sobota, 13 kwietnia 2013

#Pięć



Walenie w drzwi nasiliło się.
- AMANDA!
- Nie ma mnie. Proszę zostawić wiadomość! – zawołałam z salonu.
- Nie wygłupiaj się!
Westchnęłam ciężko i wstałam z kanapy. Podeszłam do drzwi. W sumie to po co brała te zapasowe klucze skoro sama nie może otworzyć drzwi? Zrobiłam to za nią. Opierała się ramieniem o futrynę, a za nią stał ten szatyn. Odetchnęła głęboko i weszła do mieszkania. Wprowadziła za sobą mężczyznę. Popatrzyłam na nią jak na kosmitkę.
- To jest Amanda – powiedziała do Ksawerego. Moja siostra bliźniaczka – dodała.
Wymieniłam się z nim przychylniejszym spojrzeniem. Jak można nie rozpoznać własnej dziewczyny!?
- A to Ksawery – zaczęła Lea, ale przerwałam jej machnąwszy ręką.
- Wiem – odparłam. Wyminęłam ich i poszłam do salonu. Brunetka przewróciła oczami i znów pociągnęła Ksawerego za sobą.
- Możemy porozmawiać? – zapytała dobitnie.
- Nie mamy o czym – wzruszyłam ramionami. Uparcie wpatrywałam się w ekran telewizora, na którym leciał jakiś mecz.
- Mamy – usiadła obok mnie. Amanda, mówiłam Ksaweremu, że mam siostrę – tłumaczyła – Ale nie mówiłam, że jesteś moją bliźniaczką. Byliśmy dzisiaj u Ciebie w mieszkaniu, ale wyszłaś do biblioteki.
- Nie mogłaś mu powiedzieć wcześniej?
- Amanda…
- Co Amanda? Nie ma Amandy. Przecież jestem nieważna – podniosłam głos.
- Przestań w ogóle tak mówić – warknęłam głośno.
- Nie mówiłam mu, bo chciałam zrobić niespodziankę. Zadowolona?
- Bardzo – mruknęłam sarkastycznie i wyszłam z salonu, trzaskając drzwiami.
- Ama! – znów usłyszałam za sobą krzyk siostry. Jesteś moją siostrą, jedyną siostrą – dodała spokojniej.
- No i co z tego? Niby jestem i.. ?
- To był przypadek. Gdybym wiedziała to przyszłabym od razu do tego głupiego studia i nie byłoby tej kłótni. Nie interesuje mnie to czy ja jestem kimś ważnych i w ogóle. Amanda, proszę Cię. Nie kłóćmy się. Przyleciałam niedawno i nie chce się z Tobą sprzeczać.
Westchnęłam głośno. Uśmiechnęłam się tylko blado i wróciłam do swojego pokoju. Sprawa jest już załagodzona. Lea doskonale wiedziała, ile trzeba sobie zadać trudu, bym komuś wybaczyła. Taki mam charakter. Tego nauczyła mnie przeszłość.




Wyszłam z gmachu Politechniki i od razu skierowałam się do domu. Jednak nie wszystko wychodzi tak jakbym chciała. Za mną wypadła zdyszana Eliza i pociągnęła mnie za torbę, abym się zatrzymała. Oparła się dłońmi o kolana i oddychała głęboko.
- Coś się stało? – zapytałam i pochyliłam się nad nią. Rudowłosa uniosła tylko otwartą dłoń, na znak abym poczekała. Podparłam się ręką o biodro i wpatrywałam w dziewczynę. Znów miała ołówek za uchem. To chyba stały element jej garderoby. Z torby wręcz wypadały świstki papierów i pomięte w kulki kartki. Dziewczyna z wielką pasją oddawała się temu co robi. Z resztą jak ja. Tylko, że ona była czasami gorzej roztrzepana ode mnie. Starałam się wszystkie rysunki wkładać do teczek, byleby się nie pogniotły. Ta tylko wpychała je między książki i przyrządy kreślarskie. W końcu podniosła się do pionu i zerknęła na mnie:
- Musimy pogadać. Chodź! – pociągnęła mnie za rękę. Mogła wybrać bliższą kawiarnię, na przykład tą tuż za rogiem. Jednak zaciągnęła mnie aż pod budynek Biblioteki Uniwersyteckiej. Kochała zapach książek tak samo jak ja. A gdy mogłam między nimi spokojnie popijać kawę – to był według niej szczyt luksusu. Tak więc poszłyśmy do kawiarni i zamówiłyśmy po filiżance kawy. Usiadłyśmy przy oknie, wychodzącym na Warszawską ulice.
