Wychyliłam głowę przez drzwi, szukając źródła hałasu na
korytarzu. I jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam Łomacza walczącego ze
swoją torbą podróżną.
- A Ty gdzie się wybierasz? – zapytałam ze śmiechem.
- Jadę do Gdańska – syknął zdenerwowany. Po chwili odskoczył
od torby, nie żałując jej niezbyt pochlebnych komentarzy. Ściągnął z siebie
bluzę i rzucił ją na ziemię. Oddychał głęboko. Dopiero po minucie zwrócił na
mnie uwagę.
- Dlaczego do Gdańska? – wyszłam przed pokój, zamykając za
sobą drzwi. Oparłam się o ścianę, czekając na jego słowa.
- Podpisać kontrakt – uśmiechnął się szeroko, przeczesując
włosy palcami.
- Zdecydowałeś się jednak?
Siatkarz westchnął głęboko i ustał obok mnie. Złapał mnie za
rękę, splatając palce z moimi. Wzdrygnęłam się lekko, czując jak kciukiem
gładzi środek mojej dłoni.
- Po naszej ostatniej rozmowie… - zaczął spokojnie –
Zadecydowałem, że warto spróbować czegoś nowego. W końcu bez ryzyka nie ma
zabawy.
- Tu nie chodzi o ryzyko, ale o twoją przyszłość, Grzesiek –
wyjaśniłam. Nerwowo zaczesałam włosy do tyłu. Spojrzałam na twarz
rozgrywającego, dłużej jednak spoglądając w błękitne tęczówki. – Zależy mi na
tym, abyś był szczęśliwym. Abyś w Gdańsku spełnił marzenie. Jeśli w Jastrzębiu…
- Chwila – przerwał mi zaskoczony – Zależy Ci na moim
szczęściu, tak?
Otworzyłam oczy ze zdziwienia. I ja coś takiego
powiedziałam? Brunet cały czas lustrował moją twarz wzrokiem. Wzięłam wdech i
wyrwałam rękę z jego uścisku. Omiotłam korytarz wzrokiem i czym prędzej
dopadłam do drzwi mojego pokoju. Zatrzasnęłam je za sobą. Paroma zwinnymi
krokami znalazłam się przy łóżku Elizy i potrząsnęłam gwałtownie jej ramieniem.
Rudowłosa mruknęła coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok. Westchnęłam głęboko
i przeszłam na mały korytarz.
- Grzesiek? – zawołałam przez drzwi. Widziałam, że tam stoi.
Uchyliłam przed nim lekko drzwi. – Mam prośbę… zabierz mnie ze sobą.
- Do Gdańska? – zapytał, otwierając szerzej oczy.
- Tak – kiwnęłam lekko – Mnie i Elizę?
- Nie ma problemu – odparł ze śmiechem – Tylko, że zostaję
tam dwa dni…
- Nie szkodzi – zmrużyłam oczy, uśmiechając się szeroko.
Wparowałam w głąb pokoju. Jeszcze raz trąciłam Elizę. Zmierzyła mnie szarym
wzrokiem i warknęła cicho. Wyciągnęłam spod łóżka torbę i ustawiłam ją
naprzeciwko szafy. Otworzyłam drzwi i jednym zamachem ściągnęłam z półki
wszystkie moje ubrania.
- Co ty robisz? – zapytała zdziwiona Kołodziejczyk.
- Pakuję się. Ty też lepiej to zrób – mrugnęłam do niej –
Jedziemy do Gdańska.
- Jak to?! Już wrzesień? – wyprostowała się gwałtownie na
łóżku i sięgnęła po walizkę.
- Nie, aczkolwiek i tak musimy tam pojechać. Pogadamy z
Olkiem – wytłumaczyłam jej, zdejmując w wieszaków swetry i bluzy.
- Ej no! Poczekaj na mnie! – krzyknęła, gdy odrzuciłam torbę
na korytarz. Głowa Łomacza nieśmiało tkwiła w drzwiach. Uśmiechnęłam się do
niego zachęcająco. Niepewnym krokiem wszedł do środka, omijając porozrzucane
buty. Odgarnęłam je w bok. Rudowłosa uczyniła to samo co ja przed chwilą i
niecałe dziesięć minut później stała przed nami w całej swojej okazałości.
Zabrała ubrania z łóżka i z szaleńczym śmiechem wparowała do łazienki.
- Tylko szybko, zaraz wyjeżdżamy! – krzyknęłam jeszcze.
Zebrałam moje buty i wrzuciłam je do torby.
- Macie ochotę na ciastka? – zapytał Krzysiek, który przed
chwilą przekroczył próg naszego pokoju. Kiwnęłam lekko głową i zabrałam z
półmiska całą garść słodyczy.
- I gdzie Ci się to zmieści w tym małym brzuszku? – zapytał
libero ze śmiechem.
- Jest jeszcze Eliza – mruknęłam, biorącej jedno ciasto do
ust. Drzwi łazienki otworzyły się na oścież. Wypadła przez nie rudowłosa
całkowicie wyszykowana. Odebrała ode mnie ciastko i szybkim krokiem
przyciągnęła walizkę na korytarz.
- Jedziemy? - zapytała cicho
- Jeszcze z pół godziny – wytłumaczył rozgrywający – Jeszcze
śniadanko!
Eliza warknęła na mnie głośno, próbując sprzedać kopa, ale
szybko ukryłam się za szerokimi ramionami Grześka. Brunet roześmiał się
pogodnie, jakby zapominając o naszej wcześniejszej rozmowie. Nie wiem dlaczego tak
reagowałam na każde jego słowo, które według mnie miało swój ukryty sens. Może
tylko mi się tak wydawało? Grzesiek był moim przyjacielem, więc dlaczego
myślałam zupełnie inaczej? Westchnęłam cicho i opuściłam pokój. Eliza
podreptała za mną. Na końcu tego śmiesznego korowodu szedł Grzesiek, a obok
niego Igła. Zbiegłam po schodach, omijając zachęcająco otwarte drzwi windy.
Przyjaciółka fuknęła w moją stronę.
- No co chcesz? – zapytałam cicho, zwalniając kroku.
- Wystrzeliłaś z tym Gdańskiem – mruknęła, rozsuwając bluzę
– Nie mogłaś zrobić tego kiedy indziej?
- Nie – ucięłam szybko – Nie będę się widziała z Olkiem, a
to nie jest rozmowa na telefon. Pogadam z nim, a jeśli nie to coś wymyślimy.
Rudowłosa wzruszyła ramionami i przekroczyła próg stołówki.
