piątek, 30 sierpnia 2013

#Dwadzieścia




Wszyscy zestarzeliśmy się o równy miesiąc. Do nowego roku akademickiego zostały niecałe dwa tygodnie. Zwarci i gotowi wegetowaliśmy w nowym, gdańskim mieszkaniu wśród wypchanych po brzegi kartonów i ciężkich walizek. Najmniej przejmował się jednak Kostek. Leżał na całej długości kanapy i z obojętną miną wpatrywał się w szklany ekran telewizora. Eliza próbowała się uporać z wrednym zamkiem ogromnego barku, ale licho jej to wychodziło. Westchnęłam głośno marząc o tym, aby znów znaleźć się w moim warszawskim mieszkaniu, gdzie zmieściłoby się trzech takich Kostków, cztery Elizy i niestety jeden Łomacz, bo właśnie on robił więcej rabanu niż to warto. Ostatnimi czasy rozmawialiśmy rzadziej, bo chłopaki przygotowywali się do Mistrzostw Europy. Połowa była już za nimi. Wszyscy liczyli jednak na miejsce na podium i dawali z siebie więcej niż sto procent. Jego nowy klub już rozpoczął przygotowania i szykował się do rozpoczęcia sezonu. Grzesiek próbował namówić mnie na zakup karnetu albo innego dobra, bym mogła być razem z nimi na każdym możliwych mecze. O nie, co to, to nie. Jestem prawie pewna, że tym razem nie będę miała czasu zrobić sobie nawet kawy i skonsumować ją wraz z ciastkami.
- Jest, udało się! – padł dziki okrzyk z ust Elizy, która wymachiwała kluczykiem na lewo i prawy. Wykonała szybki taniec radości po czym z głośnym westchnieniem usiadła na taborecie.
- Ej no! Zasłaniasz mi! – wreszcie Kostek wydał z siebie głos. Podniósł głowę do góry i zmroził Kołodziejczyk lodowatym spojrzeniem.
- Spadaj, usiądź sobie gdzie indziej – fuknęła w odpowiedzi i splotła ręce na piersiach. Brunet wydał z siebie parę niecenzuralnych, włoskich słów i rzucił pilot na fotel obok. Bez słowa wstał z kanapy i opuścił malutki salonik.
- Zachowujecie się jak dzieci – zauważyłam, oglądając wnętrzności barka i reszty szuflad. Pustki, których nie ma czym zapchać. – Jeśli tak ma wyglądać nasze pomieszkiwanie tutaj, to chyba przeniosę się do Olka.
To były tylko puste słowa, bo nie byłabym ich zostawić na pastwę losu, samych sobie. I oboje nie zważali na próby załagodzenia ich słownych potyczek. Bo kłócili się praktycznie codziennie. Widocznie mieszkanie razem im nie służyło. Chowałam się w pokoju za każdym razem, gdy z któregokolwiek pomieszczenia dochodziły podniesione głosy. Tak było praktycznie codziennie. Opanowali się dopiero wtedy, gdy zdesperowana ostrzegłam ich, że wyprowadzę się do brata jeśli dalej tak będzie. Przynajmniej zamilkli na tydzień, wysyłając sobie mordercze spojrzenia. Atmosfera wcale nie była taka jak mi się wydawało. Miałam nadzieję, że skończy się to z czasem, gdy zaczniemy chodzić na uczelnię. I skończyło się. Po zajęciach obładowani książkami wracaliśmy do mieszkania i kryliśmy się w swoich pokojach, ucząc się do późnej nocy. Sąsiedzi mieli z nami niezłe utrapienie, bo całymi dniami słychać było tylko przebijające się przez ściany dźwięki muzyki. Kostek słuchał jakiś włoskich wyjców, Eliza z kubkiem herbaty wsłuchiwała się w spokojne rytmy, a ja puszczałam rock praktycznie na cały regulator. Tak wyglądały nasze wieczory. Rano zazwyczaj się kłóciliśmy o to, kto pierwszy zajmie łazienkę. Jedliśmy w milczeniu, a potem na łeb na szyję lecieliśmy na wykłady. Z czasem wszystko się ustabilizowało. Trefl przygotowywał się już ostro do sezonu, który miał się rozpocząć za niecałe trzy tygodnie. Eliza z Kostkiem zakopali topór wojenny. Co jakiś czas dzwoniła Lea i opowiadała, co działo się w Spale, jak mają się chłopcy, jak idą sesje zdjęciowe. Każdy dzień kończył się wspólną herbatą z Elizą i Kostkiem. Zazwyczaj oglądaliśmy jakieś durne seriale, czasami mecze albo filmy. Pod koniec września udało mi się ich namówić na malutki seans sportowy. Eliza z uśmiechem chwyciła za pilot i włączyła odpowiedni kanał. Natomiast Kostek siedział po turecku w narożniku kanapy i z niewyraźną miną patrzył w ekran.
- Chory jesteś czy co? – zapytała rudowłosa, szturchając go lekko w ramię. Brunet prychnął i zmierzwił ręką włosy. Eliza zaśmiała się pod nosem i podsunęła mu pod nos paczkę chipsów. Zabrał kilka i wepchnął je do ust.
- A co będziemy w ogóle oglądać? – wydukał, podciągając rękawy bluzy.
- Naszych chłopców w boju – Kołodziejczyk poruszyła zabawnie brwiami i rozsiadła się wygodniej na szerokiej kanapie. Ja skuliłam się w ogromnym fotelu i okryłam czerwonym kocem. Spojrzałam kątem oka na Kostka. Siedział blady jak ściana, kurczowo trzymając sznurków bluzy.
- Kostek, co jest? – poderwałam się gwałtownie do góry, kucając zaraz przed nim. Pokręcił przecząco głową na znak, że wszystko w porządku. A wcale tak nie było. Delikatnie przyłożyłam mu dłoń do czoła. – Jesteś chory głupku!
Eliza podniosła głowę z poduszki i zerknęła na Włocha. Mecz już się zaczął, a my latałyśmy wokół Giacalone jak idiotki. Brunet kazał nam siadać i patrzeć w ekran, ale skutecznie go uciszyłyśmy. Zrobiłyśmy mu gorącej herbaty i praktycznie siłą zaciągnęłyśmy do łóżka. Usiadłyśmy razem z nim.
- Życie z babami jest okropne, nie? – zagaiłam, wyglądając lekko przez okno. Na zewnątrz było totalnie ciemno. Jedynym źródłem światła były lampy uliczne, które ku naszemu nieszczęściu, świeciły prosto w nasze okna.
- Nie, jesteście naprawdę świetnymi dziewczynami – odparł, odstawiając kubek na stolik – Tak właściwie to tylko wy zaakceptowałyście mnie w Warszawie.
- To samo mogę powiedzieć i ja – rudowłosa wzruszyła ramionami, wpatrując się tempo w obrazek na zielonej ścianie – Rodzice są, a tak jakby ich nie było. Antka nie ma. Zostałam sama. Gdyby nie wy, to naprawdę nie wiem, co byłoby dalej.
- Przestańcie, zaraz się rozpłaczę – pociągnęłam nosem, chowając twarz w rękawie swetra. Poczułam jak Eliza obejmuje mnie czule ramieniem, przepychając się przy okazji z Kostkiem. Po chwili i jego ręce objęły mnie mocno i przygarnęły do siebie. Brunet głaskał mnie po głowie, podczas gdy ja wylewałam żale w jego bluzę.
- Zarazisz się – mruknął cicho, poklepując mnie po plecach. Westchnęłam głęboko i usiadłam wyprostowana na łóżku. Otarłam policzki i zaśmiałam się cicho, widząc ich przerażone miny.
- Już wszystko dobrze – wydukałam, wstając na nogi. Kostek przeciągnął się szeroko i opadł na wypchaną poduszkę. Podstawiłyśmy mu pod nos wszystkie leki, witaminy i kubek herbaty z miodem.
- Miłego seansu! – zawołał za nami, nim zamknęłyśmy drzwi do jego pokoju. Przeszłyśmy szybko do salonu i usiadłyśmy na kanapie. Mecz trwał w najlepsze. Szkoda tylko, że chłopaki już przegrywali. Obgryzałyśmy paznokcie z nerwów. Po pierwszym przegranym secie Eliza wystrzeliła do góry i przebiegła truchtem do kuchni. Pojawiła się niecałe dwie minuty później z salaterką orzechów, czekolady i pistacji.
- Skąd Ty to wytrzasnęłaś?
- Jestem cudotwórcą, co ty się w ogóle dziwisz – prychnęła ze śmiechem i usadowiła swój szanowny tyłek zaraz obok mnie. Przez kolejne dwa sety siedziałyśmy jak na szpilkach. Chłopaki dali radę i choć chwilowo wyratowali się na 2:1 w setach dla nich oczywiście. W czwartym było troszkę gorzej. Włosi prowadzili na drugiej przerwie technicznej, a na boisko został wprowadzony Grzesiek. Eliza szturchnęła mnie w ramię, a ja jeszcze mocniej zaciskałam kciuki. Udało im się poprawić swoją sytuację, ale Eliza już zapowiedziała im trudny tie-brak. Modliłam się o to, aby tak się nie stało. Widziałam zmęczenie na ich twarzach, szczególnie na twarzyczce Jarskiego, który z niemałym trudem zbierał się do kolejnego wyskoku czy bloku. Anastasi poprosił o czas. Chłopaki pędem rzucili się na butelki wody i wypili je jednym haustem. Parę głębokich oddechów, motywujące słowa trenera i znów ruszyli do boju. Półfinały Mistrzostw Europy nie były byle czym. Chłopaki stresowali się byle czym, ale jeszcze gorzej przejmowała się Eliza. Z całych sił próbowała nie posłać wiązanek, gdy Włochom udało się ustrzelić, któregoś z naszych przyjmujących czy też ich blokować. Grzesiek nie był w stanie zrobić niż, a nic. Trafnie odczytywali jego grę, a sam Łomacz klął na lewo i prawo, wyrzucając z siebie wszystkie nerwy. I tak na nic się to nie zdało. Savani poprowadził swoich do tie-breaka z czego cieszyli się niezmiernie. W czasie ostatniego, piątego seta wbijałam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Jednak ten ból cielesny nie mógł się równać z tym psychicznym, z którym próbowali uporać się siatkarze. Koniec. Nie wystrzeliłyśmy w górę jak część Włoskiej publiki. Siedziałyśmy na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora, który pokazywał cieszących się Włochów. Opuściłam dłonie i westchnęłam głęboko. Ostatnie co zobaczyłyśmy to chłopaków opuszczających boisko z pokerową twarzą. W końcu rozbłysły reklamy. Panowie w studio już szykowali się do oceniania meczu, podczas gdy my powoli kierowałyśmy się do kuchni. Eliza wstawiła wodę na herbatę. Usiadłam na krześle i rozprostowałam nogi.
- Szansy na złoto nie mamy, ale nadal zostaje nadzieja na brąz – jej optymizm mnie zarażał. Uśmiechnęłam się lekko i przeczesałam włosy palcami. Zerknęłam na telefon, mając ogromną chęć zadzwonić do Grześka, pocieszyć go.
- Zadzwonisz jutro – upomniała mnie rudowłosa – Jutro sobota, ostatnie mecze. Wygadacie się do wieczora. Z resztą jak kocha to poczeka.
Szturchnęłam ją łokciem w brzuch i zaśmiałam cichutko pod nosem.
- A może nie będę rozmawiać z Grześkiem? – zagaiłam, wpychając do ust kilka pistacji. Kołodziejczyk zaśmiała się popukała palcem w czoło. Westchnęłam głęboko i objęłam gorący kubek dłońmi.
- Jeśli chciałby dzisiaj rozmawiać to pewnie by zadzwonił – mruknęła rudowłosa, wskakując na blat szafek kuchennych – Prawdopodobnie nie ma humoru do rozmowy. Tak jak reszta tej hałastry.
Udało nam się nawet zaplanować po części kolejny dzień. I tak było trudniej niż zazwyczaj, bo Kostek leżał obłożnie chory, a my miałyśmy za zadanie skakać wokół niego na każdy gwizdek. Byliśmy prawie jak rodzeństwo. O różnej czasem trudnej przeszłości, podobnej teraźniejszości, a przyszłość pokaże.


|Grzesiek|
Trudno było pogodzić się z tym, że nie zagramy w finale Mistrzostw. Na chwile przywołaliśmy uśmiechy na twarz i pożegnaliśmy się z Włochami. A potem było coraz gorzej. Zeszliśmy z boiska, podczas gdy przeciwnicy świętowali zawzięcie przepustkę do finału. Westchnąłem głęboko i zarzuciłem na ramię bluzę. Chłopaki już dawno zniknęli w szatni. Andrea wszedł z nami do środka i zatrzasnął drzwi. Kilka głębokich oddechów, otarcie karku i ukryciu twarzy w białym materiale. To była chwila, która mogłaby trwać wieczność. Nie mieliśmy siły by podnieść na niego zbolały wzrok, by przyznać się do licznych błędów w statystykach. Nie było tyle odwagi. Anastasi otworzył usta, by coś powiedzieć, ale machnął ręką i zniknął za drewnianymi drzwiami po drugiej stronie korytarza. Zanim jednak to zrobił przyciszonym głosem wyjaśnił, że porozmawia z nami później. Takim oto sposobem mieliśmy ponad pół godziny na zebranie się w sobie i opuszczenie hali w jak najszybszym tempie, bo za parę chwil wejdzie tu kolejna reprezentacja przeliczając swoje siły na zamiary, wierząc w zwycięstwo. Została nam tylko nadzieja na ostatnie miejsce na podium. Przetarłem oczy, przechodząc wąskim korytarzem w autokarze. Chłopaki już dawno okupowali swoje miejsca. Siedzieli z beznamiętną miną, wsłuchując się w muzykę płynącą ze słuchawek. Opadłem z głośnym westchnieniem na fotel i rzuciłem plecak na ziemię. Wyjąłem telefon i szybkim ruchem go odblokowałem. Miałem niepohamowaną chęć wybrania numeru brunetki. Zerknąłem jednak na zegarek i zrezygnowałem. Było późno, a ona pewnie już przewraca się na drugi bok, śniąc o różnych dziwnych rzeczach. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dzieliły nas setki kilometrów, bo te Mistrzostwa rozgrywane były w zimnej Rosji. Podróż do hotelu minęła nam nadzwyczaj szybko. Wchodząc do środka nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Dopiero po pół godzinie Marcin pukał do każdego pokoju, ogłaszając krótką zbiórkę w pokoju sztabu szkoleniowego. Anastasi spoglądał na nasze zmarnowane twarze. Musiał to być nieciekawy widok. Mimo najszczerszych chęci nie byliśmy w stanie uśmiechnąć się choć na chwilę. Trener usiadł razem z nami przy ogromnym stole i zdjął okulary z nosa. Zerknął w statystyki, po czym oświadczył, że jutro jest nowy, a nawet lepszy dzień. Jego krótka przemowa zawierała wszystko, co chcieliśmy usłyszeć. Na sam koniec zostawił sprawę najważniejszą. Dzisiejszą porażkę zepchnął na tył głowy. Wstał z miejsca i odrzucił od siebie wszelkie statystyki z ostatnich meczów.
- Udało mi się stworzyć z was wojowników. Nie widzę jednostek, a całą drużynę. Widzę serce, które zostawiacie na boisku i ducha walki. Poświęcacie na grę całe swoje życie, więc nie chcę widzieć tego, co jest teraz. Nie po to zostałem waszym trenerem, aby wytykać wam błędy, ale po to, by obudzić w was lwy żądne zwycięstwa. Jestem dumny, że was trenuję, że mogę być z wami, gdy jest dobrze albo źle. Bo to jest moja powinność. A jutro wygracie, wierzę w to! Świat się nie kończy.
Na ten krótki moment w każdym z nas zapłonął mały ognik nadziei. Andrea zaśmiał się cicho, widząc nasze miny i z całym tabunem myśli kazał wracać do swoich pokoi. Kuba opadł na łóżko i schował twarz w poduszce.
- Niezła przemowa – wydusił z siebie, sięgając po pilot na szafce. Odpowiedziałem półsłówkiem. Rozżarzył w nas wiarę w zwycięstwo. Po takich słowach nietrudno było zasnąć i z bojowym nastrojem stoczyć walkę o brąz. Tak też się stało. W szatni Anastasi poklepał każdego z nas po plecach, dodając otuchy. Nie było to potrzebne. Z bojowymi okrzykami wbiegliśmy na boisko. Serbowie p drugiej stronie siatki patrzyli na nas ze zdziwieniem. I od tamtego momentu nic nie było tak jak wczoraj. Dziwiłem się, że cały ten gniew nie parował nam jeszcze uszami. Na trybunach polscy kibice czynili swoją powinność tak jak na każdym meczu. Nawet tym wczorajszym. Nie przejmowali się tym, że ich drużyna przegrywa. Brnęli dalej, by obudzić w nas to, co dzisiaj. Atak za atakiem, blok za blokiem, zagrywka za zagrywką. Serbscy siatkarze za nami nie nadążali. Bartek z Kubą skutecznie rozstrzeliwali ich na boisku. Wszystko płynęło na dobrej energii. Aczkolwiek do czasu. Bartek po setnym ataku z lewego skrzydła wygiął usta w grymasie. Poruszył nadwyrężoną już kostką, zwracając na siebie uwagę trenera. Ten szybko wykonał zmianę byleby nie wytrącić nas z rytmu. Na początku było ciężko rozbudzić wyjętego z zamrażarki Kubiaka. Jednak poradził sobie w szybkim tempie i po kilku minutach strzelał jak z karabinu. Gładkie 3:0 i ogłuszający krzyk. Ostatnia piłka uderzyła o blok Serbów i z impetem wypadła na aut. Wnętrzności wykonały tysiąc fikołków zanim cała nasza drużyna zbiegła się do siebie. Gardłowy okrzyk, wrzawa na trybunach i śmiech. Ogarniająca nas euforia, serce podjeżdżające do gardła. Te wszystkie czynniki i emocje składały się na jedno słowo:  zwycięstwo. Dopiero po dziesięciu minutach zbiegliśmy z boiska w szampańskich humorach. A w szatni? W szatni było jeszcze głośniej. Krzysiek z Kubą pierwsi dobrali się do butelek szampana i wylali na nas ich większą część. Połowa jednak wlała się do ich gardeł. To wszystko było nie do opisania. Z niecierpliwością czekaliśmy na decydujący mecz i dekorację. To wszystko było magiczne. Ten moment, gdy brązowe krążki zawisły na naszych szyjach, gdy nagrodę MVP otrzymał Kuba, gdy świętowaliśmy kolejny raz. Ze zdartymi gardłami weszliśmy do autokaru. Kierowca musiał trzymać nerwy na wodzy, bo nie było wcale ciszej niż na hali. Zwycięskie okrzyki rozbrzmiewały w naszych uszach. Nie wiem jakim cudem udało mi się wybrać numer Amandy, nie wiem jakim cudem usłyszałem jej głos, gdy całym autokarem rządziły głośne rozmowy i śmiech. Zaśmiałem się, gdy usłyszałem jej rozemocjonowany głos. Uważnie wsłuchiwała się w to, co akurat działo się w pojeździe.
- Jestem z was tak cholernie dumna! Gratuluję wam!
Już miałem coś odpowiedzieć, gdy Jarosz wyrwał mi telefon z dłoni i sam wdał się w pogawędkę z Amandą. Śmiał się co chwila, mówiąc coraz głośniej i głośniej. Patrzyłem jak uśmiecha się do słuchawki i tłumaczy jej coś zawzięcie. W końcu nerwy wzięły górę i odebrałem mu moja własność. Amanda zamilkła w pół słowa i odezwała się dopiero wtedy, gdy mruknąłem do niej porozumiewawczo.
- Zobaczymy się w Gdańsku, tak?! – zapytała podniesionym głosem.
- Tak. Postaram się być tam jak najszybciej – wyjaśniłem, kopiąc w piszczel pokrakującego się obok Kubę. – Co nagadał Ci Jarski?
Dziewczyna zaśmiała się głośno. Ustabilizowała oddech i kolejny raz parsknęła śmiechem.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała prowokująco. Mruknąłem coś w stylu, że tak. – Opowiadał jak to ciężko jest być z Tobą w pokoju, jak to mamroczesz w nocy podczas snu, jak śpiewasz pod prysznicem, że masz nasze zdjęcie na tapecie telefonu i laptopa, że często opowiadasz głup… Grzesiek?
Jej zaniepokojony głos przerwał moje próby usunięcia wścibskiej twarzy atakującego z fotela obok. Wyprostowałem się gwałtownie, przywołując rudego do porządku. Prychnął coś niezrozumiałego i wrócił na swoje miejsce.
- Coś się stało? – zapytałem, próbując przekrzyczeć wrzawę, która pojawiła się praktycznie znikąd. I znów zobaczyłem wyszczerzonego Jarosza, który podsycał krzyk drużyny. – Amanda, zadzwonię za godzinę, dobrze?
Mruknęła coś cicho i rozłączyła się szybko. Wrzuciłem telefon do kieszeni plecaka i uderzyłem rudzielca otwartą dłonią w plecy. Syknął głośno i odwrócił się gwałtownie w moją stronę.
- Witaj, synu! – wyszczerzyłem się, wbijając mu łokieć w bok – Oto nadszedł czas na zemstę.
- Co? – krzyknął mi prosto do ucha, za co miałem ochotę mu przyłożyć. Powstrzymałem jednak swoje emocje na wodzy i strzeliłem go w potylicę.
- Pierdolcu, nie dałeś mi porozmawiać z Amandą! Co jej naopowiadałeś?!
- To była Amanda? Kurwa, myślałem, że rozmawiałeś z mamusią – zaśmiał się głośno, opadając na fotel. Przewróciłem z dezaprobatą oczami i wróciłem na miejsce, wcześniej rzucając bluzą w atakującego.
- Śpisz dzisiaj na podłodze, idioto!
Jakimś cudem dotarliśmy do swoich pokoi. Jarosz zniknął w łazience, a ja siedziałem na łóżku. Na korytarzu chłopaki przenosili stoliki, by urządzić sobie małą popijawę. Chcieli uczcić wygraną i przegraną z kretesem walkę Serbów. Znów wybrałem numer brunetki. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Obiecałem, więc jestem – mruknąłem i zaśmiałem się, słysząc jej głośne westchnienie.
- Spróbowałbyś nie! – zastrzegła – Tak się cieszę, że wygraliście. Musiałyśmy obudzić połowę bloku tym naszym krzykiem i Kostka przy okazji. Okazało się, że chory Włoch jest jeszcze gorszy od niezadowolonego Polaka. Musimy obchodzić się z nim jak z jajkiem.
- Z chęcią bym Cię zabrał z tej gdańskiej klitki – zaśmiałem się kolejny raz. – Za tydzień już będę.
- Wiem, Grzesiek, wiem – odetchnęła jakby z ulgą. Usłyszałem też jak zamyka za sobą drzwi i siada na łóżku.
- A Kuba co… - zacząłem, ale szybko odczytałaś moje zamiary.
- Kuba opowiadał głupoty, z resztą tak jak zawsze. Mówił mi o Tobie… – zatrzymała się i zaśmiała cicho – Miałam wrażenie jakby rozmawiał z matką.
- Bo myślał, że rozmawia. Przepraszam Cię za niego. Niestety nie wykryli u niego nadpobudliwości.
- Nie szkodzi. A Bartek jak się czuje? Eliza zaczęła lamentować, że zdejmują z boiska miłość jej życia.
- To tylko nadwyrężenie. Kilka dni i wszystko minie – odparłem, rozkładając się wygodnie na łóżku.
- Jak to wygląda? – zapytała cicho – To, gdy staje się na podium z medalem na szyi? Gdy kibice cieszą się ze zwycięstwa? Gdy jest tak głośno?
- Jest wspaniale – wyszeptałem, bawiąc się rogiem poduszki – Ama? Obiecuję Ci, że za rok pojedziemy na mecz razem i ja nadal będę grał w drużynie. I kolejny krążek, tym razem złoty, będzie dla Ciebie, dobrze? Oddam Ci go.
- Co? – zaśmiała się nerwowo – Nie przesadzaj. Grzesiek, za dużo wypiłeś? Zachorowałeś?
- Obiecuję, słyszysz? – przełknąłem ślinę, czekając na jej reakcję.
- Muszę już kończyć, idź świętować – oznajmiła wesoło – Do zobaczenia za tydzień. Wiesz, że jesteś wariatem.
- Tylko wariaci są coś warci, śpij słodko Ama.
Rozłączyłem się szybko i położyłem telefon na szafce obok łóżka. Zza rogu wyjrzał Kuba i roześmiał się głośno.
- Ale ty jesteś idiotą, Łomacz – pokręcił głową z dezaprobatą – Zamiast jej powiedzieć, że zabierasz ją na tydzień na Malediwy , to obiecujesz jej medal. Powiedziałbyś jej, że umrzesz z tęsknoty albo czegoś podobnego.
- Trzymaj się swojego nosa i Agnieszki – syknąłem, wstając z łóżka.
- Aga ma się dobrze – zmierzwił rude włosy palcami – Chodź, idziemy świętować.
W końcu wróciliśmy do Polski. Skończyliśmy sezon z brązowymi medalami na szyi. Nikt nie mógł nam też zabronić nocnego świętowania w pokoju Krzyśka. Anastasi przychodził do nas co jakieś dwie godziny i próbował uciszyć. Wbrew pozorom sam chętnie by się do nas przyłączył, ale funkcja trenera mu na to nie pozwalała. Co innego statystycy i fizjoterapeuci. Po kilku głębszych stwierdzili, że muszą wracać. Nikt więcej nie pukał, nie dobijał się do drzwi. Sami w czterech kątach świętowaliśmy to zwycięstwo. Głośna muzyka, śmiechy i krzyki. A rano było tylko gorzej. Jakimś cudem znaleźliśmy się z Kubą w swoim pokoju. Głowa ciążyła nam niemiłosiernie, więc czekaliśmy tylko na moment, gdy znów znajdziemy się w Polsce. Pierwszy dorwałem się do butelki wody, lawirując między pobojowiskiem urządzonym dzisiejszej nocy. Ochota na jakiekolwiek jedzenie przeszła nam tak szybko jak i przyszła. Spakowaliśmy tylko swoje rzeczy i wyrzuciliśmy wszystko na korytarz tak jak reszta chłopaków. Dzisiejszego dnia naszym znakiem rozpoznawczym były podkrążone i zaspane oczy, rozwichrzone włosy i brak chęci do czegokolwiek. Głównym celem było doprowadzenie się do porządku zanim staniemy na warszawskim lotnisku. A podróży nawet nie pamiętam. Wymieniłem parę uwag z Kubą i Kosą, po czym próbowałem zasnąć. Jednak próbowałem. I tylko próbowałem, bo Jarosz wiercił się w swoim fotelu i co chwila trącał mnie ramieniem. Za to Grzesiek przed nami, co chwila się odwracał i opowiadał rudzielcowi sprośne żarty, z których nabijali się przez kolejne dziesięć minut.
- Z czego się nabijacie? – zapytałem zdenerwowany, gdy po raz kolejny podało moje imię.
- Zastanawiamy się tylko, co jest między Tobą a Amcią – odparł atakujący, wzruszając ramionami.  
- Nie wiem dlaczego tak bardzo to was interesuje – warknąłem, ignorując podpuszczający wzrok Kosy – Nie macie nic do roboty?
- Nie – zaśmiał się środkowy – Grzegorzu, powiedz nam, kim jest dla Ciebie Amanda L. ?
- Grzegorzu, co czujesz, gdy Amanda L. jest obok Ciebie? – swoje trzy grosze dołożył rudzielec. Rozejrzałem się po samolocie. Większość chłopaków pogrążona była we śnie. Tylko Nowakowski przysłuchiwał się naszej rozmowie. Co chwila pocierał oczy i ziewał. Można było łatwo zgadnąć, że Grzesiek obudził go swoim śmiechem, drażniącym bębenki.
- Muszę odpowiadać na wasze idiotyczne pytania? – zapytałem, wsuwając ręce pod głowę. Obaj spojrzeli po sobie po czym szybko kiwnęli głowami. Wyszczerzyli się szeroko, gdy po chwili zastanowienia otworzyłem usta – Idźcie zawracać dupę komuś innemu. Chcę spać, a nie słuchać głupot.
- Zobaczymy jak pojedziesz do Gdańska. I wtedy Ci powiem: a nie mówiłem? – zaśmiał się rudzielec i wrócił do krótkiej pogawędki z środkowym. Pokręciłem głową z dezaprobatą i przymknąłem powieki. Ich durne pytania siedziały mi w głowie, oczekując odpowiedzi. No, bo kim jest dla mnie Ama? Kimś bardzo ważnym. Jest jak powietrze. I teraz, gdy nie widziałem jej przez cały miesiąc, mam uczucie, że się duszę. Jest kimś znacznie ważniejszym od przyjaciela. Jednak ona nie chciała nic więcej i powoli zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Oswajać się z myślą, że nigdy nie będzie tak jakbym chciał. Traktowała mnie jako kolegę. Cały czas dusiłem to uczucie gdzieś z tyłu głowy i wypłynęło ono dopiero teraz, wlewając gorycz po same brzegi serca. Odetchnąłem głęboko i odrzuciłem to wszystko na drugi plan, bo kolejne pytanie przebiło się przez stertę innych. Co czuję kiedy jest obok? Kiedy czarująco się uśmiecha i zabawnie mruży błękitne oczy? Mam wrażenie, że świat się zatrzymał. Serce podchodzi mi do gardła, gdy co jakiś czas powtarza moje imię, zadając pytania i odpowiadając na moje. Ale dorosły człowiek tak nie postępuje. Nie ukrywa swoich uczuć. Wręcz przeciwnie. Stara się je wywlec na wierzch i pokazać drugiej osobie, to wszystko, co powinna wiedzieć. Więc powinienem nazwać się gówniarzem, bo nie mam aż tyle odwagi, silnej woli, by powiedzieć jej to wszystko.
Z rozmyślań wyrwał mnie piskliwy głos stewardessy. Wylądowaliśmy. Teraz trzeba zderzyć się z rzeczywistością i setką kibiców na Okęciu. Powolnym krokiem wyszliśmy z samolotu. Kilka minut przeprawy i znaleźliśmy się w centrum budynku. Kamery naskoczyły na nas ze wszystkich stron, jednak cierpliwie odpowiadaliśmy na pytania kibiców i dziennikarzy. Gdy weszliśmy do autokaru poczułem się prawie jak ptak. Wyrwaliśmy się ze szponów prasy, telewizji i jazgotu. Wróciliśmy do Spały. Dwa dni pobytu w ośrodku po czym wszystkie troski idą do lamusa i jedziemy na wakacje. Kuba wynalazł nam jakieś rajskie wyspy i właśnie tam będziemy wegetować przez cały tydzień.



|Lea|
Przechadzałam się właśnie korytarzem, gdy cała drużyna wtoczyła się do ośrodka. Na czele oczywiście z wszędobylskim Kubiakiem. Spojrzał na mnie błagalnie i wszedł do windy. Nie spuszczał ze mnie wzroku, dopóki metalowe wrota nie zamknęły się przed jego twarzą. Westchnęłam głęboko i wyszłam z budynku. Czarne włosy przysłaniały mi świat, gdy opadły na czoło. Odgarnęłam je niezdarnym ruchem ręki. Zerknęłam w stronę lasu, po czym szybko w nim zniknęłam. Nie zdawałam sobie sprawy, że cały czas ktoś za mną idzie. Torowałam sobie drogę między drzewami i krzakami. Naprawdę nie wiedziałam, po co tutaj przyszłam. Może chciałam przemyśleć wszystkie sprawy. Przez praktycznie dwa tygodnie siedziałam sama w ośrodku, więc miałam dużo czasu, by wymyślić sobie nowe problemy. Zwiedziłam wszystkie kąty, oczywiście nie pomijając miejsca, gdzie zaprowadził mnie Michał. Śmiałam się z własnej głupoty. Monika. Na co ja mogłam liczyć? Przez tyle wolnego czasu rozważałam również powrót do Stanów. Wiedziałam, że zranię tym Amandę i rodziców. Nie pomijając tego, że zerwę umowę z firmą za co przyjdzie mi zapłacić. Resztą nie przejmowałam się zupełnie. Podświadomie już dawno chciałam wrócić do dawnego życia w przytulnym nowojorskim mieszkanku. Chciałam przejmować się tylko tym jak wypadły zdjęcia na sesji, czy mam w co się ubrać na następny pokaz lub galę. Westchnęłam głęboko i przysiadłam na maleńkim pieńku. Nawet nie spodziewałam się, że powrót do Polski przysporzy mi tyle problemów. Serce podjechało mi do gardła, gdy usłyszałam szelest tuż za sobą. Odwróciłam się gwałtownie.
- Michał! – fuknęłam na niego przerażona. Serce łomotało mi w piersi. Wzięłam parę głębokich oddechów, które powinny załatwić sprawę. Jednak było tylko gorzej.
- Chciałem pogadać… - zaczął niepewnie.
- Nie mamy o czym – zaśmiałam się szorstko. Skąd we mnie tyle złości? Wstałam tak szybko jak usiadłam i otrzepała spodnie. Kubiak próbował złapać mnie za łokieć, ale zwinnie się wywinęłam.
- Lea, proszę…
Prychnęłam jeszcze bardziej pogarszając jego sytuację. A właściwie to moją też. Już wiem jak czuje się połowa kobiet na tym świecie, gdy zakochają się dupku. Szłam naprzód ani razu nie oglądając się za siebie. Plułam sobie w brodę za swoją lekkomyślność i naiwność. Że tez ja wierzyłam w coś tak irracjonalnego. Odszukałam klucza w kieszeni i wsunęłam go do zamka. Weszłam do pokoju, jednak nie dała rady zamknąć drzwi, bo stopa Kubiaka utknęła w progu.
- Michał, nie mam ochoty z Tobą rozmawiać! Możesz stąd iść? – warknęłam, uchylając drzwi. Szatyn szybkim ruchem znalazł się w środku i wszedł w głąb pokoju. Z zabójczym wzrokiem podreptałam za nim. Chodził przy łóżku w te i wewte, drapiąc się po karku. W końcu podniósł na mnie błagalny wzrok.
- Lea, posłuchaj mnie. Ta sytuacja na balkonie… - zaczął, ale szybko mu przerwałam.
- Nie interesuje mnie to – ucięłam szybko – Nie wiem na co liczyłam, tym bardziej na co ty liczyłeś. Bo gdyby wtedy nie zadzwoniła twoja ukochana pozwoliłbyś sobie na więcej, prawda?
Milczał. Wpatrywał się tempo w moją twarz, dokładnie analizując każde słowo wypowiedziane z kryjącą się wewnątrz mnie złością. Parsknęłam śmiechem i założyłam ręce na piersi.
- Odpowiedz – rozkazałam. Nadal nie usłyszałam choćby jednego słowa. – Jesteś tchórzem, Michał. Nie chcesz się przyznać do błędu. Bo według Ciebie łatwiej jest udawać wiernego chłopczyka, a po drodze rozkochać w sobie dziesiątki panienek i wykorzystać je w tak okropny sposób. Myślałam, że jesteś inny…
- Bo jestem inny – mruknął, zbliżając się do mnie powoli – Z Moniką nam się ostatnio nie układa. Kryzys albo Bóg wie co. Nie wiem czy potrafię to ratować. – podniósł dłoń i odgarnął kosmyki włosów z mojego czoła – Chwila słabości zdarza się każdemu.
- Wyjdź stąd! – rozkazałam trzęsącym się głosem – Wyjdź i nigdy więcej się nie pojawiaj.
- Tak zrobię – odparł, po czym bez wahania naparł na moje wargi. Złapał za nadgarstki, które miały ochotę zadać mu chwilowy ból. W momencie kiedy nakierował dłonie na jego ramiona, moje myślenie się wyłączyło. Moja silna wola opadła. Skapitulowała w walce z sercem i wywiesiła białą flagę. Przez jego kojący dotyk i delikatne ruchy przestałam zdawać sobie sprawę z konsekwencji tego wszystkiego. Straciłam świadomość zupełnie, gdy sunął ustami po mojej szyi, jednocześnie nurkując dłońmi pod moją koszulką. Wyznaczał własną drogę po moich plecach, nieuchronnie zbliżając się do zapięcia stanika. Pewnie pozwoliłabym mu na więcej, gdyby nie nagły rumor na korytarzu. Wzdrygnęłam się, po czym szybko odsunęłam go od siebie. Zerkał na mnie zdziwiony. Zawiodłam siebie kolejny raz.  Odwróciłam wzrok i roztrzęsionym głosem wyszeptałam:
- Wyjdź stąd, Michał.
Próbował zwrócić na siebie moją uwagę, ale pozostałam niewzruszona. Westchnął głęboko i szybko opuścił pokój. Zamknęłam się na klucz po czym opadłam na łóżko i zalałam się łzami. Wystarczyła tylko chwila bym straciła panowanie nad swoim umysłem, co on skrzętnie wykorzystał. Teraz wystarczy tylko chwila na spakowanie się i opuszczenie Spały. Najrozsądniejszym wyjściem będzie powrót do Stanów, do mieszkania w Nowym Jorku. I tak też zrobię.  
___________________________________________

Chcecie mnie zabić? Bardzo proszę. Patrzę na datę ostatnio dodanego rozdziału i śmieje się sama z siebie, bo było to jeszcze przed moim pierwszym meczem. A dzisiaj jest już prawie koniec sierpnia. Proszę mi wybaczyć. Wena postanowiła sobie zrobić urlop, bo strasznie ją wykorzystywałam (niekoniecznie tylko do tej historii) A przy okazji zdążyłam złapać milion pięćset sto dziewięćset dołów, nawet nie pytajcie po co i dlaczego, bo to takie moje malutkie, narastające problemiki. Szykowałam się skończyć ten rozdział już tydzień temu, ale nie mogłam przez to przebrnąć. Wreszcie się udało. Nie jest to najwyższych lotów, niestety. 
Mam JEDNO, WIELKIE pytanie. Czy bilety na Memoriał będą dostępne w kasie, gdy zacznie się turniej? To pytanie żyć mi nie daje i bardzo, ale to bardzo potrzebuję choć namiastki odpowiedzi, bo nie idzie żyć po prostu. A niektórzy bawią się Zlocie, na którym też nie mogłam być -.- Albo na otwartym treningu Soviaków. Tak wam niektórym zazdroszczę, że ajajajaj. :3 No to korzystajcie z tych ostatnich dni (przepraszam). I do następnego.  
Wszystkie błędy proszę mi wybaczyć. Ostatnio mało jestem spostrzegawcza. 

SZYMEK zaprasza.  

HAZHAZHAZHAZ, SORRY ALE MUSZĘ :3


 ŁUKASZ HAZHAZHAZHAZ ♥ ŻYGADŁO

22 komentarze:

  1. Intryguje mnie watek Grzeska i Amandy. Czuje ze w tym Gdansku cos sie wydarzy. I normalnie kocham ich. <3 A no tak. Faceci to rzeczywiscie szuje. Ale ja tez mam nadzieje, ze trafie na kogos lepszego, chociaz zastanawiam sie czy nie chcialabym wejsc drugi raz do tej samej rzeki ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Intryguje mnie watek Grzeska i Amandy. Czuje ze w tym Gdansku cos sie wydarzy. I normalnie kocham ich. <3 A no tak. Faceci to rzeczywiscie szuje. Ale ja tez mam nadzieje, ze trafie na kogos lepszego, chociaz zastanawiam sie czy nie chcialabym wejsc drugi raz do tej samej rzeki ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo bym chciała żeby pomiędzy Amanda a Grześkiem coś się wydarzyło... Żeby Łomacz zabrał sprawy w swoje ręce i coś zrobił ;)
    Ajć z Leą i Michałem się porobiło ale mam nadzieję że wszystko wróci do normy :P
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda mi Michała. Musi się bardziej postarać, aby Lea mu wybaczyła. ;)
    Mnie też najbardziej intryguje wątek Amandy i Grzegorza. Już się nie mogę doczekać kolejnych rozdziałów! :D
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkich najbardziej intryguje wątek Amandy i Grześka.. mnie również :) Mam nadzieje, że w tym Gdańsku coś się wydarzy, że Grzegorz weźmie sprawy w swoje ręce ;) Pozdrawiam! ;*
    przy okazji zapraszam do siebie, na rozdział dziesiąty: http://out-of-sight-out-of-miind.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do mnie :) http://lovebyskijumpers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że nie jestem jedyną, która zakochała się w wątku Grześka i Amandy :) Też niecierpliwie czekam na Gdańsk, bo może coś się wydarzy :) Bynajmniej mam taką nadzieję. :D Tymczasem jak masz ochotę to zapraszam na nowy rozdział na http://feralna-dziewczyna.blogspot.com/ Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. *Przepraszam od razu, że nie skomentowałam wcześniej, ale czytałam na telefonie a potem nie miałam możliwości wejść na kompa :C
    A ja Ci powiem, że mnie najbardziej intryguje wątek Lei i Kubiaka. A co, będę sobie oryginalna! Chociaż jestem ciekawa, czy Grzesiu i Ama nadal będą się bawić w kotka i myszkę, bo to już jest przegięcie, ja w przedszkolu czułam się pewniejsza w uczuciach, niż oni teraz. A wracając do tej Lei- co ty chcesz zrobić? Przecież ona nie może uciec do Nowego Jorku! Jest w Spale, ma siostrę, ma przyjaciół i przez jakiegoś tam Kubiaka ma z tego wszystkiego zrezygnować? A może on za nią pojedzie? Chyba, że pozna kogoś nowego... Też bez sensu. A jeszcze jedno- co powiesz na rozwinięcie wątku Elizy i Bartka? To by było fajne :D
    i jakbyś chciała to w wpadaj do mnie na 19stkę :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ruda mapla? Oszalas. Masz oryginalna urode. Naturalna. A ja i tak twierdze, ze jestem brzydka i nie lubie siebie. Kurcze! Ale fajnie, ze jestes na instagramie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. zapraszam na pierwszy rozdział :)
    http://na-przekor-innym.blogspot.com/2013/09/rozdzia-1.html

    ściskam :))

    przepraszam za spam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam Twojego bloga! :)
    Mam nadzieję, że Grzesiek znajdzie w sobie odwagę i w końcu powie Amandzie co czuje lub ona to zrobi, bo nie mogę się już tego doczekać. Czekam również na jakąś akcję z Bartkiem i Elizą, bo po ich pocałunku przed wyjazdem do Gdańska czuję niedosyt :)
    Mam nadzieję, że Lea nie ucieknie od problemów do Stanów, i że wyjaśni się sytuacja między nią, a Dzikiem...
    Kurde... Chyba jestem już uzależniona.Takk, Twój blog jest moim ulubionym narkotykiem...

    Życzę weny, weny, weny i jeszcze raz weny, co by rozdziały pojawiły się szybciutko i były tak wspaniałe, jak dotychczas!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nadrobiłam i tak mi się to podoba *__* ahhh Łukaszek i ten jego brzuch :D
    Zapraszam na Perwersyjnie - #6 na blogu http://zbyt-perwersyjnie.blogspot.com/. Życzę miłego czytania, pozdrawiam Kajdi. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na długo oczekiwaną nowość: http://ostatecznie.blogspot.com. Jeżeli jesteś zainteresowana, to życzę miłej lektury. Pozdrawiam, Kajdi :*

      Usuń
    2. Jeżeli jesteś zainteresowana, to chciałam Cię zaprosić na jeden z nowych projektów http://bezwarunkowe.blogspot.com/.
      Pozdrawiam, Kajdi :*

      Usuń
  13. Czy to dziwne jeśli przez 5 minut wpatrywałam się w brzuch Ziomusia. ?

    Mam nadzieję cichą, lub i nie, żę Grzenio wyjawi prawdę o swoich uczuciach, o swojej miłości do dziewczyny. Amanda nie będzie dłużna. No i czekam na Bartka i Elizkę. Bo oni to jednak fajni są.

    Zapraszam na nowy 4 rozdział o Jastrzębskim przyjmującym. W skrócie Michał dowiaduje się o przeszłości dziewczyny.Zostaje zmieszany z błotem przez przyjaciółkę dziewczyny, która w dziwnych okolicznościach trafia do szpitala. http://ciszamoimswiatem.blogspot.com

    Pozdrawiam Annie

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej, zapraszam serdecznie na 20stkę :)
    http://un-poco-de-amor.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Czemu ja przez 10 minut podziwiałam te gify z Ziomkiem a zwłaszcza jego umięśniony brzuch?? Kurdę kibicuję Grześkowi, bo to jest mój ulubieniec (poza jednym Kubańskim siatkarzem ale go akurat nie ma w twoim opowiadaniu.) Więc liczę, że się przełamie i wyjawi swoje uczucia;D
    Czekam na więcej i zapraszam do mnie na
    volleyball-lost-dreams.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam na krzyśkową piątkę - http://bezwarunkowe.blogspot.com/. Życzę miłej lektury i zachęcam do wyrażenia swojej opinii. Pozdrawiam, Kajdi :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej, zapraszam na http://un-poco-de-amor.blogspot.com na 21 rozdział :D:D:D:D::D:D A ty piszesz coś w ogóle, czy się opierdzielasz leniu?!

    OdpowiedzUsuń
  18. Misiek, Piter, Zibi, Paul i "Matt za piękny na ten świat" zaprasza na niedawno powstały blog : http://nowonlyliveforyou.blogspot.com/ :)
    Zaręczyny jak z filmu akcji, przeprosiny o której marzy każda z Nas, wielka zgrana paczka przyjaciół, prawdziwa miłość, ale także ta nieszczęśliwa - to wszystko co można tu znaleźć.
    Teraz chcę wprowadzić jeszcze jakiegoś bohatera, może masz jakiś pomysł, kto by to mógł być ? Czekam na Twoją propozycję ! Zapraszam Cię jeszcze raz bardzo serdecznie ! :)

    PS.. Bardzo przepraszam za spam, ale nie widzę zakładki :)

    OdpowiedzUsuń
  19. http://siatkarski-chaos-kontrolowany.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział, pozdrawiam redhead :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapraszam na kolejną krzyśkową odsłone: http://bezwarunkowe.blogspot.com/ i malutki prezencik na http://brak-ciebie.blogspot.com/. Pozdrawiam, Kajdi :*

    OdpowiedzUsuń