- To o czym chcesz pogadać ? – zapytałam, gdy kelnerka już przyniosła nam kawę. Zamieszałam w niej łyżeczką.
- Jak już wyszłaś, profesor nas na chwilę zatrzymał – zaczęła.
- Mhm.. – mruknęłam, upijając łyk kawy. Przyjemne ciepło rozeszło się po żołądku.
- Do końca roku akademickiego mamy zdać praktyki – oznajmiła beznamiętnie.
- Jak to praktyki? – zapytałam oniemiała. Wykładowcy nigdy nie urządzali praktyk na drugim roku architektury. W ogóle praktyki rzadko się zdarzały. Najpierw nas szkolono, dopiero potem kazali to praktykować.
- Normalnie. Mamy na to prawie miesiąc. Chodzi o to, abyśmy wykorzystali tą naszą wiedzę na jakimś obiekcie. Może to być tylko plan ewentualnie rozpiska, a jeżeli już ktoś się wybija no to parę fotografii o tym co udało się nam już zrobić – wytłumaczyła.
- Rozumiem co to są praktyki – westchnęłam. Niby gdzie mam teraz się zatrudnić w roli architekta? Kto by pozwolił bym zmieniła układ wnętrza w budynku? Żebym zdemolowała budynek? W życiu, chyba jakiś głupiec udzieliłby mi na to zgody.
- Więc pomyślałam, że może zrobiłybyśmy to razem.. – zaproponowała.
- Ale gdzie? – zapytałam dobitnie. Obie nie wiedziałyśmy jak to zrobić.
- Ty wszędzie masz wtyki – roześmiała się – masz ojca inżyniera..
- Co do tego ma mój ojciec?
- Może on by coś zaproponował – westchnęła i przytknęła filiżankę do ust.
- Nie będę wracała do Rzeszowa – stwierdziłam sucho – Nic mnie tam nie trzyma, może jedynie ten Bar Mleczny.
- A Lea? Ona już jakoś zaistniała. Może z nią pogadasz – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- A Ty? Dlaczego Ty nie zapytasz swoich rodziców? – zapytałam, lecz zaraz ugryzłam się w język.
- Chyba sobie żartujesz – zmarszczyła czoło – Wolę nie mieć z nimi nic wspólnego poza śniadaniem i kolacją. Z resztą Antka też nie ma. Wyjechał, więc co ja tutaj zrobię?
- No, w każdym razie… - zaczęłam i podskoczyłam na krzesełku. Ktoś ewidentnie wsadził swoje długie palce między moje kruche żebra. Odwróciłam się do tyłu. Moje oczy ujrzały wiecznie roześmianą twarz chłopaka:
- Kostek! – zawołałam ze śmiechem.
- Wolałbym Konstantyn – oznajmił głębokim głosem – Matka mnie nie kocha. Jak mogła mi dać tak na imię.
- Zdrobnienie jest ładniejsze – wtrąciła Eliza. Kostek był niesamowicie wysoki. Wyższy od niektórych siatkarzy, jeżeli chodzi o ścisłość. Miał kruczoczarne włosy, śniadą skórę i brązowe oczy. Kostek był w połowie Włochem. Jego matka była Włoszką, zaś ojciec Polakiem. Czasem przy nas popisywał się włoskim językiem. Nie powiem.. ze standardowych sytuacji umiałabym zamówić we Włoszech pizze, kawę czy ciastko, poradziłabym sobie z kierowcami samochodów w ten mało cenzuralny sposób, zamówiłabym pokój w hotelu, przywitałabym się, podziękowała. Tak standardowo. Brunet usiadł obok Elizy i wpatrywał w nas uparcie.
