wtorek, 1 października 2013

#Dwadzieścia dwa



|Eliza|
W Gdańsku powoli wszyscy zaczynają się przygotowywać do pierwszych meczy plusligowych. Zaopatrują się w szaliki, koszulki i różnego rodzaju gadżety miejscowego klubu. Karnety na mecze są już praktycznie wyprzedane. Grzesiek raczył nas o tym poinformować. I tak wszyscy wiemy, ze Amanda nie wykupi wejściówek, a będzie czatowała przed halą, aż dostanie się do kasy. Wybrałyśmy sobie słaby moment na kibicowanie, bo zaczynałyśmy intensywnie ostatni rok licencjatu. Kostek magicznym sposobem ozdrowiał, więc miałyśmy o połowę mniej zajęć w mieszkaniu niż to było przez cały tydzień. Odetchnęłyśmy z ulgą, gdy stwierdził, że pomoże nam w robieniu obiadu. Do listopada pozostały jeszcze dwa tygodnie. Czas w Gdańsku leciał szybko jak z bicza strzelił. Łomacz wraz z Kubą regularnie nas odwiedzali. Rudzielec tylko po to, aby podnieść ciśnienie nam wszystkim, a Grzesiek… no wszyscy wiedzą po co. A Lewandowska jak była niewzruszona tak jest i teraz. Choćby się Łomacz dwoił i troił nic nie poradzi na sposób życia Amandy, która do wszystkie potrzebuje dojrzeć. W sobotę spakowałam część swoich manatków i wybrałam się do Warszawy. Cieszyłam się jak dziecko, gdy usłyszałam, że Antek wraca na jakiś czas do stolicy. Nie zawahałam się ani chwili i wskoczyłam do pociągu. Obiecałam Amandzie, że wrócę w niedzielę po południu. Miałam więc półtora dnia na nacieszenie się bratem. Prosto z Dworca poleciałam na lotnisko. Serce podjechało mi do gardła, gdy zauważyłam jak ląduje samolot z Norwegii. Zaciskałam nerwowo palce na rączce walizki, nie mogąc się doczekać roześmianych oczu brata i jego ogromnym ramion, obejmujących mnie z każdej strony.
- Eliza?
Odwróciłam się gwałtownie do tyłu. Jak na zawołanie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Długo wpatrywałam się w lśniące, błękitne tęczówki, dopóki ich właściciel nie objął mnie mocno i nie podniósł do góry. Przeczesałam palcami jego ciemne brązowe włosy i musnęłam ustami policzek.
- Cześć Bartek – uśmiechnęłam się, gdy odstawił mnie na ziemię. Długi czas patrzył w moje oczy z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Podniósł rękę do góry i podrapał się nią po karku. Dopiero teraz zauważyłam ogromną torbę stojącą obok jego nóg. – Wyjeżdżasz?
Otworzył usta, by coś powiedzieć jednak równie szybko je zamknął. Pochylił się nade mną i bez uprzedzenia naparł na moje wargi. Całował zapamiętale tak jak to robił podczas naszego ostatniego spotkania. Ludzie przechodzący obok, obserwowali nas kątem oka i uśmiechali się tajemniczo. Przyjmujący objął mnie mocniej w talii. Jeśli myślał, że mu ucieknę to szczerze się pomylił. W chwili, gdy niechcący potarł nosem o mój policzek, chmara motyli uwolniła się z uwięzi i rozprostowała skrzydła w moim brzuchu. Przyjemne łaskotanie rozeszło się po moim ciele, a nogi zrobiły się jak z waty. Nie wiem ile czasu staliśmy w tym niedźwiedzim uścisku. Prawdopodobnie długo, bo podskoczyłam jak szalona, gdy za plecami usłyszałam głośne chrząknięcie. Odwróciłam się do tyłu i roześmiałam głośno.
- Boże, Antek! – do moich oczu natychmiast napłynęły łzy, gdy zobaczyłam tą samą radosną twarz ukrzywdzoną kilkoma bliznami. Płakałam i śmiałam się na przemian. Brat wychylił się w bok i podał rękę siatkarzowi.
- Antek, brat Elizy – uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.
- Bartek – odparł przyjmujący. Przeczesał niepewnie krótko przystrzyżone włosy.
- Zostawię was jeszcze na chwilę samych. Będę na zewnątrz – wyjaśnił i odszedł tak szybko jak się pojawił. Sunęłam za nim wzrokiem, dopóki nie zniknął za rogiem. Spojrzałam wreszcie na zupełnie zdezorientowanego Kurka.
- Bartek, gdzie wyjeżdżasz? – pytałam natarczywie, ocierając policzki wierzchem dłoni.
- Do Rosji – odparł cicho – Zmieniłem klub.
Moja ręka zatrzymała się w połowie drogi do uchwytu walizki. Nie wierzyłam własnym uszom. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Jak to zmieniłeś klub? Przecież… - zaczęłam płaczliwym głosem.
- Wiem, obiecałem, że zostanę w Polsce. Pamiętam to, Eliza… - wyciągnął rękę do przodu i delikatnie dotknął dłonią mojego policzka. Przysunęł się szybko i pochylił nad moją zapłakaną znów twarzą – Chcę się rozwijać, zrozum proszę. Propozycja grania w Moskwie to dla mnie ogromna szansa.
- Wiem Bartek i rozumiem to – uśmiechnęłam się lekko, wyłapując jego zdziwiony wzrok. Sam nie wiedział, co teraz powiedzieć.
- Nie będziesz mnie zatrzymywała? – zapytał zakłopotany. Zaśmiałam się pod nosem i sprzedałam mu pstryczka w nos.
- Uwierz mi, bardzo bym chciała, ale wiem, że wyjazd do Rosji wyjdzie ci na dobre. Z resztą przecież ktoś wymyślił takie mądre słowa, że jeśli kogoś się kocha, to pozwoli mu się odejść.
Uśmiechnął się i porwał mnie na ręce. Nie pytał się już o nic więcej, nic więcej nie mówił. Objął mnie ramionami, przyciskając do swojego torsu.
- Świat z tak wysokiej perspektywy wydaje się być piękniejszy, wiesz? – wyszeptałam mu Prost do ucha, gdy wydychanym powietrzem rozdmuchiwał moje rude włosy. Nagle na całym lotnisku rozbrzmiał głos, że wkrótce odlatuje samolot do mroźnej Rosji. Szatyn przełknął głośno ślinę. Sięgnął dłonią po torbę.
- Nawet nie wiesz jak trudno będzie mi Ciebie tu zostawić. Chciałbym Cię tam zabrać razem ze mną.
- Wiem, Bartek, ja to wszystko wiem – wyjęczałam cicho – Idź już na odprawę…
- Eliza, spójrz na mnie.
- Bartek, idź już – wyszeptałam, wbijając spojrzenie w podłogę. Kurek schylił się i ostatni raz złożył na moich ustach pocałunek.
- Zobaczymy się niedługo, obiecuję – wyszeptał, trzymając mnie za rękę. Uczucie, gdy coś wyślizguje Ci się z rąk jest okrutne. Widziałam jak jego wysoka postać kieruje się na odprawę. Widziałam jak wyciągał bilet z wewnętrznej kieszeni kurtki i przy okazji szukał mnie wzrokiem. Pomachałam mu koniuszkami palców i otarłam łzę z kącika oka. Rozpłakałam się jak małe dziecko, gdy zniknął z mojego pola widzenia. Ukryłam twarz w dłoniach. Przez palce zobaczyłam jak zbliża się do mnie Antek. Otulił mnie braterskim ramieniem i pozwolił bym płakała w jego koszulkę. Głaskał ręką po głowie, aby choć trochę mnie uspokoić.
- No już, nie płacz Eliza – uśmiechnął się, ocierając łzy z moich policzków. Przewiesił sobie torbę podróżną przez ramię i złapał za uchwyt mojej walizki. Razem wyszliśmy z Okęcia i powolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę najbliższego przystanku. Podróż do niewielkiego mieszkania niedaleko centrum minęła nam szybko, za szybko.
- A ten chłopak… - brat delikatnie próbował zacząć temat, gdy wysiedliśmy z tramwaju. – Bartek, tak?
- Tak – uśmiechnęłam się lekko, zabierając od niego walizkę. – Wyjechał do Rosji.
- Oszalał? Dlaczego? – zapytał zdziwiony, zerkając na światła na pasach.
- Jest sportowcem, Antek. A sportowcy chyba tak mają. Zmienił klub i teraz będzie pracował w Moskwie – wzruszyłam ramionami, ciągnąć za sobą bagaż. Antek dogonił mnie na chodniku po drugiej stronie.
- Jesteście ze sobą? – dociekał. Mrugnął do mnie okiem, gdy odwróciłam głowę w jego stronę.
- Nie – mruknęłam, wbijając spojrzenie w nierówno ułożoną kostkę.
- Co to za świat teraz jest… - westchnął głęboko – Nie ma to jak całować się, nie będąc ze sobą.
- Czyli jesteś przeciwny wolnym związkom? – zaśmiałam się, dając mu sójkę w bok.
- Świat stanął na głowie – wytłumaczył – Zupełny bezsens.
- Nie czepiaj się już! – zrugałam go, pociągając lekko za rękaw koszulki. – Antek… - spojrzał na mnie zaciekawiony, zgryzając wargi - …co się stało?
- Nic, coś się miało stać? – pacnął się w czoło, gdy uniosłam brew do góry i spojrzałam na niego znacząco – Aaaa, chodzi ci o te wszystkie blizny? Pozostały po paru strzelaninach w Afganistanie…
Upuściłam rączkę walizki i wpatrywałam w niego szeroko otwartymi oczami, do których natychmiast napłynęły łzy. Podeszłam do niego powoli i objęła mocno w pasie. Byłam przerażona tym, że coś mogło mu się stać. 
- Nie martw się o mnie – westchnął, głaszcząc mnie po głowie. Kolejny raz dzisiejszego dnia i pewnie nie ostatni – Wszystko jest w porządku. Następna misja za parę tygodni.
- Boję się Antek. Za każdym razem, gdy słyszę w wiadomościach, ze zginęli polscy żołnierze w Afganistanie trzęsą mi się ręce, wszystko roztrzaskuje się w drobny mak. Zawsze mam nadzieję, że to nie ty. Jesteś za młody na wojnę. Boję się, że któregoś dnia… że któregoś dnia zadzwonią, napiszą, że zginąłeś, że nie ma po tobie śladu, że ktoś Cię porwał… - załkałam żałośnie, mocząc mu całą koszulkę.
- Nie bój się. Nigdy tego nie usłyszysz – wyszeptał, gładząc mnie po plecach. – Chodź, idziemy już. Tarasujemy całe przejście.
Westchnęłam głęboko i otarłam łzy wierzchem dłoni. Złapałam go pod ramię. Rozmawialiśmy już o przyjemniejszych rzeczach, więc droga do warszawskiej klitki minęła nam w kilka minut. W domu jak zawsze była tylko mama. Widząc Antka w progu zaczęła wylewać rzewne łzy. Tata był w pracy, więc miał przyjść dopiero wieczorem. Usiedliśmy wszyscy razem przy malutkim stole w kuchni. Mama patrzyła z radością na nasze twarze, co chwila ocierając łzy radości. Czy tęskniła? Prawdopodobnie. A tata? Nie wiem… Rzadko kiedy był obecny w moim życiu.


|Lea|
Bez zastanowienia pakowałam wszystkie swoje rzeczy do walizki. Kolejne spodnie znalazły w niej miejsce, sweter, bluza czy jednak z ładniejszych koszulek. Jednym machnięciem ręki zrzuciłam wszystkie kosmetyki z szafki w łazience. Na siłę wepchnęłam tam jeszcze buty i parę innych zupełnie nieprzydatnych rzeczy. Zasunęłam bagaż, po czym ostatni raz rozejrzałam się po pokoju. Poustawiałam wszystko tak jak było zanim tu tymczasowo zamieszkałam. Wytaszczyłam walizkę na zewnątrz i zamknęłam za sobą drzwi do pokoju. Ostatni raz zjechałam windą, ostatni raz zerknęłam w stronę stołówki. Wymeldowałam się i podziękowałam za wszystko. Nie miałam planu. Żadnego planu. Nawet zarysu tego, co mam zrobić. Kompletna pustka w głowie. Jakimś cudem doszłam do głównej drogi i załapałam się na autobus w stronę Rzeszowa. Ostatnim miejscem, które przychodziło mi na myśl był dom. Mój rodzinny dom, który dzieliłam z rodzeństwem i rodzicami. Otuliłam się mocniej cienkim płaszczem i poprawiłam chustkę na szyi. Czekała mnie teraz długa podróż. Podróż do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Gdzie się urodziłam, gdzie stawiałam pierwsze kroki, wymawiałam pierwsze słowa. Nie miałam pojęcia co powiem rodzicom, gdy nacisnę dzwonek obok drzwi. I co im powiem? Cześć mamo. Cześć tato. Kubiak mnie skrzywdził, więc wracam do domu? Wracam do Stanów, a tu jestem przejazdem? Nie wiedziałam. Czekałam cierpliwie aż autobus stanie na przystanku w centrum Rzeszowa. Miasto mojego dzieciństwa. Tak bardzo tęskniłam za wieczornymi spacerami po rynku, za wychodzeniem z tatą na mecze siatkówki, za częstym jadaniu w Barze Mlecznym. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę domu. Ciągnęłam za sobą granatową walizkę nie zwracając uwagi na ludzi, przechodzących obok mnie. Ukrywałam się za chustką, idąc obok Podpromia. Cała banda zawodników kierowała się w stronę swoich samochodów. Przyspieszyłam kroku, widząc jak odpalają auta i cofają do tyłu. W ostatniej chwili ukryłam się za bramą parku. Samochód Ignaczaka właśnie przejechał obok niej. Wiedziałam, że libero namierzył mnie wzrokiem. Przejeżdżając, dokładnie lustrował wszystko, co znajdowało się za stalowymi, wywiniętymi prętami. Podskoczyłam gwałtownie do góry, czując wibracje telefonu w kieszeni spodni. Wyciągnęłam go lewą ręką i zerknęłam na wyświetlacz. Michał. Zaśmiałam się w duchu i zignorowałam połączenie. Zadzwonił kolejny raz, potem następny, piąty, siódmy i dziesiąty. Pozostałam niewzruszona. Wyłączyłam telefon i wrzuciłam go do środka torby. Przykro mi Michał. Dla mnie już nie istniejesz. I cokolwiek chciałbyś zrobić – nic nie wskórasz. Przeszło pół godziny zajęło mi dojście na właściwe osiedle. Serce łomotało w piersi, gdy otworzyłam furtkę na podjazd. Przełknęłam głośno ślinę i nacisnęłam dzwonek. Usłyszałam szybki chód, wręcz trucht po drugiej stronie drzwi. W końcu otworzyły się i wyjrzała zza nich zainteresowana głowa mamy. Gdy mnie zobaczyła wzniosła ręce do nieba i objęła mnie delikatnie. Stałyśmy na schodach dobre dwie minuty, dopóki nie przyszedł tata.
- Córcia! – zaśmiał się głośno. Mama odsunęła się ode mnie na wyciągnięcie ramion i otarła oczy malutką ściereczką. Wciągnęli mnie do domu i wyrwali walizkę z rąk. Mama bez słów posadziła mnie na kanapie w salonie, a tata ustał za nią i patrzył podejrzliwie.
- Może chcesz się czegoś napić? – zapytała mama, ściągając fartuszek z szyi.
- Zaraz sobie zrobię – uśmiechnęłam się w podziękowaniu. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale mama przerwała mi głosem nie wnoszącym sprzeciwu.
- Herbaty? Już Ci zrobię – zniknęła za ścianą. Tata usiadł naprzeciwko mnie.
- Będziemy długo rozmawiać? – zapytałam cicho, spoglądając na swoje paznokcie.
- Bardzo – odparł z uśmiechem – W końcu wróciłaś z tej całej Spały. Musisz nam wszystko opowiedzieć.
Kiwnęłam lekko głową. Nie wiedziałam jeszcze na co się piszę. Jedno było mi wiadome – rodzice wyciągną ze mnie wszystkie informacje czy tego chcę czy nie. A potem? Potem będzie już tylko lepiej.



Jak szalona zaparkowałam samochód przed Ergo Areną. Spóźniłam się. Kolejny raz w tym miesiącu. Z hali słychać było radosne okrzyki i powtarzający się dźwięk gwizdka sędziego. Było już koło dwudziestej. Zapaliłam lampy w samochodzie i otworzyłam schowek, poszukując biletu. Jęknęłam błagalnie, gdy nie było go na wierzchu. Przekopałam się przez tony rachunków, ubezpieczeń i innych różnych dokumentów, które zazwyczaj mam przy sobie. Wyrzuciłam wszystko na siedzenie pasażera nerwowo przebierając papiery. Sięgnęłam po torebkę, leżącą na tylnych siedzeniach. Rozsunęłam ją szybko, prawie wyrywając zawieszkę suwaka. Zajrzałam do każdej kieszonki, aż wreszcie znalazłam kartonik w zewnętrznej kieszeni. Od rana nic nie układało się po mojej myśli. Stłukłam ulubiony kubek Kostka, w drodze na Politechnikę oderwał mi się pasek od torby. Na miejscu podczas przerwy między wykładami wylałam na siebie kubek wody. Wracając omal nie wpadłam pod samochód. Na całe szczęście Eliza w porę złapała mnie za ramię i pociągnęła do tyłu. Taki pech, a ten dzień się jeszcze nie skończył. Miałam nadzieję, że nie spóźnię się na mecz. Jednak Bóg postanowił pokrzyżować moje plany. Wyskoczyłam szybko z samochodu, zamykając go za sobą. Jak szalona podbiegłam do barierek, przy których stali ochroniarze. Podałam mu świstek, lecz ten jednak pokręciła przecząco głową i wskazał na drzwi. Ze środka kaskadami wysypywali się kibice. Jedni zadowoleni, drudzy smutni. Nerwowo zaczesałam włosy do tyłu, patrząc z nadzieją na wejście na halę. Grzesiek do tej pory pewnie zorientował się, że mnie nie ma. Błagał mnie wręcz na kolanach bym pojawiła się na tym meczu. Wkraczali oni w decydujące rozgrywki Pucharu Polski. Poprosił bym była na trybunach i trzymała za niego kciuki. Schowałam bilet w płaszczu. Zaczepiłam jakiegoś chłopaka w szaliku Trefla.
- Przepraszam, jaki wynik? – zapytałam błagalnie. Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Przegraliśmy proszę pani. Trzy do dwóch – westchnął głęboko, oddalając się ode mnie.
Kibice w ponurych nastrojach rozchodzili się do domów. Stałam pod halą dobre pół godziny, dopóki chłopaki nie wyszli z obiektu tylnymi drzwiami. Kuba rozejrzał się ponuro dookoła. Zauważył mnie, więc podniosłam lekko rękę do góry. Odwrócił się szybko do Grześka, który wpatrywał się uparcie w swoje adidasy. Trącił go łokciem, wskazując głową na moją postać. Sięgnęło mnie przejmujące spojrzenie rozgrywającego. Pożegnał się z resztą kolegów i zawrócił w moją stronę. Ruszyłam powoli w jego stronę, chowając bilet jeszcze głębiej w kieszeni. Rozgrywający stanął przede mną w całej swojej okazałości. Smutny wzrok wbijał w asfalt i nawet nie miał ochoty podnieść go na mnie. Wbił dłonie w kieszenie jeansów.
- Grzesiek… - zaczęłam cicho. W odpowiedzi prychnął tylko pod nosem. W końcu podniósł na mnie zmarnowany wzrok. Jego tęczówki nie błyszczały radosnymi płomieniami jak miały w zwyczaju. Były puste, wyprane z emocji. – Przykro mi…
- Co ty możesz wiedzieć – warknął beznamiętnie. Ogromna gula powstała w moim gardle, w momencie gdy wyciągnęłam rękę w jego stronę, a on odsunął się o krok do tyłu.
- Grzesiek, proszę Cię – wyszeptałam płaczliwie.
- Amanda, daj spokój – zaśmiał się, niedowierzając temu, co właśnie się działo. – Prosiłem Cię, błagałem, a Ty i tak nie przyszłaś. Co chciałaś mi przez to pokazać?
- Przecież jestem. Spóźniłam się, były korki na mieście – próbowałam wybrnąć z tej i tak beznadziejnej już sytuacji.
- Na wszystko znajdziesz wytłumaczenie, prawda? Nie było Cię tam! – wskazał ręką w stronę drzwi – W środku. Kiedy potrzebowałem twojego wsparcia. Chciałem spojrzeć w twoje oczy, zobaczyć uśmiech i zaciśnięte pięści. A Ciebie nie było. Nigdy Cię nie ma…
- Przecież…
- To śmieszne wiesz? Jestem zawsze, gdy mnie potrzebujesz. W nocy o północy, od rana do wieczora. A Ty Amanda? Nie mogłaś poświęcić mi nawet tych paru godzin. To mała błahostka w porównaniu do tego, co robię ja.
- Przepraszam – jego słowa uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Do oczu napłynęły łzy. Chciałam złapać go za rękę, lecz wywinął się szybko. Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Na nic twoje przeprosiny. Zawiodłem się na Tobie, Amanda. Eliza przychodziła na mecze, gdy tylko mogła. A Ty nigdy nie miałaś dla mnie czasu. Przykro mi.
Westchnął głęboko i odwrócił się na pięcie. Przeszedł ledwo trzy kroki, gdy ponownie za nim zawołałam. Mój głos przesiąknięty był do dna rozpaczą i żalem. Gardło zapiekło niemiłosiernie, gdy spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem.
- Grzesiek, nie zostawiaj mnie tu samej…
- Nie miałaś problemu, by zostawić mnie – mruknął szorstko – Do zobaczenia Amanda.
Załkałam żałośnie, widząc jego niknącą w ciemności sylwetkę. Czułam się okropnie. Wszystkie jego słowa były prawdziwe. Nie dawałam mu nawet cząstki siebie w odróżnieniu do niego. Poświęcał dla mnie całe swoje dnie, a ja głupia… Świat przysłaniały mi słone krople, które obficie wypływały z kanalików łzowych. Czułam się jak nikt, gdy jęcząc z bezsilności wsiadałam do samochodu. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam czoło o kierownicę. On mnie potrzebował. Pragnął mojej obecności. A ja tłumaczyłam się korkami na mieście. To było nic w porównaniu do tego, co mu zrobiłam. Cały czas miał nadzieję, że pojawię się na spotkaniu. Aż do teraz. Zgryzłam dolna wargę aż do krwi. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na jego wyświetlacz. Jedna wiadomość od Elizy. Jęknęłam i odrzuciłam urządzenie od siebie. Sprawiłam mu ból. Wewnętrzny ból. A teraz on podzielił się nim ze mną. 
______________________________________________________

No i wreszcie zaczęło się coś dziać. Powoli już to kończymy, nie martwcie się. Długo was tym nie będę męczyła. A rozdział dlatego, że GRZESIU ŁOMACZ MA DZISIAJ URODZINY ♥ 
W rozdziale dzisiaj dużo płaczu, jęków i tak dalej. Musicie mi to wybaczyć. A kiedy będzie następny to nie mam pojęcia. Sama jestem zaskoczona, że kolejny rozdział dodałam już dwa dni po ostatnim. 
Za błędy przepraszam, poprawię wszystko, gdy będę miała czas. 
żródło: tumblr.com




15 komentarzy:

  1. Ajć ...
    Eliza Bartuś, jak słit *.*
    Ama do uja walczyka, co ty odwalasz z tym Grzesiem?!
    Nie widzisz, jak mu bardzo zależy?
    Nie dziwię sie Gregorowi, że tak zareagował, ale do cholerci, niech oni będą już RAZEM! :D
    Co do ostatniego rozdziału, to czekałam, czekałam i się doczekałam :D
    Pozdrawiam i CZEKAM na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Świetny rozdział, tylko szkoda, że Grzegorz się pokłócił z Amandą... I że Lea jest nadal obrażona na Michała... Chciałabym, żeby się pogodzili. ;)
    Mam też nadzieję, że Eliza i Bartek utrzymają ten ,,związek na odległość". :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to Grzesiek wreszcie przemówił Amandzie do rozumu! Niech się trochę pomęczy teraz.Przecież jej zależy! A co do Lei i MIchała... Moim zdaniem dobrze, że jest nieugięta i że chce sobie radzić sama. Kocham ten rozdział<3

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutam ;((( Oby się pogodzili biedny McGregor ;/ zajebisty rozdział ;) Pozdrowionka. Oliii ;33

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham twojego bloga. Bardzo lubię Grzesia, więc sama rozpoczęłam opowiadanie o Lotosie, gdzie jest głównym bohaterem.
    Gorąco zapraszam: http://bez-ciebie-jestem-niczym.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Eliza... Smutno, że Bartek wyjechał do Moskwy. Nie będą się widzieć i dzielą ich kilometry.. Miłość na odległość? Czy tutaj skończy się ona happy endem? Wierzę w to bardzo mocno :)
    Lea. Jej sytuacja jest ciężka. I to bardzo. Miała wszystko: chłopaka, którego kochała, była rozchwytywaną modelką, mieszkała w Stanach... jej życie było ciężkie, ale ona chyba o tym marzyła, prawda?
    Teraz wszystko się skomplikowało. Po chłopaku zostały tylko wspomnienia, a powrót do USA chyba nie kojarzy się jej z powrotem do domu. Ale jest jedna rzecz, która sprawia, że nadzieja znów się pojawia. Odwiedziła rodziców i porozmawia z nimi, a mając wsparcie rodziny, może zdziałać wszystko.
    Amanda. Zastanawiam się, co było przyczyną jej pechowego dnia? Czy może to był jeden z tych, kiedy się starasz naprawdę mocno, ale wszystko i wszyscy są przeciwko tobie?
    Grzesiek był.. a szkoda, bo ta cała sytuacja mogła skończyć się inaczej. Jednak Ama zawiodła Grzesia, a to boli, bardzo..
    Racja, to jest płaczliwy rozdział, ale i takie są potrzebne. W życiu też nie wszystko jest zawsze kolorowe..
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurdę Bartek czemu ? Smutno ze wyjechał. Boże i Elizka będzię tęsknić, przecież do Moskwy jest daleko i tam w dodatku jest zimno.
    Płaczliwy ten rozdział to fakt. Bardzo lubie właśnie parę Lizka-Bartek i to oni skupiają moją główną uwagę. Dobrze, że Grzesiek się zachował tak jak zachował. Ale gdzieś w głębi siebie wierzę, że się pogodzą.

    Heroiczność czwarta- Stan zdrowia Łucji z godziny na godzinę diametralnie się zmienił. Przy niej dziwnym zbiegiem okolicznośći pojawił się młody przyjmujący Skry. Co z tego wynikło? Czemu Łucja 'pluje' krwią? Czy młoda dziewczyna wyjdzie z tej opresji cało? Wszystkiego dowiesz się w nowym rozdziale na którego serdecznie zapraszam heroicznanaiwnosc.blogspot.com

    Pozdrawiam Anka,

    OdpowiedzUsuń
  8. http://siatkarski-chaos-kontrolowany.blogspot.com/ rozdział spóźniony ale mam nadzieje, że nie najgorszy ;) zapraszam i liczę na szczere opinie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawno nie komentowałam, przepraszam :/ Wciąż jestem jednak na bieżąco i powiem szczerze, że smutno mi, że Bartek wyjechał ;c Naprawdę, no ;c do Rosji jest trochę daleko i pewnie Eliza będzie bardzo za nim tęsknić..
    Czekam na następny ;) Całuje ;*

    przy okazji zapraszam na dwójkę: http://postaraj-sie-prosze.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  11. smutno. i niezbyt sympatycznie, że jest kłótnia. czekam na rozwiązanie problemu.

    Zapraszam na ostatni krzyśkowy rozdział: http://bezwarunkowe.blogspot.com/. Wszystkich zainteresowany zachęcam do zapoznania się z nowymi projektami, które w krótce wystartują: http://sutra-serca.blogspot.com i http://zapominajac.blogspot.com/. Dziękuję, za bycie z krzysiem. Pozdrawiam, Kajdi :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem co się ze mną dzieje! Najpierw płaczę, bo Eliza i Bartek (matko, kocham cię za tę wstawkę, najpiękniejsza notka z perspektywy Elizy na tym blogu! <3) potem jeszcze Antek, to też mi się oczy zaszkliły, na wątek Lei nieco się uspokoiłam i nastawiłam bojowo do poczynań Kubiaka, że jak on śmie jeszcze dzwonić do niej po tym wszystkim, potem trochę się śmiałam z Amy, bo jak ja mam pecha to też kuźwa cały boży dzień, od rana do nocy. A potem to już w ogóle się rozkleiłam, bo Grzesiek zawsze taki opiekuńczy i kochany, a teraz wylał wszystkie swoje żale i tym razem, tym jedynym wyjątkowym razem to nie była wina Amandy tylko tego cholernego pecha. Potem musiałam zrobić przerwę bo ta woda w oczach nie pozwalała mi doczytać do końca, a na końcu to się załamałam i teraz pokładam nadzieję w tym, że się pogodzą, bo przecież nie możesz skończyć tej historii tak bez sensu, bez happyendu! A w ogóle, to planujesz coś nowego? Bo jak Grzesiek i Ama się skończą, to nie możesz tak sobie odejść :D proponuje założenie jeszcze jednego bloga :D
    Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć! Przepraszam za spam, ale prosiłaś, dlatego zapraszam Cię na Lot pierwszy! Czytasz+Komentujesz=Motywujesz, pamiętaj:)

    OdpowiedzUsuń
  14. wciągające.. :)
    zapraszam do siebie na dwójeczkę!
    http://bez-ciebie-jestem-niczym.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń