niedziela, 7 lipca 2013

#Szesnaście



    Wychyliłam głowę przez drzwi, szukając źródła hałasu na korytarzu. I jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Łomacza walczącego ze swoją torbą podróżną.
- A Ty gdzie się wybierasz? – zapytałam ze śmiechem.
- Jadę do Gdańska – syknął zdenerwowany. Po chwili odskoczył od torby, nie żałując jej niezbyt pochlebnych komentarzy. Ściągnął z siebie bluzę i rzucił ją na ziemię. Oddychał głęboko. Dopiero po minucie zwrócił na mnie uwagę.
- Dlaczego do Gdańska? – wyszłam przed pokój, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o ścianę, czekając na jego słowa.
- Podpisać kontrakt – uśmiechnął się szeroko, przeczesując włosy palcami.
- Zdecydowałeś się jednak?
Siatkarz westchnął głęboko i ustał obok mnie. Złapał mnie za rękę, splatając palce z moimi. Wzdrygnęłam się lekko, czując jak kciukiem gładzi środek mojej dłoni.
- Po naszej ostatniej rozmowie… - zaczął spokojnie – Zadecydowałem, że warto spróbować czegoś nowego. W końcu bez ryzyka nie ma zabawy.
- Tu nie chodzi o ryzyko, ale o twoją przyszłość, Grzesiek – wyjaśniłam. Nerwowo zaczesałam włosy do tyłu. Spojrzałam na twarz rozgrywającego, dłużej jednak spoglądając w błękitne tęczówki. – Zależy mi na tym, abyś był szczęśliwym. Abyś w Gdańsku spełnił marzenie. Jeśli w Jastrzębiu…
- Chwila – przerwał mi zaskoczony – Zależy Ci na moim szczęściu, tak?
Otworzyłam oczy ze zdziwienia. I ja coś takiego powiedziałam? Brunet cały czas lustrował moją twarz wzrokiem. Wzięłam wdech i wyrwałam rękę z jego uścisku. Omiotłam korytarz wzrokiem i czym prędzej dopadłam do drzwi mojego pokoju. Zatrzasnęłam je za sobą. Paroma zwinnymi krokami znalazłam się przy łóżku Elizy i potrząsnęłam gwałtownie jej ramieniem. Rudowłosa mruknęła coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok. Westchnęłam głęboko i przeszłam na mały korytarz.
- Grzesiek? – zawołałam przez drzwi. Widziałam, że tam stoi. Uchyliłam przed nim lekko drzwi. – Mam prośbę… zabierz mnie ze sobą.
- Do Gdańska? – zapytał, otwierając szerzej oczy.
- Tak – kiwnęłam lekko – Mnie i Elizę?
- Nie ma problemu – odparł ze śmiechem – Tylko, że zostaję tam dwa dni…
- Nie szkodzi – zmrużyłam oczy, uśmiechając się szeroko. Wparowałam w głąb pokoju. Jeszcze raz trąciłam Elizę. Zmierzyła mnie szarym wzrokiem i warknęła cicho. Wyciągnęłam spod łóżka torbę i ustawiłam ją naprzeciwko szafy. Otworzyłam drzwi i jednym zamachem ściągnęłam z półki wszystkie moje ubrania.
- Co ty robisz? – zapytała zdziwiona Kołodziejczyk.
- Pakuję się. Ty też lepiej to zrób – mrugnęłam do niej – Jedziemy do Gdańska.
- Jak to?! Już wrzesień? – wyprostowała się gwałtownie na łóżku i sięgnęła po walizkę.
- Nie, aczkolwiek i tak musimy tam pojechać. Pogadamy z Olkiem – wytłumaczyłam jej, zdejmując w wieszaków swetry i bluzy. 
- Ej no! Poczekaj na mnie! – krzyknęła, gdy odrzuciłam torbę na korytarz. Głowa Łomacza nieśmiało tkwiła w drzwiach. Uśmiechnęłam się do niego zachęcająco. Niepewnym krokiem wszedł do środka, omijając porozrzucane buty. Odgarnęłam je w bok. Rudowłosa uczyniła to samo co ja przed chwilą i niecałe dziesięć minut później stała przed nami w całej swojej okazałości. Zabrała ubrania z łóżka i z szaleńczym śmiechem wparowała do łazienki.
- Tylko szybko, zaraz wyjeżdżamy! – krzyknęłam jeszcze. Zebrałam moje buty i wrzuciłam je do torby.
- Macie ochotę na ciastka? – zapytał Krzysiek, który przed chwilą przekroczył próg naszego pokoju. Kiwnęłam lekko głową i zabrałam z półmiska całą garść słodyczy.
- I gdzie Ci się to zmieści w tym małym brzuszku? – zapytał libero ze śmiechem.
- Jest jeszcze Eliza – mruknęłam, biorącej jedno ciasto do ust. Drzwi łazienki otworzyły się na oścież. Wypadła przez nie rudowłosa całkowicie wyszykowana. Odebrała ode mnie ciastko i szybkim krokiem przyciągnęła walizkę na korytarz.
- Jedziemy? - zapytała cicho
- Jeszcze z pół godziny – wytłumaczył rozgrywający – Jeszcze śniadanko!
Eliza warknęła na mnie głośno, próbując sprzedać kopa, ale szybko ukryłam się za szerokimi ramionami Grześka. Brunet roześmiał się pogodnie, jakby zapominając o naszej wcześniejszej rozmowie. Nie wiem dlaczego tak reagowałam na każde jego słowo, które według mnie miało swój ukryty sens. Może tylko mi się tak wydawało? Grzesiek był moim przyjacielem, więc dlaczego myślałam zupełnie inaczej? Westchnęłam cicho i opuściłam pokój. Eliza podreptała za mną. Na końcu tego śmiesznego korowodu szedł Grzesiek, a obok niego Igła. Zbiegłam po schodach, omijając zachęcająco otwarte drzwi windy. Przyjaciółka fuknęła w moją stronę.
- No co chcesz? – zapytałam cicho, zwalniając kroku.
- Wystrzeliłaś z tym Gdańskiem – mruknęła, rozsuwając bluzę – Nie mogłaś zrobić tego kiedy indziej?
- Nie – ucięłam szybko – Nie będę się widziała z Olkiem, a to nie jest rozmowa na telefon. Pogadam z nim, a jeśli nie to coś wymyślimy.