- No to o czym rozmawiacie? – zapytał, klaskając cicho w ręce.
- O tych durnych praktykach – odpowiedziała rudowłosa i zabrała pustą już filiżankę z rąk mężczyzny.
- Ja tam wybywam do Włoch – zaprezentował swój niesamowity uśmiech nr 8, pokazując przy tym śnieżnobiałe zęby i położył rękę na oparciu kanapy. Drugą zaś przeczesał bujne włosy. Popierałam argumenty, dzięki którym niektóre dziewczyny szalały za Kostkiem.
- Ja Cię plumkam – oznajmiłam głośno, przez co parę głów zwróciło się w moją stronę. Zarumieniłam się lekko.
- Patrzcie, patrzcie – uśmiechnął się nasz kolega i wskazał na moje policzki – Nasza Amcia spłonęła rumieńcem.
Eliza wtórowała mu ze śmiechem, co chwilą pokazując na moje policzki. Rzadko kiedy się rumieniłam, a jeśli już to wywoływałam wrzawę wśród tłumu. Po chwili wybuchłam śmiechem razem z nimi:
- A idźcie mi sprzed oczu – stwierdziłam pewnie. Gorąco mi się po prostu zrobiło od tej kawy – próbowałam wyjaśnić.
- Taaaak – mrugnął do mnie brunet – A ja jestem siatkarzem.
- Z taką klatą i wzrostem to mógłbyś – zauważyła Eliza i odsunęła od siebie filiżankę. Kostek wyprężył dumnie pierś i zmierzwił sobie włosy. Dobra, opanuję się i ostatni raz spojrzę na niego z uśmiechem.
- No to co, Ama? – dopytywała Ruda – mogę na Ciebie liczyć?
- Zapytam się – mruknęłam i pochwyciłam torbę z kanapy – Ale nic nie obiecuję. Wiecie przecież jaka jest Lea. Z resztą nie widziałam jej prawie dwa lata…
- Lea wróciła? – zapytał zdezorientowany Włoch.
- Tak – kiwnęłam głową. Będę się zbierała – dodałam. Pochyliłam się nad Elizą i pocałowałam mocno w policzek. Spojrzałam na Kostka, który z fantastycznym uśmiechem, wskazywał palcem swój policzek. Przewróciłam oczy. Co za śmiałość? Pochyliłam się i musnęłam lekko ustami jego policzek. W trakcie tego jakże przejmującego całusa złapał mnie delikatnie za nadgarstek i momentalnie puścił. Ustałam w drzwiach wyjściowych i delikatnie im pomachałam. Skierowałam się już w stronę swojego mieszkania. Nareszcie. Myślami wróciłam do kawiarni, stale rozmyślając o tych praktykach. Jestem ciekawa skąd teraz wytrzasnę pomysł. Może pójść do szefa tej kawiarni i zapytać się go o małe przemeblowano? Albo do jakiejś tańszej restauracji? A może klub fitness czy studio fotograficzne? Muszę porozmawiać o tym z Leą, ona częściej obraca się w takich miejscach niż ja. Zwiedziła przecież połowę świata. Stany, Brazylia, Hiszpania, Włochy.  Poprawiłam pasek torby i pewniejszym krokiem ruszyłam do apartamentu.


|Lea|
- Tak, oczywiście. Zastanowię się i dam panu odpowiedź w najbliższych dniach – wyrecytowałam.
- Proszę długo z tym nie zwlekać – odparował głos w słuchawce.
- Oczywiście. Do widzenia.
