Siedziałyśmy na podłodze i rozkładałyśmy dookoła kartki i
teczki. Obok nas turlały się ołówki i długopisy. Taki właśnie porządek w pokoju
miały studentki wydziału architektury i modelka. Lea leżała na łóżku i
wpatrywała się w sufit. Układałyśmy właśnie nasze papiery związane z pobytem
tutaj, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Obie dziewczyny spojrzały na mnie
wyczekująco. Podniosłam się z podłogi i otworzyłam drzwi. Przede mną stał
wysoki i chudy blondyn. Omiótł mnie wzrokiem, zupełnie tak jak ja jego. Oparł
się ręką o futrynę i zapytał spokojnym głosem:
- Przepraszam, czy wiesz może gdzie się podział Jurek? Nie
ma go u pani w pokoju?
Uśmiechnęłam się blado i spojrzałam mężczyźnie odważnie w
oczy.
- Do widzenia.
Zatrzasnęłam mocno drzwi i wróciłam do dziewczyn. Lea nadal
leżała jak placek, natomiast Eliza nerwowo przebierała w teczkach. Co chwila
spoglądała na jakieś liczby w swoim zeszycie. Szybko odnalazła długopis i
napisała kolejny ciąg cyfr. Wzięłam od niej teczkę i przejrzałam dokładnie. To
wszystkie nasze obrazy z lekcji rysunku. Chodziłyśmy na nie prawie rok.
Opłacało się. Rysunki wychodziły nam jak spod ręki Matejko. Od dziecka lubiłam
rysować, ale nigdy nie mogłam bardziej rozwinąć tego talentu. Portrety
wychodziły mi jak z nut. Westchnęłam głośno. Chciałam oprzeć się o fotel, gdy
ponownie ktoś zaczął walić w drzwi. Podeszłam do nich. Teraz naprzeciwko mnie
stał równie wysoki brunet z dłuższymi włosami i nieziemskimi niebieskimi
oczami. Uśmiechnął się do mnie i zapytał:
- Przepraszam, widziała może pani Jurka? Szukamy go i nie
możemy znaleźć. Może jest u pani?
Spróbował zajrzeć mi przez ramię, gdy z pokoju dobiegł mnie
głos Elizy:
- Bez jaj, kurde. Zamknij te drzwi, bo mi kartki uciekają.
Zaraz nie znajdziesz teczki z funkcjami trygonometrycznymi!
- Trygno..ono.. co? – powtórzył pod nosem mężczyzna.
- Trygonometria – westchnęłam i tak jak zrobiłam to
wcześniej, zatrzasnęłam drzwi przed tymi niebieskimi oczami. Usiadłam w fotelu.
Eliza cały czas miała robotę z tymi kartkami. Wzięłam ze stolika nasze papiery
i zaczęłam je uzupełnić. Imię, nazwisko.. standardowo. Rok, kierunek na
studiach itp. Teraz zostało nam tylko załatwić formalności. Potem pójdziemy
rozejrzeć się po ośrodku i coś wymyślimy. Uśmiechnęłam się na samą myśl o
remontach. Miałyśmy na to niespełna miesiąc, więc nie mogłyśmy aż tak szaleć.
Przekręcałam długopis w palcach gdy znowu usłyszałam pukanie. Moja cierpliwość
dobiegła końca. Miałam już totalnie dość głupich żartów siatkarzy. Eliza
spojrzała na mnie i westchnęła głęboko. Lea już podnosiła się z łóżka, ale ją
zatrzymałam i sama prawie czerwona ze złości podeszłam do drzwi. Szarpnęłam
mocno za klamkę, tak że prawie wypadł mi długopis z ręki. Kolejny wysoki
brunet. Tym razem o zielonych oczach, opierał się kusząco o futrynę i z założonymi
rękoma na piersi wpatrywał się odważnie we mnie. Przetasował mnie wzrokiem od
góry do dołu. Kąciki jego ust drgnęły w delikatnym uśmiechu. Po chwili dodał
pewnym głosem:
- Czy jest może Ju...
- Jeszcze raz któryś z was zapyta mnie o jakiegoś Jurka, to przysięgam,
że osobiście wsadzę Ci ten długopis tam, gdzie słońce nie dochodzi! –
przerwałam mu, rozzłoszczona.
- Jedziemy dalej? – zaproponował, ruszając sugestywnie
brwiami – Lubię ostro.
Zaczesałam włosy do tyłu i już miałam coś powiedzieć, gdy
obok mnie pojawiła się Eliza. Omiotła Bartmana wzrokiem i prychnęła głośno:
- Wracaj do siebie, siatkarzyku.
Trzasnęła mocno drzwiami. Mogłabym przysiąc, że budynek
zadrżał w fundamentach. Słaba konstrukcja. Dla kogoś takiego jak Eliza domy
musiałyby być chyba ze stali. Przeszłam do głównego pomieszczenia i osunęłam
się po ścianie na podłogę.
- Nie mamy czasu na siedzenie – mój krótki wypoczynek
przerwał głos rudowłosej. Porwała ze stolika papiery. Idziemy załatwić
formalności – dodała i pociągnęła mnie za dłoń. Wstałam ponownie, jeszcze
bardziej niechętnie. Zabrałam teczki i wyszłyśmy razem z pokoju. Podniesione
głosy i krzyki wydobywały się z piętra powyżej. Przeszłyśmy dosłownie parę
metrów, gdy cała siatkarska grupa postanowiła zrobić nalot na nasze piętro. Z
torbami i wielkimi uśmiechami na twarzach przemierzali korytarz, tuż za nami.
Przyspieszyłyśmy trochę tempa, ale i tak słyszałyśmy męskie głosy, zapewnie nas
obgadujące. Parę razy słyszałam słowa: ruda, czarna, brunetka, ta z teczką, z
ołówkiem za uchem, gdzieś ją widziałem itp. Wzruszyłam ramionami i podeszłyśmy
do recepcjonistki. Ta wskazała nam gabinet dyrektora. Przeczesałam włosy
palcami i rozejrzałam się dookoła. Eliza stukała nerwowo palcami o blat mebla.
Siatkarze z torbami na ramionach rozsiadali się na kanapie albo stali w
ściśniętych grupkach. Czułam na sobie ich wzrok, dlatego też zgarnęłam włosy z
ramion do tyłu. Spojrzałam w stronę schodów, z których dochodziły krzyki. Jak
myślicie? Kto mógł krzyczeć i śmiać się jednocześnie? Ignaczak zbiegał po
schodach z kamerą w ręku i uciekał przed rozzłoszczonym Bartmanem. Prychnęłam
głośno. Rudowłosa pociągnęła mnie za rękę i wparowałyśmy do gabinetu, ówcześnie pukając.
- Dzień dobry – przywitałyśmy się obie. Mężczyzna spojrzał
na nas i uśmiechnął się lekko. Kazał nam usiąść na fotelach. Lekko zdenerwowane
zrobiłyśmy to, o co prosił.
- A więc? Wy jesteście tymi studentkami, tak?
Kiwnęłyśmy głowami.
- Nie krępujcie się – roześmiał się – Jestem otwartym
człowiekiem, więc słucham.
- Profesorzy na Politechnice zorganizowali nam praktyki –
zaczęłam spokojnie – Kontaktowałam się z panem i wyraził pan zgodę na nasz
pobyt tutaj i zaliczenie praktyk. Oczywiście wszystko będzie miał pan pod
kontrolą, w końcu pan rządzi ośrodkiem.
- Chciałyśmy tylko jeszcze uzgodnić w którym budynku albo w
jakim miejscu możemy coś zdziałać – Eliza tłumaczyła zawzięcie, co chwila
poprawiając włosy, wpadające jej do oczu. Po chwili podała mu teczkę z naszymi
papierami i różnymi pierdołami.
- Tak, tak, rozumiem – westchnął i wyjął kartki z teczek.
Przestudiował dokładnie każdą. Na koniec uśmiechnął się pogodnie. Mogę wam
zaproponować do tej pory tylko trzy miejsca – zaczął
- Oczywiście – odpowiedziałyśmy równo. Nie chciałybyśmy
robić zamętu - dodałam
- Mam do zaproponowania siłownię, stołówkę albo sala do
gier.
- Dobrze, dziękujemy. Zastanowimy się i przyjdziemy z
odpowiedzią – odezwała się rudowłosa. A czy mógłby nas ktoś oprowadzić po tych
miejscach?
- Tak, oczywiście. Zaraz kogoś ściągnę – oznajmił.
Wypadłyśmy z Elizą z gabinetu. Oparłam się o ścianę i
zaczęłam głęboko oddychać. Rudowłosa roześmiała się, widząc moją minę. Przez
chwilę uzgadniałyśmy między sobą miejsce naszej pracy. W efekcie wybrałyśmy
siłownię, ale nic nie zaszkodzi przejście się po ośrodku. Zniecierpliwione czekałyśmy
na kogoś, kto raczy nas oprowadzić po tym miejscu. Siedziałyśmy właśnie na
kanapie, gdy za rogu wyszedł tak znany nam Ignaczak. Uśmiechnął się do nas
pogodnie i poprawił kamerę, wiszącą mu na nadgarstku.
- Kogo my tu mamy – roześmiał się głośno. Spojrzałyśmy na
niego zdziwione.
- Czekamy na przewodnika – wzruszyłam ramionami.
- To ja was oprowadzę. Strasznie wolno się tutaj ruszają –
zauważył – Nie to co ja! – wypiął dumie pierś. Uśmiechnęłam się radośnie. Był
napakowany tak pozytywną energią, że nie dało się tego człowieka nie lubić.
- Igła jestem – wyciągnął do nas swoją dużą dłoń.
Natychmiast ją uścisnęłam.
- Amanda.
- Eliza – to samo zrobiła moja przyjaciółka.
- A wy co tu robicie? – zapytał, przepuszczając nas w
drzwiach wyjściowych hotelu.
- Przed tobą stoją dwie studentki wydziału architektury
wnętrz Politechniki Warszawskiej –
rudowłosa wskazała na nas palcem i roześmiała się.
- A za parę lat urbanistyki – dodałam.
- Będziesz robiła jeszcze urbanistykę? – szarooka spojrzała
na mnie zdziwiona.
- Nie mam ochoty poprzestać na architekturze wnętrz. Ogarnę
urbanistykę i krajobraz – wzruszyłam ramionami.
- Czy ty ją słyszysz!? – Eliza zwróciła się do oniemiałego
Krzyśka i stuknęła się palcem w czoło.
- No więc, gdzie was zaprowadzić? – zapytał po chwili
namysłu.
- Na siłownię. Tam zaczynamy.
- Zapuszczacie się do paszczy lwa! – postraszył nas – Nie
róbcie tego! Ja wiem, że wy chcecie jeszcze żyć, a tak to pójdziecie na
pożarcie. Nie umierajcie tak młodo – lamentował – Chcę mieć jeszcze przyjaciół!
- Dobra, spokój Igła – uśmiechnęłam się. Mężczyzna
zaprowadził nas na siłownię. Gorące i duszne powietrze od razu nas owionęło.
- Wiecie, że jest coś takiego jak okno? – zapytałam, prawie
się dusząc. Igła kiwnął głową – No, oponowałabym. Można się udusić.
Rozejrzałyśmy się dokładnie dookoła. Siłownia jak siłownia.
Kolor ścian zupełnie nie pasujący do tego miejsca, w dodatku słychać każde
stuknięcie ciężarów o płytki. Niektórzy
nienawidzili tego dźwięku. Na przykład ja.
- A Ty? – ruda zwróciła się do mężczyzny – Gdzie powinieneś
teraz być?
- Prawdopodobnie na hali – podrapał się po karku – Dobra
dziewczynki moje drogie, mam nadzieję, że same traficie z powrotem do hotelu, a
ja lecę na trening!
Wypadł z budynku jak burza i popędził ścieżką na halę.
Uśmiechnęłyśmy się pod nosem. W głowach już powstawał nam plan na zupełne
zmienienie tego miejsca tak, żeby czuć się w nim o wiele lepiej niż teraz.
Pochodziłyśmy z Elizą po okolicy i w końcu wróciłyśmy do swojego pokoju, gdzie
Lea zawzięcie rozmawiała przez telefon. Zapewne z Ksawerym.
|Grzesiek|
- I do widzenia, kurde blade…
Do szatni wpadł zdyszany Igła. Spojrzał po naszych twarzach
i walnął się na podłogę. Chłopaki patrzyli na niego zdezorientowani.
- Słuchamy, Krzysiu – powiedział spokojnym głosem Marcin.
- Bo widzicie.. – zaczął wyżej wspomniany.
- Zakleszczyłeś się w kabinie prysznicowej? – strzelił
smutno Bartman – O biedaczku..
- Bartman, idź poodbijać piłkę. To rozmowa dla
inteligentnych.
- No mów o co biega, bo nas Andrea zaraz ściągnie! –
pogoniłem go.
- Te nowe – zaczął – No, te dziewczyny..
- Zdradziłeś Iwonę!? – oburzył się Kubiak
- Zamknij dzikową paszczę, Michał! Wracając do tematu. Te
dziewczyny nie są takie złe. Bardzo miłe i w ogóle. Zgadnijcie co one tu robią!
- Piorą!?
- Gotują!?
- Sprzątają!?
- Kurek, jak masz ochotę być gosposią, to wystarczyło tylko
powiedzieć – warknął Bartman.
- Nie da się z wami porozmawiać – westchnął Igła, wycierając
wyimaginowaną łzę z policzka – Tępe dzidy.
Przebrał się szybko i wyszedł z szatni. Za nim i my
poszuraliśmy butami. To już ostatni trening na dziś. Spokojnie weszliśmy na
halę. Andrea siedział oparty o krzesło i dyskutował zawzięcie z naszym
statystykiem. Bez jego polecenia usiedliśmy na parkiecie i zaczęliśmy krótką
rozgrzewkę. Igła cały czas nawijał o tych dwóch dziewczynach, więc nasłuchałem
się o nich różnych rzeczy, gdyż obok niego siedziałem. Przyznam szczerze
jeszcze ich nie widziałem. Zawsze po treningach zaszywałem się w pokoju z
Patrykiem i patrzyłem znużony w telewizor. Zdarzało się też, że chłopaki
wyciągali mnie na pokera ewentualnie do pokoju Igły, by się powygłupiać. Tego też
nie brakowało. Dzisiaj pewnie będzie tak samo. Ostatni raz pochyliłem się nad
podłogą, dotykając palcami czubka butów i wstałem z podłogi. Chłopaki dorwali
się do piłek jak do mięsa. Standard. Pięć minut odbijania i zaczął się
prawdziwy trening z krwi i kości. Drużyny były nieźle podzielone. Krzysiek
latał jak idiota po boisku podbijając dosłownie każdą piłkę, nie ominął żadnej.
Żeby tylko tak grał na pierwszym meczu LŚ. Parę godzin później schodziliśmy z
boiska z ogromnymi uśmiechami na twarzach. Bartman rzucał się na plecy Michała,
przez co Kubiak potknął się o własne nogi i wrąbał w ścianę z takim hukiem, że
wszyscy zwróciliśmy na nich swój wzrok. Jakby jeszcze tego było mało Kurek
chciał to powtórzyć, ale Jarski z Piotrkiem uciekli w porę. Pokręciłem
przecząco głową i skierowałem się do szatni. Odbębniłem swój prysznic i naciągnąłem na jeszcze lekko mokre ciało
koszulkę. Zmierzwiłem włosy. Spod pryszniców dobiegał sprośny śmiech moich
przyjaciół. Też jak zawsze. W końcu wszyscy opuściliśmy budynek i skierowaliśmy
się do hotelu. Jeszcze tylko na stołówkę i koniec. Zarzuciłem torbę na ramię i poczekałem na
resztę.
- I poszedłem do niej – zaczął ze śmiechem Bartman –
Zapytałem, a ona tylko omiotła mnie wzrokiem. W końcu pojawiła się za nią jakaś
ruda i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Całkiem ostra sztuka. Miałem wrażenie,
że skądś ją kojarzę i nie przeliczyłem się. To przecież z nią zacząłem się
kłócić na meczu.. A może to nie ona? Bo była jeszcze ta druga. Jak jej tam
było…?
- Lea – westchnął Kubiak i założył bluzę. W końcu wyszliśmy
na świeże powietrze. Było tak gorąco, że wręcz się z nas lało. Prawie biegiem
dopadliśmy do zimnej coli, stojącej na stoliku w stołówce. Zostawiliśmy za sobą
torby i części garderoby, w większości bluzy. Chłopaki poganiali siebie
nawzajem. Każdy jeden, który upił już swoją część ocierał usta wierzchem dłoni.
Ludzie powinni zmądrzeć. Czy to nie jest oczywiste, że dla każdego z nas
powinna być osobna butelka? Widocznie nie, także po dwóch, trzech gnieździliśmy
się przy jednej. To było banalne i głupie. Pit zaczął pić. Wypił sporą część, a
dalej podał Jaroszowi. Koło niego z niecierpliwością czekał Bartek. Rudzielec
zaśmiał się wessał się w butelkę. Łyk, za łykiem – a w butelce nie zostało nic.
Kurek zgromił go spojrzeniem i walnął w plecy tak, że Kuba prawie wpadł na
jakąś wysoką brunetkę. Uśmiechnął się przepraszająco i zwrócił do Kurka.
Powtórzył jego czynność. Wszyscy nadal patrzyli się na tą dziewczynę, gdy tamta
dwójka walczyła między sobą. Kojarzyłem ją, tak samo jak reszta chłopków.
Dostałem olśnienia, gdy drzwi do stołówki otworzyły się i weszły przez nie
kolejne dwie dziewczyny, prawie potykając się o nasze ubrania i torby. Jedna z
nich prychnęła głośno i dalej wdała się w rozmowę z rudowłosą dziewczyną:
- Zielony czy błękitny?
- Walnij im różowy – mruknęła od niechcenia druga
dziewczyna.
- Może masz rację – uśmiechnęła się szeroko. Wiadomo będzie,
na czym stoją – dodała.
- A tak serio to można by było w ogóle to wyremontować. –
westchnęła ruda
- Nie mamy tyle czasu – pokręciła przecząco głową. Musi nam
starczyć miesiąc. I tak jeszcze trzeba to udokumentować – stwierdziła i
wzruszyła ramionami. Koło tej brunetki przeszła dosłowna jej kopia. Uśmiechnęła
się pogodnie.
- Ama, przyjdź zaraz, dobra? – zawróciła się do niej, na
chwilę przystając.
- Yhym, tak gdzieś za pół godziny – wzruszyła ramionami
ponownie i wyminęła ją. Cała nasza grupa podążała za nią wzrokiem, gdy
przechodziła obok nas wraz z rudowłosą dziewczyną. Niepostrzeżenie z naszej
paczki wybiegł Krzysiek i pognał ku nim. Z uśmiechami przybiły mu piątkę i
rozmawiały wesoło. Dopiero gdy brunetka omiotła nas wszystkich wzrokiem znad
krzyśkowego ramienia dostałem olśnienia. Przecież to była ta sama dziewczyna,
której dałem bluzę, która tak nieszczęśliwie prawie na mnie wpadła, której
zapachem napawałem się przez całą podróż pociągiem, która gościła w moich
myślach przez parę kolejnych dni. Otrząsnąłem się z szoku, gdy brunetka wbiła
we mnie swoje błękitne oczy. Mówiła rzeczowo do Krzyśka, co chwila się
uśmiechając, lecz jej oczy cały czas gościły na mnie. W końcu jednak przeniosła
go na Igłę, który zawzięcie coś tłumaczył. Roześmiała się perliście. Zmrużyła
lekko oczy i przeczesała włosy palcami. Poklepała Ignaczaka dłonią po policzku
i wyminęła go. Podeszła do okienka, w którym starsza kobieta – nasza główna
kucharka – umieściła głowę. Brunetka uśmiechnęła się do niej. Rozmawiały prawie
pięć minut. W końcu dziewczyna wyjęła z kieszeni mała kartkę i wręczyła jej
kobiecie. Razem z rudowłosą stały przy okienku i czekały. W końcu wzięły oba
talerze i zasiadły do jednego ze stolików. Założyłbym się, że w głowach całej
naszej drużyny zakwitł taki sam pomysł jak u mnie. Jak stado bawołów czym
prędzej dopadliśmy okienka.
Usiadłam obok Elizy, wpatrując się moją sałatkę. Od dziecka
to samo. Nie mogłam inaczej. Wszyscy rozumieli dlaczego – prawie wszyscy. Zanim
się spostrzegłam koło nas usiadł Igła. Postawił swój talerz na stole i
wpatrywał uparcie to we mnie, to w Elizę:
- Krzysiu, wydawało mi się, że już rozmawialiśmy – zaczęłam
spokojnie, nadziewając na widelec pomidora.
- Ale to za mało – odparł Libero. Moi super, The Best
koledzy chcą was poznać – dodał i mrugnął okiem
- Nie czaruj – wtrąciła Eliza i rozejrzała się po stołówce.
Zobaczyłam charakterystyczny błysk w jej szarym oku. Oho, jakiś szatański
pomysł co do remontu. Roześmiałam się pod nosem. Igła odchylił się na krześle i
gestem dłoni przywołał za sobą całe siatkarskie stado. Z hukiem porozsiadali
się na innych krzesłach i donosili je sobie. Na stole brakowało miejsca na
talerze, więc parę osób musiało jeść na kolanach. No przecież ja tego nie będę
robić! Z obojętną miną spojrzałam po twarzach siatkarzy. Każdy z nich miał na
niej wypisane coś innego. Westchnęłam głęboko:
- Amanda – przedstawiłam się na forum. Mężczyźni spojrzeli
na mnie z uśmiechem. Po kolei wyciągali do mnie dłonie aż dostałam oczopląsu. W
końcu jeden z nich zaczesał sobie czarne włosy do tyłu i spojrzał na mnie
świdrującym wzrokiem:
- Ja się chyba przedstawiać nie muszę – odparł zawadiacko
- Kultura obowiązuje nawet w takim stadzie – wzruszyłam
ramionami i wzięłam kolejny kęs do ust. Przy naszym stoliku przeszło donośne –
uuuu. Bartman uśmiechnął się krzywo.
- Pocisk! – wrzasnął Kubiak i roześmiał się wesoło.
- Zbyszek – mruknął w końcu, jakby nie chciało mu to przejść
przez gardło. Zmierzyłam go spojrzeniem. Zaraz po mnie chłopaki przedstawili
się Elizie. Ignaczak zaczął wiercić się na krześle, aż w końcu spojrzał na mój
talerz :
- Dlaczego jesz ziele? – zapytał zdziwiony. Podsunął mi pod
nos naczynie wypełnione po brzegi schabowymi. Uśmiechnęłam się blado. Cała
reprezentacja patrzyła na mnie badawczo.
- Jestem wegetarianką – odparłam w końcu.
- Jak można nie lubić mięsa! – Piotrek zaczął turlać po
talerzu mielonego – Mięso jest pycha!
-Zależy dla kogo – wtrąciłam z uśmiechem. Nowakowski nadział
kotleta na widelec i podsunął mi do ust. Wesołym wzrokiem próbował mnie
nakłonić do zjedzenia. Odruchowo cofnęłam się lekko do tyłu i pokręciłam
przecząco głową. Cichy Pit westchnął niezadowolony. Nie każdy ma uczulenie na
mięso, ja bardzo przepraszam, ale nie mogę.
- A tak w ogóle to po co się tu wszyscy zlecieliście? –
zapytała dobitnie rudowłosa. W głębi ducha przybiłam jej piątkę. Kurek
przeczesał palcami krótkie włosy:
- Winiar robi imprezę integracyjną –stwierdził
- Imprezę integra… co? Ja?! – zdziwił się niebieskooki
przyjmujący.
- Serio, serio? – Kubiak poruszył znacząco brwiami i
popchnął lekko Winiarskiego.
- Bardzo serio, chyba u Kurka – mruknął i strzelił Bartka w
potylicę.
- NIE! Ja mam za ścianą Gumę! Chcesz narazić się na
morderczy wzrok Rudej Pumy!? – pogroził mu palcem Kurek.
- To może u dziewczyn? – zaproponował Kubiak
- I seler – zaśmiała się Eliza – Jeszcze czego.
Chłopaki westchnęli z rezygnacją. Smutnymi oczami patrzyli
na nas obie. O nie, co to, to nie! Nie dam się tak łatwo stłamsić słodkimi
oczami siatkarzy. Choć przyznam, że oczy Winiarskiego na żywą są jeszcze
piękniejsze niż w telewizji. Naganne w nich się wpatrywanie może prowadzić do
uzależnienia. Stwierdzam ten fakt, naprawdę. Oparłam głowę na ręku i przeszyłam
wzrokiem siatkarzy na wylot. Każdy z nich otrząsnął się lekko z szoku po moim
spojrzeniu. Poprawiłam automatycznie bluzę na ramionach, przerzucając długie,
czarne włosy na jedno ramię. Wszystko to nie uszło uwadze chłopaków.
Przygryzłam wargę i spojrzałam na nich spokojnie. W oczach niewielu z ich
dostrzegłam charakterystyczny błysk. Zboczeńcy. Jarosz popatrzył na mnie
zdziwiony i przeniósł wzrok na moje ramię. Połknął kawałek kotleta i uderzając
się pięścią w pierś, wydukał:
- Co tam masz? – wskazał na moje ramię. Spojrzałam kątem oka
na bluzę, koszulkę i włosy.
- Gdzie?
- Na ramieniu – oznajmił zawadiacko i podbiegł do mnie.
Osłoniłam ciało szczelniej materiałem. Pochylił się nade mną i ponownie
odgarnął włosy na bok. Po moim ciele przeszedł dreszcz, wzdrygnęłam się lekko,
co nie uszło uwadze atakującego. Uśmiechnął się szeroko.
- Jarosz, nie obnażaj naszej koleżanki! Z tego co wiem to
masz kogoś.. – fuknął Kurek. Pozwól, że ja to zrobię – zerwał się z krzesła.
- Ej, ej! – zastopowałam ich. Sama to zrobię, dobrze? Nie
potrzebuję pomocy – stwierdziłam sucho. Zanim się jednak spostrzegłam materiał
bluzy był już ściągnięty z mojego ramienia. Jarosz! – uderzyłam go w ramię.
- Ładne – uśmiechnął się ponownie. Już w pełni
usatysfakcjonowany przejechał lekko opuszkami palców po moich plecach i usiadł
na swoim miejscu. Spiorunowałam go wzrokiem.
- A nam nie pokazałaś! – zasmuciła się reszta siatkarzy.
Westchnęłam głęboko i wstałam. Jednym ruchem ściągnęłam bluzę i ustałam do nich
tyłem, przegarniając włosy. Ich oczom ukazał się, wyryty na górnej części
pleców, tatuaż. Oczy im pojaśniały. Piotrek wpatrywał się w rysunki wzrokiem
mówiącym – o jaaaaa! Bartman patrzył na niego z uznaniem. Reszta uśmiechała się
tajemniczo.
- Masz jeszcze jakiś? – zapytał Bartman tonem znawcy.
- Nie – odparłam i zgarnęłam włosy z czoła.
- Ej, ej, a to! – Kurek wskazał palcem na moją rękę.
- Palcem się nie pokazuje – zagrzmiał stanowczy głos Elizy.
Uśmiechnęła się do chłopaków. Można podziwiać tylko w dni, w których jest
litera ,g’ w środku.
Złapała mnie za ramię i wyciągnęła ze stołówki. Ostatni raz
zerknęłam na siatkarzy. Na ich twarzach malowało się skupienie. Niektórzy z
nich ze zmarszczonym czołem wyliczali dni tygodnia na palcach. Gdy się
spostrzegli, że jest to niemożliwe, nas już tam nie było. Ze śmiechem
wbiegłyśmy na swoje piętro i od razu weszłyśmy do pokoju. Nie zagaiłyśmy tam
długo, gdyż po godzinie ktoś zaczął walić w drzwi. Rozzłoszczona otworzyłam je
z hukiem. Chwilę potem podziwiałam świat dwa metry nad poziomem normy. Mignęła
mi tylko bujna, ruda czupryna.
- Jarosz! – fuknęłam głośno. Mężczyzna zaśmiał się tylko i
wszedł ze mną do jakiegoś pokoju. Nasze pojawienie się wywołało ogólną salwę
śmiechu. Dopiero w gronie prawie piętnastu dwumetrowców zostałam odstawiona na
ziemię. Uderzyłam go w ramię i syknęłam – Ostatni raz!
Mężczyzna spojrzał mi głęboko w oczy i roześmiał się głośno.
- Śmiej się, śmiej. Niedługo będziesz kwiczał –
podsumowałam. Nie zaważając na słowa reszty siatkarzy usiadłam na brzegu łóżka
i wpatrywałam się w obrazek, wiszący na ścianie. Po paru minutach do pokoju
wkroczyła Eliza z Leą. Usiadły obok mnie. Chłopaki zaczęli się sprzeczać:
- Poker czy film? – zapytał Kurak, zacierając ręce
- Może być film – westchnął zrezygnowany Piotrek. Bartek
odpalił laptopa i włączył pen-drive z całym swoim filmowym asortymentem.
- Gumisie?! Żartujesz? – zagrzmiał ze śmiechem Zbyszek.
Reszta towarzystwa powtórzyła jego czyn.
- Ej! – zawył przyjmujący – To pendrive Kuby!
- Już się nie tłumacz – rudzielec poklepał przyjaciela po
plecach – I tak wiemy lepiej.
- No, ale serio! Kuba ma mój pendrive z filmami!
- Oglądało się Gumisie, co Bartuś ? – roześmiał się Krzysiek
– Pewnie skakałeś przed ekranem.
- Z winkiem w rączce – dodał Kubiak. Kurek przeszukał cały
dysk w poszukiwaniu filmów. Parę przygodowych, reszta fantastycznych i jeden
horror. Na dźwięk tego słowa, słyszałam jak Eliza aż się wzdrygnęła.
Nienawidziła tego gatunku, mimo że wiedziała, iż to totalna fikcja. Po pokoju
przeszedł pomruk zadowolenia i po chwili w całkowitej ciemności zaczęliśmy
oglądać seans. Chciałam się położyć wręcz niezauważalnie na łóżku, ale
zderzyłam się z kimś głową. W dodatku z całym impetem. Złapałam się za głowę,
aż mnie przyćmiło. Syknęłam cicho. Osoba naprzeciwko spoglądała na mnie ze
strachem. Nawet w takich egipskich ciemnościach rozpoznałabym te głębokie,
niebieskie oczy. Właściciel bluzy patrzył na mnie z troską. Podczas, gdy
chłopaki komentowali pierwsze akcje filmu, brunet zdążył cicho wyszeptać:
- Wszystko w porządku?
Kiwnęłam głową z nikłym uśmiechem. Czułam jak w skroniach mi
pulsuje. Brunet pociągnął mnie za ramię, tak że opadłam lekko na poduszkę.
Przymknęłam oczy, próbując załagodzić ból. Mężczyzna odgarnął mi włosy z czoła
i spojrzał w oczy. Znowu dostrzegłam w nich prawie to samo, jak podczas tamtego
feralnego spotkania, Mojego spóźnienia i
lądowania na rozgrywającym całym ciałem. Zaczęłam uparcie wpatrywać się w ekran
laptopa, jednak za chwila zerkałam na roztrzepane włosy Łomacza. Film zaczynał
mnie już nudzić. Eliza trzymała mnie za rękę i przy każdej tragicznej akcji
podskakiwała cicho na łóżku. Chłopaki zaczęli komentować seans, co już całkiem
mnie znużyło. Nie wiedziałam kiedy powieki opadły mi na dobre, a w głowie
zaczęły pojawiać się kolejne wizualizacje – wytwory mojej nienormalnej
wyobraźni.
|Grzesiek|
Coś uderzyło mnie mocno w brzuch. Syknąłem i gwałtownie
otworzyłem oczy. Mięśnie pulsowały mi niespokojnie. Na dworze zaczęło już
świtać. Zdecydowanie za wcześnie jak na mnie. Spojrzałem co się dzieje dookoła
mnie. Winiar gnieździł się na łóżku z Ignaczakiem. Kurek spał z głową na
klawiaturze laptopa. A mi było o dziwo wygodnie. Spojrzałem na swoje – nie
swoje łóżko. Wtulona w moje ciało spała drobna brunetka. Włosy opadły jej na
twarz. Delikatnie odgarnąłem je i zacząłem się w nią wpatrywać. Teraz mogłem to
robić dowolnie, przez cały czas. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała
miarowo. Pełne malinowe usta odznaczały się na bladej skórze, a czarne jak
smoła włosy i rzęsy rzucające cień na policzki,
dodawały jej jeszcze większego uroku. W dłoni ściskała róg kołdry.
Zapewne nieświadomie, otuliła się nią jeszcze bardziej i przysunęła do mnie, o
ile było to jeszcze możliwe. Czułem łagodne bicie jej serca. Niespodziewanie
kąciki jej ust zadrżały lekko i podniosły do góry. Automatycznie, delikatnym
ruchem objąłem ją w talii. Była taka drobna i krucha, choć na taką nie
wyglądała. Miałem świadomość, że gdy objąłbym ją trochę mocniej, zapewne
rozpadłaby się w moich ramionach. Miała taką delikatną skórę, że szkoda było
jej nawet dotykać. Zerknąłem na zegarek stojący na półce. 4.37. Jeszcze trzy,
cztery godziny. Zanim się spostrzegłem opadłem w ramiona Morfeusza.
Nikły zapach perfum docierał do moich nozdrzy, budząc mnie
już do reszty. Umysł jednak dalej był otumaniony. Odczekałam parę minut i
otworzyłam oczy. Światło odbijało się w szkiełku zegarka i świeciło mi prosto w
oczy. Zmrużyłam je i przekręciłam na drugi bok. Coś nie do końca mi to
umożliwiało. Podniosłam wzrok do góry. Faktycznie. Ten zapach perfum.
Wiedziałam, że coś musi być nie tak. Nie ma to jak spać otulona silnymi
ramionami siatkarza. W dodatku jeszcze rozgrywającego. Mięśnie wyrzeźbione były
na ramionach. Mój wzrok padł na spokojną twarz mężczyzny. Czarne włosy
sterczały we wszystkie możliwe strony. Było to zabawne, a jednocześnie
wystarczająco urocze, bym mogła w ten obrazek wpatrywać się jeszcze przez
długie minuty czy godziny. Na policzkach i brodzie pojawiał się już lekko
kłujący zarost. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Poczułam jak ramię mężczyzny
obejmuje mnie mocniej i przyciąga do siebie. Po moim ciele rozlało się
przyjemne uczucie ciepła, gdy oparłam głowę na jego klatce. Nagle Grzesiek
poruszył się niespokojnie, zwalniając uścisk przedramienia na moich plecach.
Delikatnie wyswobodziłam się z jego ramion. Rozczesałam włosy palcami. Na
zegarku widniała już 7. Zaraz wszyscy powinni wstać. Wygramoliłam się z łóżka i
przeciągnęłam jak kot. Bluza podniosła się do góry, ukazując płaski brzuch i
lekko wystające żebra. Owionął mnie zimny podmuch, więc natychmiastowo pojawiła
się gęsia skórka. Przetarłam twarz i spojrzałam na Łomacza. Podskoczyłam wręcz
ze zdziwienia, gdy zobaczyłam jego utkwiony we mnie przeszywający, błękitny
wzrok. Nie pozostawałam dłużna. Odpowiedziałam mu pięknym za nadobne.
Zmierzyłam go odważnie wzrokiem. W końcu znowu wbiłam spojrzenie w jego oczy.
Uśmiechnęłam się zawadiacko i przyłożyłam palec do ust. Brunet podniósł jedną
brew do góry. Roześmiałam się tylko spokojnie i cicho wyszłam z pomieszczenia.
Zeszłam piętro niżej i nacisnęłam klamkę. Wszystko pozamykane na dziesięć
spustów. Oparłam się o ścianę i pomacałam kieszeń spodenek. Telefon został w
pokoju Winiarskiego. Westchnęłam głęboko. Odruchowo zaczesałam włosy do tyłu.
Niespodziewanie poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłam się, a moim oczom
ukazał się w całej swej okazałości – Jarosz.
- Chcecie żebym zeszła przy was na zawał? – zaśmiałam się
cicho.
- Humor się trzyma od rana, co? – zapytał rozbawiony
- Wyjątkowo – mruknęłam. Wyminęłam go i żwawym krokiem
ruszyłam w stronę windy. Rudzielec podążał za mną. Staliśmy w klaustrofobicznym
pomieszczeniu i wpatrywaliśmy w swoje twarze i ciała. W końcu pierwsza wypadłam
z szarej klatki. Z uśmiechem wkroczyłam na stołówkę. Parę osób ze sztabu już
tam siedziało i prowadziło wesołą konwersację, a ja razem z Kubą podeszliśmy do
okienka. Kobieta wydająca śniadania podała talerz Kubie, a potem mi. Cały
zapełniony kanapkami z sałatą, serem, pomidorem i wszystkimi możliwymi
warzywami. Usiadłam przy stoliku. Jarski nie odstępował mnie na krok. Z
zainteresowaniem patrzył jak robię nieduże kroki moimi długimi nogami. Usiadł
naprzeciwko mnie.
- Dlaczego masz coś innego niż ja? – zapytał z uśmiechem.
Parówki są dobre. Trzeba się odżywiać – zauważył.
- Kto wie co w nich jest – wzruszyłam ramionami.
- A faktycznie – uderzył się otwartą dłonią w czoło – Jesteś
wegetarianką!
- Niekoniecznie z wyboru – mruknęłam spokojnie, biorąc gryz
kanapki.
- Jak to nie z wyboru? – zapytał spokojnie, a jednocześnie z
zainteresowaniem. Interesowało go wszystko, zupełnie tak jak Elizę. Może rudzi
tak mają?
- Jestem uczulona na mięso – westchnęłam – Ale też nie lubię
go jeść. Dlatego faszeruję się jak królik.
- Cudowne porównanie – uśmiechnął się – Zupełnie jak.. –
zaciął się.
Dalszą część, już pewnie bardziej niezręczną
część rozmowy przerwało nam wejście siatkarzy do stołówki. W głębi ducha
składałam im pokłony z to wielkie wejście i ten pomysł, który przerwał dłuższy
wywód Kuby. Dwumetrowcy usiedli razem z nami, popychając się i skomląc do talerzy.
________________________________________________
MATKO. Wiem, że może chcielibyście przeczytać coś ambitniejszego, ale nie mogę się rozkręcić. Pomęczycie się jeszcze trochę.
Życzcie mi powodzenia na jutrzejszej klasówce z historii. Moje trzy dni wolnego się skończyły. Czekam teraz na majówkę.
Ale złapałam doła -,-