Siatkarska banda okupowała najbliższe stoliki, pakując w żołądki kolejne dawki
jedzenia. Dostawiłam krzesło do jednego z większych stołów i usiadłam koło
Kosoka. Widelec z jajecznicą zatrzymał się w połowie drogi do ust. Chrząknął
nieznacznie i spojrzał na mnie z rozdziawionymi ustami. Uśmiechnęłam się do
niego pokrzepiająco i poklepałam po ramieniu. Środkowy wzruszył nieznacznie
ramionami i zjadł to co musiał. Jego ciemnobrązowe tęczówki błyskały na każdą
stronę, dłużej zatrzymując się na mnie. To mogło być podejrzane. Szybko
dosiadła się do nas Eliza, wpychając się z talerzem między Piotrka, który
pisnął jak mała dziewczyna, gdy rudowłosa szturchnęła go w brzuch, aby się
posunął, a Kurkiem. Nie wiem czy wybrała to miejsce specjalnie czy tylko takie
jej zostało, ale przyjmujący widocznie zdziwił się, widząc jej delikatną
posturę koło swojego ramienia. Posunął się z krzesłem, prawie zrzucając Jarosza
ze swojego siedzenia. Rudy fuknął głośno i mamrotają coś pod nosem, wrócił do
talerza.
- Znowu gdzieś się wybieracie? – jęknął Kosa, opierając się
łokciami o stół. Spojrzałam na niego zdziwiona. Brunet uśmiechnął się tylko i
wskazał głową w stronę drzwi – Grzesiek taszczy te wasze walizy już parę minut.
- To poszedłbyś mu pomógł – mruknęłam i roześmiałam się,
widząc jego nietęgą minę.
- Lepiej ty idź – szturchnął mnie łokciem – Jeszcze by mnie
zabił. Widzisz Ama… w momentach kiedy wszyscy jedzą, a on nie, to nie jest
najlepiej.
Nim się obejrzałam rozgrywający usiadł obok mnie, głośno
sapiąc na przemian z wypowiadaniem niecenzuralnych słów.
- Opanowałbyś się – mruknął Kuba z drugiego końca stołu.
Brunet posłał mu mordercze spojrzenie. Zaraz jednak szybko się rozejrzał i
mruknął coś w stylu: Dlaczego ja jeszcze
nie jem? Szybkim krokiem dopadł do okienka i niecałą minutę później wracał
z ogromnym talerzem.
- Pewnie – zaśmiał się Ignaczak – Wepchnij to w siebie, a
potem mów, że nie możesz skakać na treningu, bo twój żołądek jest za ciężki.
Wokół mnie przeszła salwa śmiechu. Grzesiek wykrzywił się w
stronę Krzyśka, ukazując mu długi środkowy palec. Siatkarze znów się
roześmiali, widząc minę obu chłopaków. Zerkałam co chwila na Elizę, która
widocznie krępowała się przy Kurku. Przyjmujący cały czas lustrował ją
wzrokiem, szczerząc się niemiłosiernie. W końcu rudowłosa odłożyła widelec i
spojrzała mu odważnie w oczy.
- A ty nie masz już nic innego do roboty tylko ciągle się na
mnie gapisz? – syknęła rozjuszona – Zajmij się jedzeniem.
Bartek roześmiał się serdecznie, wprawiając ją w osłupienie.
Wziął do ręki widelec i z szerokim uśmiechem pochłaniał swoją porcję.
Kołodziejczyk zrezygnowała z dalszego śniadania i odsunęła do siebie talerz.
Fuknęła pod nosem na szatyna i splotła ręce na piersiach. Cała siatkarska
śmietanka wpatrywała się w nich z szeroko otwartymi oczami. Atmosferę między
nimi rozluźnił Igła, wybuchając niepohamowanym śmiechem. Ruda prychnęła pod
nosem, wbijając wzrok w obraz na przeciwległej ścianie.
|Eliza|
- Gniewasz się na mnie? – odwróciłam szybko głowę w lewą
stronę, wbijając spojrzenie w błękitne tęczówki przyjmującego. Siatkarze powoli
odchodzili od stołu tylko on dalej ślęczał nad swoim talerzem. Zignorowałam
jego pytanie, odsuwając krzesło do tyłu, by móc swobodnie wstać. Bartek złapał
mnie za nadgarstek i ponownie pociągnął do stołu. Zmarszczyłam czoło, wyrywając
rękę z jego uścisku.
- Nie złość się – szepnął cicho. Zaśmiałam się pod nosem,
kręcąc głową z dezaprobatą. – Złość piękności szkodzi.
- Bartek, daj spokój – mruknęłam w jego stronę, siadając z
powrotem na krześle – Co ty już wymyśliłeś?
- Traktujesz mnie jak powietrze – mruknął zawiedziony,
grzebiąc widelcem w talerzu. Kolejny raz zaśmiałam się pod nosem. Od tego
piekielnego balu minęły trzy dni. Wróciłam do Spały rozkojarzona jak dziecko.
Bez słowa wróciłam do pokoju, nie oglądając się na niego. Przez te kolejne dni
spotykaliśmy się tylko na śniadaniu, obiedzie czy kolacji. Wiele razy próbował
dobić się do naszego pokoju, ale częściej przebywała tam Lea niż ja z Amandą. I
może faktycznie miał rację. Jego pewność siebie mnie zmyliła.
- Może na to zasługujesz… - szepnęłam koło jego ucha i
szybko wstałam. Z daleko słyszałam już głos Lewandowskiej, która nawołuje mnie
namiętnie. Zabrałam walizkę spod ściany i razem z Amą opuściłam pomieszczenie.
Zerknęłam do tyłu przez ramię. Napotkałam na swojej drodze wzrok siatkarza.
Odkręciłam szybko głowę i z uśmiechem stałam koło recepcji, czekając na
Łomacza, który jak zwykle musiał biec do pokoju.
- Co ty mu zrobiłaś? – zapytała Amanda, podążając wzrokiem
za Grześkiem. Zerknęła na mnie znacząco. Od odpowiedzi nie mogłam się wymigać w
żaden sposób.
- Nic – wzruszyłam ramionami. Brunetka wbiła mi palce między
żebra. – Denerwuje mnie ta jego idiotyczna pewność siebie. Myśli, że każda
poleci na jego durnowate spojrzenie i ochrypły głos!
- Ty poleciałaś – mruknęła cicho, myśląc, że wcale tego nie
słyszałam.
- Amanda! – krzyknęłam na nią, na co ona tylko się
roześmiała i przytuliła się do mnie mocno.
- Moja mała Eliza się zakochała – poczochrała mi włosy na
głowie. Westchnęłam głęboko bez bicia przyznając się do tego co teraz się
dzieje w moim niedużym ciele. Już miałam coś powiedzieć, gdy dobiegł do nas
Grzesiek, machając nam przed oczami wszystkimi swoimi dokumentami.
- Co wy na to, abyśmy zakręcili jeszcze do Ostrołęki? –
zapytał z uśmiechem, pakując wszystko do niedużego plecaki.
- Oczywiście – zironizowała Ama – I to przez Kraków!