Rudowłosa wzruszyła ramionami i przekroczyła próg stołówki. Siatkarska banda okupowała najbliższe stoliki, pakując w żołądki kolejne dawki jedzenia. Dostawiłam krzesło do jednego z większych stołów i usiadłam koło Kosoka. Widelec z jajecznicą zatrzymał się w połowie drogi do ust. Chrząknął nieznacznie i spojrzał na mnie z rozdziawionymi ustami. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i poklepałam po ramieniu. Środkowy wzruszył nieznacznie ramionami i zjadł to co musiał. Jego ciemnobrązowe tęczówki błyskały na każdą stronę, dłużej zatrzymując się na mnie. To mogło być podejrzane. Szybko dosiadła się do nas Eliza, wpychając się z talerzem między Piotrka, który pisnął jak mała dziewczyna, gdy rudowłosa szturchnęła go w brzuch, aby się posunął, a Kurkiem. Nie wiem czy wybrała to miejsce specjalnie czy tylko takie jej zostało, ale przyjmujący widocznie zdziwił się, widząc jej delikatną posturę koło swojego ramienia. Posunął się z krzesłem, prawie zrzucając Jarosza ze swojego siedzenia. Rudy fuknął głośno i mamrotają coś pod nosem, wrócił do talerza.
- Znowu gdzieś się wybieracie? – jęknął Kosa, opierając się łokciami o stół. Spojrzałam na niego zdziwiona. Brunet uśmiechnął się tylko i wskazał głową w stronę drzwi – Grzesiek taszczy te wasze walizy już parę minut.
- To poszedłbyś mu pomógł – mruknęłam i roześmiałam się, widząc jego nietęgą minę.
- Lepiej ty idź – szturchnął mnie łokciem – Jeszcze by mnie zabił. Widzisz Ama… w momentach kiedy wszyscy jedzą, a on nie, to nie jest najlepiej.
Nim się obejrzałam rozgrywający usiadł obok mnie, głośno sapiąc na przemian z wypowiadaniem niecenzuralnych słów.
- Opanowałbyś się – mruknął Kuba z drugiego końca stołu. Brunet posłał mu mordercze spojrzenie. Zaraz jednak szybko się rozejrzał i mruknął coś w stylu: Dlaczego ja jeszcze nie jem? Szybkim krokiem dopadł do okienka i niecałą minutę później wracał z ogromnym talerzem.  
- Pewnie – zaśmiał się Ignaczak – Wepchnij to w siebie, a potem mów, że nie możesz skakać na treningu, bo twój żołądek jest za ciężki.
Wokół mnie przeszła salwa śmiechu. Grzesiek wykrzywił się w stronę Krzyśka, ukazując mu długi środkowy palec. Siatkarze znów się roześmiali, widząc minę obu chłopaków. Zerkałam co chwila na Elizę, która widocznie krępowała się przy Kurku. Przyjmujący cały czas lustrował ją wzrokiem, szczerząc się niemiłosiernie. W końcu rudowłosa odłożyła widelec i spojrzała mu odważnie w oczy.
- A ty nie masz już nic innego do roboty tylko ciągle się na mnie gapisz? – syknęła rozjuszona – Zajmij się jedzeniem.
Bartek roześmiał się serdecznie, wprawiając ją w osłupienie. Wziął do ręki widelec i z szerokim uśmiechem pochłaniał swoją porcję. Kołodziejczyk zrezygnowała z dalszego śniadania i odsunęła do siebie talerz. Fuknęła pod nosem na szatyna i splotła ręce na piersiach. Cała siatkarska śmietanka wpatrywała się w nich z szeroko otwartymi oczami. Atmosferę między nimi rozluźnił Igła, wybuchając niepohamowanym śmiechem. Ruda prychnęła pod nosem, wbijając wzrok w obraz na przeciwległej ścianie.


|Eliza|
- Gniewasz się na mnie? – odwróciłam szybko głowę w lewą stronę, wbijając spojrzenie w błękitne tęczówki przyjmującego. Siatkarze powoli odchodzili od stołu tylko on dalej ślęczał nad swoim talerzem. Zignorowałam jego pytanie, odsuwając krzesło do tyłu, by móc swobodnie wstać. Bartek złapał mnie za nadgarstek i ponownie pociągnął do stołu. Zmarszczyłam czoło, wyrywając rękę z jego uścisku.
- Nie złość się – szepnął cicho. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową z dezaprobatą. – Złość piękności szkodzi.
- Bartek, daj spokój – mruknęłam w jego stronę, siadając z powrotem na krześle – Co ty już wymyśliłeś?
- Traktujesz mnie jak powietrze – mruknął zawiedziony, grzebiąc widelcem w talerzu. Kolejny raz zaśmiałam się pod nosem. Od tego piekielnego balu minęły trzy dni. Wróciłam do Spały rozkojarzona jak dziecko. Bez słowa wróciłam do pokoju, nie oglądając się na niego. Przez te kolejne dni spotykaliśmy się tylko na śniadaniu, obiedzie czy kolacji. Wiele razy próbował dobić się do naszego pokoju, ale częściej przebywała tam Lea niż ja z Amandą. I może faktycznie miał rację. Jego pewność siebie mnie zmyliła.
- Może na to zasługujesz… - szepnęłam koło jego ucha i szybko wstałam. Z daleko słyszałam już głos Lewandowskiej, która nawołuje mnie namiętnie. Zabrałam walizkę spod ściany i razem z Amą opuściłam pomieszczenie. Zerknęłam do tyłu przez ramię. Napotkałam na swojej drodze wzrok siatkarza. Odkręciłam szybko głowę i z uśmiechem stałam koło recepcji, czekając na Łomacza, który jak zwykle musiał biec do pokoju.
- Co ty mu zrobiłaś? – zapytała Amanda, podążając wzrokiem za Grześkiem. Zerknęła na mnie znacząco. Od odpowiedzi nie mogłam się wymigać w żaden sposób.
- Nic – wzruszyłam ramionami. Brunetka wbiła mi palce między żebra. – Denerwuje mnie ta jego idiotyczna pewność siebie. Myśli, że każda poleci na jego durnowate spojrzenie i ochrypły głos!
- Ty poleciałaś – mruknęła cicho, myśląc, że wcale tego nie słyszałam.
- Amanda! – krzyknęłam na nią, na co ona tylko się roześmiała i przytuliła się do mnie mocno.
- Moja mała Eliza się zakochała – poczochrała mi włosy na głowie. Westchnęłam głęboko bez bicia przyznając się do tego co teraz się dzieje w moim niedużym ciele. Już miałam coś powiedzieć, gdy dobiegł do nas Grzesiek, machając nam przed oczami wszystkimi swoimi dokumentami.
- Co wy na to, abyśmy zakręcili jeszcze do Ostrołęki? – zapytał z uśmiechem, pakując wszystko do niedużego plecaki.
- Oczywiście – zironizowała Ama – I to przez Kraków!
