niedziela, 12 maja 2013

#Dziewięć


    Jeszcze tylko parę dni i wracam do Warszawy z tym całym asortymentem. Z wspaniałymi wspomnieniami i zdjęciami. A potem? Kto to wie. Promienie słońca przeciskały się przez zasłony, próbując zdenerwować mnie swoja natarczywością. Nic z tego. Eliza siedziała na łóżku z laptopem i popijała, przyniesioną przed chwilą czarną kawę. Lea chodziła po balkonie, zawzięcie rozmawiając z Ksawerym. Co chwila podnosiła głos i warczała do słuchawki. Pierwsza przedmałżeńska kłótnia? W ekspresowym tempie ubrałam się i wyszłam z pokoju. Do uszu dobiegł mnie tylko krzyk rudowłosej, ale puściłam go koło mnie. Próbując poskromić moje długie czarne włosy, zbiegłam po schodach do stołówki. Rozglądałam się na wszystkie strony, posyłając uśmiechy nawet do ścian. Tego dnia nie mógł zniszczyć nikt. Był zbyt piękny od samego rana. Przy drzwiach stołówki stali już Amerykanie, przeciskając się w nich. Westchnęłam tylko i podeszłam do nich. Spojrzeli na mnie z uśmiechem i gestem reki wskazali, bym pierwsza próbowała przejść przez te piekielne wrota. Kiwnęłam głową w podziękowaniu i weszłam do środka. Pierwsze co uderzyło do moich bębenków to tłuczona porcelana i głośny śmiech. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła i napotkałam na swojej drodze grono siatkarzy. Podeszłam do nich cicho i zajrzałam przez kubiakowe ramię. Obok wielkiego stołu pochylał się Kurek, zbierając szczątki jednego z zdobionych talerzy. Główna kucharka gromiła go wzrokiem. Ach, gdyby wzrok mógł zbijać, to Bartek już dawno leżałby w trumnie. Zebrał porcelanę i odstawił spokojnie na stół. Złapał za kolejny talerz i zaczął na niego nakładać jedzenie. Część siatkarskiego grona już dawno siedziała przy stole przeznaczonym tylko dla nich. Przepychając się przy Miśku Winiarskim i klepiąc go lekko po zarośniętym policzku, dopadłam do zastawy. Chwilę potem siedziałam obok Kosy i rozmawiałam z nim wesoło o różnego rodzaju bzdetach. Przetarłam oczy palcami, spoglądając na resztę mojego towarzystwa spod czarnych rzęs. Wszyscy wchłaniali w siebie szybko wielkie porcje i odstawiali talerze na okienko. Serio? Skądże znowu. Chłopaki siedzieli lekko przymuleni, dokuczając sobie i dogryzając. Pierwsza batalię zaczął Kubiak, rzucając Bartmanowi kawałek szynki w twarz. Brunet zgromił go wzrokiem i odrzucił jedzenie, trafiając przyjmującego w oko. A potem szkoda gadać. Podparłam głowę na ręku, słysząc jak jęczą i kwiczą.
- Z kim ja pracuję… - załamał się Nowakowski i dosiadł się do mnie.
- Ze mnę! – libero wypiął dumnie pierś i klepnął się w nią pięścią. Zakaszlał gwałtownie dwa razy.
- Już nie to zdrowie, Krzysiu? – zaśmiał się Zatorski – Może na emeryturkę?
- Bo jak Ci zaraz sprzedam sztukę – warknął groźnie Ignaczak, a po chwili roześmiał się tylko – Jeszcze przyjdzie twój czas, Zati.
 - Sztukę czego? – wtrącił Kubiak. Większość zgromadzonych wywróciła oczami.
- Było minęło, Kubiaczku – ogromna dłoń atakującego wylądowała na plecach szatyna. Chłopak zakrztusił się i przytrzymał rogu stołu. Zmierzył Zbyszka chłodnym spojrzeniem i kopnął go w łydkę. No chyba nie do końca, bo wszyscy usłyszeliśmy głośny pisk Jarosza.
- Sorry, nie trafiłem – wzruszył ramionami Michał.
- Poczekaj aż ja Cię trafię, to się będziesz zbierał długie lata – mruknął pod nosem rudzielec, rozmasowując obolałą kość.
- Twoja noga była podobna kształtem do bartmanowej – wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Nie obrażaj mnie. Nie jestem aż tak koślawy – poprawił go Kuba. Wszyscy ryknęli śmiechem co nie spodobało się moim uszom. Odsunęłam krzesło i złapałam za swój talerz.
- A Ty gdzie? – zapytał Krzysiek.
- Byle dalej od was – westchnęłam. Odstawiłam naczynie na gromadę i udałam się z powrotem do pokoju. Byłoby o wiele milej, gdyby drogi nie zagrodził mi Anderson. Uśmiechnął się szeroko. Założyłam ręce na piersi i zerknęłam na niego niebieskimi oczami. Mężczyzna przejechał dłonią po policzku i utkwił we mnie swój wzrok.
- Co robisz wieczorem? – wypalił nagle. Podskoczyłam na miejscu, słysząc nagłe i szybkie pytanie.
- Jeszcze nie wiem – mruknęłam, uśmiechając się nieznacznie. Prawdopodobnie będę się pakować – dodałam i wyminęłam go zręcznie. Złapał mnie za ramię, znowu racząc wielkim uśmiechem.
- Już wyjeżdżasz?
- Wreszcie – odpowiedziałam. Matt puścił moje ramię, nawet nie spuszczając mnie z oka. Niebieskie tęczówki wodziły po moim ciele, przyglądając się każdemu krokowi czy ułożeniu dłoni. Wreszcie odwróciłam się z powrotem do niego, prawie potykając się o własne nogi. Roześmiał się głośno i pokręcił głową z politowaniem.
- Już się uspokoiłeś? – zauważyłam, gdy jego śmiech przestał odbijać się od ścian. Wzruszył tylko ramionami. Podszedł do mnie spokojnie. Złapał lekko za nadgarstek i mruknął:
- Widzimy się wieczorem.
Pochylił się lekko i przejechał delikatnie nosem po moim policzku. Widząc zaskoczenie, malujące się na mojej twarzy, roześmiał się tylko i odszedł dalej.
- Idź w cholerę, Anderson! – krzyknęłam za nim.
- Też Cię lubię! – ukazał uniesione kciuki do góry i zbiegł schodami.



- Zero złości, zero łez, nasza Ama jest The Best! – zawył Winiar. Zaraz po nim Kubiak zaczął skandować imię Elizy. A to wszystko dlatego, że przez te wszystkie remonty, ćwiczenia na siłowni zostały odwołane po raz kolejny, co spotkało się z ogólnym zadowoleniem siatkarzy. Czekał ich więc tylko kolejny trening na hali, ewentualnie poszliby na basen. Tak więc niestety wybrali pływalnie i bezczelnie pociągnęli mnie tam wraz z Elizą i Leą. I że niby ja mam się im przyglądać? Błagam, błagam. A żeby trafiło im dziesięć basenów po dwa razy. O tak, to byłoby najlepsze wyjście. Jako, że siatkarze nie przyjmowali słowa ,,nie’’, byłam zmuszona wrócić do pokoju, mocować się z zamkiem i drzwiami, potem przewrócić się prawie o platformy Lei aż wreszcie po wielu trudach dopadłam mojej torby i wyciągnęłam strój kąpielowy, którym jakimś magicznym sposobem się tam znalazł. Zapakowałam ręczniki i resztę potrzebnych rzeczy. Po kolejną dostawę przyszła Eliza i tak obłożone torbami, wyszłyśmy z pokoju. Trzasnęłam mocno drzwiami, które jak na złość nie chciały się zamknąć. Przeklęłam głośno, co nie uszło uwadze przechodzącego obok Andersona.
- I czego przeklinasz? – zapytał z rozbrajającym śmiechem.
- Anderson! – krzyknęłam za nim, gdy wchodził do windy.
- Widzimy się potem!
Prychnęłam pod nosem, a zaraz potem na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Eliza patrzyła na mnie dosyć dziwnie:
- Czy ja czegoś nie wiem?
- To był tylko Anderson – wzruszyłam ramionami.
- Tyle to i ja wiem – wywróciła oczami, biegnąc za mną po schodach.
- Zaczepił mnie tylko i poprosił, żebym z nich poszła wieczorem na spacer.. – zaczęłam – chyba.
- Umówiłaś się z Andersonem? – krzyknęła zaskoczona, gdy stałyśmy już na parterze. Spojrzałam na nią roześmianymi oczami i popukałam palcem w czoło. Nie kłam! – zarzuciła mi.
- Oj, cicho! – roześmiałam się perliście. Odwróciłam w stronę wyjścia z budynku, przed którym stali już nasi siatkarze, w towarzystwie paru Amerykanów. Wyszłyśmy na zewnątrz od razu witając się z promieniami gorącego słońca. Wystawiłam twarz, gdy nagle ten jedyny dostęp do światła ktoś mi przysłonił. Otworzyłam powieki i zmierzyłam jegomościa wzrokiem. Przede mną stał Łomacz z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Przysłoniłeś mi światło!
- Jesteś niższa, więc trudno – wzruszył ramionami.
- Grzesiek! – zagrzmiałam i uderzyłam go w ramię, śmiejąc się głośno.
- Chodź, chodź! Bo się zgubisz, dziewczynko.
- Masz przerąbane Łomacz!
Złapał mnie za dłoń i pociągnął szybko za siatkarską zgrają, która z coraz głośniejszymi krzykami, dobiegała do basenu.


|Grzesiek|
    Już całkowicie mokry wypłynąłem do góry. Otarłem oczy i twarz. Rozejrzałem się dookoła. Chłopaki nadal robili baseny, a niektórzy siedzieli na płytkach i gadali jak najęci. Spojrzałem w przejście na basen. W cholerę, ostatni raz tak zareaguję. W przejściu pojawiła się Amanda w czarnym stroju. Na ramiona narzuconą miała jasną koszulę. Czarne włosy opadły jej kaskadą na plecy. Przełknąłem głośno ślinę, widząc jak uśmiecha się i macha w moją stronę. Oparłem się łokciem o płytki, czekając aż wejdzie do wody. Zrobiła to w nie mniej efektowny sposób. Zrzuciła z siebie koszulę, ukazując zgrabne ciało i długie nogi. Obok niej pojawiła się Eliza. Rudowłosa pogroziła jej palcem i pociągnęła brunetkę za sobą. Niebieskooka wywróciła oczami i posłusznie weszła do wody po schodkach. Zerknęła na mnie z uśmiechem, który z reszta odwzajemniłem. Wzięła wdech i zanurzyła się cała w wodzie. Po chwili wypłynęła na wierzch, wypuszczając powietrze z płuc i ocierając dłońmi twarz. Mokre włosy przykleiły się do jej szyi i policzków. Ponownie dotknęła stopami dna i dryfując swobodnie pod powierzchnią wody, dopłynęła do mnie. Wynurzyła się tuz przede mną. Stykała się ze mną ciałem, a jej nos prawie pocierał o mój. Odsunęła się spokojnie i podciągnęła na rękach, by usiąść na płytkach. Większość chłopaków oddychała ciężko po wodnym maratonie i przybiegli, ewentualnie podpłynęli do nas. Do gromady ostatni dołączył Winiarski.
- Już nie ta kondycja? – zapytał ze śmiechem Kurek. Przytyło Ci się, co? – dodał.
- To przez Dagmarę – roześmiał się, mrużąc niebieskie oczy – Ostatnio piecze Oliwierowi ciastka.   
- Podżerasz dziecku ciastka? – zapytał Jarosz, pojawiając się za Amandą.
- Skądże znowu – mrugnął tylko okiem i odpłynął dalej. Kurek zakręcił się w wodzie dookoła, jakby czekając na atak zombie. W końcu poślizgnął się na jednej z płytek na dnie i podtopił się niechcący. Chcąc się ‘ratować’ pociągnął Amandę za nogę, a ta z piskiem wpadła do wody. Widziałem jak pod wodą okładała Kurka pięściami, aż wreszcie ten ją puścił. Wypłynęła na wierzch, biorąc głęboki wdech. Dryfowała odwrócona do mnie tyłem, więc spokojnie mogłem przypatrzeć się jej plecom, na których wyryty miała tatuaż ciągnący się od lewego ramienia do prawego boku. Zaczesała włosy do tyłu, ukazując kolejny czarny okaz.
- Ile masz tych tatuaży? – zapytałem ze śmiechem. Odwróciła się gwałtownie w moją stronę.
- Trzy – stwierdziła stanowczo. Ale nie interesuj się, Grzesiu – poklepała mnie po policzku.
Obok nas szybko pojawił się Ignaczak. Odbił się od płytek i wleciał na bombę do wody. Widziałem jak Amanda skrzywiła się nieznacznie i podciągnęła do góry lewą nogę, uginając ją w kolanie.
- Coś się stało? – zapytałem szybko, łapiąc brunetkę za ramię. Pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się spokojnie.
- Gregor, nie podbijaj do naszej pani architekt – zagrzmiał głos Igły. Parsknąłem śmiechem, a wraz ze mną Lewandowska.
- Uważaj, bo Iwona się o wszystkim dowie – pogroziła mu palcem. Rozejrzała się dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na wejściu do basenu. Stała tam blada jak ściana Lea. Amanda wyskoczyła gwałtownie z wody, podbiegając do niej powoli. Prawie niezauważalnie utykała na jedną nogę. W oczach jej bliźniaczki zalśniły łzy. Po drodze Amanda zabrała koszulę. Wargi Lei poruszyły się nieznacznie, a chwilę potem Ama przytuliła ją mocno do siebie, głaskając po głowie.



- No już spokojnie – mówiłam łagodnie, cały czas głaszcząc Leę po głowie, która ciążyła mi na kolanach – Nie płacz już.
Przyciskała wymiętą chusteczkę do twarzy i płakała coraz głośniej. Eliza, chcąc nas zostawić w spokoju, poszła do chłopaków obok, który skądinąd przyjęli ją bez żadnego zarzutu. O nic się nie pytali, tylko od razu wciągnęli do środka. Brunetka przycisnęła twarz do poduszki, dławiąc się łzami. Głaskałam ją powoli po ramieniu i plecach. W końcu żałosny szloch ustał, a Lea otarła twarz dłońmi. Rzuciła chusteczkę na szafkę i usiadła obok mnie na łóżku.
- Dlaczego nie mogę tam jechać? – wydukała, drżącym głosem.
- Daj spokój. Nie będziesz przecież wracała do Stanów – fuknęłam na nią.
- Ale Ksawery.. – zaczęła i łzy ponownie popłynęły po jej policzkach.
- Będzie dobrze, Lea – położyła głowę na moim ramieniu, brudząc białą koszulę tuszem do rzęs. Siostra odchyliła się do tyłu i opadła na poduszki. W tym samym czasie, gdy ja chciałam położyć się obok niej, ktoś zaczął pukać do drzwi. Przeklinając w duchu tego śmiałka, wyszłam poza pokój. Moim oczom ukazał się nie kto inny jak Anderson ze swoim firmowym uśmiechem.
- Jeszcze nie ma wieczoru! – zastrzegłam go.
- Potem nie mam czasu – mruknął pod nosem.
- A ja nie mam teraz – syknęłam przez zaciśnięte zęby – Trudno, Matt. Innym razem.
- Amanda, no! – wywrócił oczami – Jeden, jedyny raz…
- Nie – ucięłam krótką, chcąc wrócić do pokoju. Z drzwi obok wydostała się Eliza. Przyjrzała się górującemu nade mną przyjmującemu i roześmiała się cicho.
- Idź, Ama – rozkazała mi. Ja się zajmę Leą – dodała.
- Nie! – fuknęłam cicho i spojrzałam w oczy Amerykana. Uśmiechał się nieznacznie, opierając się na dłoni, położonej na ścianie po lewej stronie mojej głowy.
- Tylko spacer – mruknął z uśmiechem.
- Nigdzie z Tobą nie idę. Jestem zajęta. Zgłoś się za godzinę.
Odwróciłam się i byłam już w pierwszej fazie wchodzenia do pokoju, gdy szatyn złapał mnie za rękę i wyciągnął siłą z pokoju. Zaparłam się nogami, lecz to też w niczym mu nie przeszkodziło, bo pochylił się tylko i wziął mnie na ręce.
- Puszczaj mnie, bo zaraz zmażę Ci ten uśmieszek z twarzy! – warknęłam. Jak na życzenie wypuścił mnie ze swoich ramion. Obrzuciłam go groźnym spojrzeniem. Złapałam dużą, szarą bluzę z wieszaka przy drzwiach, która należała do kolekcji Łomacza. Podarował mi ją po jednej z ignaczakowych imprez. Wskazałam palcem na błękitnookiego i samym ruchem dłoni kazałam mu zamilknąć. Dopóki nie wyszliśmy z hotelu, nawet się nie odezwał i chwała mu za to.
- Ostatni raz idę z Tobą gdziekolwiek – mruknęłam, otulając się ciepłą bluzą.
- Czyli mogę Cię dzisiaj porwać gdzie chcę? – zapytał, mrużąc śmiesznie oczy.
- Marzysz, Anderson – prychnęłam.
Złapał mnie pod ramię i poprowadził w park główną alejką. Właśnie tą, gdzie prawie przed tygodniem się z nim zderzyłam. Cały czas gadał jak najęty, nawet nie chwilę nie chciał się przymknąć. Próbowałam choć trochę zanalizować jego słowa, wypływające z jego ust jak z karabinu maszynowego. Na nic.
- Anderson! – wreszcie zwróciłam na siebie jego uwagę – Zacznij oddychać, co? Nie rozumiem nawet co mówisz.
- Trzeba było w szkole się uczyć..
- Jesteś wredny – zagrzmiałam, pozwalając prowadzić się dalej. Nic sobie nie zrobił z moich słów. Zaczął gadać jeszcze więcej. Mając już dość, przyłożyłam moją malutką dłoń do jego ust. Zamilkł natychmiast.
- Słyszysz to? – zapytałam, a on tylko zmarszczył brwi i czoło – Cisza, Anderson! Wszędzie cisza!
Może i by tak było, gdyby naprzeciw nam z głośnym krzykiem nie wyszła polska, siatkarska elita. Wywróciłam oczami i zaklęłam siarczyście. Wyszarpałam się z uścisku przyjmującego i włożyłam dłonie do kieszeni bluzy. Wreszcie siatkarze wyszli zza drzew. Średnio widziałam kto tam idzie, bo akurat szłam pod słońce, które zamierzało chować się już za horyzontem.
- Możemy skręcić? – zapytałam mojego towarzysza, który jak na rozkaz pociągnął mnie w prawą stronę. Westchnęłam głęboko i razem z Andersonem poszliśmy dalej. Teraz towarzyszyła nam tylko cisza, podczas gdy on cały czas trzymał mnie pod ramię.



     Do wyjazdu został już tylko dzień, dlatego też ostatni raz usiadłam na trybunach w spalskiej hali i przyglądałam się zmaganiom siatkarzy. Lea czuła się już lepiej, a Ksawery lizał rany po wypadku. Siostra codziennie zarywała noce, by z nim rozmawiać, co doprowadzało Elizę do szału – zupełnie tak jak mnie. Zazwyczaj puszczałam ich rozmowy koło uszu. Na hali zabrzmiał kolejny gwizdek, oznaczający przerwę w grze. Chłopaki trenowali coraz ciężej, gdyż już na początku czerwca zaczynali Ligę Światową. Z chusteczką w ręku wpatrywałam się w całą zgraję facetów. Moje samopoczucie ostatnio się pogarszało. Objawy jakby przeziębienia nasilały się, a przecież cały czas jest gorąco. Sięgnęłam pamięcią wstecz, próbując przypomnieć sobie czy kiedykolwiek miałam już takie przypadki. I wtedy mnie strzeliło zupełnie. Zbiegłam szybko z trybun i wypadłam z hali jak z procy. Wbiegłam na swoje piętro, mijając się po drodze z Łomaczem. Drzwi pokoju z hukiem uderzyły o ścianę, a ja od razu wpadłam do łazienki. Grzesiek zdziwiony moim zachowaniem poszedł za mną. Jeszcze jego tu brakowało. Zaraz za nim do środka wparowała Eliza. Wygrzebałam z szafki kosmetyczkę i zaczęłam z niej wyrzucać wszystkie niepotrzebne rzeczy. Grzesiek wybałuszył oczy, patrząc jak opakowanie chusteczek zostaje wprawione w ruch i uderza z impetem w taflę lustra. Kolejne plastikowe i metalowe opakowania lądują na podłodze. Dopiero wtedy trzęsącymi dłońmi dostaję się do szarego opakowania. Eliza już wie co się kroi. Próbowała wygonić rozgrywającego z pomieszczenia, ale ten stał jak zaklęty. W końcu sprzedała mu kopa, więc chłopak wybiegł stamtąd jak porażony prądem. Czatował pod drzwiami, spoglądając przez mleczne szkło w okienku. Guzik widzi. Eliza odebrała ode mnie opakowanie, każąc usiąść na podłodze. Wydobyła stamtąd jedną z trzech strzykawek. Cienka igła migotała pod wpływem światła w łazience. Zakryłam twarz dłońmi i czekałam aż przez moje ciało przejdzie spazm bólu. Brałam coraz głębsze wdechy byleby tylko nie było gorzej niż jest. W końcu jednak Kołodziejczyk postanowiła wbić igłę w moje udo, naciskając mocno tłok. Kolejny raz postąpiłam tak głupio, że znów muszę uciekać się do zażywania adrenaliny byleby tylko nie zejść z tego przeklętego świata. Eliza powolnymi ruchami masowała miejsce wkłucia przez parę sekund i odrzuciła od siebie opakowanie. Strzykawka już dawno spoczywała w koszu.
- Powinnyśmy jechać do szpitala – zaczęła spokojnie.
- Nigdzie się nie wybieram – ucięłam – To nie pierwszy raz. Przecież wiem co mam robić.
Ruda wzruszyła ramionami i pomogła mi wstać z podłogi. Ułożyła mnie na łóżku w kacie pokoju, by nikt nie zakłócał mi spokoju i wygoniła stamtąd Łomacza. Spoglądał żałośnie to na mnie, to na Elizę i wypadł z pokoju. Samotność. Wydeptałam niezłą ścieżkę wspomnień byleby dotrzeć do tego, od którego zaczął się ten cholerny wstrząs. Pieprzone uczulenie.   



     Zniosłyśmy z Elizą wszystkie swoje walizki i torby. Lea zostawała tu jeszcze miesiąc, nawet więcej. Odczuwałyśmy pewnego rodzaju smutek. Mieszkałyśmy i przebywałyśmy z tymi wszystkimi idiotami prawie miesiąc. Wyjęłam kluczki od samochodu i okręciłam je wokół palca. Czeka nas teraz strasznie długa droga do Warszawy. Razem z przyjaciółką wpadłyśmy do stołówki. Wypiłyśmy mocną kawę, by nie zasnąć przed kierownicą. Jak na złość do środka musiała wejść ta cholerna zgraja. A ja już myślałam, że obejdzie się bez pożegnań. Jednak na marne. Dopadli do nas jak do mięsa i otoczyli pokaźną grupą.
- I chciałyście wyjechać bez pożegnania!? – Kurek jojczał nam nad uchem.
- No – kiwnęłam głową – Mniej więcej.
- O wy niewdzięczne! – zagrzmiał głos Ignaczaka, który usadowił się na krześle naprzeciwko nas.
- Musimy już wracać – westchnęła Eliza ze śmiechem – Jeszcze kiedyś wpadniemy.
- Jutro? – oczy Kubiaka zabłyszczały wesoło.
- Ależ oczywiście – ruda machnęła ręką z pobłażliwym uśmiechem. Wstała od stołu i pociągnęła mnie za rękę. Wyszłyśmy ze stołówki, już w przejściu żegnając się z chłopakami. Uraczyli nas przypowiastkami o tym jak to było im z nami dobrze. Pokiwałyśmy we dwie głową z niedowierzaniem. Ignaczak podszedł do nas i objął ramionami.
- Dziękujemy za te wszystkie dni bez treningów na siłowni – oznajmił z uśmiechem.
- I kłótnie ze Zbysiem – dodał Kubiak, waląc przyjaciela po plecach.
- I pyskówki – roześmiał się Winiar i przytulił nas mocno.
- Zrobiło się smętnie – westchnęłam. Złapałam za rączkę walizki i pomachałam siatkarzom ostatni raz. Do zobaczenia, pomyślałam w duchu, wychodząc z hotelu razem z Elizą. Oczywiście i tak spokoju nie było, by przyhasał sobie  do nas Łomacz, próbując odebrać nasze walizki i dociągnąć do samochodu. Wcale nie protestowałyśmy, dlatego gdy otwierałam bagażnik, podpierał się dłońmi o kolana i dyszał jak parowóz. Roześmiałam się głośno i otworzyłam drzwi kierowcy.
- To do zobaczenia, Grzesiu – przytuliłam się do niego mocno, wdychając jego perfumy, które bądź co bądź, były bardzo przyjemne dla moich nozdrzy. Pocałował mnie w czubek głowy.
- Jedzcie już, bo Nowakowski się zaraz rozpłacze – mruknął pod nosem, wskazując głową w stronę wejścia do hotelu. Rzuciłam w tamtą stronę ukradkowe spojrzenie. Roześmiałam się, widząc Piotrka, który macha nam białą, jednorazową chusteczkę.
- Szczęścia na Lidze Światowej! – dodała Eliza i razem wpakowałyśmy się do samochodu. Omiotłam wzrokiem grano siatkarzy w lusterku i ruszyłam z podjazdu. Włączyłam radio i klimatyzację, by jakoś umilić nam powrót do Warszawy. Zaczyna się od nowa.

___________________________________________________________

     Nie mnie oceniać, więc liczę na was. Mam nadzieję, że po TYM rozdziale nadal będziecie czytać ten wytwór mojej wyobraźni -.- A tak w ogóle to sporo tu dziś Andersona i jakoś fajnie mi się pisze momenty z nim. Może zagości tu na dłużej... Co ja piszę *.* Na pewno zagości tu na dłużej, ale jeszcze nie wiem do końca jak. Wszystko jest w fazie tworzenia z jednym rozdziałem nadprogramowym. 
Katujcie i wybaczcie, że dodaję dopiero dziś, ale po całym tygodniu w tej przeklętej szkole, gdzie intensywnie musiałam stawiać się na próbach, nie miałam zupełnie siły. 
A w ogóle to jutro poniedziałek i chyba zaraz zejdę, bo jeszcze bym pospała. 

    Do LŚ coraz bliżej, a ja tuż planuję jak wrobić trenera i pojechać z koleżankami na Memoriał do Płocka. To w sumie niedaleko, bo jakieś 50-70 km :3 

    Pierwszy raz się rozpisałam. Mam nadzieję, że to będzie ostatni, bo czytanie moich przeżyć chyba nie należy do ciekawszych niż to co się dzieje TAM u góry. To może do następnej niedzieli? 

9 komentarzy:

  1. Anderson sprawia wrażenie takiego dużego dziecka :D Co nie zmienia faktu, że jest na swój sposób uroczy :)
    Mam nadzieję, że po powrocie nadal będzie równie ciekawie. Oby Matt zagościł w Twoim opowiadaniu na stałe, bo momenty z nim wychodzą Ci naprawdę świetnie:) Ogólnie jestem fanką sposobu pisania, jaki prezentujesz, więc wszystko mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się czyta;) Ogólnie bardzo fajne;) Zapraszam na V http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na VI http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/

      Usuń
  3. Super! Mam wielką nadzieję, że Anderson zagości tutaj na dłużej ;)
    Do następnego!

    Zapraszam i pozdrawiam,
    A.
    http://i-want-to-hold-your-hand.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie również właśnie pojawiła się dziewiątka :) http://volleyball-love-story-zb9.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiająca jest dla mnie relacja Amandy z Grześkiem. On nią był zafascynowany i chyba nadal jest bo zwraca u niej uwagę na zbyt wiele szczegółów, ona traktuje go raczej ka dobrego kolegę. Przynajmniej tak mi wychodzi z mojego rozrachunku. Gdzieś tam pojawia się jeszcze Matt. Nie przepadam za nim, ale w opowiadaniach mnie nie drażni wiec fajne urozmaicenie i nie mam nic przeciwko by pojawi się jeszcze kiedyś. Zastanowiła mnie ta adrenalina i zastrzyk z niej. Żaden ze mnie lekarz dlatego nie mam pojęcia co jest Amandzie

    OdpowiedzUsuń
  6. Pochłonęłam Twojego bloga w jeden dzień. Muszę przyznać, żę dobrze mi się to wszystko czyta. Z Amy jest niezła zadziora, nie boi się głośno mówić o tym, co ma an myśli. Ale przez to, że jest taka jaka jest moim zdaniem traci nieco swój zarówno wewnętrzny i zewnętrzny urok. Powinna stać się nieco delikatniejsza, nie powinna pomiatać facetami, tylko raczej rozmawiać, traktować jak przyjaciół. Poprzez jakieś wydarzenie (na przykład pocałunek z Mattem/Grześkiem)zmienia się jej pole widzenia i swoje postępowanie wobec któregoś z nich staje się też już inne. Póżniej jeden z tych dwóch panów (a może pojawi się ktoś jeszcze?) walczy o nią, ona jest zdezorientowana i nie wie, czego chce... Waro byłoby pomyśleć o podobnych obrotach sprawy. Pozdrawiam i czekam na kolejną dawkę Twojego pisania ;] P.s - pozwoliłam sobie dodać Twój blog do obserwowanych,czy coś podobnego. (;

    OdpowiedzUsuń
  7. Superrrrrrrrrr, czekam na więcej ;)
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział w wolnej chwili
    http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/2013/05/16/rozdzial-46-wspomnienia-i-niepopelniony-blad/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejjj :) Te momenty z w których znajduje się Matt są GENIALNE!! :) Akcja coraz bardziej się rozwija :) TO mi się podoba :) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału o którym możesz mnie informować :) Tymczasem zapraszam do siebie :)) Mam nadzieję że pozostawisz po sobie jakieś znaki :3 http://4volleyball44.blogspot.com/ http://sercezawszewielepiej14.blogspot.com/

    Pozdrawiam gorąco!! :))

    OdpowiedzUsuń