- Nie bądź taka do mnie uprzedzona – mruknął w jej stronę,
biorąc do ręki torbę i wychodząc z budynku. Cały czas czułam na sobie krępujący
ruchy wzrok Kurka, który jak się potem okazało stał w drzwiach stołówki perfidnie nas podsłuchując. Rozgrywający
szybko doprowadził nas do czarnego Audi. Po cięższej wymianie zdań z Amą,
zadecydowałam, że to ja będę siedziała z tyłu, bo muszę się przespać. Tak więc
brunetka beznamiętnie usiadła na miejscu pasażera i zapięła pasy. Grzesiek
rzucił kluczyki na swój fotel i zaczął psocić coś pod maską. W końcu jednak
potarł ręce i wsiadł do samochodu. Z szerokim uśmiechem wyjechał spod ośrodka
wprost na szeroką ulicę. Spokojne dźwięki muzyki wypływające z radia uśpiły
mnie natychmiastowo.
|Grzesiek|
Nie odzywaliśmy się do siebie przez dobry kawałek drogi.
Westchnąłem głęboko, podkręcając muzykę płynącą z radia. Amanda zerknęła szybko
do tyłu i trzepnęła mnie po ręku.
- Eliza śpi – syknęła – Przycisz to trochę!
Droga była prawie pusta. Spokojnie rozwinąłem prędkość,
przez co Lewandowska zacisnęła smukłe palce na pasie.
- Jestem tolerancyjna na wszystkie twoje pomysły – wzięła
głęboki wdech, zmuszając się do spokojnego tonu głosu – Ale do cholery jasnej
czy ty chcesz nas zabić?
- Przecież jadę dobrze! – oznajmiłem, wyprzedzając kolejny
samochód.
- Jak tak bardzo Ci się spieszy to po co ci dodatkowy ciężar
– fuknęła – Wypuść mnie stąd!
- Amanda, uspokój się – mruknąłem, stopniowo zwalniając.
Brunetka odpuściła zgniatanie pasa. Odwróciła głowę w stronę szyby pasażera i
uparcie wpatrywała się w krajobraz. Moje słowa nawet do niej docierały.
Westchnąłem głęboko i zatrzymałem się na najbliższej zatoczce. Wzdrygnęła się,
gdy złapałem ją za rękę. Tym prostym gestem zmusiłem ją, aby na mnie spojrzała.
Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, gładząc kciukiem środek jej dłoni.
Zadrżała jeszcze bardziej, gdy drugą ręką otarłem łzę spływającą po policzku.
- Już dobrze? – zapytałem cicho, wpatrując się w zaszklone
oczy dziewczyny. Kiwnęła delikatnie głową i opadła na fotel. Ponownie
ruszyliśmy w drogę. Starałem się aż tak bardzo na niej nie szaleć.
Przejechaliśmy dziesięć kilometrów, pogrążeni w zupełnej ciszy.
- Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? – zapytałem, wchodząc w
zakręt. Brunetka wzruszyła ramionami, niechętnie nawiązując jakąkolwiek próbę
konwersacji. – Amanda… coś się stało?
Pokręciła przecząco głową. Podjąłem szybką próbę ratowania
sytuacji. Niecałe pięć minut później zatrzymałem się na stacji benzynowej.
Wyskoczyłem szybko z samochodu i otworzyłem drzwi po stronie Lewandowskiej.
Kucnąłem obok niej, badając jej twarz, na której nie malowały się prawie żadne
emocje. Wbiła wzrok w moje tęczówki po czym nagle objęła mnie za szyję.
Zdziwiony ułożyłem dłonie na jej plecach i przycisnąłem mocniej do siebie.
Błękitnooka wtuliła głowę w zagłębienie mojej szyi. Roześmiałem się cicho,
głaszcząc ją po głowie.
- Chcesz kawy? – zapytałem cicho, muskając ustami jej ucho.
Zadrżała lekko, ale mruknęła ciche: tak w podpowiedzi. Wyprostowałem kolana
i szybkim krokiem oddaliłem się w stronę sklepu. Widziałem przez okno jak
nerwowo podryguje nogą, rozglądając się zaciekawiona dookoła. Z dwoma kubkami
skierowałem się z powrotem Tym razem brunetka stała obok samochodu,
rozpuszczając na ramiona długie, czarne włosy. Przełknąłem nerwowo ślinę,
wpatrując się jak odrzuca je delikatnie do tyłu. Uśmiechnęła się, widząc mnie z
kubkami. Oparłem się lekko o bagażnik. Chwilę potem wślizgnęła się pod moje
ramię, kładąc głowę na moim barku.
- Naprawdę chcesz jechać do Ostrołęki? – zapytała, obracając
plastik w dłoniach.
- Wpadłbym do rodziców – odpowiedziałem. Zerknąłem na nią
zaniepokojony, gdy gwałtownie zaczęła kaszleć. Odeszła od mnie na parę kroków,
łapiąc powietrze w płuca.
- Do rodziców? – dopytała oniemiała.
- Poznasz przyszłych teściów – wyszczerzyłem się szeroko.
Błysnęła złowrogo oczami w moją stronę i sprzedała mi sójkę w bok.
- Nie spodziewaj się tego, że wcześniej dojedziemy do
Gdańska – mruknęła – Muszę jeszcze dzisiaj tam dojechać i poga… Muszę tam
szybko dojechać.
- Skoro wcześnie nie dojedziemy to zatrzymamy się u rodziców
– wzruszyłem ramionami, niecierpliwie czekając na jej reakcję. Zmierzyła mnie
zdziwionym wzrokiem.
- Chyba sobie żartujesz?! – zacisnęła wargi w wąską linię.
- Całe moje życie jest żartem – westchnąłem – Więc się
zatrzymamy. Przenocujemy u nich, a rano pojedziemy do Gdańska. Tam też zrobimy
nockę i wrócimy do Spały. Chyba, że chcesz odwiedzić Warszawę?
- Nie – pokręciła głową – Niech będzie ta Ostrołęka.
Szybko wsiadła do samochodu, nie zaszczycając mnie nawet
wzrokiem.
- A ty znowu się gniewasz? - zapytałem, wędrując za nią –
Porozmawiaj ze mną chociaż raz tak na poważnie.
- Czy ja jestem w tym momencie niepoważna? – zapytała, próbując
powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Jednak jej to nie wyszło. Roześmiała
się w moją stronę. Pokręciłem głową z powątpieniem i pocałowałem ją lekko w
policzek. Zabrałem jej kubek z dłoni i wyrzuciłem do pobliskiego kosza. Kątem
oka zerknąłem jak nerwowo pociera policzki. Wróciłem do samochodu i ruszyłem z
parkingu. Dalsza droga przebiegła nam już w milszej atmosferze. Nie
rozmawialiśmy namiętnie, ale lepiej tak niż wcale.
- Od października nadal będziesz się uczyła w Warszawie? –
zapytałem spokojnie, spoglądając na jej twarz.