- Nie bądź taka do mnie uprzedzona – mruknął w jej stronę, biorąc do ręki torbę i wychodząc z budynku. Cały czas czułam na sobie krępujący ruchy wzrok Kurka, który jak się potem okazało stał w drzwiach stołówki  perfidnie nas podsłuchując. Rozgrywający szybko doprowadził nas do czarnego Audi. Po cięższej wymianie zdań z Amą, zadecydowałam, że to ja będę siedziała z tyłu, bo muszę się przespać. Tak więc brunetka beznamiętnie usiadła na miejscu pasażera i zapięła pasy. Grzesiek rzucił kluczyki na swój fotel i zaczął psocić coś pod maską. W końcu jednak potarł ręce i wsiadł do samochodu. Z szerokim uśmiechem wyjechał spod ośrodka wprost na szeroką ulicę. Spokojne dźwięki muzyki wypływające z radia uśpiły mnie natychmiastowo. 


|Grzesiek|
Nie odzywaliśmy się do siebie przez dobry kawałek drogi. Westchnąłem głęboko, podkręcając muzykę płynącą z radia. Amanda zerknęła szybko do tyłu i trzepnęła mnie po ręku.
- Eliza śpi – syknęła – Przycisz to trochę!
Droga była prawie pusta. Spokojnie rozwinąłem prędkość, przez co Lewandowska zacisnęła smukłe palce na pasie.
- Jestem tolerancyjna na wszystkie twoje pomysły – wzięła głęboki wdech, zmuszając się do spokojnego tonu głosu – Ale do cholery jasnej czy ty chcesz nas zabić?
- Przecież jadę dobrze! – oznajmiłem, wyprzedzając kolejny samochód.
- Jak tak bardzo Ci się spieszy to po co ci dodatkowy ciężar – fuknęła – Wypuść mnie stąd!
- Amanda, uspokój się – mruknąłem, stopniowo zwalniając. Brunetka odpuściła zgniatanie pasa. Odwróciła głowę w stronę szyby pasażera i uparcie wpatrywała się w krajobraz. Moje słowa nawet do niej docierały. Westchnąłem głęboko i zatrzymałem się na najbliższej zatoczce. Wzdrygnęła się, gdy złapałem ją za rękę. Tym prostym gestem zmusiłem ją, aby na mnie spojrzała. Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, gładząc kciukiem środek jej dłoni. Zadrżała jeszcze bardziej, gdy drugą ręką otarłem łzę spływającą po policzku.
- Już dobrze? – zapytałem cicho, wpatrując się w zaszklone oczy dziewczyny. Kiwnęła delikatnie głową i opadła na fotel. Ponownie ruszyliśmy w drogę. Starałem się aż tak bardzo na niej nie szaleć. Przejechaliśmy dziesięć kilometrów, pogrążeni w zupełnej ciszy.
- Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? – zapytałem, wchodząc w zakręt. Brunetka wzruszyła ramionami, niechętnie nawiązując jakąkolwiek próbę konwersacji. – Amanda… coś się stało?
Pokręciła przecząco głową. Podjąłem szybką próbę ratowania sytuacji. Niecałe pięć minut później zatrzymałem się na stacji benzynowej. Wyskoczyłem szybko z samochodu i otworzyłem drzwi po stronie Lewandowskiej. Kucnąłem obok niej, badając jej twarz, na której nie malowały się prawie żadne emocje. Wbiła wzrok w moje tęczówki po czym nagle objęła mnie za szyję. Zdziwiony ułożyłem dłonie na jej plecach i przycisnąłem mocniej do siebie. Błękitnooka wtuliła głowę w zagłębienie mojej szyi. Roześmiałem się cicho, głaszcząc ją po głowie.
- Chcesz kawy? – zapytałem cicho, muskając ustami jej ucho. Zadrżała lekko, ale mruknęła ciche:  tak w podpowiedzi. Wyprostowałem kolana i szybkim krokiem oddaliłem się w stronę sklepu. Widziałem przez okno jak nerwowo podryguje nogą, rozglądając się zaciekawiona dookoła. Z dwoma kubkami skierowałem się z powrotem Tym razem brunetka stała obok samochodu, rozpuszczając na ramiona długie, czarne włosy. Przełknąłem nerwowo ślinę, wpatrując się jak odrzuca je delikatnie do tyłu. Uśmiechnęła się, widząc mnie z kubkami. Oparłem się lekko o bagażnik. Chwilę potem wślizgnęła się pod moje ramię, kładąc głowę na moim barku.
- Naprawdę chcesz jechać do Ostrołęki? – zapytała, obracając plastik w dłoniach.
- Wpadłbym do rodziców – odpowiedziałem. Zerknąłem na nią zaniepokojony, gdy gwałtownie zaczęła kaszleć. Odeszła od mnie na parę kroków, łapiąc powietrze w płuca.
- Do rodziców? – dopytała oniemiała.
- Poznasz przyszłych teściów – wyszczerzyłem się szeroko. Błysnęła złowrogo oczami w moją stronę i sprzedała mi sójkę w bok.
- Nie spodziewaj się tego, że wcześniej dojedziemy do Gdańska – mruknęła – Muszę jeszcze dzisiaj tam dojechać i poga… Muszę tam szybko dojechać.
- Skoro wcześnie nie dojedziemy to zatrzymamy się u rodziców – wzruszyłem ramionami, niecierpliwie czekając na jej reakcję. Zmierzyła mnie zdziwionym wzrokiem.
- Chyba sobie żartujesz?! – zacisnęła wargi w wąską linię.
- Całe moje życie jest żartem – westchnąłem – Więc się zatrzymamy. Przenocujemy u nich, a rano pojedziemy do Gdańska. Tam też zrobimy nockę i wrócimy do Spały. Chyba, że chcesz odwiedzić Warszawę?
- Nie – pokręciła głową – Niech będzie ta Ostrołęka.
Szybko wsiadła do samochodu, nie zaszczycając mnie nawet wzrokiem.
- A ty znowu się gniewasz? - zapytałem, wędrując za nią – Porozmawiaj ze mną chociaż raz tak na poważnie.
- Czy ja jestem w tym momencie niepoważna? – zapytała, próbując powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Jednak jej to nie wyszło. Roześmiała się w moją stronę. Pokręciłem głową z powątpieniem i pocałowałem ją lekko w policzek. Zabrałem jej kubek z dłoni i wyrzuciłem do pobliskiego kosza. Kątem oka zerknąłem jak nerwowo pociera policzki. Wróciłem do samochodu i ruszyłem z parkingu. Dalsza droga przebiegła nam już w milszej atmosferze. Nie rozmawialiśmy namiętnie, ale lepiej tak niż wcale.
- Od października nadal będziesz się uczyła w Warszawie? – zapytałem spokojnie, spoglądając na jej twarz.
