Odwróciłam się do tyłu, gdyż ktoś natarczywie stukał mnie w
ramię. Wymusiłam u siebie sztuczny uśmiech. Z zamiarem posłania też wiązanki w
stronę tejże osoby, stanęłam z nią twarzą w twarz.
- Miło Cię znowu widzieć.
Zachłysnęłam się powietrzem, patrząc znów w te błyszczące
tęczówki.
- Matt? – zapytałam zdziwiona.
- We własnej osobie – uśmiechnął się szeroko, lustrując
wzrok z góry na dół – Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję – wydukałam. Byłam w stu procentach pewna, że na
moje policzki wstąpiły czerwone wypieki. I tak samą wielką nadzieję miałam, że
Amerykanin tego nie zauważy. Jednak się myliłam.
- Ładnie się rumienisz – oznajmił ponownie z jeszcze
bardziej czarującym uśmiechem. W tamtym momencie chciałabym umrzeć. Odwróciłam
głowę w bok, by choć częściowo ukryć zakłopotanie na mojej twarzy. Roześmiał
się cicho i zmusił bym ponownie na niego spojrzała.
- A więc co tu robicie? – zaczęłam neutralnie, poprawiając
sukienkę. Przyjmujący poprawił krawat i wyszczerzył się szeroko.
- Jesteśmy tu z takiego samego powodu jak wy.
Westchnęłam głęboko. Naprawdę nie spodziewałam się, że
siatkarze mogą wyglądać aż tak niesamowicie w garniturach i krawatach. Bankiet sponsorski
nie był tym, w czym z wielką chęcią chciałabym uczestniczyć. Mnóstwo nadzianych
facetów, szastających pieniędzmi na lewo i prawo. Drugie tyle sportowców,
trenerów i prezesów. Łomacz błagał mnie wręcz na kolanach, abym poszła akurat z
nim. W końcu przystałam na jego propozycję, co przyjął z wielkim wybuchem
entuzjazmu. Objął mnie mocno silnymi ramionami i niespodziewanie pocałował w
policzek. Roześmiałam się cicho i wtuliłam w zagłębienie jego szyi. Trwaliśmy w
takiej pozycji dosyć długo, aczkolwiek nie było najgorzej. Rozmowa
zapowiedziana przez Grześka przesunęła się o dwa dni i nikt z nas nie śmiał
tego tematu nawet poruszać. Czułam, że siatkarz wypali z tą gadką dzisiejszego
wieczoru. Widziałam jak go korciło. Chodził nerwowo po sali, co chwila
przeczesując włosy. Na moje dociekliwe pytania, uśmiechał się szeroko i kręcił
głową ze zrezygnowaniem.
- Amanda, wszystko dobrze? – zapytał niespokojnie
przyjmujący, dotykając mojego ramienia. Ocknęłam się gwałtownie, wysyłając w
jego stronę przepraszające spojrzenie. Rozejrzałam się nerwowo dookoła,
wyszukując wzrokiem rozgrywającego, którego jak na złość nigdzie nie było.
- Ama… - zaczął niepewnie siatkarz. Spojrzałam na niego
pytająco. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął dłoń w moją stronę – Zatańczymy?
Mimowolnie podałam mu rękę. Z szerokim uśmiechem zaprowadził
mnie na środek sali, co było mi akurat nie po drodze i objął mocno ramieniem.
Czemu akurat wolny? Facet za konsolą robił chyba sobie żarty. Krępował mnie
wzrok siatkarzy na naszych osobach.
- Daj się prowadzić – szepnął do mojego ucha, przyciągając
do siebie mocniej. Wypuściłam powietrze z płuc. Dałam się prowadzić w tańcu po
całym parkiecie. Lawirowaliśmy między innymi parami. Amerykanin uśmiechał się
pogodnie, obracając mnie wokół osi. Szepnął krótkie dziękuję, gdy piosenka się
skończyła i wrócił do swoich kolegów. Wzruszyłam ramionami, odwracając się
gwałtownie do tyłu i wpadając z całym impetem w rozbudowane ramiona Grześka.
- I gdzie tak pędzisz? – roześmiał się gardłowo, poprawiając
kosmyk włosów, który wpadł mi do oka.
- Zagapiłam się tylko – wzruszyłam ponownie ramionami,
uśmiechając się delikatnie. Brunet wiercił we mnie dziurę. Z głośników
natychmiastowo popłynęła żywa piosenka. Poruszyłam się automatycznie, wedle jej
rytmu. Rozgrywający uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za rękę. Poprowadził
na środek sali. Spojrzał na mnie wyczekująco.