- Tak – odpowiedziała szybko. Zgryzła wargi, wpatrując się
punkt przed sobą. Nie pytałem już o nic więcej. Omiotła lekko zamglonym
wzrokiem wnętrze samochodu i oparła głowę o zagłówek. Przymknęła lekko powieki,
które z minuty na minutę robiły się coraz cięższe.
|Ama|
Nie wiem czemu tak bardzo denerwowałam się przed przyjazdem
do Ostrołęki. Perspektywa poznania rodziców Grześka chyba mnie tak przerażała
albo wspomnienia z przeszłości. Nie chciałam nigdy do tego wracać. Łomacz z
szerokim uśmiechem rozglądał się dookoła, podziwiając domy i ogrody.
- Kiedyś też taki wybuduję – oznajmił, wskazując palcem na
jeden z piękniejszych domów w okolicy. Przytaknęłam głową i ponownie zatopiłam
się w swoich myślach. Brunet skręcił gwałtownie w prawo, wjeżdżając na kostkę
przed zadbanym domem.
- Poczekajcie – uśmiechnął się promiennie – Spróbuję
przekonać ich, aby nie zrobili szumu wokół mojej osoby.
Wyskoczył szybko z samochodu, wciskając dzwonek do drzwi. Z
budynku wyszła wysoka kobieta z wysoko spiętymi włosami. Otarła ręce o
granatową spódnicę i przytuliła się do Grześka. Opuściłam się na fotelu, gdy
kobieta omiotła samochód wzrokiem. Brunet zażarcie coś tłumaczył, gestykulując
żywo rękoma.
- Odwiedziny u teściów, co? – dobiegł mnie cichy śmiech z
tyłu. Eliza podpierała się na ręku, błyskając dokoła szarymi oczami. Roześmiała
się kolejny raz widząc mój krzywy uśmiech – Oj, daj spokój. Będzie dobrze.
Jedno jest pewne, na pewno Ci się dzisiaj nie oświadczy.
- Ale ty jesteś durna – mruknęłam, kręcąc głową z
dezaprobatą. Chciałam oprzeć się plecami o drzwi, ale całe szczęście, że tego
nie zrobiłam, bo rozgrywający otworzył je gwałtownie. Rudowłosa parsknęła
śmiechem, widząc moją zdezorientowaną minę.
- Chodźcie – zagrzmiał wesoły głos siatkarza. Z mocno
bijącym sercem wydostałam się z samochodu i złapałam za pasek torby. To samo
uczyniła Eliza. Poprawiła okulary na nosie i jako pierwsza pokonała kilka schodków.
Brunet uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Był szczęśliwy, widziałam to. Cały
czas tylko się uśmiechał. Wprowadził nas do środka. Gdyby gdzieś niedaleko był
Bar Mleczy, mogłabym przysiąc, że jestem w Rzeszowie. Rozejrzałam się dookoła.
Eliza z lekkim uśmiechem przeszła do kuchni za Grześkiem. Jego matka krzątała
się przy szafkach, wykładając talerze na stół. Ojciec natomiast, opierał się o
blat, denerwując żonę. Od czasu do czasu wytarł sztućce czy szklanki. Uśmiechał
się pogodnie tak samo jak mama Łomacza. Skryłam się za ramieniem bruneta.
Złapał mnie za rękę i popchnął lekko do przodu. Ojciec bruneta zlustrował mnie
wzrokiem i pokazał synowi uniesiony do góry kciuk. Pani Łomacz kolejny raz
otarła dłonie o spódnicę.
- No tak.. – zaczął niepewnie Grzesiek, drapiąc się palcami
po brodzie – To moje koleżanki. Aktualnie przebywają u nas w Spale…
- Amanda – wzięłam głęboki oddech i przedstawiłam się jego
rodzicom. Zaraz po mnie to samo zrobiła Eliza. Jego rodzice patrzyli na nas
dość sceptycznie.
- Jutro wyjeżdżamy już do Gdańska – oznajmił brunet,
dobierając starannie słowa. Uśmiech natychmiast spełzł z twarzy matki.
Westchnęła tylko głęboko.
- Grzesiek, zaprowadź panie do pokoju na górze – mruknęła
sucho Ewa i ponownie zajęła się przygotowywaniem jedzenia. Zabrałyśmy torby i
szybko wbiegłyśmy na górę za rozgrywającym. Otworzył przed nami drewniane
drzwi. Weszłyśmy cicho do środka, rozglądając się dokoła. Przy jednej ze ścian
stała szeroka kanapa. Po drugiej stronie fotel, biblioteczka i szafa.
- Zaraz wszystko wam przyniosę – oznajmił brunet,
przesuwając biurko bardziej w lewą stronę – Łazienka jest na korytarzu. O,
tutaj – wskazał na drzwi za sobą.
- Dzięki – mruknęła Eliza, otwierając okna w pokoju.
Grzesiek omiótł całe wnętrze pokoju wzrokiem i zatrzymał go na mnie. Otworzył
usta, by coś powiedzieć, ale uprzedził go krzyk ojca z kuchni. Uśmiechnął się
kolejny raz i zamknął za sobą drzwi. Rudowłosa wertowała wzrokiem wszystkie
książki w pokoju.
- Nie rozumiem po co tu w ogóle przyjechaliśmy – mruknęłam
cicho, opierając się o parapet.
- Och, daj spokój – Kołodziejczyk machnęła ręką w moją
stronę – Znowu narzekasz. Lepiej tu niż gdziekolwiek. Przynajmniej coś dobrego
do jedzenia dostaniemy, bo w Spale już nie mogę na nie patrzeć. I nie wymyślaj
nowych problemów, bo rodzice Grześka wcale nie są tacy źli. Widziałaś jak
ojciec mrugnął do Grześka okiem, a potem wskazał na Ciebie?
- Nie – zaprzeczyłam – I nawet nie chciałabym tego widzieć.
- Podobasz im się – stwierdziła pewnie – Zobaczysz, za parę
miesięcy znowu tu przyjedziesz na jakąś kolację, a potem Grzesiek oznajmi
wszystkim, że się oświadczył. A potem BACH! – klasnęła w ręce – Będziesz żyła w
Gdańsku i chodziła na spacery z wózkiem.
- Eliza! Obrzydzasz mi życie matki! – fuknęłam w jej stronę.
Rudowłosa roześmiała się serdecznie i przysiadła obok mnie. – Wcale nie mam
zamiaru chodzić z wózkiem, a wcześniej toczyć się jak wieloryb po ulicy!
- Przyzwyczaisz się – mrugnęła do mnie okiem. Zacisnęłam
pięści, byleby tylko nie uderzyć jej w ramię. – Bycie wielorybem nie jest wcale
takie złe. Widzisz jaki Michałek jest słodki, prawda? Nie chciałabyś mieć takie
blondynka?
- Nie – zrugałam ją równo i opadłam na kanapę. Szarooka
zaśmiała się kolejny raz, wyrywając mnie z zadumy.
- Przyzwyczaisz się do wszystkiego. A ja wiem co mówię, w
końcu jestem twoją Wyrocznią – pomachała mi ręką przed oczami – Będziesz
chowała pod sukienką małe Gregorki!
Drzwi do pokoju natychmiast się otworzyły. Do środka wszedł
brunet z poduszkami i kocami. Spojrzał na nas zdziwiony i rzucił wszystko na
fotel.
- Co małe Gregorki? – zapytał z uśmiechem. Eliza wybuchła
śmiechem, patrząc jak się czerwienię. Przycisnęłam jedną z poduszek do twarzy,
próbując stłumić mój chwilowy wybuch złości. – Obgadujecie mnie?
- Skąd! – zaprzeczyła Eliza, trzymając się za brzuch – Zaraz
wrócę.
Wyszła szybko z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wyjrzałam
zza poduszki. Brunet poruszał ustami jak ryba, co chwila je otwierając i
zamykając.
- No wyduś coś z siebie – mruknęłam, klepiąc miejsce obok
siebie. Przysiadł na nim i odchylił się do tyłu. Wbił wzrok w biały sufit.
- Wiesz… nigdzie bym stąd najchętniej nie wyjeżdżał –
szepnął w przestrzeń. Położyłam mu głowę na ramieniu, bawiąc się końcówką jego
rękawa.
- Eliza mi właśnie uświadamiała jakie czeka mnie życie –
mruknęłam w odpowiedzi. Spojrzał na mnie zaskoczony, domagając się wyjaśnień –
Nie chcesz nic więcej wiedzieć, uwierz mi.
Roześmiał się gardłowo, dotykając ustami mojego czoła. Objął
mnie delikatnie ramieniem.
- Zebrało Ci się na sentymenty? – zapytałam cicho, wtulając
się w niego na tyle ile mogłam. Już chciał coś odpowiedzieć, gdy do pokoju
wszedł energicznie jego ojciec. Za nim zaraz przytruchtała Eliza. Odskoczyliśmy
od siebie jak oparzeni. Moje policzki przypominały barwą kwiat piwonii. Brunet
wstał, pocierając ręką kark. Kołodziejczyk pękała ze śmiechu za plecami
Lucjana.
- Zapraszam na obiad – oznajmił mężczyzna, uśmiechając się
szeroko. Wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach na dół, a jego cichy śmiech
nadal rozbrzmiewał echem na korytarzu.
- Już się integrujecie? – zapytała ruda, parskając śmiechem.
- Ten Kurek Cię namówił, abyś zaczęła coś brać? – zapytałam
z uśmiechem, strzelając ją w ramię.
- Skąd! – zaprzeczyła i zeszła po schodach za Grześkiem.
Weszliśmy do jadalni. Ewa stawiała na środku stołu wazę z zupą, a jej mąż
zacierał dłonie, wdychając przyjemny zapach. Usiadłam naprzeciwko Elizy, która
uśmiechała się cały czas pod nosem.
- Jedzcie, bierzcie co chcecie – oznajmiła Ewa – Długa
podróż was pewnie zmęczyła. A w tej Spale te jedzenie to podobno żadna
rewelacja.
Uśmiechnęłam się do niej pogodnie. Niecałe dziesięć minut
później na stół wjechało drugie danie. Eliza podsunęła mi pod nos mój talerz.
- Uprzedzałem mamę, że jesteś wegetarianką – brunet szepnął
mi do ucha. Ciepłym oddechem rozwiewał długie włosy. Omiótł moją twarz wzrokiem
i mrugnął wesoło okiem. Po obiedzie zaniosłam talerze do kuchni i wstawiłam je
zlewu. Odwróciłam się w stronę drzwi. Podskoczyłam w miejscu, gdy ujrzałam
panią Ewę, siedzącą na krześle.
- A więc jesteście w Spale? – zapytała, odsuwając krzesło
obok siebie.
- Tak – kiwnęłam – Trochę na wakacjach. Odwiedziłam siostrę.
W maju miałyśmy tam małe zlecenie do wykonania.
- A czym się zajmujecie? – dopytała z błyskiem w oczach. Już
miałam odpowiedzieć, gdy do kuchni wkroczyła Eliza, a zaraz za nią pan Lucjan.
- Jeszcze się uczymy – uśmiechnęłam się delikatnie. Ojciec
Grześka także przysiadł na krześle. Eliza nadal stała, opierając się o szafki.
Pan Łomacz roześmiał się do niej serdecznie i wskazał krzesło obok siebie.
Rudowłosa skorzystała z okazji.
- Studiujemy na Politechnice Warszawskiej architekturę
wnętrz – dopowiedziała Kołodziejczyk, patrząc pewnie w oczy rodziców.
- To ambitnie – mężczyzna zaklaskał w dłonie. – Pierwsze
lody przełamane. Chcecie może herbaty?
- Poprosimy – oznajmiła Eliza.
- A co zamierzacie robić potem? – zapytała kobieta, wstając
od stołu. Otworzyła szafkę i wyjęła z niej paczkę ciastek i paluszków.
Rozłożyła to na talerzyku i postawiła na blacie.
- Nic jeszcze nie jest pewne – wytłumaczyłam – Chciałyśmy
założyć jakąś firmę. Wszystko jest jeszcze do przemyślenia.
- Długo interesujecie się siatkówką? – podskoczyłam, słysząc
pytanie z ust starszego mężczyzny. Postawił przed nami kubki z herbatą.
Przyjrzał nam się dokładniej. Chwilę potem przeniósł wzrok w górę. Odwróciłam
głowę w tamtą stronę. Grzesiek stał oparty o futrynę i uśmiechał się łagodnie. Ojciec
przywołał go ręką, by usiadł razem z nimi.
- Napastujecie je pytaniami? – roześmiał się głośno,
podbierając matce ciastko. – Jak przesłuchania w Gestapo, nie?
- Zaraz tam przesłuchania – ojciec machnął ręką i zmrużył
oczy – Mały wywiad tylko.
- Te wasze wywiady to się zawsze kończą wspólnymi
wycieczkami po Ostrołęce – mruknął i spojrzał na nas znacząco – Nie dajcie się
w to wplątać.
- Z chęcią pójdziemy – oznajmiła Eliza, stukając mnie w
nogę. Grzesiek podniósł ręce i opuścił jej z głośnym westchnieniem.
- A miało być tak pięknie – wyszeptał pod nosem – No skoro
chcecie to idźcie. Ale ja zostaję w domu, bo umrę jak się do mnie zleci połowa
sąsiedztwa.
- Przyciągasz do siebie ludzi, Grzesiu – wypaliłam, zanim
zdążyłam się ugryźć w język. Spojrzałam wyczekująco w jego stronę. Jego oczy
błysnęły wesoło.
- No, jak lep muchy – uśmiechnął się delikatnie. Usiadł
między mną a Elizą i pierwszy wyciągnął rękę po ciastko. Spojrzałam niepewnie
po twarzach jego rodziców. Matko Grześka miała tak samo ciemne, czarne włosy i
pogodny uśmiech. Po swoim ojcu Łomacz odziedziczył charakter, zabawny głos i
błękitne spojrzenie. Ojciec co chwila spoglądał na bruneta, wysyłając mu tajemnicze
znaki.