Odłożyłam telefon na stolik i wreszcie dokończyłam moją kawę. Nie piłam jej od rana, więc chodziłam trochę przyćmiona. Z resztą nie miałam dzisiaj nic wielkiego do roboty. W telewizji leciał jakiś modowy magazyn. Lubiłam tego typu rzeczy, ale ostatnio to była już przesada. Wolałabym trochę odpocząć, a nie ganiać po agencjach i czekać na odprawy. Marnował się mój cenny czas, który mogłabym poświęcić Olkowi, Amie czy rodzicom. Westchnęłam i zabrałam się za pałaszowanie ciastek. Ama takich skarbów w mieszkaniu miała dużo. Gdziekolwiek bym nie spojrzała tam zawsze widzę kolorowe opakowania żelków, cukierków czy ciastek.
- Co jesz? – usłyszałam krzyk siostry z korytarza. Dlaczego tu nie ma dźwiękoszczelnych drzwi, ścian i wszystkiego? Szelest musiał być naprawdę bardzo wyraźni skoro usłyszała go, wchodząc do mieszkania.
- Twoje ciastka – oznajmiła z pełnymi ustami.
- Ej! – zawołała – Nie jedz moich ciastek. Kogel-mogel i te różne twoje suplementy to twoja dieta, a od moich słodkości precz!
Wpadła do salonu i roześmiała się głośno. Uwielbiałam, gdy się śmiała. Czułam, że niedługo to wszystko może być tylko wspomnieniem, więc pozwalałam jej na to.
- Dobra – syknęłam – Zanim wyjadę znów do Stanów zdążę schudnąć.
- Już wyjeżdżasz? – zapytała zmartwiona.
- Jeszcze nie – odparłam z uśmiechem – Mam tu jeszcze sporo roboty. W końcu kontrakt na parę miesięcy.
Brunetka usiadła obok mnie i dokończyła opakowanie ciastek razem ze mną. Rzuciła folię na półkę pod stołem i rozwaliła się na kanapie.
- Hej! – zawołałam – Wbijasz mi łokieć w żebro!
- Już, wybacz – westchnęła i objęła poduszkę ramionami. Patrzyła przygaszonym wzrokiem w projekcję na telewizorze. Spojrzałam na nią zdziwiona. Zapewne czuła mój wzrok na sobie, gdyż po chwili wyrzuciła z siebie potok słów – Do końca roku akademickiego muszę zdać te cholerne praktyki. Przecież nigdy drugim klasom wydziału architektury nie każą robić praktyk. Co za idiota to wymyślił? I niby gdzie ja teraz pójdę? Mogłabym pójść do klubu fitness czy jakiejś taniej restauracji, ale kto mnie teraz gdzieś przyjmie!?
- Coś wymyślimy – uśmiechnęłam się sztucznie. Niby co ja mogłam wymyślić? Nie znałam się na tych sprawach.
- Eliza mnie poprosiła, abyśmy zrobiły to razem. Słuchaj Wika, może Ty masz jakiś pomysł? Masz te różne swoje wtyki. Może jakiś idiota by się na to pisał i zdałybyśmy te praktyki?
- Spróbuję z kimś pogadać – uspokoiłam ją. Zgadnij kto dziś dzwonił! – zaczęłam swój temat.
- I tak się nie domyślę – rzuciła obojętnie.
- Przestań się boczyć! – warknęłam do niej – Dzwonił prezes, ogarniasz? Prezes. Powiedział, że na tej sesji nie skończyła się moja praca i muszę znowu wyjechać. Teraz zgaduj gdzie!
- Północna czy tym razem południowa Ameryka? A może Australia? – mruknęła. Miałam ogromne przeczucie, że Ama nie chciała, abym wyjeżdżała.
- Daj spokój, co? – syknęłam i opadłam na oparcie kanapy. Przez chwilę panowała między nami grobowa cisza, przerwana tylko urywkami wypowiedzi z telewizora.
- No mów w końcu! – powiedziała ze śmiechem Amanda.
- Do Ośrodka Przygotowania Olimpijskiego – wydusiłam to z siebie – Do Spały. Słyszysz? Do Spały!
- Dobrze, dobrze. Nie przeżywaj tego aż tak – próbowała ostudzić mój zapał, ale sama widziałam jak rwała się do tego, by skakać i piszczeć jak mała dziewczynka.
- No w każdym razie. Znowu z siatkarzami – dodałam i spojrzałam na nią kątem oka - Sesja i w ogóle. Sprawy zawodowe.
- Tak. No na pewno – kiwała głową z powątpieniem. Kiedy wyjeżdżasz? – zapytała
- Muszę dać odpowiedź w tym tygodniu – odparłam.
Widziałam jak w błękitnych oczach siostry pojawił się szatański ognik.  Nie wróżyło to już nic dobrego. Miała tak od dziecka. Gdy w jej głowie pojawiał się jakiś plan, w oczach skrzyły ogniki. Musiałam się przygotować na każde pytanie i odpowiedź. Wzięłam głęboki wdech i wydukałam:
- No dawaj! Mów, bo wszystko widzę.
- Lea, moja kochana – zaczęła, ale pogroziłam jej palcem.
- Żadnych mi tu kochanych – oznajmiłam.
Amanda wydęła policzki w sobie tylko znany sposób. Stukała palcami o podłokietnik kanapy. Oczy wbiła w ścianę, jakby się nad czymś zastanawiała.
- Tak myślę – zaczęła niepewnie – Skoro już jedziesz do tej całej Spały to może przy okazji ja zrobiłabym tam te moje praktyki?
-Widzę w tym jeszcze inny powód, ale dobra.. – wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się szeroko.
- To co, Lea? Mogę na Ciebie liczyć? – zapytała słodkim głosem
- Sama sobie to załatwisz – oznajmiłam i podałam jej kartkę z numerem i adresem email dyrektora ośrodka.
- Oczywiście, żebyś potem się nie dziwiła, że będzie nam jeszcze ktoś towarzyszył. Eliza z nami pojedzie – wytłumaczyła.
- No skoro musi – odetchnęłam. Po paru sekundach brunetki już nie było. Wraz z kartką pobiegła do swojego pokoju i zamykając się tam na siedem spustów zaczęła pisać email. Tak było zdecydowanie bezpieczniej. Wyrwanie się z telefonem do dyrektora i postawienie go przed faktem dokonanym nie było najlepszym wyjściem. Nikt nie wiedział jak mógł zareagować mężczyzna. W tych całych praktykach w Spale, Amanda widziała drugie dno. Łączyła przyjemne z pożytecznym. Swoją karierę i sport. Uwielbiała architekturę w każdym jej wydaniu: krajobrazu, wnętrza czy urbanistykę. Sport to było jej drugie życie. Bieganie, siatkówka, tenis czy inna dyscyplina. W każdym względzie chciała coś zdziałać. Dobre czy nie, ale coś. Położyłam się wzdłuż kanapy, zagarniając okruchy na podłogę. Założyłabym się, że po tygodniu naszego mieszkania tutaj, nie byłybyśmy w stanie odnaleźć się pośród sterty ubrań, jedzenia, śmieci, papierów, kosmetyków, brokułów i kalafiora. Tak, uwielbiałyśmy te warzywa.  



|Grzesiek|
Spakowany, zwarty i gotowy ustałem w drzwiach mieszkania. Omiotłem wzrokiem wszystkie pokoje i złapałem klucze, wiszące na haczyku. No to jedziemy. Wyrzuciłem torby na klatkę i zacząłem mocować się z zamkiem. Te drzwi zawsze się przycinały, jednak nie miałem czasu na naprawę. Codzienne treningi, pływanie, wyjazdy itp. Jedyne co tu robiłem to spałem, więc po co to naprawiać? Jak będzie już naprawdę źle to coś z tym zrobię. Wrzuciłem klucze do kieszeni i złapałem za torby. Plecak na plecy, torba na ramię i walizka do ręki. Staszczyłem to wszystko piętro niżej i zrzuciłem z siebie. Zadzwoniłem dzwonkiem do mieszkania nr 6. Nic, żadnego odzewu. Walnąłem pięścią w drzwi. Dopiero po dwóch minutach w wejściu pojawił się wysoki środkowy. Przetarł zaspane oczy. Zaśmiałem się głośno i wparowałem do mieszkania.
- Czarnowski, rusz się! – powiedziałem, wciągając torby do mieszkania. Wyprostowałem się i jak zawsze uderzyłem tyłem głowy w półkę wiszącą koło drzwi. To już taki standard. Syknąłem głośno. W oczach mi pociemniało. Zdążyłem się już przyzwyczaić, na początku było gorzej. Poszedłem do kuchni i wlałem do szklanki wody. Wypiłem ciurkiem i wstawiłem naczynie do zlewu.
- Przestań mnie budzić o tak brutalnej porze – zagrzmiał głos mężczyzny z drugiego pokoju.
- Dziewiąta to nie jest brutalna godzina. Oczywiście, chyba że chcesz przegapić zgrupowanie i siedzieć w mieszkaniu, gdy my będziemy walczyć o złoto – zauważyłem i usiadłem na krześle.
- Dobra, cicho siedź – z pokoju wyleciała pierwsza torba podróżna i walnęła w ścianę. Zaraz po niej wypadł Czarnowski. Kluczył między szafkami w kuchni szukając opakowania od leków.
- Łomacz, na drugi raz po prostu zadzwoń – powiedział spokojniej i wrócił do pokoju.
- Masz jeszcze dziesięć minut, nie będę więcej na Ciebie czekał. Pojedziesz sobie sam!  - wrzasnąłem
Odkąd się tutaj wprowadziłem, jest tak samo. Zawsze ja go budzę, żeby się szybciej ogarnął. Lubił spać, matko kochana, jak on ubóstwiał spanie. Nie żeby coś, ja też lubiłem dłużej pospać, ale od czego jest budzik? Na pewno był mniej roztrzepany ode mnie. Nie lubiłem planować, działałem głównie na spontanie. Po chwili do kuchni znowu wpadł Patryk. Teraz już kompletnie ubrany.
- Chcesz kawy albo coś? – zapytał szybko
- Nie.
- To i dobrze – westchnął. Pięć minut później siedział naprzeciwko mnie i wytrwale pił napój.
- Albo mi też zrób – wyszczerzyłem się.
- Teraz to zrób sobie sam – warknął znad kubka. Dosłownie wrzucił go do zlewu i wyszedł z pomieszczenia. Powędrowałem za nim i ustałem w korytarzu. Trudno odróżnić jego torby od moich, ale jakoś się połapaliśmy. Staliśmy już gotowi do wyjazdu.
- Wziąłem wszystko? – to pytanie zwrócił do mnie.
- Dokumenty, telefon, pieniądze – zacząłem wyliczać, a on tylko kiwnął głową – Laptop, słuchawki, ładowarki?
- Wszystko, wychodzimy – oznajmił i wziął klucze. Jechaliśmy Jastrzębskim autokarem, więc wystarczyło dojść tylko pod halę. Poganialiśmy się wzajemnie z Czarnowskim. Mieszkanie z nim w jednym bloku było czymś niemożliwym. Wieczorami z jego mieszkania często dochodziła muzyka, przenikając przez sufit i ściany. Niektórzy sąsiedzi strasznie się na niego skarżyli, jednak i bez tego był nadal świetnym facetem. Gdy tylko mógł to pomagał. A u mnie bardzo częstym gościem. Zazwyczaj wychodził dopiero rano. Niecałe dziesięć minut później dotarliśmy pod halę. Zbierali się tam już prawie wszyscy kluczowi zawodnicy. Pogoda dopisywała, co chwila oślepiał nas blask promieni słonecznych. Usiadłem na schodach obok chłopaków. Znów do Spały, no nareszcie! Wymienialiśmy między sobą tylko parę słów. Bartman i Kubiak zawzięcie o czym ze sobą rozmawiali. Podrapałem się po głowie i spojrzałem w dal. W naszą ulicę wjeżdżał właśnie pomarańczowo – czarny autokar.

Wreszcie.
____________________________________________
OK. Nie wiem jak to jest w tej szkole, ale zmyślam. 
Super, świetnie, nudna piątka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz