Wszyscy zestarzeliśmy się o równy miesiąc. Do nowego roku
akademickiego zostały niecałe dwa tygodnie. Zwarci i gotowi wegetowaliśmy w
nowym, gdańskim mieszkaniu wśród wypchanych po brzegi kartonów i ciężkich
walizek. Najmniej przejmował się jednak Kostek. Leżał na całej długości kanapy
i z obojętną miną wpatrywał się w szklany ekran telewizora. Eliza próbowała się
uporać z wrednym zamkiem ogromnego barku, ale licho jej to wychodziło.
Westchnęłam głośno marząc o tym, aby znów znaleźć się w moim warszawskim mieszkaniu,
gdzie zmieściłoby się trzech takich Kostków, cztery Elizy i niestety jeden
Łomacz, bo właśnie on robił więcej rabanu niż to warto. Ostatnimi czasy
rozmawialiśmy rzadziej, bo chłopaki przygotowywali się do Mistrzostw Europy.
Połowa była już za nimi. Wszyscy liczyli jednak na miejsce na podium i dawali z
siebie więcej niż sto procent. Jego nowy klub już rozpoczął przygotowania i
szykował się do rozpoczęcia sezonu. Grzesiek próbował namówić mnie na zakup
karnetu albo innego dobra, bym mogła być razem z nimi na każdym możliwych
mecze. O nie, co to, to nie. Jestem prawie pewna, że tym razem nie będę miała
czasu zrobić sobie nawet kawy i skonsumować ją wraz z ciastkami.
- Jest, udało się! – padł dziki okrzyk z ust Elizy, która
wymachiwała kluczykiem na lewo i prawy. Wykonała szybki taniec radości po czym
z głośnym westchnieniem usiadła na taborecie.
- Ej no! Zasłaniasz mi! – wreszcie Kostek wydał z siebie
głos. Podniósł głowę do góry i zmroził Kołodziejczyk lodowatym spojrzeniem.
- Spadaj, usiądź sobie gdzie indziej – fuknęła w odpowiedzi
i splotła ręce na piersiach. Brunet wydał z siebie parę niecenzuralnych,
włoskich słów i rzucił pilot na fotel obok. Bez słowa wstał z kanapy i opuścił
malutki salonik.
- Zachowujecie się jak dzieci – zauważyłam, oglądając wnętrzności
barka i reszty szuflad. Pustki, których nie ma czym zapchać. – Jeśli tak ma
wyglądać nasze pomieszkiwanie tutaj, to chyba przeniosę się do Olka.
To były tylko puste słowa, bo nie byłabym ich zostawić na
pastwę losu, samych sobie. I oboje nie zważali na próby załagodzenia ich
słownych potyczek. Bo kłócili się praktycznie codziennie. Widocznie mieszkanie
razem im nie służyło. Chowałam się w pokoju za każdym razem, gdy z
któregokolwiek pomieszczenia dochodziły podniesione głosy. Tak było praktycznie
codziennie. Opanowali się dopiero wtedy, gdy zdesperowana ostrzegłam ich, że
wyprowadzę się do brata jeśli dalej tak będzie. Przynajmniej zamilkli na
tydzień, wysyłając sobie mordercze spojrzenia. Atmosfera wcale nie była taka
jak mi się wydawało. Miałam nadzieję, że skończy się to z czasem, gdy zaczniemy
chodzić na uczelnię. I skończyło się. Po zajęciach obładowani książkami
wracaliśmy do mieszkania i kryliśmy się w swoich pokojach, ucząc się do późnej
nocy. Sąsiedzi mieli z nami niezłe utrapienie, bo całymi dniami słychać było
tylko przebijające się przez ściany dźwięki muzyki. Kostek słuchał jakiś
włoskich wyjców, Eliza z kubkiem herbaty wsłuchiwała się w spokojne rytmy, a ja
puszczałam rock praktycznie na cały regulator. Tak wyglądały nasze wieczory.
Rano zazwyczaj się kłóciliśmy o to, kto pierwszy zajmie łazienkę. Jedliśmy w
milczeniu, a potem na łeb na szyję lecieliśmy na wykłady. Z czasem wszystko się
ustabilizowało. Trefl przygotowywał się już ostro do sezonu, który miał się
rozpocząć za niecałe trzy tygodnie. Eliza z Kostkiem zakopali topór wojenny. Co
jakiś czas dzwoniła Lea i opowiadała, co działo się w Spale, jak mają się
chłopcy, jak idą sesje zdjęciowe. Każdy dzień kończył się wspólną herbatą z
Elizą i Kostkiem. Zazwyczaj oglądaliśmy jakieś durne seriale, czasami mecze
albo filmy. Pod koniec września udało mi się ich namówić na malutki seans
sportowy. Eliza z uśmiechem chwyciła za pilot i włączyła odpowiedni kanał.
Natomiast Kostek siedział po turecku w narożniku kanapy i z niewyraźną miną
patrzył w ekran.
- Chory jesteś czy co? – zapytała rudowłosa, szturchając go
lekko w ramię. Brunet prychnął i zmierzwił ręką włosy. Eliza zaśmiała się pod
nosem i podsunęła mu pod nos paczkę chipsów. Zabrał kilka i wepchnął je do ust.
- A co będziemy w ogóle oglądać? – wydukał, podciągając
rękawy bluzy.
- Naszych chłopców w boju – Kołodziejczyk poruszyła zabawnie
brwiami i rozsiadła się wygodniej na szerokiej kanapie. Ja skuliłam się w ogromnym
fotelu i okryłam czerwonym kocem. Spojrzałam kątem oka na Kostka. Siedział
blady jak ściana, kurczowo trzymając sznurków bluzy.
- Kostek, co jest? – poderwałam się gwałtownie do góry,
kucając zaraz przed nim. Pokręcił przecząco głową na znak, że wszystko w
porządku. A wcale tak nie było. Delikatnie przyłożyłam mu dłoń do czoła. –
Jesteś chory głupku!
Eliza podniosła głowę z poduszki i zerknęła na Włocha. Mecz
już się zaczął, a my latałyśmy wokół Giacalone jak idiotki. Brunet kazał nam
siadać i patrzeć w ekran, ale skutecznie go uciszyłyśmy. Zrobiłyśmy mu gorącej
herbaty i praktycznie siłą zaciągnęłyśmy do łóżka. Usiadłyśmy razem z nim.
- Życie z babami jest okropne, nie? – zagaiłam, wyglądając
lekko przez okno. Na zewnątrz było totalnie ciemno. Jedynym źródłem światła
były lampy uliczne, które ku naszemu nieszczęściu, świeciły prosto w nasze
okna.
- Nie, jesteście naprawdę świetnymi dziewczynami – odparł,
odstawiając kubek na stolik – Tak właściwie to tylko wy zaakceptowałyście mnie
w Warszawie.
- To samo mogę powiedzieć i ja – rudowłosa wzruszyła
ramionami, wpatrując się tempo w obrazek na zielonej ścianie – Rodzice są, a
tak jakby ich nie było. Antka nie ma. Zostałam sama. Gdyby nie wy, to naprawdę
nie wiem, co byłoby dalej.
- Przestańcie, zaraz się rozpłaczę – pociągnęłam nosem,
chowając twarz w rękawie swetra. Poczułam jak Eliza obejmuje mnie czule
ramieniem, przepychając się przy okazji z Kostkiem. Po chwili i jego ręce
objęły mnie mocno i przygarnęły do siebie. Brunet głaskał mnie po głowie,
podczas gdy ja wylewałam żale w jego bluzę.
- Zarazisz się – mruknął cicho, poklepując mnie po plecach.
Westchnęłam głęboko i usiadłam wyprostowana na łóżku. Otarłam policzki i
zaśmiałam się cicho, widząc ich przerażone miny.
- Już wszystko dobrze – wydukałam, wstając na nogi. Kostek
przeciągnął się szeroko i opadł na wypchaną poduszkę. Podstawiłyśmy mu pod nos
wszystkie leki, witaminy i kubek herbaty z miodem.
- Miłego seansu! – zawołał za nami, nim zamknęłyśmy drzwi do
jego pokoju. Przeszłyśmy szybko do salonu i usiadłyśmy na kanapie. Mecz trwał w
najlepsze. Szkoda tylko, że chłopaki już przegrywali. Obgryzałyśmy paznokcie z
nerwów. Po pierwszym przegranym secie Eliza wystrzeliła do góry i przebiegła
truchtem do kuchni. Pojawiła się niecałe dwie minuty później z salaterką
orzechów, czekolady i pistacji.
- Skąd Ty to wytrzasnęłaś?
- Jestem cudotwórcą, co ty się w ogóle dziwisz – prychnęła
ze śmiechem i usadowiła swój szanowny tyłek zaraz obok mnie. Przez kolejne dwa
sety siedziałyśmy jak na szpilkach. Chłopaki dali radę i choć chwilowo
wyratowali się na 2:1 w setach dla nich oczywiście. W czwartym było troszkę
gorzej. Włosi prowadzili na drugiej przerwie technicznej, a na boisko został
wprowadzony Grzesiek. Eliza szturchnęła mnie w ramię, a ja jeszcze mocniej
zaciskałam kciuki. Udało im się poprawić swoją sytuację, ale Eliza już
zapowiedziała im trudny tie-brak. Modliłam się o to, aby tak się nie stało.
Widziałam zmęczenie na ich twarzach, szczególnie na twarzyczce Jarskiego, który
z niemałym trudem zbierał się do kolejnego wyskoku czy bloku. Anastasi poprosił
o czas. Chłopaki pędem rzucili się na butelki wody i wypili je jednym haustem. Parę
głębokich oddechów, motywujące słowa trenera i znów ruszyli do boju. Półfinały
Mistrzostw Europy nie były byle czym. Chłopaki stresowali się byle czym, ale
jeszcze gorzej przejmowała się Eliza. Z całych sił próbowała nie posłać
wiązanek, gdy Włochom udało się ustrzelić, któregoś z naszych przyjmujących czy
też ich blokować. Grzesiek nie był w stanie zrobić niż, a nic. Trafnie
odczytywali jego grę, a sam Łomacz klął na lewo i prawo, wyrzucając z siebie
wszystkie nerwy. I tak na nic się to nie zdało. Savani poprowadził swoich do
tie-breaka z czego cieszyli się niezmiernie. W czasie ostatniego, piątego seta
wbijałam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Jednak ten ból cielesny nie mógł
się równać z tym psychicznym, z którym próbowali uporać się siatkarze. Koniec.
Nie wystrzeliłyśmy w górę jak część Włoskiej publiki. Siedziałyśmy na kanapie,
wpatrując się w ekran telewizora, który pokazywał cieszących się Włochów.
Opuściłam dłonie i westchnęłam głęboko. Ostatnie co zobaczyłyśmy to chłopaków
opuszczających boisko z pokerową twarzą. W końcu rozbłysły reklamy. Panowie w
studio już szykowali się do oceniania meczu, podczas gdy my powoli kierowałyśmy
się do kuchni. Eliza wstawiła wodę na herbatę. Usiadłam na krześle i
rozprostowałam nogi.
- Szansy na złoto nie mamy, ale nadal zostaje nadzieja na
brąz – jej optymizm mnie zarażał. Uśmiechnęłam się lekko i przeczesałam włosy
palcami. Zerknęłam na telefon, mając ogromną chęć zadzwonić do Grześka, pocieszyć
go.
- Zadzwonisz jutro – upomniała mnie rudowłosa – Jutro
sobota, ostatnie mecze. Wygadacie się do wieczora. Z resztą jak kocha to
poczeka.
Szturchnęłam ją łokciem w brzuch i zaśmiałam cichutko pod
nosem.
- A może nie będę rozmawiać z Grześkiem? – zagaiłam,
wpychając do ust kilka pistacji. Kołodziejczyk zaśmiała się popukała palcem w
czoło. Westchnęłam głęboko i objęłam gorący kubek dłońmi.
- Jeśli chciałby dzisiaj rozmawiać to pewnie by zadzwonił –
mruknęła rudowłosa, wskakując na blat szafek kuchennych – Prawdopodobnie nie ma
humoru do rozmowy. Tak jak reszta tej hałastry.
Udało nam się nawet zaplanować po części kolejny dzień. I
tak było trudniej niż zazwyczaj, bo Kostek leżał obłożnie chory, a my miałyśmy
za zadanie skakać wokół niego na każdy gwizdek. Byliśmy prawie jak rodzeństwo.
O różnej czasem trudnej przeszłości, podobnej teraźniejszości, a przyszłość
pokaże.
|Grzesiek|
Trudno było pogodzić się z tym, że nie zagramy w finale
Mistrzostw. Na chwile przywołaliśmy uśmiechy na twarz i pożegnaliśmy się z
Włochami. A potem było coraz gorzej. Zeszliśmy z boiska, podczas gdy
przeciwnicy świętowali zawzięcie przepustkę do finału. Westchnąłem głęboko i
zarzuciłem na ramię bluzę. Chłopaki już dawno zniknęli w szatni. Andrea wszedł
z nami do środka i zatrzasnął drzwi. Kilka głębokich oddechów, otarcie karku i
ukryciu twarzy w białym materiale. To była chwila, która mogłaby trwać
wieczność. Nie mieliśmy siły by podnieść na niego zbolały wzrok, by przyznać
się do licznych błędów w statystykach. Nie było tyle odwagi. Anastasi otworzył
usta, by coś powiedzieć, ale machnął ręką i zniknął za drewnianymi drzwiami po
drugiej stronie korytarza. Zanim jednak to zrobił przyciszonym głosem wyjaśnił,
że porozmawia z nami później. Takim oto sposobem mieliśmy ponad pół godziny na
zebranie się w sobie i opuszczenie hali w jak najszybszym tempie, bo za parę
chwil wejdzie tu kolejna reprezentacja przeliczając swoje siły na zamiary,
wierząc w zwycięstwo. Została nam tylko nadzieja na ostatnie miejsce na podium.
Przetarłem oczy, przechodząc wąskim korytarzem w autokarze. Chłopaki już dawno
okupowali swoje miejsca. Siedzieli z beznamiętną miną, wsłuchując się w muzykę
płynącą ze słuchawek. Opadłem z głośnym westchnieniem na fotel i rzuciłem
plecak na ziemię. Wyjąłem telefon i szybkim ruchem go odblokowałem. Miałem
niepohamowaną chęć wybrania numeru brunetki. Zerknąłem jednak na zegarek i zrezygnowałem.
Było późno, a ona pewnie już przewraca się na drugi bok, śniąc o różnych
dziwnych rzeczach. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dzieliły nas setki kilometrów,
bo te Mistrzostwa rozgrywane były w zimnej Rosji. Podróż do hotelu minęła nam
nadzwyczaj szybko. Wchodząc do środka nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego
słowa. Dopiero po pół godzinie Marcin pukał do każdego pokoju, ogłaszając
krótką zbiórkę w pokoju sztabu szkoleniowego. Anastasi spoglądał na nasze
zmarnowane twarze. Musiał to być nieciekawy widok. Mimo najszczerszych chęci
nie byliśmy w stanie uśmiechnąć się choć na chwilę. Trener usiadł razem z nami
przy ogromnym stole i zdjął okulary z nosa. Zerknął w statystyki, po czym
oświadczył, że jutro jest nowy, a nawet lepszy dzień. Jego krótka przemowa
zawierała wszystko, co chcieliśmy usłyszeć. Na sam koniec zostawił sprawę
najważniejszą. Dzisiejszą porażkę zepchnął na tył głowy. Wstał z miejsca i
odrzucił od siebie wszelkie statystyki z ostatnich meczów.
- Udało mi się stworzyć z was wojowników. Nie widzę
jednostek, a całą drużynę. Widzę serce, które zostawiacie na boisku i ducha
walki. Poświęcacie na grę całe swoje życie, więc nie chcę widzieć tego, co jest
teraz. Nie po to zostałem waszym trenerem, aby wytykać wam błędy, ale po to, by
obudzić w was lwy żądne zwycięstwa. Jestem dumny, że was trenuję, że mogę być z
wami, gdy jest dobrze albo źle. Bo to jest moja powinność. A jutro wygracie,
wierzę w to! Świat się nie kończy.
Na ten krótki moment w każdym z nas zapłonął mały ognik
nadziei. Andrea zaśmiał się cicho, widząc nasze miny i z całym tabunem myśli
kazał wracać do swoich pokoi. Kuba opadł na łóżko i schował twarz w poduszce.
- Niezła przemowa – wydusił z siebie, sięgając po pilot na
szafce. Odpowiedziałem półsłówkiem. Rozżarzył w nas wiarę w zwycięstwo. Po
takich słowach nietrudno było zasnąć i z bojowym nastrojem stoczyć walkę o
brąz. Tak też się stało. W szatni Anastasi poklepał każdego z nas po plecach,
dodając otuchy. Nie było to potrzebne. Z bojowymi okrzykami wbiegliśmy na
boisko. Serbowie p drugiej stronie siatki patrzyli na nas ze zdziwieniem. I od
tamtego momentu nic nie było tak jak wczoraj. Dziwiłem się, że cały ten gniew
nie parował nam jeszcze uszami. Na trybunach polscy kibice czynili swoją
powinność tak jak na każdym meczu. Nawet tym wczorajszym. Nie przejmowali się
tym, że ich drużyna przegrywa. Brnęli dalej, by obudzić w nas to, co dzisiaj.
Atak za atakiem, blok za blokiem, zagrywka za zagrywką. Serbscy siatkarze za
nami nie nadążali. Bartek z Kubą skutecznie rozstrzeliwali ich na boisku.
Wszystko płynęło na dobrej energii. Aczkolwiek do czasu. Bartek po setnym ataku
z lewego skrzydła wygiął usta w grymasie. Poruszył nadwyrężoną już kostką,
zwracając na siebie uwagę trenera. Ten szybko wykonał zmianę byleby nie
wytrącić nas z rytmu. Na początku było ciężko rozbudzić wyjętego z zamrażarki
Kubiaka. Jednak poradził sobie w szybkim tempie i po kilku minutach strzelał
jak z karabinu. Gładkie 3:0 i ogłuszający krzyk. Ostatnia piłka uderzyła o blok
Serbów i z impetem wypadła na aut. Wnętrzności wykonały tysiąc fikołków zanim
cała nasza drużyna zbiegła się do siebie. Gardłowy okrzyk, wrzawa na trybunach
i śmiech. Ogarniająca nas euforia, serce podjeżdżające do gardła. Te wszystkie
czynniki i emocje składały się na jedno słowo:
zwycięstwo. Dopiero po dziesięciu minutach zbiegliśmy z boiska w
szampańskich humorach. A w szatni? W szatni było jeszcze głośniej. Krzysiek z
Kubą pierwsi dobrali się do butelek szampana i wylali na nas ich większą część.
Połowa jednak wlała się do ich gardeł. To wszystko było nie do opisania. Z
niecierpliwością czekaliśmy na decydujący mecz i dekorację. To wszystko było
magiczne. Ten moment, gdy brązowe krążki zawisły na naszych szyjach, gdy
nagrodę MVP otrzymał Kuba, gdy świętowaliśmy kolejny raz. Ze zdartymi gardłami
weszliśmy do autokaru. Kierowca musiał trzymać nerwy na wodzy, bo nie było
wcale ciszej niż na hali. Zwycięskie okrzyki rozbrzmiewały w naszych uszach.
Nie wiem jakim cudem udało mi się wybrać numer Amandy, nie wiem jakim cudem
usłyszałem jej głos, gdy całym autokarem rządziły głośne rozmowy i śmiech.
Zaśmiałem się, gdy usłyszałem jej rozemocjonowany głos. Uważnie wsłuchiwała się
w to, co akurat działo się w pojeździe.
- Jestem z was tak cholernie dumna! Gratuluję wam!
Już miałem coś odpowiedzieć, gdy Jarosz wyrwał mi telefon z
dłoni i sam wdał się w pogawędkę z Amandą. Śmiał się co chwila, mówiąc coraz
głośniej i głośniej. Patrzyłem jak uśmiecha się do słuchawki i tłumaczy jej coś
zawzięcie. W końcu nerwy wzięły górę i odebrałem mu moja własność. Amanda
zamilkła w pół słowa i odezwała się dopiero wtedy, gdy mruknąłem do niej
porozumiewawczo.
- Zobaczymy się w Gdańsku, tak?! – zapytała podniesionym
głosem.
- Tak. Postaram się być tam jak najszybciej – wyjaśniłem,
kopiąc w piszczel pokrakującego się obok Kubę. – Co nagadał Ci Jarski?
Dziewczyna zaśmiała się głośno. Ustabilizowała oddech i
kolejny raz parsknęła śmiechem.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała prowokująco.
Mruknąłem coś w stylu, że tak. – Opowiadał jak to ciężko jest być z Tobą w
pokoju, jak to mamroczesz w nocy podczas snu, jak śpiewasz pod prysznicem, że
masz nasze zdjęcie na tapecie telefonu i laptopa, że często opowiadasz głup…
Grzesiek?
Jej zaniepokojony głos przerwał moje próby usunięcia
wścibskiej twarzy atakującego z fotela obok. Wyprostowałem się gwałtownie,
przywołując rudego do porządku. Prychnął coś niezrozumiałego i wrócił na swoje
miejsce.
- Coś się stało? – zapytałem, próbując przekrzyczeć wrzawę,
która pojawiła się praktycznie znikąd. I znów zobaczyłem wyszczerzonego
Jarosza, który podsycał krzyk drużyny. – Amanda, zadzwonię za godzinę, dobrze?
Mruknęła coś cicho i rozłączyła się szybko. Wrzuciłem
telefon do kieszeni plecaka i uderzyłem rudzielca otwartą dłonią w plecy.
Syknął głośno i odwrócił się gwałtownie w moją stronę.
- Witaj, synu! – wyszczerzyłem się, wbijając mu łokieć w bok
– Oto nadszedł czas na zemstę.
- Co? – krzyknął mi prosto do ucha, za co miałem ochotę mu
przyłożyć. Powstrzymałem jednak swoje emocje na wodzy i strzeliłem go w
potylicę.
- Pierdolcu, nie dałeś mi porozmawiać z Amandą! Co jej
naopowiadałeś?!
- To była Amanda? Kurwa, myślałem, że rozmawiałeś z mamusią
– zaśmiał się głośno, opadając na fotel. Przewróciłem z dezaprobatą oczami i
wróciłem na miejsce, wcześniej rzucając bluzą w atakującego.
- Śpisz dzisiaj na podłodze, idioto!
Jakimś cudem dotarliśmy do swoich pokoi. Jarosz zniknął w
łazience, a ja siedziałem na łóżku. Na korytarzu chłopaki przenosili stoliki,
by urządzić sobie małą popijawę. Chcieli uczcić wygraną i przegraną z kretesem
walkę Serbów. Znów wybrałem numer brunetki. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Obiecałem, więc jestem – mruknąłem i zaśmiałem się,
słysząc jej głośne westchnienie.
- Spróbowałbyś nie! – zastrzegła – Tak się cieszę, że
wygraliście. Musiałyśmy obudzić połowę bloku tym naszym krzykiem i Kostka przy
okazji. Okazało się, że chory Włoch jest jeszcze gorszy od niezadowolonego
Polaka. Musimy obchodzić się z nim jak z jajkiem.
- Z chęcią bym Cię zabrał z tej gdańskiej klitki – zaśmiałem
się kolejny raz. – Za tydzień już będę.
- Wiem, Grzesiek, wiem – odetchnęła jakby z ulgą. Usłyszałem
też jak zamyka za sobą drzwi i siada na łóżku.
- A Kuba co… - zacząłem, ale szybko odczytałaś moje zamiary.
- Kuba opowiadał głupoty, z resztą tak jak zawsze. Mówił mi
o Tobie… – zatrzymała się i zaśmiała cicho – Miałam wrażenie jakby rozmawiał z
matką.
- Bo myślał, że rozmawia. Przepraszam Cię za niego. Niestety
nie wykryli u niego nadpobudliwości.
- Nie szkodzi. A Bartek jak się czuje? Eliza zaczęła
lamentować, że zdejmują z boiska miłość jej życia.
- To tylko nadwyrężenie. Kilka dni i wszystko minie –
odparłem, rozkładając się wygodnie na łóżku.
- Jak to wygląda? – zapytała cicho – To, gdy staje się na
podium z medalem na szyi? Gdy kibice cieszą się ze zwycięstwa? Gdy jest tak
głośno?
- Jest wspaniale – wyszeptałem, bawiąc się rogiem poduszki –
Ama? Obiecuję Ci, że za rok pojedziemy na mecz razem i ja nadal będę grał w
drużynie. I kolejny krążek, tym razem złoty, będzie dla Ciebie, dobrze? Oddam
Ci go.
- Co? – zaśmiała się nerwowo – Nie przesadzaj. Grzesiek, za
dużo wypiłeś? Zachorowałeś?
- Obiecuję, słyszysz? – przełknąłem ślinę, czekając na jej
reakcję.
- Muszę już kończyć, idź świętować – oznajmiła wesoło – Do
zobaczenia za tydzień. Wiesz, że jesteś wariatem.
- Tylko wariaci są coś warci, śpij słodko Ama.
Rozłączyłem się szybko i położyłem telefon na szafce obok
łóżka. Zza rogu wyjrzał Kuba i roześmiał się głośno.
- Ale ty jesteś idiotą, Łomacz – pokręcił głową z
dezaprobatą – Zamiast jej powiedzieć, że zabierasz ją na tydzień na Malediwy ,
to obiecujesz jej medal. Powiedziałbyś jej, że umrzesz z tęsknoty albo czegoś
podobnego.
- Trzymaj się swojego nosa i Agnieszki – syknąłem, wstając z
łóżka.
- Aga ma się dobrze – zmierzwił rude włosy palcami – Chodź,
idziemy świętować.
W końcu wróciliśmy do Polski. Skończyliśmy sezon z brązowymi
medalami na szyi. Nikt nie mógł nam też zabronić nocnego świętowania w pokoju
Krzyśka. Anastasi przychodził do nas co jakieś dwie godziny i próbował uciszyć.
Wbrew pozorom sam chętnie by się do nas przyłączył, ale funkcja trenera mu na
to nie pozwalała. Co innego statystycy i fizjoterapeuci. Po kilku głębszych
stwierdzili, że muszą wracać. Nikt więcej nie pukał, nie dobijał się do drzwi.
Sami w czterech kątach świętowaliśmy to zwycięstwo. Głośna muzyka, śmiechy i
krzyki. A rano było tylko gorzej. Jakimś cudem znaleźliśmy się z Kubą w swoim
pokoju. Głowa ciążyła nam niemiłosiernie, więc czekaliśmy tylko na moment, gdy
znów znajdziemy się w Polsce. Pierwszy dorwałem się do butelki wody, lawirując
między pobojowiskiem urządzonym dzisiejszej nocy. Ochota na jakiekolwiek
jedzenie przeszła nam tak szybko jak i przyszła. Spakowaliśmy tylko swoje
rzeczy i wyrzuciliśmy wszystko na korytarz tak jak reszta chłopaków.
Dzisiejszego dnia naszym znakiem rozpoznawczym były podkrążone i zaspane oczy,
rozwichrzone włosy i brak chęci do czegokolwiek. Głównym celem było
doprowadzenie się do porządku zanim staniemy na warszawskim lotnisku. A podróży
nawet nie pamiętam. Wymieniłem parę uwag z Kubą i Kosą, po czym próbowałem
zasnąć. Jednak próbowałem. I tylko próbowałem, bo Jarosz wiercił się w swoim
fotelu i co chwila trącał mnie ramieniem. Za to Grzesiek przed nami, co chwila
się odwracał i opowiadał rudzielcowi sprośne żarty, z których nabijali się
przez kolejne dziesięć minut.
- Z czego się nabijacie? – zapytałem zdenerwowany, gdy po
raz kolejny podało moje imię.
- Zastanawiamy się tylko, co jest między Tobą a Amcią –
odparł atakujący, wzruszając ramionami.
- Nie wiem dlaczego tak bardzo to was interesuje –
warknąłem, ignorując podpuszczający wzrok Kosy – Nie macie nic do roboty?
- Nie – zaśmiał się środkowy – Grzegorzu, powiedz nam, kim
jest dla Ciebie Amanda L. ?
- Grzegorzu, co czujesz, gdy Amanda L. jest obok Ciebie? –
swoje trzy grosze dołożył rudzielec. Rozejrzałem się po samolocie. Większość
chłopaków pogrążona była we śnie. Tylko Nowakowski przysłuchiwał się naszej
rozmowie. Co chwila pocierał oczy i ziewał. Można było łatwo zgadnąć, że
Grzesiek obudził go swoim śmiechem, drażniącym bębenki.
- Muszę odpowiadać na wasze idiotyczne pytania? – zapytałem,
wsuwając ręce pod głowę. Obaj spojrzeli po sobie po czym szybko kiwnęli
głowami. Wyszczerzyli się szeroko, gdy po chwili zastanowienia otworzyłem usta
– Idźcie zawracać dupę komuś innemu. Chcę spać, a nie słuchać głupot.
- Zobaczymy jak pojedziesz do Gdańska. I wtedy Ci powiem: a
nie mówiłem? – zaśmiał się rudzielec i wrócił do krótkiej pogawędki z
środkowym. Pokręciłem głową z dezaprobatą i przymknąłem powieki. Ich durne
pytania siedziały mi w głowie, oczekując odpowiedzi. No, bo kim jest dla mnie
Ama? Kimś bardzo ważnym. Jest jak powietrze. I teraz, gdy nie widziałem jej
przez cały miesiąc, mam uczucie, że się duszę. Jest kimś znacznie ważniejszym
od przyjaciela. Jednak ona nie chciała nic więcej i powoli zaczynałem się do
tego przyzwyczajać. Oswajać się z myślą, że nigdy nie będzie tak jakbym chciał.
Traktowała mnie jako kolegę. Cały czas dusiłem to uczucie gdzieś z tyłu głowy i
wypłynęło ono dopiero teraz, wlewając gorycz po same brzegi serca. Odetchnąłem
głęboko i odrzuciłem to wszystko na drugi plan, bo kolejne pytanie przebiło się
przez stertę innych. Co czuję kiedy jest obok? Kiedy czarująco się uśmiecha i
zabawnie mruży błękitne oczy? Mam wrażenie, że świat się zatrzymał. Serce
podchodzi mi do gardła, gdy co jakiś czas powtarza moje imię, zadając pytania i
odpowiadając na moje. Ale dorosły człowiek tak nie postępuje. Nie ukrywa swoich
uczuć. Wręcz przeciwnie. Stara się je wywlec na wierzch i pokazać drugiej
osobie, to wszystko, co powinna wiedzieć. Więc powinienem nazwać się
gówniarzem, bo nie mam aż tyle odwagi, silnej woli, by powiedzieć jej to
wszystko.
Z rozmyślań wyrwał mnie piskliwy głos stewardessy.
Wylądowaliśmy. Teraz trzeba zderzyć się z rzeczywistością i setką kibiców na
Okęciu. Powolnym krokiem wyszliśmy z samolotu. Kilka minut przeprawy i
znaleźliśmy się w centrum budynku. Kamery naskoczyły na nas ze wszystkich
stron, jednak cierpliwie odpowiadaliśmy na pytania kibiców i dziennikarzy. Gdy
weszliśmy do autokaru poczułem się prawie jak ptak. Wyrwaliśmy się ze szponów
prasy, telewizji i jazgotu. Wróciliśmy do Spały. Dwa dni pobytu w ośrodku po
czym wszystkie troski idą do lamusa i jedziemy na wakacje. Kuba wynalazł nam
jakieś rajskie wyspy i właśnie tam będziemy wegetować przez cały tydzień.
|Lea|
Przechadzałam się właśnie korytarzem, gdy cała drużyna wtoczyła
się do ośrodka. Na czele oczywiście z wszędobylskim Kubiakiem. Spojrzał na mnie
błagalnie i wszedł do windy. Nie spuszczał ze mnie wzroku, dopóki metalowe
wrota nie zamknęły się przed jego twarzą. Westchnęłam głęboko i wyszłam z
budynku. Czarne włosy przysłaniały mi świat, gdy opadły na czoło. Odgarnęłam je
niezdarnym ruchem ręki. Zerknęłam w stronę lasu, po czym szybko w nim
zniknęłam. Nie zdawałam sobie sprawy, że cały czas ktoś za mną idzie. Torowałam
sobie drogę między drzewami i krzakami. Naprawdę nie wiedziałam, po co tutaj
przyszłam. Może chciałam przemyśleć wszystkie sprawy. Przez praktycznie dwa
tygodnie siedziałam sama w ośrodku, więc miałam dużo czasu, by wymyślić sobie
nowe problemy. Zwiedziłam wszystkie kąty, oczywiście nie pomijając miejsca,
gdzie zaprowadził mnie Michał. Śmiałam się z własnej głupoty. Monika. Na co ja
mogłam liczyć? Przez tyle wolnego czasu rozważałam również powrót do Stanów.
Wiedziałam, że zranię tym Amandę i rodziców. Nie pomijając tego, że zerwę umowę
z firmą za co przyjdzie mi zapłacić. Resztą nie przejmowałam się zupełnie.
Podświadomie już dawno chciałam wrócić do dawnego życia w przytulnym
nowojorskim mieszkanku. Chciałam przejmować się tylko tym jak wypadły zdjęcia
na sesji, czy mam w co się ubrać na następny pokaz lub galę. Westchnęłam
głęboko i przysiadłam na maleńkim pieńku. Nawet nie spodziewałam się, że powrót
do Polski przysporzy mi tyle problemów. Serce podjechało mi do gardła, gdy
usłyszałam szelest tuż za sobą. Odwróciłam się gwałtownie.
- Michał! – fuknęłam na niego przerażona. Serce łomotało mi
w piersi. Wzięłam parę głębokich oddechów, które powinny załatwić sprawę.
Jednak było tylko gorzej.
- Chciałem pogadać… - zaczął niepewnie.
- Nie mamy o czym – zaśmiałam się szorstko. Skąd we mnie
tyle złości? Wstałam tak szybko jak usiadłam i otrzepała spodnie. Kubiak
próbował złapać mnie za łokieć, ale zwinnie się wywinęłam.
- Lea, proszę…
Prychnęłam jeszcze bardziej pogarszając jego sytuację. A
właściwie to moją też. Już wiem jak czuje się połowa kobiet na tym świecie, gdy
zakochają się dupku. Szłam naprzód ani razu nie oglądając się za siebie. Plułam
sobie w brodę za swoją lekkomyślność i naiwność. Że tez ja wierzyłam w coś tak
irracjonalnego. Odszukałam klucza w kieszeni i wsunęłam go do zamka. Weszłam do
pokoju, jednak nie dała rady zamknąć drzwi, bo stopa Kubiaka utknęła w progu.
- Michał, nie mam ochoty z Tobą rozmawiać! Możesz stąd iść?
– warknęłam, uchylając drzwi. Szatyn szybkim ruchem znalazł się w środku i
wszedł w głąb pokoju. Z zabójczym wzrokiem podreptałam za nim. Chodził przy
łóżku w te i wewte, drapiąc się po karku. W końcu podniósł na mnie błagalny
wzrok.
- Lea, posłuchaj mnie. Ta sytuacja na balkonie… - zaczął,
ale szybko mu przerwałam.
- Nie interesuje mnie to – ucięłam szybko – Nie wiem na co
liczyłam, tym bardziej na co ty liczyłeś. Bo gdyby wtedy nie zadzwoniła twoja
ukochana pozwoliłbyś sobie na więcej, prawda?
Milczał. Wpatrywał się tempo w moją twarz, dokładnie
analizując każde słowo wypowiedziane z kryjącą się wewnątrz mnie złością. Parsknęłam
śmiechem i założyłam ręce na piersi.
- Odpowiedz – rozkazałam. Nadal nie usłyszałam choćby
jednego słowa. – Jesteś tchórzem, Michał. Nie chcesz się przyznać do błędu. Bo
według Ciebie łatwiej jest udawać wiernego chłopczyka, a po drodze rozkochać w
sobie dziesiątki panienek i wykorzystać je w tak okropny sposób. Myślałam, że
jesteś inny…
- Bo jestem inny – mruknął, zbliżając się do mnie powoli – Z
Moniką nam się ostatnio nie układa. Kryzys albo Bóg wie co. Nie wiem czy
potrafię to ratować. – podniósł dłoń i odgarnął kosmyki włosów z mojego czoła –
Chwila słabości zdarza się każdemu.
- Wyjdź stąd! – rozkazałam trzęsącym się głosem – Wyjdź i
nigdy więcej się nie pojawiaj.
- Tak zrobię – odparł, po czym bez wahania naparł na moje
wargi. Złapał za nadgarstki, które miały ochotę zadać mu chwilowy ból. W
momencie kiedy nakierował dłonie na jego ramiona, moje myślenie się wyłączyło. Moja
silna wola opadła. Skapitulowała w walce z sercem i wywiesiła białą flagę.
Przez jego kojący dotyk i delikatne ruchy przestałam zdawać sobie sprawę z
konsekwencji tego wszystkiego. Straciłam świadomość zupełnie, gdy sunął ustami
po mojej szyi, jednocześnie nurkując dłońmi pod moją koszulką. Wyznaczał własną
drogę po moich plecach, nieuchronnie zbliżając się do zapięcia stanika. Pewnie
pozwoliłabym mu na więcej, gdyby nie nagły rumor na korytarzu. Wzdrygnęłam się,
po czym szybko odsunęłam go od siebie. Zerkał na mnie zdziwiony. Zawiodłam
siebie kolejny raz. Odwróciłam wzrok i
roztrzęsionym głosem wyszeptałam:
- Wyjdź stąd, Michał.
Próbował zwrócić na siebie moją uwagę, ale pozostałam
niewzruszona. Westchnął głęboko i szybko opuścił pokój. Zamknęłam się na klucz
po czym opadłam na łóżko i zalałam się łzami. Wystarczyła tylko chwila bym
straciła panowanie nad swoim umysłem, co on skrzętnie wykorzystał. Teraz
wystarczy tylko chwila na spakowanie się i opuszczenie Spały. Najrozsądniejszym
wyjściem będzie powrót do Stanów, do mieszkania w Nowym Jorku. I tak też
zrobię.
___________________________________________
Chcecie mnie zabić? Bardzo proszę. Patrzę na datę ostatnio dodanego rozdziału i śmieje się sama z siebie, bo było to jeszcze przed moim pierwszym meczem. A dzisiaj jest już prawie koniec sierpnia. Proszę mi wybaczyć. Wena postanowiła sobie zrobić urlop, bo strasznie ją wykorzystywałam (niekoniecznie tylko do tej historii) A przy okazji zdążyłam złapać milion pięćset sto dziewięćset dołów, nawet nie pytajcie po co i dlaczego, bo to takie moje malutkie, narastające problemiki. Szykowałam się skończyć ten rozdział już tydzień temu, ale nie mogłam przez to przebrnąć. Wreszcie się udało. Nie jest to najwyższych lotów, niestety.
Mam JEDNO, WIELKIE pytanie. Czy bilety na Memoriał będą dostępne w kasie, gdy zacznie się turniej? To pytanie żyć mi nie daje i bardzo, ale to bardzo potrzebuję choć namiastki odpowiedzi, bo nie idzie żyć po prostu. A niektórzy bawią się Zlocie, na którym też nie mogłam być -.- Albo na otwartym treningu Soviaków. Tak wam niektórym zazdroszczę, że ajajajaj. :3 No to korzystajcie z tych ostatnich dni (przepraszam). I do następnego.
Wszystkie błędy proszę mi wybaczyć. Ostatnio mało jestem spostrzegawcza.
Intryguje mnie watek Grzeska i Amandy. Czuje ze w tym Gdansku cos sie wydarzy. I normalnie kocham ich. <3 A no tak. Faceci to rzeczywiscie szuje. Ale ja tez mam nadzieje, ze trafie na kogos lepszego, chociaz zastanawiam sie czy nie chcialabym wejsc drugi raz do tej samej rzeki ...
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie watek Grzeska i Amandy. Czuje ze w tym Gdansku cos sie wydarzy. I normalnie kocham ich. <3 A no tak. Faceci to rzeczywiscie szuje. Ale ja tez mam nadzieje, ze trafie na kogos lepszego, chociaz zastanawiam sie czy nie chcialabym wejsc drugi raz do tej samej rzeki ...
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała żeby pomiędzy Amanda a Grześkiem coś się wydarzyło... Żeby Łomacz zabrał sprawy w swoje ręce i coś zrobił ;)
OdpowiedzUsuńAjć z Leą i Michałem się porobiło ale mam nadzieję że wszystko wróci do normy :P
Pozdrawiam i czekam na kolejny :D
Szkoda mi Michała. Musi się bardziej postarać, aby Lea mu wybaczyła. ;)
OdpowiedzUsuńMnie też najbardziej intryguje wątek Amandy i Grzegorza. Już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów! :D
Pozdrawiam. :)
Wszystkich najbardziej intryguje wątek Amandy i Grześka.. mnie również :) Mam nadzieje, że w tym Gdańsku coś się wydarzy, że Grzegorz weźmie sprawy w swoje ręce ;) Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńprzy okazji zapraszam do siebie, na rozdział dziesiąty: http://out-of-sight-out-of-miind.blogspot.com/ :)
Zapraszam do mnie :) http://lovebyskijumpers.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWidzę, że nie jestem jedyną, która zakochała się w wątku Grześka i Amandy :) Też niecierpliwie czekam na Gdańsk, bo może coś się wydarzy :) Bynajmniej mam taką nadzieję. :D Tymczasem jak masz ochotę to zapraszam na nowy rozdział na http://feralna-dziewczyna.blogspot.com/ Buziaki ;*
OdpowiedzUsuń*Przepraszam od razu, że nie skomentowałam wcześniej, ale czytałam na telefonie a potem nie miałam możliwości wejść na kompa :C
OdpowiedzUsuńA ja Ci powiem, że mnie najbardziej intryguje wątek Lei i Kubiaka. A co, będę sobie oryginalna! Chociaż jestem ciekawa, czy Grzesiu i Ama nadal będą się bawić w kotka i myszkę, bo to już jest przegięcie, ja w przedszkolu czułam się pewniejsza w uczuciach, niż oni teraz. A wracając do tej Lei- co ty chcesz zrobić? Przecież ona nie może uciec do Nowego Jorku! Jest w Spale, ma siostrę, ma przyjaciół i przez jakiegoś tam Kubiaka ma z tego wszystkiego zrezygnować? A może on za nią pojedzie? Chyba, że pozna kogoś nowego... Też bez sensu. A jeszcze jedno- co powiesz na rozwinięcie wątku Elizy i Bartka? To by było fajne :D
i jakbyś chciała to w wpadaj do mnie na 19stkę :)
Buziaki :*
Ruda mapla? Oszalas. Masz oryginalna urode. Naturalna. A ja i tak twierdze, ze jestem brzydka i nie lubie siebie. Kurcze! Ale fajnie, ze jestes na instagramie ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam na pierwszy rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://na-przekor-innym.blogspot.com/2013/09/rozdzia-1.html
ściskam :))
przepraszam za spam :*
Uwielbiam Twojego bloga! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Grzesiek znajdzie w sobie odwagę i w końcu powie Amandzie co czuje lub ona to zrobi, bo nie mogę się już tego doczekać. Czekam również na jakąś akcję z Bartkiem i Elizą, bo po ich pocałunku przed wyjazdem do Gdańska czuję niedosyt :)
Mam nadzieję, że Lea nie ucieknie od problemów do Stanów, i że wyjaśni się sytuacja między nią, a Dzikiem...
Kurde... Chyba jestem już uzależniona.Takk, Twój blog jest moim ulubionym narkotykiem...
Życzę weny, weny, weny i jeszcze raz weny, co by rozdziały pojawiły się szybciutko i były tak wspaniałe, jak dotychczas!
Nadrobiłam i tak mi się to podoba *__* ahhh Łukaszek i ten jego brzuch :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na Perwersyjnie - #6 na blogu http://zbyt-perwersyjnie.blogspot.com/. Życzę miłego czytania, pozdrawiam Kajdi. :*
Zapraszam na długo oczekiwaną nowość: http://ostatecznie.blogspot.com. Jeżeli jesteś zainteresowana, to życzę miłej lektury. Pozdrawiam, Kajdi :*
UsuńJeżeli jesteś zainteresowana, to chciałam Cię zaprosić na jeden z nowych projektów http://bezwarunkowe.blogspot.com/.
UsuńPozdrawiam, Kajdi :*
Czy to dziwne jeśli przez 5 minut wpatrywałam się w brzuch Ziomusia. ?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję cichą, lub i nie, żę Grzenio wyjawi prawdę o swoich uczuciach, o swojej miłości do dziewczyny. Amanda nie będzie dłużna. No i czekam na Bartka i Elizkę. Bo oni to jednak fajni są.
Zapraszam na nowy 4 rozdział o Jastrzębskim przyjmującym. W skrócie Michał dowiaduje się o przeszłości dziewczyny.Zostaje zmieszany z błotem przez przyjaciółkę dziewczyny, która w dziwnych okolicznościach trafia do szpitala. http://ciszamoimswiatem.blogspot.com
Pozdrawiam Annie
Hej, zapraszam serdecznie na 20stkę :)
OdpowiedzUsuńhttp://un-poco-de-amor.blogspot.com
Czemu ja przez 10 minut podziwiałam te gify z Ziomkiem a zwłaszcza jego umięśniony brzuch?? Kurdę kibicuję Grześkowi, bo to jest mój ulubieniec (poza jednym Kubańskim siatkarzem ale go akurat nie ma w twoim opowiadaniu.) Więc liczę, że się przełamie i wyjawi swoje uczucia;D
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i zapraszam do mnie na
volleyball-lost-dreams.blogspot.com
Zapraszam na krzyśkową piątkę - http://bezwarunkowe.blogspot.com/. Życzę miłej lektury i zachęcam do wyrażenia swojej opinii. Pozdrawiam, Kajdi :*
OdpowiedzUsuńHej, zapraszam na http://un-poco-de-amor.blogspot.com na 21 rozdział :D:D:D:D::D:D A ty piszesz coś w ogóle, czy się opierdzielasz leniu?!
OdpowiedzUsuńMisiek, Piter, Zibi, Paul i "Matt za piękny na ten świat" zaprasza na niedawno powstały blog : http://nowonlyliveforyou.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńZaręczyny jak z filmu akcji, przeprosiny o której marzy każda z Nas, wielka zgrana paczka przyjaciół, prawdziwa miłość, ale także ta nieszczęśliwa - to wszystko co można tu znaleźć.
Teraz chcę wprowadzić jeszcze jakiegoś bohatera, może masz jakiś pomysł, kto by to mógł być ? Czekam na Twoją propozycję ! Zapraszam Cię jeszcze raz bardzo serdecznie ! :)
PS.. Bardzo przepraszam za spam, ale nie widzę zakładki :)
http://siatkarski-chaos-kontrolowany.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział, pozdrawiam redhead :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejną krzyśkową odsłone: http://bezwarunkowe.blogspot.com/ i malutki prezencik na http://brak-ciebie.blogspot.com/. Pozdrawiam, Kajdi :*
OdpowiedzUsuń