- A po co jedziecie do Gdańska? – zapytała kobieta, siadając
na krzesełku i owijając wokół palca sznurek fartuszka.
Grzesiek spiął się lekko, prostując się na krześle.
Szturchnęłam go w udo i złapałam za rękę pod stołem. Zachowywaliśmy się jak
dzieci. Zamiast powiedzieć sobie prawdę jak cywilizowanych ludzi przystało,
zakrywaliśmy się za swoją dumą, uparcie tłumacząc, że jesteśmy tylko
przyjaciółmi. Zupełnie nie wiedziałam co się z nami działo. Każde jego
spojrzenie, dotyk wywoływały dreszcze na mojej skórze i szybsze bicie serca.
Nie wiedziałam tylko czy on czuje to samo. Wziął moją dłoń w swoje ciepłe ręce.
- Zamierzam zmienić klub – oznajmił pewnie, spoglądając w
oczy rodziców.
- I dopiero teraz nam o tym mówisz? – zapytał ojciec,
splatając dłonie.
- Nie było w sumie kiedy. Mamy ciągłe treningi, a o
przeprowadzce do Gdańska zadecydowałem dość niedawno – wyjaśnił dokładnie –
Potrzebuję zmiany. Może w Lotosie będzie inaczej. Będę miał do was znacznie
bliżej, nie to co w Jastrzębiu.
- Grzesiek, dobrze wiesz, że decyzja należy do Ciebie –
oznajmiła matka z uśmiechem – My możemy to jedynie akceptować albo nie.
Zaakceptujemy wszystko. Kuba jest we Francji i dajemy radę. Chociaż ty będziesz
w Polsce.
- A już myślałem, że też chcesz odlecieć jak twój brat –
Lucjan odetchnął z ulgą – Nie przecierpiałbym ligi rosyjskiej ani tureckiej.
Już lepsza ta włoska. Nooo, ale twoje koleżanki nam nie odpowiedziały na
pytanie o siatkówce.
- Ach tak.. – rudowłosa wzięła głęboki wdech – Grałyśmy w
pierwszej lidze parę lat temu. Spotkałyśmy się na jednym z finałów ligi
kadetek. Amanda wygrała. Podporządkowałyśmy siatkówce szkołę i resztę zajęć,
ale po tamtych zawodach się skończyło. Amę dopadła ciężka kontuzja, a ja
niestety musiałam zrezygnować. Spotkałyśmy się ponownie dopiero na
Politechnice.
- To macie za sobą kawałek barwnej historii – oznajmił
mężczyzna. – No dobrze, nie będziemy was już męczyć. Zostawiamy wam wolną rękę
na wszystko.
Wstaliśmy od stołu, wsuwając krzesła. Eliza z uśmiechem
wypadła z kuchni. Odstawiłam szklanki do zlewu i skierowałam się do wyjścia.
- Tylko żeby dzieci z tego nie było! – krzyknął za nami
Lucjan.
- Tato! – syknął Grzesiek, uciekając z kuchni. Eliza
roześmiała się głośno i wbiegła na górę po schodach.
- A nie mówiłam! – słyszałam z góry jej słowa. Pobiegłam za
nią i wpadłam do pokoju jak burza. Zdzieliłam ją lekko po głowie.
- Serio coś brałaś – roześmiałam się. W korytarzu mignęła
nam zawstydzona twarz rozgrywającego.
- Grzesiek! – zawołała za nim rudowłosa. Jego twarz
natychmiast pojawiła się w drzwiach – Oprowadź nas po Ostrołęce, dawno tu nie
byłam.
- Wiecie, ja chyba zostanę tutaj – mruknęłam cicho, siadając
na kanapie i podciągając nogi pod brodę – Idźcie sami, źle się czuję.
- Coś się stało? – zapytał szybko Łomacz, patrząc na mnie
troskliwie.
- Nie, nic. Po prostu muszę jeszcze odpocząć – skłamałam.
- Możemy iść wieczorem – nalegał. Wszedł do pokoju i kucnął
obok mnie, tak samo jak Eliza. – Wieczorem nawet lepiej, bo będzie chłodniej.
Pokręciłam przecząco głową i odwróciłam ją w drugą stronę,
byleby tylko na nich nie patrzeć. Moje kanaliki łzowe natychmiast się
wypełniły. Kołodziejczyk ścisnęła mnie za rękę i mrugnęła lekko oczami. Szybko
ulotniła się z pomieszczenia, tłumacząc się wyjściem na balkon. Brunet milczał,
wpatrując się w mój profil.
- Coś nie tak? – dopytał – Rodzice byli zbyt natarczywi? A
mówiłem, żeby dali sobie spokój. Niedługo nikt nie będzie chciał z nimi
przebywać…
- Nie, nie! – zaprzeczyłam szybko, uśmiechając się krzywo –
Twoi rodzice są cudowni. Mam złe wspomnienia z Ostrołęką. Nie chcę o tym
rozmawiać.
Brunet pochylił się w moją stronę i mocno przytulił. Otarłam
szybko oczy, wtulając się w jego ramię.
- Jeśli będziesz chciała pogadać to przyjdź. Mam pokój obok
was – szepnął i uśmiechnął się do mnie lekko. Nim się spostrzegłam do pokoju
wróciła Eliza, naładowana potężną dawką energii. Udało jej się wyciągnąć nas z
domu wprost na słoneczne uliczki miasta. Nasunęłam na nos okulary
przeciwsłoneczne i zaczęłam rozglądać się dookoła. Kojarzyłam połowę tych
budynków. Nie wiedziałam, że przyjdzie mi ponownie odwiedzić Ostrołękę. A
zapowiadało się na to, że nie zrobię tego po raz ostatni. Brunet pokazywał nam
kościoły, do każdego z nich dopowiadając parę zdań. Zaprowadził nas również pod
Dom Handlowy. Obejrzałyśmy wystawy, porozmawiałyśmy z paroma sprzedawcami.
Eliza wbiegła do jednego ze sklepów i wyszła stamtąd z ciemną reklamówką. Nie
odpowiadała na zadane przez nas pytania. W końcu doszliśmy na Most, który był
ostatnim punktem naszej wycieczki.
- Jeszcze piękniej wygląda nocą, ale skoro zdecydowaliśmy
się tu przyjść za dnia to musimy obejść się smakiem – stwierdził, wyglądając
zza barierki w dół. Słońce powoli zbliżało się ku horyzontowi.
- I tak jest pięknie – oznajmiła Eliza, machając torbą na
wszystkie strony. Powstrzymałam jej rękę, gdy omal nie zabiła nią starszego
pana w kapeluszu. Bąknęła ciche przepraszam,
które i tak nie dotarło do staruszka. Wróciliśmy na osiedle Łomacza.
- Pójdziemy na plac zabaw? – zaproponował ze śmiechem – Dla wad
to odpowiednie miejsce.
Ze śmiechem przebiegł na drugą stronę ulicy, widząc jak mordujemy
go wzrokiem.
- Nie myśl sobie, że Ci odpuścimy! – krzyknęła do niego
Kołodziejczyk. Grzesiek wypiął język w jej stronę i ruszył żwawo do przodu. Rudowłosa
fuknęła na niego. – Ale będziesz miała męża…
- Eliza, do cholery! To nie będzie mój mąż! – warknęłam w
jej stronę, uderzając w ramię.
- Nie zapieraj się – pogroziła mi palcem – Ja wiem, że
czujecie do siebie miętę i tyle w tym temacie. Zobaczysz. Jeszcze pół roku i
będziesz paradowała z pierścionkiem na palcu.
- Pleciesz takie głupoty, że nawet słuchać się tego nie chce
– mruknęłam, idąc do przodu coraz szybciej. Przyjaciółka i tak mnie dogoniła.
Zaraz za zakrętem znajdował się duży plac. Dzieci było z każdą chwilą mniej,
natomiast schodzili się tam całkiem młodzi ludzie. Grzesiek dobiegł do nas
zdyszany.
- Musimy zostać niezauważeni – wyszeptał – Daj mi okulary.
- Nie.. – próbowałam się wymigać, ale szybko zdjął mi je z
nosa – Mogłeś wziąć swoje.
- Nie narzekaj – mruknął, otwierając przed nami bramkę.
Szybko odnalazłam wolną ławkę i przysiadłam na niej. Mimo mojego uprzedzenia Ostrołęka była
naprawdę pięknym i serdecznym miastem. Ludzie podchodzili tu do wszystkiego
bardzo optymistycznie. Nie było miejsca na kłótnie czy bijatyki. Owszem, takie
się zdarzały, ale bardzo rzadko. Nawet nie zorientowałam się, gdy na samej
rozmowie upłynęła nam godzina. Na dworze zaczęło robić się chłodniej. Czym
prędzej wróciliśmy do domu państwa Łomaczów, trafiając akurat na kolację.
Wyminęłam w drzwiach Grześka, szybko siadając przy stole. Brunet zaśmiał się głośno,
widząc jak wzrokiem pożeram naleśniki.
- Ostrołęka się podoba? – zapytał Lucjan, sięgając po
jednego z placków.
- Bardzo ładnie miasto – odpowiedziała Eliza, upijając łyk
herbaty.
- Pewnie jesteście zmęczeni – przypuszczenia Ewy okazały się
słuszne. – Więc jedzcie i idźcie spać, bo jutro znowu czeka was podróż.
Takim oto sposobem pół godziny później weszłyśmy do naszego
pokoju. Grzesiek cały czas nerwowo chodził po korytarzu, drapiąc się po szyi. Z
czasem zaczęłyśmy w ogóle ignorować jego zachowanie. Jako pierwsza wpadłam do
łazienki, by potem mieć już wolne. Ciepła woda zmyła ze mnie zmęczenie z całego
dnia i wszystkie niemiłe wspomnienia związane z Ostrołęką. Zaczęłam patrzeć na
to miasto zupełnie inaczej. Całe te przemyślenia wprowadziły mnie w
melancholijny nastrój, przy którym można było tylko usnąć. Osuszyłam włosy
ręcznikiem i szybko założyłam na siebie bokserkę i krótkie spodenki.
Przeczesałam mokre włosy palcami. Zerknęłam w moje lustrzane odbicie i krzywo
się uśmiechnęłam. Ukradkiem zerknęłam na jedną z półek. Wzięłam do ręki męskie
perfumy i wzięłam głęboki wdech. Zapach ten wprowadzał mnie w obłęd. Cały czas
czułam go na wszystkich bluzach Grześka. Nawet na tej pamiętnej, pomeczowej, którą
podarował mi w Rzeszowie. Otumaniona wyszłam z łazienki, podążając prosto do
pokoju. Po drodze zdążyłam trącić ramieniem bruneta. Powiódł za mną wzrokiem aż
do drzwi, która zatrzasnęłam zaraz za sobą. Eliza spojrzała na mnie zdziwiona,
gdy bez słowa usiadłam na parapecie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo.
- Nie wiem co wzięłaś… - zaczęła, niepewnie przypatrując się
mojej osobie – Ale odstaw to póki jeszcze możesz.
- Nie mogę… - szepnęłam w swoją stronę i pochyliłam głowę do
przodu. Usłyszałam głośne westchnienie Kołodziejczyk.
- Będę za pół godziny – wytłumaczyła – Spożytkuj dobrze ten
czas.
Zaśmiałam się pod nosem i rzuciłam w nią poduszką, którą
właśnie obejmowałam. Zdążyła się uchylić i z piskiem uciec z pokoju. Wstałam
ociężale i podeszłam do biblioteczki. Przesunęłam palcami po grzbietach starych
książek. Już miałam zamiar usiąść z jedną z nich na kanapie, ale powstrzymała mnie
od tego zatroskana twarz Łomacza, który wparował gwałtownie do pokoju.
Zmierzyliśmy się wzrokami. Odpuściłam pierwsza i zagłębiłam się w pierwszych
słowach książki. Zapewne skończyłabym czytać pierwszą stronę, gdybym nie
poczuła smukłych palców rozgrywającego na swoim ramieniu. Delikatnym ruchem
odgarnął mokre kosmyki włosów z mojej szyi. Moje ciało zaczęło wariować, a
serce bić coraz szybciej. Wszystko sięgnęło swoje apogeum, gdy wargi siatkarza
zagościły na mojej szyi. Przesuwał się powoli w dół, całując odkryte ramię i
obojczyk.
- Grzesiek… - szepnęłam bezdźwięcznie, próbując powstrzymać
gwałtowne bicie serca. Umieścił dłonie w zagłębieniu mojej talii, obracając
mnie w swoją stronę. Oparł czoło o moje, wpatrując się rozkojarzonym wzrokiem w
moje oczy. Potarł nosem mój policzek i kolejny raz musnął moje wargi.
Próbowałam opanować płytki oddech, ale nic z tego. Napierał na moje usta coraz
mocniej. Wplotłam palce w jego włosy, spijając z jego ust coraz to nowsze
uczucia. Objął mnie mocniej ramionami, przyciskając do swojego ciała. Czułam
każdy wyrzeźbiony mięsień siatkarza czy mocne bicie jego serca. Krew szumiała
mi w uszach, gdy przyparł mnie delikatnie do ściany. Zjechał ustami na moją
szyję, kręcąc na niej ósemki językiem. Okręcałam wokół palców krótkie kosmyki
jego włosów. Jęknęłam cicho, gdy delikatnie przygryzł skórę na szyi. Ciało
odmawiało mi posłuszeństwa. Kolejny raz złączył nasze usta, rozchylając je
językiem. Wyszłam mu naprzeciw, całkowicie oddając się emocjom. Złapałam go za
nadgarstki, gdy próbował wsunąć dłonie pod moją koszulkę. Tak się bawić nie
będziemy, panie Łomacz. Wyczuł chyba mój uśmiech, bo jeszcze mocniej przycisnął
mnie do ściany. Oderwał się na chwile od moich ust, łapiąc powietrze w płuca.
Oddechem rozdmuchiwał kruczoczarne włosy.
- Tylko się nie zakochaj – szepnęłam w jego stronę, całując
mocno w usta.
- Za późno – mruknął, oddając kolejny pocałunki.
Opamiętaliśmy się dopiero wtedy, gdy usłyszeliśmy trzask łazienkowych drzwi.
- Skończ to już – syknęłam cicho, próbując go od siebie
odepchnąć.
- Nie mogę – szepnął i przygryzł moją wargę. Uśmiechnęłam
się w jego stronę z pobłażaniem. Niechętnie odsunął się ode mnie i wyszedł z
pokoju, mijając się w drzwiach z Kołodziejczyk. Rozejrzała się zdziwiona po
pokoju, zatrzymując wzrok na mnie, nieobecnych oczach i roztrzęsionym ciele.
- Nawet nie będę pytać – mruknęła, rozkładając pościel na
rozsuniętej kanapie. Nie odpowiedziałam nic. Ułożyłam poduszkę i opadłam zdezorientowana
na materace. Dopiero teraz dotarło do mnie co się stało. I szczerze mówiąc
wolałabym tą noc spędzić, otulona ramionami rozgrywającego.
____________________________________________
Trzynastostronnicowa chujnia. Proszę mi wybaczyć.
No więc zaczęły się wakacje. Śpię całymi dniami i oglądam mecze. Tak wygląda mój plan dnia. Chciałam jechać nad jeziora, ale z tą moją zdartą nogą pociętą przez komary to chyba sobie nawet odpuszczę. Z resztą tyle roboty, że nie wiadomo w co ręce włożyć. Polećcie mi jakąś dobrą książkę, bo tą co dostałam na koniec roku (za świadectwo z czerwonym pasem, a co!) przeczytam sobie w sytuacji krytycznej, gdy będę już totalnie zdesperowana.
Kibicujemy DZISIAJ chłopakom, bo jest aktualnie 01.10.
Kto wygra mecz?!
POLSKA
A ja miałam jechać sobie do Starych Jabłonek. Teraz to sobie mogę... pocałować klamkę.
EDIT: Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy, jesteście niesamowici!
EDIT: Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy, jesteście niesamowici!
Awww boski rozdział ! *-*
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego :D
Końcówka taka słodka <3
Świetny rozdział ;) Ciekawi mnie kiedy w końcu Grzesiek i Amanda postanowią być tak oficjalnie razem,a mam nadzieję,że już nie długo;) Mogę takie rozdziały czytać zawsze, takie słodkie i "szczęśliwe". Czekam na następny i zapraszam do mnie: http://mydlo--powidlo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
ja też miałam jechać do Starych Jabłonek ! Uważam że głowni bohaterowie powinni w końcu odbyć szczerą rozmowę i poważnie porozmawiać o swoich uczuciach.Końcówka ? Cały ten obraz miałam przed oczami więc naprawdę wspaniała :) Czekam na kolejny a przy okazji zapraszam: http://grasz-wygrywasz.blogspot.com / 1 rozdział :)
OdpowiedzUsuńKońcówka skłoniła mnie do takiego nadmiaru słodkości, że czuję się jak w pokoju pełnym szczeniąt, kociąt, różowych balonowych serc i enrique iglesiasa śpiewającego o miłości. Pięknie opisana scena pocałunku, aż zapiera dech :D
OdpowiedzUsuńAma i Grzesiek to dwa głupki, siebie warci- czy oni nie mogą być tak "oficjalnie" razem? są dorośli, na litość boską! I swoją drogą, nie chciałabym tutaj być na miejscu Elizy- nie dość, że zakochana w Bartku, to jeszcze musi te Grześkowo-Amandowe romanse znosić. I mam nadzieję, że od następnego rozdziału walniesz jakieś fanfary, fajerwerki, Ama się opamięta i nie będzie się czaiła z tym ich związkiem :D:D
I sama jesteś trzynastostronicowa chujnia! XD Chociaż, to też jest obraźliwie, ale mam na myśli to, że rozdział jest świetny, a Ty się nie znasz.
Tylko jedna mała uwaga- ludzie mogą mierzyć się "wzrokami"? XD trochę dziwnie to brzmi, bo mamy jeden wzrok, spojrzenia mogą być dwa :D:D
a jakbyś chciała zobaczyć, co to jest PRAWDZIWA chujnia, to u mnie pojawiła się jedenastka :D:D
Buziaki! :*
[przepraszam za spam]
OdpowiedzUsuńProwadzisz bloga o siatkówce? A więc jeśli chcesz (ja nie zmuszam, to zależy tylko od Twojej własnej woli), zachęcam do wpisania własnego opowiadania (lub opowiadań, jeśli prowadzisz ich więcej) do listy Opowiadań Siatkarskich: http://kibicowelove.blogspot.com/p/opowiadania-warte-polecenia.html
Takiej końcówki się nie spodziewałam ;3 jestem w niebie! Grzesiu, Ama, bądźcie już parą, przecież Was tak ciągnie do siebie!
OdpowiedzUsuńDali upust swoim uczuciom. W dosyć łapczywy, ale namiętny sposób. Kurde, aż szkoda, że Kołodziejczykówna pojawiła się w takim momencie...:D
Dobra, muszę teraz powstrzymać swoją rozszalałą wyobraźnię i wrócić do rzeczywistości. ;D
Nie mogę się doczekać tego Gdańska! Tam się zadzieje, już to czuję w kościach :)) jak jeszcze opiszesz to w ten niesamowity sposób, do którego tak bardzo mnie przyzwyczaiłaś to - słowo daję - rozpłynę się z zachwytu ;3
JA CI DAM KURDE CHUJNIE! JESTEŚ BOSKA! :))
Całuje ;*
naranja-vb.blogspot.com
Świetny rozdział. Kiedy kolejny? Ja chcę JUŻ. :D
OdpowiedzUsuńTwój blog mnie coraz bardziej uzależnia. ;)
Amanda i Grzegorz... Ładna z nich para. Nie mogę się doczekać, aż się dowiem, co się stanie w Gdańsku. :D
Pozdrawiam. :)
http://nigdy-nie-dorastaj.blogspot.com/
Bardzo fajny ten rozdział! Aż miło czytać :) I nie wiem dlaczego piszesz, że to chujnia.. wiele osób chciałoby pisać tak jak ty :) Jestem tego pewna :) Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńJaka chujnia?! To jest boskie i tyle! Aż chciałoby się więcej :) Życzę weny i zapraszam do siebie http://feralna-dziewczyna.blogspot.com/ Pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuń