłonie. Nie. Nie zżera mnie zazdrość. Mecz nie był zjawiskowy ani
oszałamiający. Był wystarczająco zły, by mówić, że nie daliśmy z siebie
wszystkiego. Michał dostał zasłużoną statuetkę, gdyż oprócz niego i według
Krzyśka – mnie, nikt nie spisywał się tak dobrze. Klepnąłem Winiarskiego w
plecy, za co obruszył się głęboko:
- Płuca mi wypadły – warknął i roześmiał się, widząc moją
minę. Podeszliśmy pod siatkę i pożegnaliśmy z zawodnikami przeciwnej drużyny.
Ignaczak do każdego z nich robił głupie miny, natomiast Kubiak za nami posyłał
im groźne spojrzenia. Nie było tu dużo Polskich kibiców, może dlatego, że
graliśmy pierwszy mecz na innym kontynencie, ale to im nie przeszkadzało.
Ogromna chmara Polaków zebrała się przy barierkach, przekrzykując się
wzajemnie. Sprzedaliśmy po parę autografów i wróciliśmy do szatni. Zbyszek
dopadł przenośnego odtwarzacza Igły i puścił rap na cały regulator. Skrzywiłem
się nieznacznie, kiedy Czarnowski zaczął wyć tuż nad moich uchem, zmieniając
koszulki. W końcu do szatni wkroczył Anastasi, przypominając, że nasz autokar
odjeżdża na 5 minut i jeśli mamy ochotę za nim biec to proszę bardzo. Dlatego
też w ekspresowym tempie wybiegliśmy z hali i rozglądając się dookoła,
wyczekiwaliśmy na autokar. Kubiak zaczął panikować, że umrze w rowie, podczas
naszej przechadzki do hotelu. Większość chłopaków prychnęła głośno. W końcu
autokar pojawił się w zasięgu naszego wzroku i niczym barany wpadliśmy do
środka, przepychając się w wejściu, popychając na siedzenia cały sztab
szkoleniowy, a także wgniatając kierowcę w jego fotel.
- To moje królestwo! – wrzasnął Krzysiek, broniąc własną
piersią całe tyły autobusu. Możdżon nic sobie z tego nie robił i popchnął małą
Igiełkę na siedzenie. Usiadł obok niego i popatrzył na Ignaczaka z
politowaniem. Ty niewdzięczny, Możdżu – zagrzmiał głos libero. Autobus ruszył,
a w naszym zwyczaju chłopaki włączyli jakąś piosenkę, bujając się według jej
rytmu. Wszyscy odstawiali szopki, opowiadali sobie kawały, dogryzali i
śpiewali. Czyli to co zawsze.
- Ale jesteście idiotami! – fuknął Krzysiek – Zaraz wam
pokażę jak się śpiewa!
Odtworzył z telefonu własną piosenkę i dał swój koncert.
Biedna Iwona.
- Naprawdę mi przykro, że Iwona musi tego słuchać – parsknął
śmiechem Marcin i schował się za siedzeniami, by nie sięgnął go morderczy wzrok
libero.
- Bardzo śmieszne, Marcin!- wyżej wspomniany zaśmiał się
gorzko.
W trakcie ich trwającej kłótni, na nasze tyły przybył jeden
z fizjoterapeutów. Winiarski zawył głośno ze śmiechu, widząc jego minę:
- Słuchamy Cię, Oleczku! – dodał między napadami śmiechu.
- Jutro ostro trenujecie, panowie – westchnął Bielecki – O
siódmej idziemy biegać. Macie być punktualnie przy recepcji, zwarci i gotowi.
- Ależ oczywiście, Oleczku… - zaczął Michał, ale ten mu
szybko przerwał.
- Zobaczymy jutro jak będę Cię musiał składać po treningu.
Do zobaczenia jutro na kozetce, Winiarski!
Autobus pogrążył się w śmiechu. Igła rozejrzał się
zdezorientowany dookoła, zaprzestając swoich prób zrobienia Możdżonkowi czegoś
złego.
- Coś się stało?
Jeszcze głośniejszy wybuch śmiechu, rozdrażnił moje bębenki.
Autobus w końcu zahamował na parkingu przed hotelem. Wysiedliśmy z niego. Żaden
z nas – o dziwo – nie zamierzał robić dzisiaj żadnego świętowania, nawet
pokerowe kółko odwołało swoje spotkanie. Wbiegając do swoich pokoju, rzuciliśmy
się wszyscy na łóżka.
____________________________________________
Sorry za to u góry, ale miałam dobry humor i nie mogłam wprowadzić jakiejś dramaturgii. A nawet by mi nie wyszło. Nie nadaję się do takich momentów. U mnie zawsze będzie cud, miód malina ;D
Coraz bliżej do meczu z Serbią, którego nie obejrzę -.-
To może do zobaczenia za tydzień jak wrócę z Czech ;]
u mnie nowy rozdział www.przemoknietesercaa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie piszę nic na temat twojego opowiadania, ale jestem na etapie czytania, więc dłuższy komentarz na temat niebawem. :*
Pozdrawiam. :)
Ja chcę już Amandę z siatkarzami i z Grzesiem :D Coś czuje, że ten rozdział to tylko taka cisza przed burzą i niedługo wymyślisz coś grubszego :D Nie wiem czy mam się bać :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na czwarty rozdział na http://i-want-to-hold-your-hand.blogspot.com/ :D
Uwielbiam Twoje poczucie humoru, padam ze śmiechu czytając te rozdziały :D Niecierpliwie czekam na kolejne, bo coś mi się wydaje, że dopiero się rozkręcasz i zbliża się coś większego :D Zapraszam na dziesiątkę :) http://volleyball-love-story-zb9.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuper blog. :D
OdpowiedzUsuńJak będziesz mieć czas, to może zajrzysz na mojego? Jest to parodia ,,Igłą Szyte". ;)
http://siatkowkaszytexyz.blogspot.com/
Rozkręca się, już nie mogę doczekać się kolejnego;) Zapraszam na VII http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam na 36 rozdział na www.pogmatwany-swiat.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam w ten zimny dzień Mel :*
wieczorkiem wrócę z komentarzem do rozdziału :)
Jak dobrze mieć przyjaciół. Amanda przekonała się o tym jak wyciągnęli ją z domu w dzień jej urodzin sprawiając jej niespodziankę. Chyba jeszcze większa miła z tego telefonu od chłopaków i pogadanki z Grześkiem, Kurcze czekam aż między nimi się coś fajnego rozwinie, choć nie wiem czy coś takiego planujesz. Zgraja siatkarzy i to co wyczyniają po meczu mnie rozbiła na malutkie cząsteczki, wariaci :)
UsuńMiej taki humorek zawsze! :)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny :) Nie chcę się powtarzać, ale uwielbiam Twój sposób pisania :) Cały czas śmiałą mi się gęba czytając o poczynaniach naszych kochanych siatkarzy... Ile człowiek by dał, żeby znaleźć się z nimi w autokarze :) Niech mnie przetransportują na wakacje do Chorwacji, a potem sobie wrócą, błagam! :)
Speszony Grześ podczas rozmowy przez telefon - uwielbiam ;3 chcę, żeby byli ze sobą, żądam tego, kurde ;D!
Urodziny Amandy - fajna sprawa :) szkoda, że nie była w Spale - wtedy byłby melanż! :)
Czekam, aż dziewczyny powrócą do naszych kochanych wariatów :)
pozdrawiam ;*
naranja-vb.blogspot.com
Ps. Zapraszam na nowy rozdział ;*
Hahahah :D Jesteś mistrzem! :) Momentami leżałam ze śmiechu :D hah :) Sorka że dopiero dziś tu wpadłam ale tydzień tył ciężki co na pewno sama wiesz ze swojego doświadczenia :) Rozdział CUDO ! Nie mogę się doczekać kolejnego o którym możesz mnie informować :)))) zapraszam cię na nowy rozdział u mnie :) :3 http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hej! :) Kiedy zareklamowałaś się na moim blogu jakieś lata świetlne temu, to od razu zaczęłam czytać Twoje opowiadanie. Doszłam do 4 rozdziału, myślę- wreszcie coś o Grzesiu Łomaczu! i bardzo mi się ta historia spodobała. A potem... wstyd przyznać, ale zgubiłam adres! :D I dopiero teraz znalazłam chwilkę, żeby go odszukać.Dzisiaj z racji choroby nadrobiłam wszystkie rozdziały i bardzo mnie wciągnęłaś :) To słodkie, co Kostek z Elizą zrobili Amie jako niespodziankę. Nie mogę się doczekać, kiedy Amanda wróci do Spały, do chłopaków. I wyrzuć mi stąd Matta! Ona powinna być z Gregorem :D:D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak późno, ale lepiej teraz niż wcale :D
+ oczywiście zapraszam Cię na un-poco-de-amor.blogspot.com ,jeśli znajdziesz chwilę :) Informuj mnie koniecznie o nowych rozdziałach na GG: 13775260 albo na blogu :D
pozdrawiam :) i dodaję Twój blog do ulubionych :)