- Jesteś pewny? – zapytałam ze śmiechem.
- Jak niczego innego – odparł buńczucznie.
Pogrążyliśmy się w szaleńczym ruchu naszych ciał. Każde ich
zetknięcie wywoływało przyjemne dreszcze. Ludzie omijali nas szerokim łukiem,
patrząc z wielkimi uśmiechami, przylepionymi do twarzy. Jak taki wielkolud mógł
tak dobrze poruszać się w tańcu? Zostało to moją nieodgadniętą tajemnicą.
Obrócił mnie parę razy i przyciągnął delikatnie do siebie. Oddychaliśmy
głęboko, patrząc sobie w oczy. Kolejne nuty wypłynęły z głośników, co wywołało
tym razem mój zaczepny wyraz twarzy. Grzesiek roześmiał się nisko. Włosy
przylepiły mi się do szyi, więc machinalnie je odlepiałam. Brunet w szaleńczym
rytmie ściągnął szybko marynarkę. Czułam na sobie wzrok reszty osób,
znajdujących się w pomieszczeniu. Aczkolwiek nic sobie z tego nie robiłam Poddałam
się ruchom rozgrywającego. W końcu siatkarz odpuścił i przyciągnął mnie
ponownie do siebie. Oddychając ciężko, wbił wzrok w moje oczy. Chwilę potem
omiótł nim całą moją twarz, zatrzymując się dłużej na lekko rozchylonych
wargach, które łapczywie pobierały powietrze. Dotknął dłońmi moich policzków i
sprawił, że nasze nosy się zetknęły. Stykaliśmy się ciałami. Czułam jak jego
serce bije mocno, jakby chciało zaraz uciec. Na sali zapanowała oględna cisza,
gdyż muzyka przestała płynąć z głośników. Brunet szybko przesunął wzrok na moje
usta. I wiedziałam czym to pachnie. Przymknęłam delikatnie oczy, czując
delikatne muśnięcie jego warg. Czułam chmarę uwolnionych motyli w moich
brzuchu. Niedosyt ugodził mnie mocno, gdyż rozgrywający postanowił jednak się
odsunąć pod wpływem mocnego uderzenia w plecy przez pana Jarosza. Spojrzał intensywnie
w moje oczy, szukając pohańbienia. I chyba tego nie znalazł.
Cofnęłam się szybko do tyłu i zadumana wyszłam z budynku. Na
zewnątrz było już zupełnie ciemno i chłodno. Mimo to usiadłam na schodach i
bezmyślnie zaczęłam bawić się kosmykiem moich czarnych włosów. Nie byłam
świadoma tego co się stało w tamtym momencie. Wszystkie moje odczucia wróciły
ze zdwojoną siłą. Potarłam nerwowo policzki. Wzdrygnęłam się lekko, gdy ktoś
nasunął na moje ramiona śliski materiał. Kątem oka zauważyłam burzę czarnych
włosów rozgrywającego. Nie wiem dlaczego poczułam wstyd, ale miałam ochotę
uciec z tamtego miejsca jak najdalej. Podnosiłam się już z miejsca, gdy
siatkarz pociągnął mnie z powrotem na dół.
- Musimy porozmawiać, Ama – stwierdził cicho. Westchnęłam
głęboko i czekałam na jego słowa. – Musisz mi w czymś doradzić.
Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na jego twarz. Podrapał się
nerwowo po brodzie.
- Dostałem propozycję zmiany klubu… - zaczął niepewnie.
- To wspaniale – wybuchłam przesadzonym entuzjazmem. Nie
wiem czemu się denerwowałam.
- Tylko, że jest mi dobrze w Jastrzębiu. Nie wiem czy warto
zmieniać to wszystko – westchnął.
- Chcesz się rozwijać, Grzesiek, to zrozumiałe – odparłam,
kładąc głowę na jego ramieniu – Nie bój się takich zmian, szybko przyzwyczaisz
się do nowego otoczenia. A powiesz mi chociaż, gdzie miałbyś się przenieść?
- Do Gdańska – powiedziałeś szybko. Zakrztusiłam się śliną i
zakasłałam gwałtownie. Zszokował mnie zupełnie tymi dwoma słowami. Odwrócił się zaniepokojony w moją stronę i
objął lekko ramieniem.
- Wszystko dobrze? – zapytał cicho, badając moją twarz.
- Tak, już dobrze – odetchnęłam głęboko i wtuliłam w jego ramię.
Wzdrygnęłam się lekko, czując kolejny chłodny podmuch wiatru. Otulił mnie
szczelniej swoją marynarką i przytulił mocno. I tak od zaraz wszystko się
zmieniło.
|Lea|
- Przykro mi. To koniec.
Czułam jak świat osuwa się pod moimi nogami. A może to po
prostu ja? Oparłam się o umywalkę, byleby tylko nie upaść na ziemię. Telefon
spadł na ziemię i roztrzaskał się na drobne kawałki. Usłyszałam tylko sygnał zakończonego
połączenia. Nie wiem ile siedziałam w tamtym miejscu, jak długo patrzyłam w
lustro, plując sobie w brodę, za swoją głupotę. Chyba wystarczająco długo, by
ktoś zaczął się dobijać do drzwi damskiej toalety.
- Lea! Jesteś tam!
Odgłos uderzania pięścią potęgował się tylko w moich uszach.
Odchodziłam wręcz od zmysłów. Wszystko pękło jak bańka mydlana. Całe to
cholerne zauroczenie, ta zmyślona miłość? Tak po prostu… koniec? W końcu drzwi
ustąpiły natrętnemu gościowi. Spojrzałam w lustro, wyszukując innej postaci w
jego odbiciu. Zaniepokojona twarz przyjmującego odbijała się w gładkiej tafli.
- Lea, co się stało? – zapytał szybko, doskakując do mnie w
jednej sekundzie. Złapał moją twarz w dłonie i obrócił w swoją stronę. Nie
spojrzałam w jego oczy. Stałam roztrzęsiona, zawładnięta przejmującym chłodem.
W końcu z mojej krtani wydobył się żałosny jęk, a potem głośne łkanie. Siatkarz
westchnął głośno i przytulił mnie mocno. Pozwolił bym wtuliła się w jego
całkiem nową, białą koszulę. Błądził dłońmi po moich plecach i głowie, próbując
mnie uspokoić. Serce rozrywał mi ból. Tak mocny, że nie byłam w stanie
zapanować teraz nad tym co robię. Łzy jak grochy ześlizgiwały się z moich
policzków i wtapiały w koszulę Michała. Nie przeszkadzało mu to, że stoi w
damskiej toalecie i tuli do siebie roztrzęsioną histeryczkę. Przycisnął mnie do
siebie mocniej i pocałował lekko w czoło.
- Nie płacz, mała – szepnął do mojego ucha. Powietrze
rozdarł jeszcze głośniejszy szloch. Dziwiłam się przyjmującemu. Jakim sposobem
jeszcze nie uciekł z tej płaczliwej pułapki? Jakim sposobem trwa przy mnie i uspokaja?
Pozwolił bym opadła na niego całym swoim ciężarem. Utrzymywał go dzielnie. Cały
czas głaskał mnie po plecach, co chwila całując w czubek głowy. W końcu płacz
ustał na jakiś moment. Podniosłam głowę i spojrzałam w błękitne tęczówki
siatkarza. Uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś skarbem, Michał – szepnęłam cicho, tuląc się do
jego piersi. Obróciłam głowę w stronę lustra i zerknęłam w nie ukradkiem. Oto
przed siatkarzem stała żywa wiedźma. Tusz do rzęs rozmazał się po policzkach, a
kosmyki czarnych włosów opadły bezwiednie na czoło. Otarłam szybko policzki i
uśmiechnęłam się słabo sama do siebie. Patrzył na mnie zaniepokojony. Nie mówił
nic, wsłuchiwał się w moje odgłosy. W końcu odsunęłam się od niego lekko.
Zerknęłam na jego koszulę i jęknęłam żałośnie.
- Przepraszam, Michał. Odkupię Ci nową – szepnęłam,
ocierając oczy. – Wyglądam jak potwór.
Zajrzałam szybko do kopertówki i wyjęłam z niej parę
kosmetyków.
- Zostaw – mruknął siatkarz, łapiąc mnie za nadgarstki – Bez
tego jesteś piękna.
Chyba zrozumiał szybko swoje słowa i zerknął na mnie
przepraszająco. Wtuliłam się ponownie w jego ramiona. Były tak bezpieczne i
ciepłe. Tak samo jak ramiona Ksawerego. Mimowolnie znów popłynęły mi łzy. Nie
byłam w stanie opisać tego co działo się z moim ciałem. Przeszywał je ból,
wstrząsał nim szloch. To wszystko zabijało mnie od środka. Nie mogłam sobie
poradzić z emocjami siejącymi postrach w mojej duszy. Kolejny raz łkanie
wydostało się na zewnątrz.
- Lea, co się stało? – zapytał cicho.
- Rozstałam się z Ksawerym – szepnęłam, zanosząc się
płaczem. Tak po prostu. Zadzwonił, że nie może tak dalej egzystować. Nie chciał
rozmawiać. Słowa kończące naszą rozmowę odbijały się echem w mojej głowie.
Rozsiewały w niej pustkę.
- Nie był Ciebie wart, Lea – mruknął Michał, obejmując mnie
mocno. Był czy nie był… Zostawił bez słowa wyjaśnienia. Odszedł tak szybko jak
przyszedł. Zniszczył relację budowaną przez wiele miesięcy. – Jesteś wspaniałą
kobietą, uwierz mi.
Uśmiechnęłam się mimowolnie na dźwięk słów wypowiedzianych
przez Michała. Sprawił, że moje złamane serce zabiło mocniej choć na chwilę. Na
jedną, krótką, nic nie wartą chwilę, która zaowocowała mocniej w moim ciele.
- Michał… - zaczęłam cicho, czekając aż mruknie w odpowiedzi
– Zawieź mnie do domu, proszę.
- Do domu? – zapytał zaskoczony.
- Do Spały, do Rzeszowa, gdziekolwiek – załkałam – Tylko mnie
teraz nie zostawiaj.
Nie protestował.
|Eliza|
Opadłam zmęczona na jedno z krzeseł, obitych pięknym,
lśniącym materiałem. Byłam zmęczona po kolejnym tańcu z Winiarskim i Lotmanem,
który pojawił się tu nie wiadomo skąd. Wzięłam do ręki szklankę z sokiem i
łapczywie wypiłam zbawczy płyn. W pomieszczeniu zaczynało się robić duszno, a
ciężkie oddechy mieszały się ze sobą. Martwiłam się Amę, która zniknęła szybko.
Podejrzewałam tylko, że mogła iść gdzieś z Łomaczem, bo on też gdzieś wybył.
Siatkarze szaleli na parkiecie, a facet za konsolą ledwo wyrabiał się z
włączaniem kolejnych piosenek. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona.
- Chodź, nie siedź tak na tym krześle! – podniosłam wzrok do
góry i zatrzymałam go na uśmiechniętej twarzy Kurka.
- Nie strasz mnie – westchnęłam głęboko i zrezygnowana wbiłam
się w krzesło – Jestem zmęczona.
- Nie zatańczysz ze mną? – zapytał z zawadiackim uśmiechem.
- Tańczyłam z Tobą już siedem razy! – fuknęłam rozzłoszczona.
Przyjmujący roześmiał się serdecznie i kucnął obok mnie. Potarł
kciukiem wierzch mojej dłoni i uśmiechnął szeroko.
- Nie zaszkodzi i ósmy – mruknął zachęcająco i złapał za
rękę. – Chodź!
Z głośnym westchnieniem wstałam z krzesła i poszłam za siatkarzem
w kąt sali. Co to się stało, abym nie chciała tańczyć z Bartkiem? Amanda
znakomicie odczytała moje uczucia względem niego. Przyjmujący nie był mi
obojętny. Tańczyliśmy szybko, o wiele szybciej niż myślałam. Nie wiedziałem, że
do wolnej piosenki można aż tak nadrabiać tempem. Roześmiałam się głośno, gdy
przyspieszył jeszcze bardziej.
- Bartek, starczy – sapnęłam, gdy obrócił mnie kolejny raz.
- No dobra – mruknął cicho i przyciągnął mnie do siebie.
Odetchnęłam z ulgą, gdy spokojnie prowadził mnie w tańcu, ograniczając się do
szybszych ruchów raz na pół minuty. Oparłam czoło na jego ramieniu i zatopiłam
się we własnych myślach, aczkolwiek czułam ciepło bijące od ciała siatkarza.
Piosenka w końcu się skończyła, a Bartek chyba nie zamierzał wypuścić mnie ze
swoich objęć. Trwaliśmy tak w jednej pozycji dość długi czas, dopóki DJ raczył
o sobie przypomnieć. Oderwałam się szybko od niego, pocierając policzki, które
znów zrobiły się różowe.
- Nie wstydź się – mruknął cicho, koło mojego ucha i
roześmiał cicho.
- Kurek, nie podnoś mi ciśnienia! – syknęłam w jego stronę i
pochyliłam głowę, pozwalając by rude włosy zakryły moją twarz. Śmiałam się ze
swojej głupoty. Kurek zniknął w tłumie roztańczonych ludzi. Chcąc nie chcąc
dałam się ponownie porwać do tańca Paulowi. Po dwóch minutach ciągłych
wygibasów poczułam na sobie wzrok Bartosza. Krępował moje ruchy. Nie mogłam
doczekać się momentu, gdy podziękuję Amerykanowi i z mordem w oczach pobiegnę w
stronę przyjmującego. Tak też zrobiłam, a on roześmiał się tylko i pociągnął
mnie za dłoń, bym usiadła obok niego.
- Zabawna jesteś – stwierdziłeś, wpatrując się we mnie kątem
oka – Denerwujesz się o byle co.
- Bardzo mi przykro, że swoją złość ulokowałam właśnie na
Tobie – mruknęłam w jego stronę, stukając obcasem w panele.
- Tylko dla mnie jesteś taka niemiła? – zapytał z czarującym
uśmiechem.
- Tak, tylko dla Ciebie – mruknęłam powstrzymując się od
śmiechu.
Zapadła między nami głucha cisza. Serce biło mi jak
oszalałe, gdy od czasu do czasu lustrował moją postawę wzrokiem. Muzyka dudniła
mi w uszach. W końcu postanowił przerwać tą głuszę.
- Zależy Ci na mnie – stwierdził buńczucznie – Widzę to po
twoich oczach.
- Co ty pleciesz Kurek – mruknęłam zdezorientowana,
wgapiając się w jego oczy.
- Niepotrzebnie się denerwujesz – wyjaśnił mi dobitnie –
Krępujesz się i zawstydzasz, gdy na Ciebie patrzę i co Ciebie mówię… I tak
ładnie rumienisz…
- Co za bzdury – westchnęłam głęboko, wstając z krzesła i
kierując się zupełnie na drugi koniec pomieszczenia.
- Żadne bzdury – roześmiał się pod nosem – Dobrze wiesz o co
mi chodzi!
Tak, panie Bartoszu. Rozgryzł mnie pan dobitnie.
_______________________________________________
Przepraszam za długą nieobecność, ale jestem po wycieczce, która zostawiła po sobie bardzo intensywne wspomnienia. Po prostu nie byłam w stanie niczego napisać przez równy tydzień. I mówię wam wszem i wobec, że chciałabym jeszcze do tamtego miejsca wrócić w tym samym składzie. Przeżyć to jeszcze raz, bo to nie była taka ,,normalna" wycieczka. Wszyscy podziałali nam na psychikę tak mocno, że płakaliśmy przy pożegnaniu.
Ale jest już dobrze. Koniec roku i te sprawy. Robię sobie tygodniowy wstęp do wakacji, więc do szkoły aktualnie nie chodzę, bo w sumie nie mam po co. Oceny wystawione, średnia 5.0, więc co ja tam będę robiła? Siedzie domu, odwiedzam wszystkie wasze blogi dziesięć razy na dzień i nabijam licznik wejść.
Szkoda tych dwóch meczów z Francją. Były do wygrania. Nie oceniam nikogo, ale widzę, że chłopaki się starają jak mogą, mimo że im nie wychodzi. Ostatnio strasznie głośno jest też o doktorze Bieleckim. Pustki po nim jakoś nie da się zapełnić (tak jak ja Mariuszu Wlazłym na ataku - według mnie), ale może kiedyś wróci do reprezentacji i mity, że Miale sobie nie radzi na stanowisku trenera od przygotowania fizycznego się nie sprawdzą. Dajmy na to.
Jakiś długi ten komentarz. Co do rozdziału to straszne romansidło. Za to mamy perspektywy wszystkich dziewczyn. Coś nowego i innego. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Kocham was i dziękuję za licznik odwiedzin. Jesteście niesamowici.
Zastanawiam się czy rozdział nie jest krótki. Zazwyczaj raczyłam was dłuższymi. A może tylko mi się wydaje.