|Lea|
Usiadłam obok Amandy, ówcześnie czochrając jej włosy.
Uśmiechnęła się z krzesłem. Eliza siedziała już po jej drugiej stronie.
Zabrałam jej pomidora z talerza i wepchnęłam do ust. Brunetka pokręciła
zrezygnowana głową. Opadłam na oparcie krzesła i spojrzałam po twarzach
siatkarzy. Rozmawiali wesoło, co chwila wtrącając sprośne żarty i docinki.
- Zibi, ogoliłbyś się – zauważył Ignaczak – wyglądasz jak
małpa.
Brunet przejechał wierzchem dłoni po policzkach, po czym
wzruszył ramionami.
- Która będzie chciała takiego zarośniętego młota polskiej
reprezentacji? – westchnął Kubiak. Zatopił wargi w gorącej kawie.
- Wszystkie – mruknął atakujący i przeczesał włosy palcami –
Szaleją za mną.
- Nie wszystkie – Eliza wzruszyła ramionami i zajęła się
swoim jedzeniem, co chwila spoglądając Bartmanowi w oczy.
- Jak nie wszystkie – roześmiał się i naprężył ramiona – Jak
można nie szaleć za takimi młotami?
- Normalnie – westchnęła Amanda, stukając paznokciami w
szklankę z sokiem pomarańczowym – Tym bardziej ja nie. Też mi coś – prychnęła –
Siatkarz jak siatkarz, bywają lepsi.
Po stołówce przeszło głośne – UUUUUUUUU, a Amanda została
zmierzona krytycznym wzrokiem przez Bartmana.
- Jesteś jednostką, kochana – uśmiechnął się pobłażliwie.
- Mogę zrobić więcej niż Ci się wydaje – stwierdziła sucho.
Cała reprezentacja przysłuchiwała się tej wymianie zdań.
- Z pozytywnym skutkiem, mam nadzieję – mrugnął do niej i
oblizał wargi. Amandą aż wstrząsnęło. Palce jej pobielały od zaciskania ich na
szkle. Chłopaki patrzyli raz na nią, raz na Zbyszka. Trzeba przyznać, że
niektórzy mieli trochę przerażony wzrok.
- Jak bardzo pozytywnym? – zapytała spokojnie.
- Myślę, że mnie zadowolisz pod niektórymi względami – oparł
rękę na oparciu krzesła i patrzył jej zawadiacko w oczy. Szczególnie tym jednym
– mruknął cicho.
Amanda uśmiechnęła się i ze szklanką w reku wstała z
miejsca. Kurek zagwizdał donośnie. Eliza skarciła go spojrzeniem, tak że umilkł
natychmiast. Moja siostra przeszła wokół stołu i ustała za Bartmanem. Teraz już
nikt nie wiedział co się może stać. Ja jedynie podejrzewałam. Amanda nigdy nie
dała sobie w kaszę dmuchać. Pozornie wydawała się być w takich sytuacjach miła
i spokojna, a tak naprawdę w swoim duchu szykowała już słodką zemstę, którą
delektowała się jeszcze przez jakiś czas. Nie powiedziała nic, tylko podniosła
szklankę z sokiem nad jego głowę. Nieświadomy niczego Zbyszek, patrzył po
twarzach przyjaciół, którzy zamrożeni wlepiali wzrok w to co zaraz zrobi
brunetka. I w końcu się stało. Przechyliła naczynie, a jego zawartość ciurkiem
spłynęła po twarzy, szyi, plecach i klatce piersiowej siatkarza. W pierwszym
momencie nadal nie wiedział co się dzieje. Szybki prysznic – pomyślałam w duchu
i ukryłam twarz za rękoma.
- Znalazł się ktoś, kto ostudził twój zapał, siatkarzyku –
syknęła mu do ucha. Postawiła szklankę na stoliku, po czy wyszła bez
zająknięcia. Siatkarze dławili się ze śmiechu. Widziałam jak Zbyszek ciskał w
ich strony piorunujące spojrzenia.
|Grzesiek|
Wychodziłem właśnie z windy, gdy za rogiem mignęła mi wysoka
postać z czarnymi włosami, związanymi w kucyk. Przyspieszyłem trochę i
zobaczyłem ją, wychodzącą z budynku. Koszulka na ramiączka odsłaniała dużą
część jej pleców, na których widoczny był tatuaż. Czarne wzory kontrastowały z
bladą skórą. Westchnąłem głęboko. Torba przeszkadzała mi w szybkim chodzie,
praktycznie to już nawet biegu. Dziewczyna zatrzymała się przy drzwiach,
czytając ogłoszenie, na których było zawieszone. Podszedłem cicho i zasłoniłem
jej oczy rękoma. Wzdrygnęła się.
- Łomacz, daj spokój – mruknęła i odciągnęła moje ręce od
swoich oczu.
- Skąd wiedziałaś? – zapytałem z uśmiechem.
- Po prostu wiem – westchnęła i wyszła na zewnątrz. Słońce
dogrzewało mocno, przez co od razu robiło się gorąco.
- Nawet się nie odezwałem, więc jak.. – ciągnąłem ją za
język.
- Przestań zadawać głupie pytania – oznajmiła sucho.
Zaczesała włosy do tyłu. Robi to cały czas. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Gdzie się wybierasz? – zapytałem spokojnie.
- Tam gdzie Ty – ucięła. Razem skręciliśmy w uliczkę, w
całości zajechaną przez samochody. Dopiero teraz zauważyłem, że na ramieniu ma
torbę, z które wypadają zgniecione kartki, ołówki i teczki. Przetarłem twarz i
przystawiłem dłoń do czoła, chroniąc oczy przed rażącymi promieniami słońca.
Brunetka spojrzała na mnie, mrużąc swoje błękitne oczęta. Uśmiechnęła się
wesoło i poklepała mnie po policzku:
- Kup sobie okulary – powiedziała – Chyba, że chcesz moje.
Uwagę puściłem mimo uszu. Nagle przed oczami pojawiła mi się
scena ze stołówki. Cięte uwagi Bartmana względem dziewczyny działały mi na
nerwy. Zupełnie nie wiedziałem, dlaczego reaguję tak, a nie inaczej.
- Ładnie załatwiłaś dzisiaj Zibiego – zauważyłem niby od
niechcenia, jednak z niecierpliwością czekałem chociaż na jedno słowo
wypływające z jej pięknych ust. Nie odpowiedziała jednak nic. Spróbowałem z
drugiej strony, bardziej niebezpiecznej, grożącej mojemu policzkowi czy innej
części ciała:
- Jak się spało?
Pochyliła głowę. Może i by się udało, gdyby nie to, że miała
związane włosy. Widziałem jak kąciki jej ust powędrowały do góry. Po chwili
przeniosła intensywny wzrok na mnie, aż prawie stanąłem z osłupienia.
- Wygodnie - westchnęła, po czym przygryzła lekko wargę. Nie
powstrzymałbym się przed objęciem jej czy pocałowaniem, gdyby nie krzyk
rudowłosej dziewczyny.
- Amanda, chodź tu! Przestań romansować! – szła powoli w
naszym kierunku, z palcem wyciągniętym w stronę brunetki. Zabrała jej torbę z
ramienia i założyła jeden z ołówków za ucho. Ostatni raz! – dodała
- Pieprzysz jak Kostek – warknęła i rzuciła w jej stronę
opakowanie z węglem kreślarskim. Już zupełnie nie wiedziałem co się dzieje. We
trójkę ruszyliśmy do budynku, przy czym ja nie odezwałem się ani razu.
Dziewczyny rozmawiały o sprawach dla mnie zupełnie niezrozumiałych. Wkroczyłem
do szatni, gdzie siedziała już część moich kolegów, natomiast dziewczyny poszły
do zupełnie innego pomieszczenia.
- Zapisałaś wszystko? – zapytałam rzeczowo. Rudowłosa
kiwnęła głową i schowała kartki do torby. Wstałyśmy od stołu. Połowę roboty miałyśmy
już za sobą. Eliza narzuciła torbę na ramię. Wyszłyśmy z pokoju. Kątem oka
przejrzałyśmy przez szklane drzwi na siłownię, gdzie siódme poty wylewali
siatkarze.
- Chodź to zanieść teraz! – zawołała do mnie dziewczyna.
Nałożyłam okulary na nos i wyszłam za nią na zewnątrz. Słońce piekło tak samo
mocno, jak wtedy, gdy szłam z Grześkiem. Zebrałam włosy z karku i przytrzymałam
w górze. Było cholernie gorąco. Parkowymi alejkami spacerowali inni ludzie. Za
bramą ośrodka było ich jeszcze więcej. Nie mogłam się doczekać aż zaniosę
papiery do dyrektora, zrzucą z siebie te spodnie i założę coś o wiele
lżejszego. Rozejrzałam się po parkingu pod ośrodkiem. Przez bramę wjeżdżał
właśnie czerwony autokar. Wzruszyłam
ramionami i pobiegłam z Elizą. Narzuciła zabójcze tempo. Wpadłam zziajana do
budynku, gdzie ona spokojnie leżała na kanapie i stukała palcem w obicie.
Rzuciłam jej gromiące spojrzenie i zapukałam do gabinetu. Weszłyśmy od razu.
Mężczyzna siedział przy oknie i spoglądał na cały Ośrodek. W końcu podniósł na
nas swój wesoły wzrok i wyprostował się w fotelu.
- Przyniosłyśmy wszystkie plany dotyczące remontu – zaczęła
Eliza i podsunęła mu teczkę pod nos. Otworzył ją szybko i zaczął przebierać w
papierach. Po pięciu czy dziesięciu minutach, nie wiem, bo straciłam poczucie
czasu, uśmiechnął się do nas pogodnie.
- Zgadzam się na wszystko. Tylko uważajcie i nie poróbcie
większych szkód – zauważył. Z uśmiechem na twarzy wychodziłyśmy z gabinetu.
Wszystko ustalone. Ekipa remontująca i reszta tych dupereli. Przybiłyśmy sobie
z Elizą piątki i od razu pobiegłyśmy na górę do pokoju, popychając się na
ściany. Śmiałyśmy się jak głupie, do czasu, gdy z pokoju obok wyszedł
rozczochrany Igła bez koszulki. Roześmiałyśmy się jeszcze głośniej i napadłyśmy
na nasze drzwi.
- Gdzie masz klucz? – zapytałam, dławiąc się wręcz i dusząc.
Eliza wzruszyła ramionami i osunęła się po drzwiach ze śmiechem. Jedną ręką
podtrzymywałam się ściany, żeby nie upaść, a drugą trzymałam za bolący od
chichrania się, brzuch. Krzysiek popatrzył na nas zdziwiony:
- Nie wiem co bierzecie, ale bierzcie dwa razy mniej –
stwierdził ospale i przetarł palcami oczy.
- Kalafior? – strzeliła Eliza. Teraz myślałam, że padnę.
Przeszukałam kieszenie i wreszcie znalazłam w nich klucz. Z trudem trafiłam nim
do zamka i przekręciłam. Drzwi się natychmiast otworzyły, przez co Eliza
przewróciła się do tyłu. Z jej ust wypłynęło jeszcze parę niecenzuralnych słów.
Wszyscy nasi lokatorzy stali przed naszymi drzwiami i przyglądali się dziwnie.
Skąd, nie jesteśmy niezrównoważone! Przeskoczyłam jak rusałka przez Rudą i
zaraz po niej zaliczyłam glebę, gdyż ta złapała mnie za but. Miałam dosyć
miękkie lądowanie, bo na łóżko, aczkolwiek deska wbiła mi się w brzuch. Z
głuchym łoskotem zsunęłam się na podłogę i zgryzłam zęby z bólu. Zapadła
grobowa cisza, przerywana tylko przyciszonymi głosami chłopaków na korytarzu.
Przeturlałam się na plecy. Wzięłam paręnaście głębszych oddechów. Dopiero teraz
poczułam smak krwi w ustach. Przejechałam ręką po wargach. Z ust leciała mi
strużka krwi. Brawa dla moich zębów.
- Baranie, już Ci nawet Kostek nie pomoże! – warknęłam do
Elizy i rzuciłam w nią z trudem pierwszą lepszą napotkaną rzeczą, czym okazał
się but Lei. Ruda wydała z siebie ciche stęknięcie.
- Zmieńcie dilera – powiedział sucho Kubiak i wkroczył
między nas.
- I kto to mówi – warknęłam do niego – Nie pij więcej,
Kubiak.
- Starczy tego wszystkiego – usłyszałam gruby i niski głos
Łukasza. Wparował do środka. Kubiak stał nade mną i mierzył wzrokiem. Dopiero
teraz zauważył krew wypływającą z dolnej wargi. Wyciągnęłam rękę do góry i
ściągnęłam z szafki chusteczki. Otarłam usta.
- Wszystko już dobrze? – zapytał troskliwie Żygadło.
Spojrzałam na niego i mruknęłam bardziej do siebie:
- Podobno twój głos wywołuje u niektórych kobiet niezły orgazm..
- Coś o tym wiesz, nie? – roześmiał się Kubiak.
- Idź się utop Michał – warknęłam i z jękiem podniosłam się
z podłogi, omijając wyciągniętą do mnie dłoń przyjmującego. Przelawirowałam
przez pokój i dopadłam do drzwi łazienki. Odkręciłam wodę z kranu i ochlapałam
nią twarz, mocząc przy okazji kosmyki włosów. Nie przejęłam się tym specjalnie.
Usiadłam naprzeciwko umywalki i podciągnęłam koszulkę do góry, spoglądając na
brzuch. Pojawił się na nim już fioletowy pas. Słyszałam trzaśnięcie drzwi
frontowych. Eliza zapewne wygoniła wszystkich siatkarzy. Krople wody spływały
po mojej szyi, klatce piersiowej, powodując na moim ciele pojawienie się gęsiej
skórki. Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi do łazienki. Chciałam powiedzieć
ktosiowi parę niemiłych słów, ale się powstrzymałam. To na pewno nie była
Eliza, bo nie chodziła tak ciężko jak słoń. Normalnie czułam jakby wszystkie
moje wnętrzności pogniotły się jak po jakimś karambolu. Nie otwierałam oczy, bo
nie miałam siły. Osoba ta usiadła obok mnie, odsuwając kosz. Teraz byłam pewna,
że to nie Eliza. Przecież Eliza nie używa męskich perfum. Usłyszałam wreszcie kojący głos Grześka. Otworzyłam oczy
i spojrzałam intensywnie w jego. Dopiero teraz poczułam jak rozgrywający wręcz
pożera mnie wzrokiem, gdy krople wody spływają swobodnie po mojej szyi i klatce
piersiowej, gdy giną za materiałem jasnej koszulki, jak kosmyki mokrych,
czarnych włosów drażnią moją skórę, powodując gęsią skórkę. Poczułam jego
gorące wargi na skórze na policzku.
- Boli Cię coś jeszcze? – zapytał cicho, wręcz
niesłyszalnie.
- Wszystko już dobrze – mruknęłam i wstałam z podłogi.
Przytrzymałam rękę na brzuchu, gdy wychodziłam z pomieszczenia. Na łóżku
siedziała Lea i przeglądała kolejne strony gazety. Spojrzała na mnie zdziwiona,
a oczy prawie wyszły jej z orbit, gdy wyszedł za mną Łomacz. Widziałam jak w
ostatniej chwili ugryzła się w język i zacisnęła wargi. Wyjęłam z torby nową
koszulkę i spodnie. Przebrałam się szybko w łazience. Zabrałam okulary i
pieniądze z szafki.
- Wychodzisz? – zapytała Lea, gdy Jarosz wyszedł z pokoju.
Kiwnęłam lekko głową. Wyszłam, a na korytarzu minęłam się z Elizą. Uśmiechnęłam
się do niej niepewnie:
- Porozmawiamy jak wrócę. Muszę się przejść.
Nie oponowała. Pomachała mi spokojnie przed oczami dwoma
karnetami na lemoniadę. Roześmiałam się na głos i zjechałam windą na parter. Nasunęłam
okulary na nos. Chłopaki ćwiczyli teraz na hali, skąd odchodziły odgłosy
uderzenia piłki o parkiet. Mokre włosy przy policzkach zaczęły się kręcić. W
samotności można tu było zobaczyć bardzo dużo różnych rzeczy i wydarzeń. Nikomu
tu się nie spieszyło, tak jak na warszawskich ulicach. Podobał mi się tutejszy
spokój. Skręciłam w stronę parku. Miliony myśli tłoczyło się w mojej głowie.
Chciałam dać im upust, jednak nie wiedziałam jak to zrobić. Kolejne problemy
zajęłyby ich miejsce i głowa pękłaby mi w szwach. Wepchnęłam dłonie do kieszeni
spodenek i spokojnym krokiem ruszyłam alejką. Nie wiedziałam czy to dobry
pomysł z przyjechaniem tutaj. Mogłam odbębnić te praktyki w jakiejś durnej spelunie,
ale nie! Musiałam wyskoczyć z takim idiotycznym pomysłem. Bo co? Myślałam, że
powrót do oglądania tej dyscypliny pomoże chociaż trochę!? Moja naiwność nie
zna granic. Owszem.. Znowu móc poczuć zapach panujący na hali czy dotknąć
siatki było niesamowite, ale na co ja jeszcze liczyłam? Że w przypływach
jakiejś niewiadomej mocy znowu stanę na parkiecie przed tyloma ludźmi?
Chociażby zaistnienie na boisku w szeregach reprezentacyjnych. Feralny
przypadek zakończył to wszystko raz na zawsze. Po co do tego wracać skoro i tak
nic z tego nie będzie. Zaczesałam włosy do tyłu i próbując się uspokoić,
zaczęłam nucić pod nosem piosenkę. Myślałam, że wyjdę z siebie, gdy ktoś na
mnie wpadł. Oczywiście bez upadku by się nie obyło, a ten ktosiek trzymał się
sztywno na nogach. Prychnęłam pod nosem i zlekceważyłam wyciągniętą w moją
stronę dłoń. Otrzepałam tyłek z piasku i spojrzałam pewnie w górę. No i emocje
opadły. Wpatrywały się we mnie ciepłe, niebieskie oczy przyjmującego
reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Gdybym była idiotką, zaczęłabym krzyczeć i
piszczeć, ale trzeba trzymać fason, nie?
- Przepraszam, zagapiłem się – zaczął się tłumaczyć w swoim
języku. Mój angielski nie był tak wybitnie dopracowany, no ale był!
- Należy patrzeć pod nogi – ucięłam krótko. Przyjmujący
uśmiechnął się szeroko.
- Słońce mnie oślepiło – zauważył
- Szkoda bardzo – westchnęłam i przestąpiłam na drugą nogę.
Mężczyzna uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
- Matt – wciągnął do mnie dużą dłoń.
- Amanda – uścisnęłam ją. Kiwnęłam niezauważalnie głową i
wyminęłam zręcznie Andersona. Chłopak roześmiał się wesoło i zdążył jeszcze
krzyknąć za mną:
- Miło było poznać!
Nie odpowiedziałam nic. Jeszcze przez parę metrów czułam
jego wzrok na swoich plecach czy długich nogach.
- Lemoniada, lemoniada.. – Eliza nuciła pod nosem znaną
tylko jej melodię. Szłyśmy równym krokiem do głównego miasta. Prawie kilometr
od ośrodka, ale co to dla nas? Robiło się dłuższe trasy. Rudowłosa trzymała w
kieszeni te dwa cudne karnety. Doszłyśmy do kawiarni. Eliza uśmiechnęła się do
mnie i szarpnęła za klamkę. Weszłyśmy do środka. Chwała temu, kto wymyślił
klimatyzację. Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok od razu padł na duży stolik,
przy którym siedziała ogromna grupa osób. Wystarczyło tylko rzucić okiem, by
wiedzieć kto, co i jak. Westchnęłam głęboko i skierowałam się w zupełnie inną
stronę. Usiadłam i zaczęłam stukać palcami o blat stolika. Zanim się
spostrzegłam przed oczami wyłoniła się rozczochrana głowa Łomacza.
Spiorunowałam go wzrokiem:
- Nie marszcz się, bo będziesz miała zmarszczki – zauważył
ze śmiechem. Warknęłam groźnie. Całe szczęście zdążyła już przyjść Eliza.
Podsunęła mi pod nos wysoką szklankę. Grzesiek zabrał mi naczynie z rąk i
zatopił w nim swoje usta.
- Ej! Łomacz! – krzyknęłam i uderzyłam go lekko w ramię.
Mężczyzna roześmiał się, przez co niefortunnie oblał się napojem. Zawtórowałam
mu szaleńczo. Uważaj, dzieciaku – dodałam.
- Ja Ci dam dzieciaka – syknął i odstawił szklankę.
- Czy wy nie powinniście być aktualnie na treningu?
- Andrea musiał coś załatwić – wzruszył ramionami.
- Kto Ci dał to powołanie, Grzegorzu? – uśmiechnęłam się
krzywo.
- Oj, już nie bądź taka do przodu, bo Ci tyłu zabraknie –
prychnął rozzłoszczony. Wstał szybko i odszedł do stolika swoich przyjaciół.
Nasz pobyt w Ośrodku zbliżał się ku końcowi wielkimi
krokami. Lea miała za sobą już parę sesji, a my z Elizą kończyłyśmy praktyki.
Jeszcze tylko zrobić zdjęcia i udokumentować. Wrócimy wreszcie do Warszawy.
Jestem ciekawa czy sąsiadka choć raz zajrzała do mojego mieszkania. Lea miała
zostać tu do końca zgrupowania. Wszyscy szykowali się do kolejnej Ligii
Światowej. Chłopaki wylewali na treningach siódme poty. Gdy wracali od razu
kładli się spać. Rzadko kiedy bywało, by rozmawiali z nami chociaż parę minut.
Co innego Igła. Wymyślał co rusz nowsze rzeczy. Niedawno zaproponował imprezę,
co chłopaki szybko wybili mu z głowy. I chwała im za to. Chociaż wszyscy
wiedzieli, że Igła tak łatwo powstrzymać się nie da i nie dał. Dzisiaj
wieczorem miał zrobić małą imprezkę. Andrea nie katował ich dzisiaj na
treningu, więc mogli spokojnie sobie odreagować. Z pomocą paru innych osób
zorganizował małe co nie co na stołówce. Turyści nie mieli tu prawa wstępu –
tak Igła napisał na kartce i przyczepił ją do tablicy ogłoszeń. Jedzeniem i
piciem zajęła się inna część siatkarzy, a udekorowaniem także. Nie miałam nawet
ochoty na słuchanie ich przejmujących opowieści o tym, jakim tyranem jest Igła
oraz że kazał Bartkowi wyczyścić podłogę na błysk. Po obiedzie zaczęli szykować
wszystkie elementy, by było gotowe na odpowiednią godzinę.
- Szybciej! – grzmiał Krzysiek – Do ściany z tym krzesłem!
- Jeszcze słowo, a Zator zajmie twoje miejsce na długie
miesiące! – warknął Zibi, przesuwając mebel.
- Spadaj – warknął Libero – Dogram Łukaszowi taką piłkę, że
będziesz musiał ją przebijać zębami.
- Nie narażaj mi się, Ignaczak – mruknął Żygadło, trzymając
w dłoniach laptopa Kurka.
- Siurak pozwolił Ci dotknąć laptopa!? – zdziwił się
Krzysiek.
- Komin, dajcie komin! Muszę zapisać na kominie! – krzyknął
Kubiak. Łukasz wzruszył ramionami i położył laptop na najbliższym stoliku. Wszystko
było już dopięte na ostatni guzik. Lea pierwsza wyparowała z pokoju, aby
uczestniczyć w imprezie. Eliza przekonywała mnie jeszcze długi czas, po czym
skapitulowała i wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą. Nikt mnie nie szukał i
alleluja! Aż do momentu, gdy do pokoju nie wpadł Bartman z Kubiakiem. Zmierzyli
mnie wzrokiem i zanim się spostrzegłam, byłam przewieszona przez ramię
atakującego. Nie miałam siły protestować, chciałam tylko spać. Donieśli mnie do
stołówki, co przywitane zostało gwizdami. Poprawiłam bluzkę i rozejrzałam się
dookoła. Ciemność, ciemność i jeszcze raz ciemność. Igła zajął miejsce przy
laptopie, by puszczać nam co raz to nowsze piosenki. Złapałam za krzesło i
ustawiłam je przy jednym ze stolików. Ignaczak puścił już muzykę dudniącą w
uszach. Siedziałam samotnie do czasu, kiedy nie podszedł do mnie Kubiak:
- No chodź!
Pociągnął mnie za rękę i poprowadził na środek stołówki.
Eliza tańczyła z Kurkiem, Lea z Bartmanem, Winiarski dawał występ solo przez
całą długość i szerokość pomieszczenia. Nowakowski z Kosą tańczyli jak Flip i
Flap. Westchnęłam tylko. Nie miałam tu nic do gadania. Jestem zdecydowanie zbyt
trzeźwa na takie przeżycia. Ciekawa jestem tylko, gdzie Igła skrył swoje
skarby. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że ukrywają je w znanych dla siebie
tylko skrytkach, porozmieszczanych w całej Spale. Chłodniach, piwnicach,
dziurach w ścianach, wentylacjach itp. Brawo dla nich. Swoją drogą, wracając do
rzeczywistości. Nie miałam pojęcia, ze siatkarze mimo swoich gabarytów, umieją
się tak ruszać. A patrząc na Winiarskiego, który ruszał biodrami jak nie jedna
kobieta, myślałam, że padnę. Miałam ochotę stanąć przed nim i zaklaskać. Kubiak
tańczył ze mną jak szalony, więc po tym jednym tańcu mogłam szczerze
powiedzieć, że jestem wykończona. Roześmiałam się tylko, kiedy na stołówkę
wjechały hektolitry różnego alkoholu. O nie! Na trzeźwo się bawić nie będę!
Porwałam ze stolika jeden kieliszek i wypiłam go powoli. Zapiekło mnie w gardle,
a potem w żołądku. Poczułam jak mimowolnie zakręciło mi się w głowie, a potem
wszystko wróciło już do normy. Nie zdążyłam dopić drugiego, kiedy podleciał do
mnie Winiarski i porwał w obroty. Krzysiek nie dopuszczał do steru nikogo innego niż siebie. Do różnego rodzaju pląsów
tanecznych, dołączyliśmy i my. No, no, Misiek! Mogłabym tak z Tobą tańczyć do
końca świata. Zdziwiłam się nieźle, gdy piosenka się skończyła. Dla mnie było
to tylko parę sekund tanecznego raju. Lubiłam tańczyć. Podeszłam do stołu i
nalałam sobie do szklanki soku. W pomieszczeniu robiło się zadziwiająco gorąco,
a może to wina ilości alkoholu jaką wypiłam? No dajcie spokój, bywało więcej. W
tylko sobie znanym rytmie zaczęłam poruszać lekko biodrami. Wzdrygnęłam się,
gdy usłyszałam czyjś przyciszony i niski głos tuż przy uchu:
- Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr…
Odwróciłam się w stronę intruza. Łomacz stał przede mną,
zawadiacko uśmiechnięty.
- Spragniona życia wciąż, zawsze gubiła coś, nie chciała nic
– dokończył spokojnie. Złapał mnie za dłoń i pociągnął na środek pomieszczenia.
Taki średni był ten środek, bo właściwie to zaprowadził mnie w jakiś ‘kozi
róg’. Ignaczak ściszył lekko muzykę i jakby na życzenie była trochę wolniejsza.
Prychnęłam w duchu. Oni i te ich męskie układy. Gregor złapał mnie pewniej w
pasie. Prowadził dzielnie, o dziwo się nie zabił. Cały czas nucił mi coś do
ucha.
- Fałszujesz – zauważyłam, gdy wyciągał wyższy dźwięk.
- Wcześniej Ci nie przeszkadzało – zarzucił mi z uśmiechem i
przycisnął mocniej do siebie. Oparłam czoło o jego ramię i ze spokojem
wdychałam zapach męskich perfum. Niespodziewanie odsunął mnie na bezpieczną
odległość i obrócił głowę w bok. Dobiegł mnie głos wysokiego rudzielca:
- Starczy, Gregor – roześmiał się – odbijany.
Brunet z ociąganiem oddał mnie w ręce atakującego. Od
intensywności jest zapachu, aż zakręciło mi się w głowie. Igła zwariował.
Puścił tym razem tak melancholijną piosenkę, że nie w sposób było przy niej
wytrzymać. A jednak. Jeżeli następna będzie taka sama, to obiecuję, że zrobię
mu z tyłka jesień średniowiecza. Kuba objął mnie w talii. Uśmiechnęłam się
automatycznie pod wpływem ciepła i bezpieczeństwa jakie dostarczyły mi jego
umięśnione ramiona. Nie miałam nawet siły by zadrzeć głowę do góry i spojrzeć
mu w oczy, dlatego też znowu oparłam głowę na jego klatce piersiowej. I chyba
tak zostanie za każdym razem. W końcu muzyka się skończyła, a z głośników
popłynęła żwawsza melodia. Natychmiastowo podbiegł do nas Misiek Winiarski.
Wyszarpał mnie wręcz z objęć Jarskiego i zaprowadził na środek:
- Misiek.. – jojczałam.
- Oj, cicho! Nie często tańczy się z kimś takim – westchnął
i przeczesał włosy – Gdzie Ty się tego nauczyłaś?
- To chyba ja powinnam się Ciebie o to zapytać – mrugnęłam
żywo, pomiędzy kolejnymi obrotami.
- Najchętniej wcale bym Cię nikomu nie oddawał – roześmiał
się, czując, że piosenka dobiega końca.
- Życie jest brutalne – pokiwałam głową i dygnęłam, gdy
nastała cisza. Serio? Nie miałam już siły. Pragnęłam położyć się już spać, a
niestety nie było mi dane. Przetańczyłam jeszcze z tysiąc piosenek. Oczywiście
nie ominął mnie taniec wygibajtus z Piotrkiem, którego mogłabym uznać za
mistrza w tym fachu. A także z Elizą, z którą potykałyśmy się o własne nogi.
Tak. Nieprawdopodobne. Równego kroku dotrzymywał mi też Żygadło, zaskakując
mnie w każdym elemencie swoich wypraktykowanych ruchów. Bierna nie zostawała
także dwójka najlepszych przyjaciół – Bartman i Kubiak. Ci dwaj, porywali mnie
w obroty trochę rzadziej niż Winiarski. Nie zabrakłoby tańca-łamańca z Igłą. To
coś mogę uznać za najśmieszniejszy moment wieczoru. Oboje wylądowaliśmy na
podłodze, przy okazji popychając na stoliki Kurka. Nie mogliśmy was ze śmiechu.
Kosa, jak to Kosa, densił aż się kurzyło. Zatorski odstawiał cyrki przed moimi
oczami razem z Woickim. Nigdy więcej nie wleję im do kufli soku pomarańczowego.
Po chwili dołączył do nich także Kłos, z tym, że zachowywał się trochę bardziej
przyzwoicie niż libero bełchatowskiego team’u. Wrona brał czynny udział w
zawodach wymyślonych przez Konarskiego i Drzyzgę. Nad nimi pochylał się Jarosz.
Krzyczał i klaskał głośno w dłonie. Guma, Możdżonek i Rucek zmyli się wcześniej,
tłumacząc wiekiem. Wypraszam sobie. Marcin i Michał nie byli znów aż tak
starzy. Ignaczak dawał sobie radę, a oni!?
_____________________________________
Wolne, wolne, wolne! ;] Jak ja kocham taki stan.
Oceńcie te moje próby pisania, bo ja już nie wiem normalnie xD