niedziela, 29 września 2013

#Dwadzieścia jeden



Powoli miałyśmy dość narzekań Kostka. Żadna z nas nie spodziewała się, że jest on tak uciążliwy podczas choroby. Przyniosłam mu właśnie kolejny koc, gdy zabrzmiał dzwonek, wiercący dziury w uszach. Eliza spojrzała na mnie badawczo i ponownie zatopiła swoje stalowoszare oczy w książce. Westchnęłam głęboko, rzucając okrycie na fotel i podbiegłam do drzwi. Zerknęłam przy okazji w lustro. Poprawiłam sterczące na wszystkie strony włosy i przygładziłam jasną koszulkę na brzuchu. Przykro mi bardzo, zostałam brutalnie obudzona przez Kostka, który domagał się pastylek na gardło. Odetchnęłam głęboko i przekręciłam klucz w drzwiach. Otworzyłam je natychmiast i aż krzyknęłam z zaskoczenia. Eliza wychyliła swoją rudą głowę zza drzwi i uśmiechnęła się triumfalnie.
- Cześć – wydukał, gdy rzuciłam mu się na szyję i wplotłam palce w czarne włosy. Objął mnie pewnie Ramonami i pocałował w czubek głowy. – Strasznie się stęskniłem.
- Ja też – odparłam, odgarniając włosy z twarzy. Z uśmiechem spojrzałam w błyszczące się, niebieskie tęczówki i pociągnęłam go za rękę, by wszedł do środka. Niepewnie zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się jednak dookoła i zatrzymał wzrok na drzwiach skąd wychyliła się rozgorączkowana głowa Kostka. Kiwnął głową w stronę Grześka i zmierzwił bujne, czarne włosy. Tylko chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym podali sobie dłonie. Pierwsze koty za płoty.
- Kostek, będziesz chciał herbaty albo kawy? – zapytałam, splatając palce z palcami rozgrywającego.
- Herbaty – mruknął po włosku. Giacalone miał to do siebie, że często pojedyncze wyrazy wymawiał po włosku, zbijając wszystkich z tropu. Jego włoski monolog jest całkiem nie do zrozumienia, gdy mocno się denerwuje albo widzi u siebie nieproszonych gości. Kołodziejczyk zmierzyła go chłodnym wzrokiem i wepchnęła z powrotem do pokoju. Wzruszyłam ramionami i zaprowadziłam rozgrywającego do kuchni. Usiadł na niskim taborecie i oparł się plecami o ścianę. Błądził za mną wzrokiem, co chwila się uśmiechając.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkamy? – zapytałam nagle, stawiając przed nim kubek z herbatą. Spojrzał na mnie i wzruszył lekko ramionami, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. – Powiedz Elizie, że ma przerąbane.
Zaśmiał się pod nosem i pomieszał herbatę łyżeczką.
- Zaczynam dzisiaj treningi w Treflu – zaczął, stukając palcami o blat stołu – Przyjdziesz? Dzisiaj trening otwarty.
- Mam dużo pracy. Grzesiek… - zaczęłam nerwowo i założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Amanda, proszę. To dla mnie ważne – wyjaśnił szybko, przerywając mi wpół zdania.
- A jak było na Malediwach? – zapytałam z uśmiechem – I nie rób takich wielkich oczu! Kuba powiedział mi, gdzie się wybieracie. Straszna z niego papla.
- Całkiem nieźle – westchnął głęboko, przeczesując włosy palcami – Nie ma nic gorszego niż wakacje z Jarskim. Uwierz mi. On wiecznie gada.
- Wcale w to nie wątpię. Mam jęczącego Kostka w pokoju obok i lamentującą Elizą po drugiej stronie. Idzie się przyzwyczaić, ale na dłuższą metę można się wykończyć.
- Co na mnie nagadujesz? – rudowłosa weszła do pomieszczenia i doskoczyła do szafki z ciastkami. Otworzyła je szybko i postawiła na środku stołu, zabierając dwa po drodze. Miałam jej coś odpowiedzieć, gdy rozdzwonił się mój telefon. Wstałam szybko od stołu, przepraszając tą dwójkę i zabrałam urządzenie z szafki w korytarzu. Westchnęłam z ulgą, widząc migający napis: Olek.
- No co tam chcesz? – zapytała, siadając na kanapie w salonie.
- Ama, chciałbym Cię o coś poprosić – zaczął niepewnie. Usłyszałam cichy głos Martyny po drugiej stronie i śmiech Michała. – Mogłabyś się dzisiaj zająć Michałem? Mamy z Martyną parę spraw do załatwienia i niestety nie możemy zabrać ze sobą małego.
- Pewnie, że się nim zajmę – uśmiechnęłam się szeroko na myśl o całym dniu spędzonym z małym blondynkiem.
- Przywiozę go do Ciebie za godzinę. Zabierz go gdziekolwiek chcesz, zajmij go czymś jeśli możesz. Zrobił się strasznie rozbrykany – wytłumaczył.
- Nie martw się braciszku. Zajmę się tym twoim szkrabem.
- Dziękuję Ci Amcia. Życie mi ratujesz – zaśmiał się do słuchawki – Muszę już kończyć. Kocham Cię młoda.
- Ja Ciebie też, ja Ciebie też – westchnęłam i zakończyłam rozmowę. Szybkim krokiem wróciłam do kuchni. Eliza zawzięcie rozmawiała z rozgrywającym, co chwila upijając łyk mojej herbaty. Związałam włosy w wysoki kucyk i oparłam się o blat szafek kuchennych.
- Będziemy mieli dzisiaj współlokatora – oznajmiłam Elizie, która spojrzała na mnie jak na kosmitę. Zaśmiałam się cicho i zerknęłam na paznokcie u obu rąk. – Mamy Michała pod opieką.
- Myślałam, że coś gorszego – odetchnęła z ulgą i ponownie wdała się w rozmowę z siatkarzem. Wiadomość ta nie zrobiła na niej praktycznie żadnego znaczenia. Opieka nad dziećmi nie była dla niej trudna. W wakacje często dorabiała jako opiekunka, by zarobić chociaż na pierwszy semestr.
- Będą tu za pół godziny – westchnęłam, splatając dłonie na piersiach.
- Ja to za pół godziny? Nie mogłaś wcześniej mi tego powiedzieć? – fuknęła rudowłosa i zerwała się szybko z krzesła. Pogroziła mi palcem. – Mamy go gdzieś zabrać?
- Najprawdopodobniej – wzruszyłam ramionami. Zerknęłam na Grześka, który swój wzrok miał cały czas utkwiony we mnie. Mrugnął do mnie okiem i uśmiechnął szeroko.
- Słaby sobie moment wybrałeś na odwiedziny – oznajmiłam, odstawiając kubki do zlewu.
- Niby dlaczego? – zapytał ze śmiechem. Wstał z miejsca i wyjrzał przez okno. Słońce świeciło już dosyć mocno.
- Zaraz będę miała urwanie głowy, a ty zapraszasz mnie jeszcze na otwarty trening… - wyjaśniłam pospiesznie. Brunet ustał obok mnie i oparł się o szafki. Objął mnie roześmianym spojrzeniem i wyjął łyżeczkę z dłoni.
- To zabierz go ze sobą – stwierdził pewnie, łapiąc mnie lekko za rękę. Zlustrowałam go spojrzeniem i uśmiechnęłam lekko. Patrzyliśmy na siebie dość długi czas dopóki Eliza nie wpadła do kuchni. Wygoniła mnie stamtąd z rozkazem ubrania się i ogarnięcia. Po tych nieszczęsnych dwudziestu minutach wyszłam z łazienki całkowicie gotowa do wszystkiego. Eliza wyskoczyła kuchni, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Po chwili do małego mieszkanka wpadł roześmiany blondynek. Zajrzał do kuchni i zawołał radośnie:
- Amandzia!
Podbiegł do mnie i mocno przytulił się do mojego brzucha. Kucnęłam przed nim i pocałowałam w rozmarzone czółko.
- Cześć skarbie – uśmiechnęłam się i przytuliłam drobne ciałko. Eliza stanęła w drzwiach i pstryknęła palcami. Za nią szybkim ruchem przemieścił się Olek. Wyszłam na korytarz, ciągnąc za rękę małego Michałka.
- Dzięki Ama – odetchnął – Co ja bym bez Ciebie zrobił.
- Prawdopodobnie nic. Jedź już, załatw swoje sprawy i wracaj szybko. Uważaj na siebie Olek – cmoknęłam go mocno w policzek i to samo uczynił chłopiec. Brat pomachał mu po czym szybko opuścił mieszkanie.
- Dlaczego nas tu tak duzio? – zapytał z przejęciem, gdy usiadł na taborecie przy ścianie.
- Zaraz będzie nas trochę mniej – oznajmiłam, czochrając mu blond włosy. Mały rozejrzał się dookoła i zatrzymał zaciekawiony wzrok na Grześku, który siedział po drugiej stronie stołu i uśmiechał się do niego pogodnie.
- Jeśtem Michaś – wyciągnął drobną rączkę w stronę rozgrywającego. Brunet uścisnął ją z błyszczącymi się oczami.
- A ja jestem Grzesiek – odparł. Mały trzymał go za rękę przez kilkanaście sekund, po czym uśmiechnął się szeroko. Łomacz spojrzał na mnie pogodnie. – Będę się już chyba zbierał…
- Nie, zostań – zaprzeczyłam gwałtownie,  prawie upuszczając kubek.
- Michaś – zwróciłam na siebie uwagę malca – Zabierzemy Cię dzisiaj na malutką wycieczkę, dobrze? Pójdziemy razem z wujkiem Grześkiem i Elizą na trening.
- A wujek coś trenuje? – zapytał zaciekawiony, zeskakując z taboretu i podchodząc do rozgrywającego.
- Wujek gra w siatkówkę – wyjaśnił mu brunet. Mały wdrapał mu się na kolana i oparł główkę na jego ramieniu. – Pójdziemy na mój trening, pogramy w piłkę, pobawimy się z Amandzią i Elizą. 
Zerknęłam do tyłu, patrząc na uśmiechniętego Grześka. Pochylał się nad blondynem i powoli tłumaczył mu wszystko, co chciał wiedzieć.
- Już powinniśmy wychodzić, prawda? – zapytała Eliza. Łomacz podniósł głowę i zerknął na zegarek.
- Zaraz się spóźnię – stwierdził. Wzięłam Michałka na ręce. Grzesiek wstał szybko i skierował się do drzwi wyjściowych.
- Wujek pojedzie samochodem, a my przejdziemy się spacerkiem, dobra? – wytłumaczyłam mu. Brunet sprawdził czy ma wszystko przy sobie, po czym pomachał nam i szybko zbiegł po schodach.
- To co? Zaraz wychodzimy! – rudowłosa potarła ręce – Jeszcze tylko coś zjemy.
- A mogę z wami? – zapytał mały, wchodząc do kuchni.
- Zawsze i wszędzie – odparłam, stawiając przed nim talerzyk z wcześniej robionymi kanapkami.

|Grzesiek|
Kuba stał już przed halą i chodził nerwowo w tę i z powrotem. Wysiadłem z samochodu, wyciągnąłem torbę treningową z miejsce z tyłu i zamknąłem moją czarną puszkę. Rudzielec jakby się rozpromienił, widząc mnie. Westchnąłem głęboko i naparłem całym ciałem na drzwi wejściowe.
- Fajnie, że gramy razem, nie? – zaśmiał się pod nosem, mierzwiąc rudą czuprynę.
- Słyszałem to już od ciebie tysiąc razy. Też się cieszę – odparłem – A teraz nie marudź, szukamy szatni.
Przez dziesięć minut błądziliśmy po hali, wreszcie wpadając na odpowiedni korytarz skąd dochodziły barytonowe krzyki. Jeśli ktoś powiedział, że początki są najtrudniejsze to miał rację. Były one okropne. A te ze zmianą klimatu, przyzwyczajeń i miejsca są jeszcze gorsze. Otworzyłem niepewnie drzwi. Kilkanaście par wścibskich oczu zwróciło się w naszą stronę. Kuba przełknął głośno ślinę, patrząc niepewnie na pozostałych. Pierwszy do góry wyskoczył Żaliński i z szelmowskim uśmiechem wepchnął do środka. Czuliśmy się jak intruzi dopóki reszta nie okrążyła nas wokoło, przedstawiając się i podając rękę. Pierwsze dziesięć minut jest katorgą. Dalej wszystko idzie z górki. Kamień spadł mi z serca, gdy któryś z jeszcze nie do końca znanych mi osób, poklepał mnie przyjacielsko po plecach i zaczął nadawać o mienionych Mistrzostwach Europy, w których mieliśmy przecież brąz. Ucieszyłem się jak głupi, bo przyjęli nas bardzo dobrze. Kuba też wyglądał na zadowolonego. Swobodnie rozmawiał z trenerem i jego asystentem. Rozejrzałem się dokładniej po trybunach. Gdzieniegdzie siedzieli już kibice. Najwięcej jednak znajdowało się ich po stronie kwadratu dla rezerwowych.
- Czekasz na kogoś? – odwróciłem się szybko do tyłu, wpatrując zdziwiony w twarz Pawła Ruska. Wskazał głową na trybuny – Na razie mało ludzi. Trzeba poczekać jeszcze z piętnaście minut.
Uśmiechnąłem się tylko i wróciłem do Kuby, rozpostartego na krzesełku. Stukał nogą o parkiet i błądził wzrokiem po suficie budynku. Klasnąłem mu przed twarzą. Rozbudził się szybko i spojrzał jak na wroga.
- Agnieszka będzie? – zapytałem, siadając obok. Ożywił się jeszcze bardziej.
- Powinna gdzieś tu być. Miała przyjść spacerem, bo nie chciała się tłuc po mieście samochodem – wzruszył lekko ramionami – Ej, Grzesiek…
Trącił mnie ramieniem, gdy wpatrywałem się w kolejną osobę wspinającą się po schodach do góry, by zasiąść na trybunie. Mruknąłem coś niezrozumiale i spojrzałem w rozbawione oczy.
- Kogoś zobaczyłeś? Czy to może Amanda ma dzisiaj wpaść? – omiótł mnie badawczym wzrokiem po czym zaśmiał się triumfalnie – Wiedziałem! No kurde wiedziałem!
- Bo jeszcze prorokiem zostaniesz – westchnąłem, podnosząc się z miejsca i kierując w stronę brunetki. Właśnie weszła na halę. Eliza zamknęła drzwi, a między nimi pałętał się chłopczyk. Miał oczy wielkie jak pięciozłotówki. Wydał z siebie zduszony okrzyk i złapał Lewandowską za rękę. Pomachałem im z szerokim uśmiechem na twarzy. Michał podskoczył w miejscu i wyrwał się Amandzie z uścisku. Przebierał szybko nóżkami aż wreszcie dobiegł do mnie i przytulił się do mojej nogi.
- Wujek, ale ty jesteś duzi! – krzyknął wesoło, gdy wziąłem go na ręce i podszedłem do dziewczyn. Zwróciliśmy na siebie uwagę połowy kibiców na hali. Zaprowadziłem ich na trybuny po czym oddałem małego w ręce Elizy. Usiadł jej wygodnie na kolanach i przytulił do siebie mały pluszowy samochodzik.
- Nie zgubiliście się po drodze? – zapytałem, przychylając się do brunetki.
- Chciałbyś – parsknęła śmiechem – Wszystko poszło jak po maśle. Idź się rozgrzewaj. I pozdrów Kubę, bo widzę, że się tutaj patrzy.
- Poczekacie na mnie później? – dociekałem, gdy ręka Amandy zanurkowała w plecaku. Spojrzała na mnie rozbawiona i sprzedała mi pstryczka w nos.
- Poczekamy. Już wszyscy się rozgrzewają, idź!
Pomachałem im na odchodne i włączyłem do biegu jak reszta chłopaków. Kuba spojrzał na mnie dociekliwie i popukał się palcem w czoło. Wzruszyłem ramionami co jakiś czas wpatrując się w znane mi postacie tuż przy boisku. Michał wychylał główkę zza barierek. Amanda pochylała się nad nim i tłumaczyła, co rusz wskazując na coś palcem. Omal nie wpadłem na słupek. Jarosz zaśmiał się szaleńczo, wymijając mnie w biegu i klepiąc po plecach. Już nie mogłem się doczekać kiedy skończymy trening i wyjdziemy na zewnątrz. Zanim jednak to nastąpiło musieliśmy przebrnąć przez czterdzieści pięć minut ciężkiej rozgrzewki. Potem było już z górki. Trener podzielił nas na drużyny i wymieszał razem z chłopakami z Młodej Ligi. Takim składem kolejne czterdzieści pięć minut graliśmy do upadłego. Zafundowaliśmy podobno całkiem niezły teatr kibicom na trybunach. Nieodzowna część każdej gry, czyli parę symulacji wywołujące skoki ciśnienia u kibiców i możliwy zawał, normalka. Takich efektów też nie zabrakło. Gdy trener ogłosił koniec treningu wszyscy jęknęli zawiedzeni. Naprawdę dobrze mi się tu grało. Atmosfera wcale mnie nie przytłaczała. Wręcz przeciwnie. Mógłbym tu przebywać całymi dniami, odbijając piłkę do utraty tchu. A potem rzucić się na łóżko. I tak codziennie. Rozciągnęliśmy się lekko, po czym wypadliśmy z hali. Tym razem już trafiliśmy z Kubą do szatni. Wyszliśmy jako ostatni, po rozmowie z trenerem. Amanda z Elizą i Michałkiem czekali na nas już pod obiektem.
- Ej, Grzesiek! – syknął do mnie rudzielec, łapiąc za łokieć i pociągając w bok – Bo ja chciałbym się oświadczyć Agnieszce…
- Żartujesz! – krzyknąłem, po czym oberwałem po głowie – Gratuluję pomysłu. To kiedy mam zacząć zbierać na prezent?
- Nie opowiadaj głupot – jęknął błagalnie – Pomożesz mi? Poproś Amandę albo Elizę. Cokolwiek.
- Tak Ci się spieszy? – dopytałem, zerkając przez ramię.
- No bardzo. Przecież ją kocham, nie? Nie mogę pozwolić jej odejść – odparł, uśmiechając się lekko – A Ty lepiej myśl, co zrobić z Amandą. Wyglądaliście dzisiaj jak parka dobrych rodziców.
- Idź już, bo chyba coś Ci zaszkodziło – zaśmiałem się – Agnieszka już na Ciebie czeka.
- Pogadaj z Amandą! Nie zapomnij!
Pokręciłem głową z dezaprobatą. Kto by pomyślał. Kuba na nowej drodze życia. I Kurek tańczący na jego weselu w spódnicy. Jarski na pewno tego nie zapomniał. Takich zakładów się nie zapomina. Podszedłem w końcu do dziewczyn i uśmiechnąłem się szeroko.
- Idziemy na jakieś ciastko? – zapytałem, omiatając ich wzrokiem. Blondyn pokiwał ochoczo głową. Eliza złapała go za rękę i przyciszonym głosem wytłumaczyła, że wujek Grzesiek i ciocia Amandzia muszą porozmawiać. Lewandowska zaśmiała się cicho.
- Mam do Ciebie prośbę – zacząłem cicho, wbijając spojrzenie w chodnik. – Ale to potem. Jak nie zapomnę.
- Coś ważnego?
- Tak, ale nie dla mnie – uśmiechnąłem się. Kiwnęła lekko głową, dając prowadzić się Elizie i Michałkowi. Jakieś dziesięć minut później dotarliśmy do małej kawiarenki niedaleko bloku dziewczyn. Usiedliśmy w kącie pomieszczenia. Zamówiliśmy wszyscy po kawałku karpatki, którą skonsumowaliśmy także w zadziwiająco szybkim tempie. Amanda właśnie brała łyk malinowej herbaty, gdy blondyn wypalił z pytaniem.
- Wujek, a czi ty kochaś ciocię Amandzię? – zapytał podekscytowany, wpatrując się to we mnie, to w brunetkę. Spojrzeliśmy po sobie. Amanda gwałtownie opuściła wzrok, wzdychając głęboko. Moje serce łomotało w piersi o wiele mocniej i szybciej niż zazwyczaj. Eliza też zrobiła oczy wielkie jak pięciozłotówki.
- To trudnie Michaś – odpowiedzi podjęła się Lewandowska. Poczochrała jego krótkie blond włosy i zaczęła się bawić śnieżnobiałą serwetką.
- Dlaczego trudne? – dociekał. Splótł maleńkie rączki na blacie stolika i machał wesoło nóżkami w powietrzu.
- Zrozumiesz za kilkanaście lat – odparła cicho.
- Ale wy przecieś tak na siebie patrzycie, przytulacie… - drążył temat. Amanda zaśmiała się cicho i cmoknęła go w czółko.
- Kiedyś Ci to wszystko wytłumaczę. A teraz wrócimy już do domku, co? Mam taką fajną grę na komputer, chciałbyś pograć? Wujek Grzesiek może Ci pomoże…
- Z przyjemnością – odparłem radośnie, łapiąc małego za ręce. Zapłaciliśmy po czym szybkim krokiem wróciliśmy do mieszkania Eliza, Amandy i Kostka. Obie zajrzały najpierw do pokoju Włochy. Pewne, że śpi, skierowały się do salonu skąd dochodziły nasze szaleńcze głosy. Odpaliliśmy jakąś dziwną grę. Michał siedział mi na kolanach, a ja razem z nim sterowałem robotem w labiryntach, lasach i po pustyni. Zastanawiałem się kto w to gra. Amanda stanęła w progu, opierając się o futrynę. Uśmiechała się pogodnie widząc nasze zaangażowanie. Z niewyjaśnionych przyczyn blondynek w końcu zasnął na moich kolanach po godzinie intensywnej gry i przyciszonych rozmów. Ułożyłem go na kanapie i przykryłem polarowym kocem. Amanda dostawiła dwa krzesła, by nie ześlizgnął się i nie spadł na podłogę.
- Będę się już zbierał – westchnąłem, wychodząc na korytarz.
- Tak szybko? – założyła ręce na piersi i uważnie obserwowała każdy mój ruch. Uśmiechnąłem się lekko.
- Ale mam jeszcze jedną prośbę. Jeśli możesz oczywiście…
- No mów! – zaśmiała się radośnie, odrzucając czarne włosy na plecy.
- Chciałbym, żebyś przychodziła na mecze – wydukałem w końcu – To dla mnie ważne, Ama. Bo chciałbym mieć kogoś, kogo widziałbym od czasu do czasu na trybunach. To takie fizyczne wsparcie dla mnie…
- Rozumiem, Grzesiek – odparła, wzdychając ciężko – Zobaczymy, co da się zrobić. Ale niczego nie obiecuję.
- Dobrze, dobrze. Dziękuję Ci za dzisiaj. Michaś… fajny chłopak, przytul go ode mnie jak wstanie.
- To ja dziękuję Grzesiek. Nie wiem co robiłabym z nim cały dzień w domu.
- Zawsze do usług. Do zobaczenia – pochyliłem się nad nią i pocałowałem lekko w policzek. Uśmiechnęła się i pomachała koniuszkami palców, gdy zbiegałem po schodach. Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami i przekręcanie klucza w zamku. 

____________________________________

Przepraszam was bardzo, bardzo mocno. I tym, którzy tu jeszcze zaglądają i czekają strasznie dziękuję. :3 Bo serio to nie wiem co bym bez was zrobiła. Rozdział krótki wiem. Nic sensownego nie wnosi. Już powoli kończymy tą historię. Ciągnie się jak guma, niestety xD Wątek Elizy i Bartka rozwinę przy najbliższej okazji, obiecuję. A ten z Leą i Michałem niedługo się prawdopodobnie skończy. Muszę wymyślić coś dramatycznego, bo tak pięknie być cały czas nie może.
Tak bardzo wam dziękuję ♥
Za wszelkie błędy przepraszam.

2 komentarze:

  1. aaaaa DOCZEKAŁAM SIĘ <3 no więc moja ulubiona para, czyli Amandzia i Grześ są taaacy słodcy, że się zakochałam znowu już któryś raz. Podoba mi sie w Grzesku to ze jest taki delikatny i nie naciska i że u niego to tak wszystko z czasem. Ale niech już działa, no ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje rozdziały są jak wino, im dłużej się na nie czeka, tym są lepsze :)
    Ama i Grzesiek są strasznie słodcy i życzę im, żeby się w końcu zeszli i byli razem do końca życia. Tak wiem, cukier, cukier, wszędzie cukier! Ale cóż poradzić? Oni do siebie pasują i to tyle w tym temacie :)
    Michaś to taki kochany dzieciak i oczywiście bezpośredni, co osobiście w dzieciach uwielbiam. Nie owijają w bawełnę, tylko mówią prosto z mostu..
    Czekam na wątek Michała i Lei.. Swoją drogą Kubiak zachował się jak jakiś małolat, no ale to Dziku, więc jemu wszystko wybaczę.
    :D

    OdpowiedzUsuń