- Tak – odpowiedziała szybko. Zgryzła wargi, wpatrując się punkt przed sobą. Nie pytałem już o nic więcej. Omiotła lekko zamglonym wzrokiem wnętrze samochodu i oparła głowę o zagłówek. Przymknęła lekko powieki, które z minuty na minutę robiły się coraz cięższe. 


|Ama|
Nie wiem czemu tak bardzo denerwowałam się przed przyjazdem do Ostrołęki. Perspektywa poznania rodziców Grześka chyba mnie tak przerażała albo wspomnienia z przeszłości. Nie chciałam nigdy do tego wracać. Łomacz z szerokim uśmiechem rozglądał się dookoła, podziwiając domy i ogrody.
- Kiedyś też taki wybuduję – oznajmił, wskazując palcem na jeden z piękniejszych domów w okolicy. Przytaknęłam głową i ponownie zatopiłam się w swoich myślach. Brunet skręcił gwałtownie w prawo, wjeżdżając na kostkę przed zadbanym domem.
- Poczekajcie – uśmiechnął się promiennie – Spróbuję przekonać ich, aby nie zrobili szumu wokół mojej osoby.
Wyskoczył szybko z samochodu, wciskając dzwonek do drzwi. Z budynku wyszła wysoka kobieta z wysoko spiętymi włosami. Otarła ręce o granatową spódnicę i przytuliła się do Grześka. Opuściłam się na fotelu, gdy kobieta omiotła samochód wzrokiem. Brunet zażarcie coś tłumaczył, gestykulując żywo rękoma.
- Odwiedziny u teściów, co? – dobiegł mnie cichy śmiech z tyłu. Eliza podpierała się na ręku, błyskając dokoła szarymi oczami. Roześmiała się kolejny raz widząc mój krzywy uśmiech – Oj, daj spokój. Będzie dobrze. Jedno jest pewne, na pewno Ci się dzisiaj nie oświadczy.
- Ale ty jesteś durna – mruknęłam, kręcąc głową z dezaprobatą. Chciałam oprzeć się plecami o drzwi, ale całe szczęście, że tego nie zrobiłam, bo rozgrywający otworzył je gwałtownie. Rudowłosa parsknęła śmiechem, widząc moją zdezorientowaną minę.
- Chodźcie – zagrzmiał wesoły głos siatkarza. Z mocno bijącym sercem wydostałam się z samochodu i złapałam za pasek torby. To samo uczyniła Eliza. Poprawiła okulary na nosie i jako pierwsza pokonała kilka schodków. Brunet uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Był szczęśliwy, widziałam to. Cały czas tylko się uśmiechał. Wprowadził nas do środka. Gdyby gdzieś niedaleko był Bar Mleczy, mogłabym przysiąc, że jestem w Rzeszowie. Rozejrzałam się dookoła. Eliza z lekkim uśmiechem przeszła do kuchni za Grześkiem. Jego matka krzątała się przy szafkach, wykładając talerze na stół. Ojciec natomiast, opierał się o blat, denerwując żonę. Od czasu do czasu wytarł sztućce czy szklanki. Uśmiechał się pogodnie tak samo jak mama Łomacza. Skryłam się za ramieniem bruneta. Złapał mnie za rękę i popchnął lekko do przodu. Ojciec bruneta zlustrował mnie wzrokiem i pokazał synowi uniesiony do góry kciuk. Pani Łomacz kolejny raz otarła dłonie o spódnicę.
- No tak.. – zaczął niepewnie Grzesiek, drapiąc się palcami po brodzie – To moje koleżanki. Aktualnie przebywają u nas w Spale…
- Amanda – wzięłam głęboki oddech i przedstawiłam się jego rodzicom. Zaraz po mnie to samo zrobiła Eliza. Jego rodzice patrzyli na nas dość sceptycznie.
- Jutro wyjeżdżamy już do Gdańska – oznajmił brunet, dobierając starannie słowa. Uśmiech natychmiast spełzł z twarzy matki. Westchnęła tylko głęboko.
- Grzesiek, zaprowadź panie do pokoju na górze – mruknęła sucho Ewa i ponownie zajęła się przygotowywaniem jedzenia. Zabrałyśmy torby i szybko wbiegłyśmy na górę za rozgrywającym. Otworzył przed nami drewniane drzwi. Weszłyśmy cicho do środka, rozglądając się dokoła. Przy jednej ze ścian stała szeroka kanapa. Po drugiej stronie fotel, biblioteczka i szafa.
- Zaraz wszystko wam przyniosę – oznajmił brunet, przesuwając biurko bardziej w lewą stronę – Łazienka jest na korytarzu. O, tutaj – wskazał na drzwi za sobą.
- Dzięki – mruknęła Eliza, otwierając okna w pokoju. Grzesiek omiótł całe wnętrze pokoju wzrokiem i zatrzymał go na mnie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uprzedził go krzyk ojca z kuchni. Uśmiechnął się kolejny raz i zamknął za sobą drzwi. Rudowłosa wertowała wzrokiem wszystkie książki w pokoju.
- Nie rozumiem po co tu w ogóle przyjechaliśmy – mruknęłam cicho, opierając się o parapet.
- Och, daj spokój – Kołodziejczyk machnęła ręką w moją stronę – Znowu narzekasz. Lepiej tu niż gdziekolwiek. Przynajmniej coś dobrego do jedzenia dostaniemy, bo w Spale już nie mogę na nie patrzeć. I nie wymyślaj nowych problemów, bo rodzice Grześka wcale nie są tacy źli. Widziałaś jak ojciec mrugnął do Grześka okiem, a potem wskazał na Ciebie?
- Nie – zaprzeczyłam – I nawet nie chciałabym tego widzieć.
- Podobasz im się – stwierdziła pewnie – Zobaczysz, za parę miesięcy znowu tu przyjedziesz na jakąś kolację, a potem Grzesiek oznajmi wszystkim, że się oświadczył. A potem BACH! – klasnęła w ręce – Będziesz żyła w Gdańsku i chodziła na spacery z wózkiem.
- Eliza! Obrzydzasz mi życie matki! – fuknęłam w jej stronę. Rudowłosa roześmiała się serdecznie i przysiadła obok mnie. – Wcale nie mam zamiaru chodzić z wózkiem, a wcześniej toczyć się jak wieloryb po ulicy!
- Przyzwyczaisz się – mrugnęła do mnie okiem. Zacisnęłam pięści, byleby tylko nie uderzyć jej w ramię. – Bycie wielorybem nie jest wcale takie złe. Widzisz jaki Michałek jest słodki, prawda? Nie chciałabyś mieć takie blondynka?
- Nie – zrugałam ją równo i opadłam na kanapę. Szarooka zaśmiała się kolejny raz, wyrywając mnie z zadumy.
- Przyzwyczaisz się do wszystkiego. A ja wiem co mówię, w końcu jestem twoją Wyrocznią – pomachała mi ręką przed oczami – Będziesz chowała pod sukienką małe Gregorki!
Drzwi do pokoju natychmiast się otworzyły. Do środka wszedł brunet z poduszkami i kocami. Spojrzał na nas zdziwiony i rzucił wszystko na fotel.
- Co małe Gregorki? – zapytał z uśmiechem. Eliza wybuchła śmiechem, patrząc jak się czerwienię. Przycisnęłam jedną z poduszek do twarzy, próbując stłumić mój chwilowy wybuch złości. – Obgadujecie mnie?
- Skąd! – zaprzeczyła Eliza, trzymając się za brzuch – Zaraz wrócę.
Wyszła szybko z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wyjrzałam zza poduszki. Brunet poruszał ustami jak ryba, co chwila je otwierając i zamykając.
- No wyduś coś z siebie – mruknęłam, klepiąc miejsce obok siebie. Przysiadł na nim i odchylił się do tyłu. Wbił wzrok w biały sufit.
- Wiesz… nigdzie bym stąd najchętniej nie wyjeżdżał – szepnął w przestrzeń. Położyłam mu głowę na ramieniu, bawiąc się końcówką jego rękawa.
- Eliza mi właśnie uświadamiała jakie czeka mnie życie – mruknęłam w odpowiedzi. Spojrzał na mnie zaskoczony, domagając się wyjaśnień – Nie chcesz nic więcej wiedzieć, uwierz mi.
Roześmiał się gardłowo, dotykając ustami mojego czoła. Objął mnie delikatnie ramieniem.
- Zebrało Ci się na sentymenty? – zapytałam cicho, wtulając się w niego na tyle ile mogłam. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy do pokoju wszedł energicznie jego ojciec. Za nim zaraz przytruchtała Eliza. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Moje policzki przypominały barwą kwiat piwonii. Brunet wstał, pocierając ręką kark. Kołodziejczyk pękała ze śmiechu za plecami Lucjana.
- Zapraszam na obiad – oznajmił mężczyzna, uśmiechając się szeroko. Wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach na dół, a jego cichy śmiech nadal rozbrzmiewał echem na korytarzu.
- Już się integrujecie? – zapytała ruda, parskając śmiechem.
- Ten Kurek Cię namówił, abyś zaczęła coś brać? – zapytałam z uśmiechem, strzelając ją w ramię.
- Skąd! – zaprzeczyła i zeszła po schodach za Grześkiem. Weszliśmy do jadalni. Ewa stawiała na środku stołu wazę z zupą, a jej mąż zacierał dłonie, wdychając przyjemny zapach. Usiadłam naprzeciwko Elizy, która uśmiechała się cały czas pod nosem.
- Jedzcie, bierzcie co chcecie – oznajmiła Ewa – Długa podróż was pewnie zmęczyła. A w tej Spale te jedzenie to podobno żadna rewelacja.
Uśmiechnęłam się do niej pogodnie. Niecałe dziesięć minut później na stół wjechało drugie danie. Eliza podsunęła mi pod nos mój talerz.
- Uprzedzałem mamę, że jesteś wegetarianką – brunet szepnął mi do ucha. Ciepłym oddechem rozwiewał długie włosy. Omiótł moją twarz wzrokiem i mrugnął wesoło okiem. Po obiedzie zaniosłam talerze do kuchni i wstawiłam je zlewu. Odwróciłam się w stronę drzwi. Podskoczyłam w miejscu, gdy ujrzałam panią Ewę, siedzącą na krześle.
- A więc jesteście w Spale? – zapytała, odsuwając krzesło obok siebie.
- Tak – kiwnęłam – Trochę na wakacjach. Odwiedziłam siostrę. W maju miałyśmy tam małe zlecenie do wykonania.
- A czym się zajmujecie? – dopytała z błyskiem w oczach. Już miałam odpowiedzieć, gdy do kuchni wkroczyła Eliza, a zaraz za nią pan Lucjan.
- Jeszcze się uczymy – uśmiechnęłam się delikatnie. Ojciec Grześka także przysiadł na krześle. Eliza nadal stała, opierając się o szafki. Pan Łomacz roześmiał się do niej serdecznie i wskazał krzesło obok siebie. Rudowłosa skorzystała z okazji.
- Studiujemy na Politechnice Warszawskiej architekturę wnętrz – dopowiedziała Kołodziejczyk, patrząc pewnie w oczy rodziców.
- To ambitnie – mężczyzna zaklaskał w dłonie. – Pierwsze lody przełamane. Chcecie może herbaty?
- Poprosimy – oznajmiła Eliza.
- A co zamierzacie robić potem? – zapytała kobieta, wstając od stołu. Otworzyła szafkę i wyjęła z niej paczkę ciastek i paluszków. Rozłożyła to na talerzyku i postawiła na blacie.
- Nic jeszcze nie jest pewne – wytłumaczyłam – Chciałyśmy założyć jakąś firmę. Wszystko jest jeszcze do przemyślenia.
- Długo interesujecie się siatkówką? – podskoczyłam, słysząc pytanie z ust starszego mężczyzny. Postawił przed nami kubki z herbatą. Przyjrzał nam się dokładniej. Chwilę potem przeniósł wzrok w górę. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Grzesiek stał oparty o futrynę i uśmiechał się łagodnie. Ojciec przywołał go ręką, by usiadł razem z nimi.
- Napastujecie je pytaniami? – roześmiał się głośno, podbierając matce ciastko. – Jak przesłuchania w Gestapo, nie?
- Zaraz tam przesłuchania – ojciec machnął ręką i zmrużył oczy – Mały wywiad tylko.
- Te wasze wywiady to się zawsze kończą wspólnymi wycieczkami po Ostrołęce – mruknął i spojrzał na nas znacząco – Nie dajcie się w to wplątać.
- Z chęcią pójdziemy – oznajmiła Eliza, stukając mnie w nogę. Grzesiek podniósł ręce i opuścił jej z głośnym westchnieniem.
- A miało być tak pięknie – wyszeptał pod nosem – No skoro chcecie to idźcie. Ale ja zostaję w domu, bo umrę jak się do mnie zleci połowa sąsiedztwa.
- Przyciągasz do siebie ludzi, Grzesiu – wypaliłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Spojrzałam wyczekująco w jego stronę. Jego oczy błysnęły wesoło.
- No, jak lep muchy – uśmiechnął się delikatnie. Usiadł między mną a Elizą i pierwszy wyciągnął rękę po ciastko. Spojrzałam niepewnie po twarzach jego rodziców. Matko Grześka miała tak samo ciemne, czarne włosy i pogodny uśmiech. Po swoim ojcu Łomacz odziedziczył charakter, zabawny głos i błękitne spojrzenie. Ojciec co chwila spoglądał na bruneta, wysyłając mu tajemnicze znaki.
- A po co jedziecie do Gdańska? – zapytała kobieta, siadając na krzesełku i owijając wokół palca sznurek fartuszka.
Grzesiek spiął się lekko, prostując się na krześle. Szturchnęłam go w udo i złapałam za rękę pod stołem. Zachowywaliśmy się jak dzieci. Zamiast powiedzieć sobie prawdę jak cywilizowanych ludzi przystało, zakrywaliśmy się za swoją dumą, uparcie tłumacząc, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Zupełnie nie wiedziałam co się z nami działo. Każde jego spojrzenie, dotyk wywoływały dreszcze na mojej skórze i szybsze bicie serca. Nie wiedziałam tylko czy on czuje to samo. Wziął moją dłoń w swoje ciepłe ręce.
- Zamierzam zmienić klub – oznajmił pewnie, spoglądając w oczy rodziców.
- I dopiero teraz nam o tym mówisz? – zapytał ojciec, splatając dłonie.
- Nie było w sumie kiedy. Mamy ciągłe treningi, a o przeprowadzce do Gdańska zadecydowałem dość niedawno – wyjaśnił dokładnie – Potrzebuję zmiany. Może w Lotosie będzie inaczej. Będę miał do was znacznie bliżej, nie to co w Jastrzębiu.
- Grzesiek, dobrze wiesz, że decyzja należy do Ciebie – oznajmiła matka z uśmiechem – My możemy to jedynie akceptować albo nie. Zaakceptujemy wszystko. Kuba jest we Francji i dajemy radę. Chociaż ty będziesz w Polsce.
- A już myślałem, że też chcesz odlecieć jak twój brat – Lucjan odetchnął z ulgą – Nie przecierpiałbym ligi rosyjskiej ani tureckiej. Już lepsza ta włoska. Nooo, ale twoje koleżanki nam nie odpowiedziały na pytanie o siatkówce.
- Ach tak.. – rudowłosa wzięła głęboki wdech – Grałyśmy w pierwszej lidze parę lat temu. Spotkałyśmy się na jednym z finałów ligi kadetek. Amanda wygrała. Podporządkowałyśmy siatkówce szkołę i resztę zajęć, ale po tamtych zawodach się skończyło. Amę dopadła ciężka kontuzja, a ja niestety musiałam zrezygnować. Spotkałyśmy się ponownie dopiero na Politechnice.
- To macie za sobą kawałek barwnej historii – oznajmił mężczyzna. – No dobrze, nie będziemy was już męczyć. Zostawiamy wam wolną rękę na wszystko.
Wstaliśmy od stołu, wsuwając krzesła. Eliza z uśmiechem wypadła z kuchni. Odstawiłam szklanki do zlewu i skierowałam się do wyjścia.
- Tylko żeby dzieci z tego nie było! – krzyknął za nami Lucjan.
- Tato! – syknął Grzesiek, uciekając z kuchni. Eliza roześmiała się głośno i wbiegła na górę po schodach.
- A nie mówiłam! – słyszałam z góry jej słowa. Pobiegłam za nią i wpadłam do pokoju jak burza. Zdzieliłam ją lekko po głowie.
- Serio coś brałaś – roześmiałam się. W korytarzu mignęła nam zawstydzona twarz rozgrywającego.  
- Grzesiek! – zawołała za nim rudowłosa. Jego twarz natychmiast pojawiła się w drzwiach – Oprowadź nas po Ostrołęce, dawno tu nie byłam.
- Wiecie, ja chyba zostanę tutaj – mruknęłam cicho, siadając na kanapie i podciągając nogi pod brodę – Idźcie sami, źle się czuję.
- Coś się stało? – zapytał szybko Łomacz, patrząc na mnie troskliwie.
- Nie, nic. Po prostu muszę jeszcze odpocząć – skłamałam.
- Możemy iść wieczorem – nalegał. Wszedł do pokoju i kucnął obok mnie, tak samo jak Eliza. – Wieczorem nawet lepiej, bo będzie chłodniej.
Pokręciłam przecząco głową i odwróciłam ją w drugą stronę, byleby tylko na nich nie patrzeć. Moje kanaliki łzowe natychmiast się wypełniły. Kołodziejczyk ścisnęła mnie za rękę i mrugnęła lekko oczami. Szybko ulotniła się z pomieszczenia, tłumacząc się wyjściem na balkon. Brunet milczał, wpatrując się w mój profil.
- Coś nie tak? – dopytał – Rodzice byli zbyt natarczywi? A mówiłem, żeby dali sobie spokój. Niedługo nikt nie będzie chciał z nimi przebywać…
- Nie, nie! – zaprzeczyłam szybko, uśmiechając się krzywo – Twoi rodzice są cudowni. Mam złe wspomnienia z Ostrołęką. Nie chcę o tym rozmawiać.
Brunet pochylił się w moją stronę i mocno przytulił. Otarłam szybko oczy, wtulając się w jego ramię.
- Jeśli będziesz chciała pogadać to przyjdź. Mam pokój obok was – szepnął i uśmiechnął się do mnie lekko. Nim się spostrzegłam do pokoju wróciła Eliza, naładowana potężną dawką energii. Udało jej się wyciągnąć nas z domu wprost na słoneczne uliczki miasta. Nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i zaczęłam rozglądać się dookoła. Kojarzyłam połowę tych budynków. Nie wiedziałam, że przyjdzie mi ponownie odwiedzić Ostrołękę. A zapowiadało się na to, że nie zrobię tego po raz ostatni. Brunet pokazywał nam kościoły, do każdego z nich dopowiadając parę zdań. Zaprowadził nas również pod Dom Handlowy. Obejrzałyśmy wystawy, porozmawiałyśmy z paroma sprzedawcami. Eliza wbiegła do jednego ze sklepów i wyszła stamtąd z ciemną reklamówką. Nie odpowiadała na zadane przez nas pytania. W końcu doszliśmy na Most, który był ostatnim punktem naszej wycieczki.
- Jeszcze piękniej wygląda nocą, ale skoro zdecydowaliśmy się tu przyjść za dnia to musimy obejść się smakiem – stwierdził, wyglądając zza barierki w dół. Słońce powoli zbliżało się ku horyzontowi.
- I tak jest pięknie – oznajmiła Eliza, machając torbą na wszystkie strony. Powstrzymałam jej rękę, gdy omal nie zabiła nią starszego pana w kapeluszu. Bąknęła ciche przepraszam, które i tak nie dotarło do staruszka. Wróciliśmy na osiedle Łomacza.
- Pójdziemy na plac zabaw? – zaproponował ze śmiechem – Dla wad to odpowiednie miejsce.
Ze śmiechem przebiegł na drugą stronę ulicy, widząc jak mordujemy go wzrokiem.
- Nie myśl sobie, że Ci odpuścimy! – krzyknęła do niego Kołodziejczyk. Grzesiek wypiął język w jej stronę i ruszył żwawo do przodu. Rudowłosa fuknęła na niego. – Ale będziesz miała męża…
- Eliza, do cholery! To nie będzie mój mąż! – warknęłam w jej stronę, uderzając w ramię.
- Nie zapieraj się – pogroziła mi palcem – Ja wiem, że czujecie do siebie miętę i tyle w tym temacie. Zobaczysz. Jeszcze pół roku i będziesz paradowała z pierścionkiem na palcu.
- Pleciesz takie głupoty, że nawet słuchać się tego nie chce – mruknęłam, idąc do przodu coraz szybciej. Przyjaciółka i tak mnie dogoniła. Zaraz za zakrętem znajdował się duży plac. Dzieci było z każdą chwilą mniej, natomiast schodzili się tam całkiem młodzi ludzie. Grzesiek dobiegł do nas zdyszany.
- Musimy zostać niezauważeni – wyszeptał – Daj mi okulary.
- Nie.. – próbowałam się wymigać, ale szybko zdjął mi je z nosa – Mogłeś wziąć swoje.
- Nie narzekaj – mruknął, otwierając przed nami bramkę. Szybko odnalazłam wolną ławkę i przysiadłam na niej.  Mimo mojego uprzedzenia Ostrołęka była naprawdę pięknym i serdecznym miastem. Ludzie podchodzili tu do wszystkiego bardzo optymistycznie. Nie było miejsca na kłótnie czy bijatyki. Owszem, takie się zdarzały, ale bardzo rzadko. Nawet nie zorientowałam się, gdy na samej rozmowie upłynęła nam godzina. Na dworze zaczęło robić się chłodniej. Czym prędzej wróciliśmy do domu państwa Łomaczów, trafiając akurat na kolację. Wyminęłam w drzwiach Grześka, szybko siadając przy stole. Brunet zaśmiał się głośno, widząc jak wzrokiem pożeram naleśniki.
- Ostrołęka się podoba? – zapytał Lucjan, sięgając po jednego z placków.
- Bardzo ładnie miasto – odpowiedziała Eliza, upijając łyk herbaty.
- Pewnie jesteście zmęczeni – przypuszczenia Ewy okazały się słuszne. – Więc jedzcie i idźcie spać, bo jutro znowu czeka was podróż.
Takim oto sposobem pół godziny później weszłyśmy do naszego pokoju. Grzesiek cały czas nerwowo chodził po korytarzu, drapiąc się po szyi. Z czasem zaczęłyśmy w ogóle ignorować jego zachowanie. Jako pierwsza wpadłam do łazienki, by potem mieć już wolne. Ciepła woda zmyła ze mnie zmęczenie z całego dnia i wszystkie niemiłe wspomnienia związane z Ostrołęką. Zaczęłam patrzeć na to miasto zupełnie inaczej. Całe te przemyślenia wprowadziły mnie w melancholijny nastrój, przy którym można było tylko usnąć. Osuszyłam włosy ręcznikiem i szybko założyłam na siebie bokserkę i krótkie spodenki. Przeczesałam mokre włosy palcami. Zerknęłam w moje lustrzane odbicie i krzywo się uśmiechnęłam. Ukradkiem zerknęłam na jedną z półek. Wzięłam do ręki męskie perfumy i wzięłam głęboki wdech. Zapach ten wprowadzał mnie w obłęd. Cały czas czułam go na wszystkich bluzach Grześka. Nawet na tej pamiętnej, pomeczowej, którą podarował mi w Rzeszowie. Otumaniona wyszłam z łazienki, podążając prosto do pokoju. Po drodze zdążyłam trącić ramieniem bruneta. Powiódł za mną wzrokiem aż do drzwi, która zatrzasnęłam zaraz za sobą. Eliza spojrzała na mnie zdziwiona, gdy bez słowa usiadłam na parapecie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo.
- Nie wiem co wzięłaś… - zaczęła, niepewnie przypatrując się mojej osobie – Ale odstaw to póki jeszcze możesz.
- Nie mogę… - szepnęłam w swoją stronę i pochyliłam głowę do przodu. Usłyszałam głośne westchnienie Kołodziejczyk.
- Będę za pół godziny – wytłumaczyła – Spożytkuj dobrze ten czas.
Zaśmiałam się pod nosem i rzuciłam w nią poduszką, którą właśnie obejmowałam. Zdążyła się uchylić i z piskiem uciec z pokoju. Wstałam ociężale i podeszłam do biblioteczki. Przesunęłam palcami po grzbietach starych książek. Już miałam zamiar usiąść z jedną z nich na kanapie, ale powstrzymała mnie od tego zatroskana twarz Łomacza, który wparował gwałtownie do pokoju. Zmierzyliśmy się wzrokami. Odpuściłam pierwsza i zagłębiłam się w pierwszych słowach książki. Zapewne skończyłabym czytać pierwszą stronę, gdybym nie poczuła smukłych palców rozgrywającego na swoim ramieniu. Delikatnym ruchem odgarnął mokre kosmyki włosów z mojej szyi. Moje ciało zaczęło wariować, a serce bić coraz szybciej. Wszystko sięgnęło swoje apogeum, gdy wargi siatkarza zagościły na mojej szyi. Przesuwał się powoli w dół, całując odkryte ramię i obojczyk.
- Grzesiek… - szepnęłam bezdźwięcznie, próbując powstrzymać gwałtowne bicie serca. Umieścił dłonie w zagłębieniu mojej talii, obracając mnie w swoją stronę. Oparł czoło o moje, wpatrując się rozkojarzonym wzrokiem w moje oczy. Potarł nosem mój policzek i kolejny raz musnął moje wargi. Próbowałam opanować płytki oddech, ale nic z tego. Napierał na moje usta coraz mocniej. Wplotłam palce w jego włosy, spijając z jego ust coraz to nowsze uczucia. Objął mnie mocniej ramionami, przyciskając do swojego ciała. Czułam każdy wyrzeźbiony mięsień siatkarza czy mocne bicie jego serca. Krew szumiała mi w uszach, gdy przyparł mnie delikatnie do ściany. Zjechał ustami na moją szyję, kręcąc na niej ósemki językiem. Okręcałam wokół palców krótkie kosmyki jego włosów. Jęknęłam cicho, gdy delikatnie przygryzł skórę na szyi. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Kolejny raz złączył nasze usta, rozchylając je językiem. Wyszłam mu naprzeciw, całkowicie oddając się emocjom. Złapałam go za nadgarstki, gdy próbował wsunąć dłonie pod moją koszulkę. Tak się bawić nie będziemy, panie Łomacz. Wyczuł chyba mój uśmiech, bo jeszcze mocniej przycisnął mnie do ściany. Oderwał się na chwile od moich ust, łapiąc powietrze w płuca. Oddechem rozdmuchiwał kruczoczarne włosy.
- Tylko się nie zakochaj – szepnęłam w jego stronę, całując mocno w usta.
- Za późno – mruknął, oddając kolejny pocałunki. Opamiętaliśmy się dopiero wtedy, gdy usłyszeliśmy trzask łazienkowych drzwi.
- Skończ to już – syknęłam cicho, próbując go od siebie odepchnąć.
- Nie mogę – szepnął i przygryzł moją wargę. Uśmiechnęłam się w jego stronę z pobłażaniem. Niechętnie odsunął się ode mnie i wyszedł z pokoju, mijając się w drzwiach z Kołodziejczyk. Rozejrzała się zdziwiona po pokoju, zatrzymując wzrok na mnie, nieobecnych oczach i roztrzęsionym ciele.
- Nawet nie będę pytać – mruknęła, rozkładając pościel na rozsuniętej kanapie. Nie odpowiedziałam nic. Ułożyłam poduszkę i opadłam zdezorientowana na materace. Dopiero teraz dotarło do mnie co się stało. I szczerze mówiąc wolałabym tą noc spędzić, otulona ramionami rozgrywającego.   

____________________________________________

Trzynastostronnicowa chujnia. Proszę mi wybaczyć. 
No więc zaczęły się wakacje. Śpię całymi dniami i oglądam mecze. Tak wygląda mój plan dnia. Chciałam jechać nad jeziora, ale z tą moją zdartą nogą pociętą przez komary to chyba sobie nawet odpuszczę. Z resztą tyle roboty, że nie wiadomo w co ręce włożyć. Polećcie mi jakąś dobrą książkę, bo tą co dostałam na koniec roku (za świadectwo z czerwonym pasem, a co!) przeczytam sobie w sytuacji krytycznej, gdy będę już totalnie zdesperowana. 
Kibicujemy DZISIAJ chłopakom, bo jest aktualnie 01.10. 
Kto wygra mecz?!
POLSKA

A ja miałam jechać sobie do Starych Jabłonek. Teraz to sobie mogę... pocałować klamkę. 
EDIT: Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy, jesteście niesamowici!

9 komentarzy:

  1. Awww boski rozdział ! *-*
    Nie mogę doczekać się kolejnego :D
    Końcówka taka słodka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ;) Ciekawi mnie kiedy w końcu Grzesiek i Amanda postanowią być tak oficjalnie razem,a mam nadzieję,że już nie długo;) Mogę takie rozdziały czytać zawsze, takie słodkie i "szczęśliwe". Czekam na następny i zapraszam do mnie: http://mydlo--powidlo.blogspot.com/
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  3. ja też miałam jechać do Starych Jabłonek ! Uważam że głowni bohaterowie powinni w końcu odbyć szczerą rozmowę i poważnie porozmawiać o swoich uczuciach.Końcówka ? Cały ten obraz miałam przed oczami więc naprawdę wspaniała :) Czekam na kolejny a przy okazji zapraszam: http://grasz-wygrywasz.blogspot.com / 1 rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Końcówka skłoniła mnie do takiego nadmiaru słodkości, że czuję się jak w pokoju pełnym szczeniąt, kociąt, różowych balonowych serc i enrique iglesiasa śpiewającego o miłości. Pięknie opisana scena pocałunku, aż zapiera dech :D
    Ama i Grzesiek to dwa głupki, siebie warci- czy oni nie mogą być tak "oficjalnie" razem? są dorośli, na litość boską! I swoją drogą, nie chciałabym tutaj być na miejscu Elizy- nie dość, że zakochana w Bartku, to jeszcze musi te Grześkowo-Amandowe romanse znosić. I mam nadzieję, że od następnego rozdziału walniesz jakieś fanfary, fajerwerki, Ama się opamięta i nie będzie się czaiła z tym ich związkiem :D:D
    I sama jesteś trzynastostronicowa chujnia! XD Chociaż, to też jest obraźliwie, ale mam na myśli to, że rozdział jest świetny, a Ty się nie znasz.
    Tylko jedna mała uwaga- ludzie mogą mierzyć się "wzrokami"? XD trochę dziwnie to brzmi, bo mamy jeden wzrok, spojrzenia mogą być dwa :D:D
    a jakbyś chciała zobaczyć, co to jest PRAWDZIWA chujnia, to u mnie pojawiła się jedenastka :D:D
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. [przepraszam za spam]

    Prowadzisz bloga o siatkówce? A więc jeśli chcesz (ja nie zmuszam, to zależy tylko od Twojej własnej woli), zachęcam do wpisania własnego opowiadania (lub opowiadań, jeśli prowadzisz ich więcej) do listy Opowiadań Siatkarskich: http://kibicowelove.blogspot.com/p/opowiadania-warte-polecenia.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Takiej końcówki się nie spodziewałam ;3 jestem w niebie! Grzesiu, Ama, bądźcie już parą, przecież Was tak ciągnie do siebie!
    Dali upust swoim uczuciom. W dosyć łapczywy, ale namiętny sposób. Kurde, aż szkoda, że Kołodziejczykówna pojawiła się w takim momencie...:D
    Dobra, muszę teraz powstrzymać swoją rozszalałą wyobraźnię i wrócić do rzeczywistości. ;D

    Nie mogę się doczekać tego Gdańska! Tam się zadzieje, już to czuję w kościach :)) jak jeszcze opiszesz to w ten niesamowity sposób, do którego tak bardzo mnie przyzwyczaiłaś to - słowo daję - rozpłynę się z zachwytu ;3
    JA CI DAM KURDE CHUJNIE! JESTEŚ BOSKA! :))

    Całuje ;*
    naranja-vb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. Kiedy kolejny? Ja chcę JUŻ. :D
    Twój blog mnie coraz bardziej uzależnia. ;)
    Amanda i Grzegorz... Ładna z nich para. Nie mogę się doczekać, aż się dowiem, co się stanie w Gdańsku. :D
    Pozdrawiam. :)
    http://nigdy-nie-dorastaj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajny ten rozdział! Aż miło czytać :) I nie wiem dlaczego piszesz, że to chujnia.. wiele osób chciałoby pisać tak jak ty :) Jestem tego pewna :) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jaka chujnia?! To jest boskie i tyle! Aż chciałoby się więcej :) Życzę weny i zapraszam do siebie http://feralna-dziewczyna.blogspot.com/ Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń