Gdańsk – czerwiec, rok 2013;
- Daj mi się
zastanowić.
Złapała za
rączkę walizki i niepewnie cofnęła się o parę kroków w tył. Już dawno powinna
stać w kolejce do odprawy.
- Niech
będzie. W końcu to tylko jeden sezon – mruknął, przestępując nerwowo z nogi na
nogę.
- Grzesiek,
ale ja nie wrócę za rok – wyszeptała. To był chyba najlepszy moment, aby
odejść. Nie mogła tego zrobić. Niewidzialna siła trzymała ją w tym samym
miejscu.
- Jak to nie
wrócisz? – zapytał zdezorientowany. W zaskakującym tempie pokonał dzielącą ich
odległość.
- Po prostu.
Do zobaczenia…
Jeśli kogoś
kochasz to pozwolisz mu odejść. Prawda?
Mediolan – listopad, rok 2013;
Nieświadomie
tęskniła za Polską, za specyficzną pogodą, różnymi świętami, a przede wszystkim
za rodziną. Mediolan nie był zły. Niesamowicie rozwinięte miasto w północnych
Włoszech. Czego chcieć więcej? Cała trójka pomieszkiwała w domu państwa
Giacalone. Wychodzili stamtąd dopiero o dziesiątej rano, co było wręcz nie do
pomyślenia w Polsce. Było wspaniale. Przez te kilka miesięcy opanowali język
włoski prawie do perfekcji. Nie było trudności w porozumiewaniu się ze
sklepikarzami, pracownikami, a nawet denerwującymi kierowcami.
-
Przepraszam panią najmocniej – usłyszała czyjś głos, próbujący wymówić kilka
słów łamanym włoskim. Zatrzymała się i w ułamku sekundy odwróciła w stronę
przybysza. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – Amanda?!
Góra z górą
się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem już tak.
- Bartek?!
Co Ty tu robisz?
- O to samo
mógłbym zapytać się Ciebie.
Zaśmiał się
głośno i porwał ja w ramiona. Stali tak objęci przez kilkanaście sekund.
- To
niesamowite, wiesz? – uśmiechnął się – Co tam u Elizy?
- Najlepiej
będzie jak sam ją o to zapytasz – westchnęła głęboko – Właśnie idzie i namierza
Cię wzrokiem. Miłego powitania.
To był chyba
najpiękniejszy obrazek jaki w życiu widziała. Siatkarz odwrócił się delikatnie
do tyłu i uśmiechnął do zaskoczonej dziewczyny. Jak tylko go zobaczyła ruszyła
w jego stronę szaleńczym biegiem. Minęło kilka sekund, a ona już stała w jego
objęciach. Uwiesiła mu się na szyi i składała zawzięte pocałunki na jego
policzku. Brunetka uśmiechała się pod nosem, patrząc na to wszystko z daleka.
Niech się sobą nacieszą. Skierowała się w stronę ulicy, prowadzącej do domu
Kostka.
Warszawa – lipiec, rok 2014;
To było coś
niezwykłego. Pierwszy raz od ponad roku stanęła na tej cudownej polskiej ziemi.
Podczas pobytu we Włoszech jeszcze bardziej umocniła swój patriotyzm. Teraz
mogłaby wstąpić do wojska i przejść się dostojnie w paradzie. Cierpliwie
czekała na fioletową walizkę z kilkoma szarymi paskami.
- Eliza
sprzedała mi cynk, że gdzieś tu powinnaś być. I jesteś.
Odwróciła
się gwałtownie do tyłu i wbiła wzrok w roześmiane oczy bruneta. Uczucie
tęsknoty nasiliło się o wiele bardziej niż ostatnim razem, jeszcze przed
wyjazdem. Niepewnie wtuliła się w jego klatkę piersiową, zasłuchując w
przyspieszone bicie serca. Objął ją delikatnie i pogłaskał po głowie.
- Amanda,
zostań ze mną. Już na zawsze – wyszeptał, odnajdując ustami drogę do jej warg. Jednak
nie pozwoliła mu na to, aby ją pocałował. Zaśmiał się pod nosem. – Zostań ze
mną do końca świata i trzy dni dłużej.
- Dlaczego
trzy? – zapytała cicho, wplątując palce w jego czarne jak smoła włosy.
- Bo trzy to
moja szczęśliwa liczba – uśmiechnął się promiennie – Trójki zawsze się
sprawdzają.
- Ale chyba
nie tym razem – wzruszyła ramionami i odsunęła od bruneta na niewielką
odległość.
- Już nie
udawaj, nie udawaj – zaśmiał się, dając jej pstryczka w nos – Jeszcze Cię
przekonam.
- Przestań się pokrakować za tą kierownicą! – zbeształa go, spoglądając co jakiś czas w lusterko. – Dojeżdżasz do ucywilizowanego miasta, więc zachowuj się! Wiem, że Gdańsk to dziura albo…
- Coś Ty tam
powiedziała? – zapytał ostrzegawczo, wbijając palce między jej żebra.
- Ej no! –
zaśmiała się głośno, próbując odepchnąć jego umięśnione ramię. – Patrz na
drogę! – krzyknęła, gdy gwałtownie zjechał na drugi pas.
- Odszczekaj
to o Gdańsku – wbił w nią rozbawione spojrzenie, ale tylko na chwilkę.
- Nie –
splotła ręce na piersi i nabrała powietrza do ust. Tylko przez minutę
towarzyszyło im milczenie, bo potem brunet zjechał na parking stacji
benzynowej. Odpiął pas bezpieczeństwa i wyłączył silnik auta.
- Teraz to
masz już przechlapane – westchnął i zakasał rękawy kurtki. Brunetka zapiszczała
głośno i szybko wydostała się na zewnątrz. To samo zrobił też rozgrywający.
Gonili się wokół autka dobre kilka minut. Ludzie patrzyli się na nich jak na
idiotów. W końcu dziewczyna miała dość biegania na szczudłach i zdyszana
kucnęła obok drzwi pasażera.
- Słaba
kondycja? – zaśmiał się Grzesiek i zrobił to samo co ona. – Widać muszę zabrać
Cię na jakiś trening w Gdańsku.
- Nie wiem
jakim cudem ty grasz tam już czwarty sezon – westchnęła głęboko, wsiadając do
auta.
- Takim
samym jak Ty, gdy co jakiś czas wyjeżdżasz do tych przeklętych Włoch.
- Co Ty
chcesz od moich Włoszech? Pracuję, odpoczywam w luksusach i…
- Czyli tu w
Polsce jest Ci źle? – burknął w jej stronę, włączając radio.
- Zawsze
odwracasz kota ogonem – pokręciła głową z niedowierzaniem – Ciągle ten sam
problem!
- Odpuśćmy
lepiej dzisiejszy obiad u twoich rodziców – mruknął niezrozumiale, odpalając
maszynę.
- Obiecałam,
że przyjadę. Jeśli nie chcesz to dojdę tam sama!
Wysiadła
zdenerwowana z samochodu i szybkim krokiem oddaliła się w stronę jezdni. Zeszła
na pobocze, po czym wytrwale podążyła przed siebie.
Włochy, Bari – sierpień, rok 2017;
Usiadła
wygodnie na leżaku na plaży i nasunęła okulary na nos. Tu wiecznie świeciło
słońce, więc szybko się opaliła. Gdy tylko mogła wychodziła na zewnątrz i
delektowała się ciszą oraz gorącymi promieniami.
- I co tak
znowu leżysz? – zaśmiał się głośno, siadając na piasku obok niej.
- Zaczynam
żałować, że zgodziłam się na pobyt tutaj razem z Tobą – warknęła, związując
włosy w wysoki kucyk.
- Nie
narzekaj. Przyznaj szczerze, że nigdzie nie bawisz się tak dobrze jak ze mną –
wyciągnął rękę do przodu i wolnym ruchem dłoni rysował szlaczki palcami na jej
odkrytym brzuchu. – Nie sądzisz, że powinniśmy już wrócić do domku? Jest wieczór i połowę ludzi stąd wywiało…
- Jeju,
Grzesiek, daj mi się tym wszystkim nacieszyć – westchnęła, podnosząc słomiany
kapelusz z ziemi.
- Ja
wiedziałem, że będzie ciężko – podniósł się do góry i ściągnął z siebie jasną
koszulkę. Odrzucił ją w bok i pochylił nad leżakiem. – Ale nie spodziewałem
się, że aż tak.
Szybkim
ruchem podniósł ją do góry i nim zdążyła zaprotestować wbiegł do ciepłej wody.
Brunetka pisnęła głośno i uczepiła się jego szyi.
- Dobra,
wystarczy, coś ode mnie chcesz, więc słucham – poruszyła się nerwowo zmieniając
pozycję. Oplotła go nogami wokół bioder i prawie wszczepiła w rozżarzone ciało
siatkarza.
- Wyjdź za
mnie – wyszeptał, patrząc głęboko w
błękitne oczy brunetki. Otworzyła usta z zaskoczenia, po czym szybko je
zamknęła. Nawet nie drgnęła, gdy zdenerwowany zaczął mówić dalej. – Bądź ze mną
przez cały czas i zostań do końca świata.
- I nawet
trzy dni dłużej – dorzuciła swoje trzy grosze.
- Tak, nawet
te trzy dni dłużej – uśmiechnął się i przełknął nerwowo ślinę – Wiem, że między
nami bywało różnie i nie zawsze możemy się dogadać, bo czasem nasze charaktery
się ze sobą ścierają. Mimo to ja już nie wyobrażam sobie ani dnia bez Ciebie.
Potrzebuję twojej obecności jak powietrza. Bez Ciebie zaczynam się dusić.
Wypuścił ją
z objęć. Stanęła na nogach, o własnych siłach po pas w ciepłej wodzie. Cały
czas wpatrywała się w rozbiegane oczy Łomacza.
- Amanda,
proszę powiedz coś, bo ja już nie wytrzymam.
- Za gorsz w
Tobie romantyzmu, Grzesiek. Jesteś
strasznie roztrzepany i wiecznie zabiegany. Czasem myślę, że to siatkówka jest
tą kobietą, której chcesz poświęcić swoje życie i tylko w niej widzisz głębszy
sens.
- Jeszcze
jedna taka pierdoła, a obiecuję, ze pójdziesz ze mną pod wodę – zastrzegł ją,
zagryzając nerwowo wargi.
-
Zniszczyłeś całą moją misternie ułożoną formułkę. Chciałam Ci po prostu
powiedzieć, że Cię kocham jak wariatka i nie widzę świata poza Tobą.
- Mogłabyś
mnie po prostu pocałować na znak, że zobowiążesz się do poskromienia mojego
charakterku, a nie bawisz się w monologi.
- Potrafisz
stłamsić cały romantyzm. Nawet we mnie – westchnęła i naparła delikatnie na
miękkie wargi siatkarza. Tak po prostu, na znak, że jest gotowa zrobić
wszystko, aby był szczęśliwy. Na znak, że da radę wytrwać z nim do końca swoich
dni, że to wszystko, co robi, jest dla jego dobra.
Radom – czerwiec, rok 2018;
- Dzień
dobry, żoneczko – usłyszała cichy szept w uchu. Otworzyła lekko oczy,
przyzwyczajając się do światła wpadającego przez śnieżnobiałe firanki.
- Dzień
dobry, mężusiu – odpowiedziała pięknym za nadobne. Odwróciła się w stronę
siatkarza i delikatnie dotknęła jego policzka. Rozejrzała się po pokoju.
Wczorajsza suknia ślubna wisiała na oparciu fotela, a garnitur bruneta walał
się gdzieś po kątach mieszkania. Ponownie spojrzała w jego oczy. Leżał
uśmiechnięty od ucha do ucha, oddychając głęboko i miarowo.
- Nie wiem
jak Ty, ale ja zjadłbym jakieś dobre śniadanko – wyszczerzył się jeszcze
szerzej niż kilka sekund temu. Brunetka jęknęła głośno i nakryła głowę
poduszką. Za grosz romantyzmu.
Paryż – sierpień, rok 2018;
Euforia.
Wrzawa. Tłum kibiców skandujący tylko jedno słowo: Polska. Nadmiar emocji dający upust na zewnątrz. Strumienie łez i
wiercący dziurę w uszach krzyk. Z resztą na boisku nie było wcale gorzej. Nikt
nie wiedział co się dzieje. Były tylko dwie drużyny. Przegrani, schodzący z
parkietu ze łzami w oczach. I wygrani, podkręcający atmosferę na hali.
Mieli powód,
by paryska hala odleciała w powietrze. Wygrali. Zwyciężyli. Kolejne złoto do
kolekcji. I to nie byle jakie złoto, bo lśniący medal Mistrzostw Świata. Coś
nie do opisania. Siatkarze biegali po całym boisku, nie wiedząc co zrobić
najpierw, by najlepiej uczcić te zwycięstwo. Brunetka przebrnęła przez tłum
kibiców i oparła się o metalowe barierki. Jeden z ochroniarzy popatrzył na nią
złowrogo, jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Chłopaki zniknęli w szatni i
pojawili się niecałe pół godziny później. Po oczach było widać, że nie jest już
tak samo jak wcześniej. Niecierpliwie czekali aż będą mogli wejść na podium i z
dumą zaśpiewać hymn. Widziała zaszklone oczy co niektórych siatkarzy, gdy
zabrzmiały pierwsze nuty Mazurka. Sama omal co nie zaczęła wylewać rzewnych
łez. A potem rozpoczęło się tylko świętowanie. Uśmiechała się radośnie, gdy
Grzesiek biegał dookoła boiska z butelką szampana w ręce. W końcu ją zauważył.
Podbiegł do brunetki, przechylił się przez barierkę i pocałował tak, jakby
jutro miał się skończyć świat. Jednym ruchem ściągnął z szyi złoty medal i zawiesił
go na karku Lewandowskiej.
- Obiecałem.
A ja zawsze dotrzymuję obietnic.
Stambuł – marzec, rok 2019;
- Zamarzyło
Ci się Turcji – westchnęła, opadając na fotel po niesamowicie długim spacerze.
- Sama
chciałaś wojaży po świecie, więc podpisałem pierwszy lepszy kontrakt – pochylił
się nad nią i pocałował lekko w skroń. Pogłaskała go delikatnie po policzku i
uśmiechnęła się promiennie. Niczego więcej jej do szczęścia nie było potrzeba.
- Grzesiek,
wiesz może kiedy Jaroszom urodzi się następne dziecko? – zapytała, podciągając
kolana do góry.
- Z tego co
mówił Kuba to na początku września – wzruszył lekko ramionami. – A co? Swoich
się nie możesz doczekać?
- Nie –
zaśmiała się – Zamierzam kandydować na chrzestną.
Brunet
złapał ją za rękę i pomógł wstać z fotela. Zdziwiona spojrzała w jego
roziskrzone oczy. Objął ją pewnie w pasie i zanurkował ręką pod błękitną
koszulą. Rysował niezidentyfikowane wzory na opalonym ciele kobiety.
- No
naprawdę nie chcesz? – zapytał cicho. Pochylił się nad nią i delikatnie
przejechał ustami po odsłoniętej szyi. – Będziesz matką chrzestną bez swoich
dzieci?
- Żebyś
wiedział, że będę – roześmiała się, wplątując palce między rozwichrzone przez
wiatr włosy rozgrywającego.
- Jaka ty
jesteś uparta. Jeśli ty nie chcesz, to ja Cię zmuszę. Przykro mi Amanda, ale
bez dzieci to ja się ze Stambułu nie ruszę – stwierdził, po czym wziął ją na
ręce i zaniósł do sypialni. Zamknął za sobą drzwi i tyle ich widzieli. Najwyżej
narażą się na niezbyt przychylne spojrzenia sąsiadów z dołu, gdy skrzypiące
łóżko załamie się pod ciężarem ich ciał. Takie życie.
Tours – październik, rok 2019;
- Słońce, co
na obiad? – zawołał od progu. Zrzucił z ramion bluzę i postawił torbę
treningową przy komodzie. Usłyszał huk w kuchni i dźwięk stłuczonego szkła.
Czym prędzej pobiegł właśnie w tamtym kierunku. Brunetka siedziała zapłakana
przy stole, na którym stał tylko flakonik zwiędłych już kwiatów. Z piekarnika
unosił się gęsty dym, a na podłodze koło lodówki leżały szczątki szklanki. Poza
tym karton w sokiem pomarańczowym spoczywał w zlewie z niezidentyfikowanej pozie.
Kobieta co rusz spoglądała w jego stronę i jeszcze bardziej zalewała się łzami.
- Ama, co
się stało? – zapytał zaniepokojony, kucając przed jej kolanami. – Wszystko dobrze?
– dopytał, wolną ręką głaszcząc jej brzuch.
- Nie –
załkała – Wszystko jest źle. Czuję się jak wieloryb w stanie błogosławionym!
Strach wyjść z mieszkania, aby ludzie przede mną nie uciekli, bo swoimi
słoniowymi gabarytami mogłabym miażdżyć…
Kolejne
strumienie łez potoczyły się po zaróżowionych policzkach. Grzesiek roześmiał
się serdecznie. Wykonał parę skomplikowanych ruchów, aż wreszcie podniósł ją z krzesła
i zaniósł do salonu, lawirując między kuchennym pobojowiskiem. Pomógł jej
usiąść w fotelu, po czym kolejny raz przed nią klęknął.
- Ja
myślałem, że jest coś nie tak z dzieckiem. A Ty płaczesz z zupełnie innego
powodu.
- A mam się
niby cieszyć? – zagrzmiała, ocierając policzki wierzchem dłoni.
- Tak, masz się
cieszyć. Jesteś jeszcze piękniejsza – uśmiechnął się i ułożył głowę na jej
kolanach – Przynajmniej mam więcej ciała do kochania.
Kolejny raz
tego dnia zalała się łzami. Co by nie powiedział – tak samo źle.
- Kocham
Cię, słyszysz? – wziął jej twarz w dłonie – Przed ciążą, w trakcie czy po. I
nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak jestem teraz. I mam dla Ciebie propozycję.
Co Ty na to, abyśmy wieczorem wybrali się do restauracji i do teatru?
- Ludzie się
będą na mnie patrzeć…
- A ja będę
dumny, że mam taką żonę. Będę krzyczał, że za miesiąc urodzi mi się synek albo
córeczka. Będę po prostu dumny. Odpocznij, nastaw się psychicznie, a ja posprzątam
w tej nieszczęsnej kuchni. Może chcesz czekolady?
Rzeszów – grudzień, rok 2022;
- Babciu, może
byś wzięła ode mnie te dzieci? – zmęczony głos brunetki zabrzmiał w salonie. –
Chcę jechać z Grześkiem do galerii. Musimy zrobić zakupy. Chciałabym się
jeszcze rozejrzeć za jakąś sukienką na Sylwestra.
-
Oczywiście, oczywiście. Jedźcie, bawcie się dobrze – uśmiechnęła się kobiecina
i posadziła rozbrykane wnuki na kanapie. Włączyła kreskówki, po czym położyła
pilot wysoko na szafce, by szkraby nie mogły jej sięgnąć.
- Grzesiek,
długo jeszcze? – zapytała głośno, owijając się szalikiem wokół szyi. Matka
dołączyła do niej w przeciągu kilku sekund, pytając co ma dać swoim ukochanym
wnuczkom do jedzenia. – Na szafce w kuchni zostawiłam kartkę. Trochę kaszy
znajdzie się gdzieś w torbie… - chciała jeszcze coś dodać, ale przerwał jej
głośny krzyk Łomacza.
- Daniel, do
cholery jasnej! - wbiegła szybko do
salonu i załamała ręce. Chłopiec stał na środku pokoju, próbując wszelkimi
siłami zasłonić to, co działo się za jego plecami. Choinka przechylała się niebezpiecznie
na prawą stronę, a wszystkie bombki leżały stłuczone na panelach. Natomiast Karolinka
dorwała się do sztucznych prezentów pod drzewkiem i zrywała z nich kolorowy
papier.
- Chodź,
Grzesiek – westchnęła załamana – Jedziemy po bombki.
Żory – maj, rok 2027;
- Mamo!
Mamo! Daniel podarł mi rysunek!
- Siedź
cicho, Kara i lepiej się nie odzywaj – chłopiec syknął w jej stronę.
- TATO! –
krzyknęła dwa razy głośniej.
Żory – październik, rok 2033;
- Oddaj ten
telefon! – dziewczyna krzyczała za bratem, goniąc go po całym domu. Daniel
wyciągnął rękę do góry, tak aby siostra nie mogła sięgnąć urządzenia.
- Uuuuu,
mamo! Karolina pisze z jakimś alwaro! – zaśmiał się głośno, odpychając
dziewczynę ręką.
- Jeszcze
słowo, a pokażę tacie co chowasz za szafką! – wysyczała w jego stronę. Grzesiek
wszedł do salonu i pokręcił głową z dezaprobatą. Wyrwał chłopcu telefon z ręki
i sam przyjrzał się kolorowemu ekranowi. Dziewczyna spłonęła rumieńcem i
burknęła coś zawstydzona pod nosem.
- Co to za
Michał? Przystojny chociaż jak tatuś? – zapytał, co rusz zerkając na telefon.
Amanda weszła do salonu i szybko odebrała telefon mężowi.
- Im
starszy, tym gorzej głupi – prychnęła pod nosem i oddała córce jej własność. Ta
tylko wspięła się na palce i cmoknęła ją w policzek.
- Poczekaj
ty! – zaśmiał się Łomacz i pobiegł z brunetką do kuchni. Tam dopadł ją przy
koło okna i przyparł całym ciałem do parapetu. Naparł na jej wargi, praktycznie
je miażdżąc.
- FUUUJ! –
wspólny okrzyk obrzydzenia wydostał się z krtani rodzeństwa. Grzesiek spojrzał
na nich i wygonił z pomieszczenia. Usłyszał tylko jak chichoczą pod drzwiami. Pokręcił
głową i ponownie pocałował brunetkę.
Rzym – lipiec, rok 2035;
- Grzesiek,
uspokój się już – wyszeptała, rozczesując czarne włosy w łazience. Brunet co
chwila całował ją w szyję, nurkując chłodnymi dłońmi pod materiałem cienkiej
koszulki.
- Spędzamy
razem tak mało czasu – westchnął cicho, przygryzając delikatnie jej skórę.
- Zachciało
Ci się teraz? Na wakacjach? W hotelu? – zaśmiała się, spoglądając w lustro.
Oparła się o ramię męża i przyglądała jego twarzy ze zgryzioną wargą.
- Dzieci są
pod drugiej stronie korytarza. Zamkniemy się – mruknął i dotarł palcami do
zapięcia stanika.
- Jesteś
nienormalny – zaśmiała się, pomagając zdjąć mu koszulkę. Pocałował ją
przeciągle i w mgnieniu oka zniknął z pomieszczenia. Chwilę potem wrócił z
kluczykiem w ręku. Położył go na szafce i uśmiechnął się zawadiacko. Złączył
ich usta w namiętnym pocałunku. Takim, jakiego nie czuli już od dawien dawna.
Znowu Żory – grudzień, rok 2037;
Wysoka
brunetka usiadła na krześle w kuchni i opadła na oparcie. Błądziła
zdezorientowanym wzrokiem po całym pomieszczeniu. Zatrzymała go chwilowo na
zajętym jedzeniem jabłka ojcem i sprawdzającą co chwila ciasto – matkę. Wbiła
wzrok w zmarznięte dłonie.
- Dobrze
chociaż całuje? – wypalił Grzesiek, wyrzucając ogryzek do kosza.
- Tato! –
krzyknęła zawstydzona. Dziewczyna była jego wierną kopią. Te same oczy i uszy.
Odziedziczyła po nim również charakter. Jedynie nos miała po matce.
- I co
peszysz dziewczynę? Daj spokój! – zaśmiała się kobieta – Lepiej zapytaj czy są
już razem.
- Mamo no!
- No co?
Chyba interesuję się życiem mojej córki. Jedynej – uśmiechnęła się pogodnie i
cmoknęła ją w czoło. Odgarnęła czarne włosy z jej zarumienionej twarzy i
pogłaskała ją lekko po głowie.
- O, idzie twój
ukochany brat bliźniak – roześmiał się Grzesiek, lustrując syna od góry do dołu.
- Iza kazała
Ci się ubrać jak człowiek? – zapytała Karolina, zakładając nogę na nogę. –
Zawsze chodziłeś w tych wyciągniętych dresach i bluzach.
Grzesiek
przygarnął do siebie Amandę i objął ja w pasie.
- Patrz
jakiego mamy dzisiaj pięknego syna. Chyba pierwszy raz od roku – zaśmiał się
serdecznie i pocałował żonę w policzek.
- Bardzo
śmieszne, bardzo! – prychnął chłopak i wyszedł z kuchni.
- Daniel!
Tylko nie zapomnij zrobić relikwii z tej wypłowiałej czapki! Więcej jej już nie
założysz! – krzyknął rozgrywający, a chwilę potem oberwał ścierką po głowie. Karolina
zaśmiała się głośno, rozwijając cukierka i wpychając go sobie do ust.
- A Ty się
tak nie śmiej! – ojciec pogroził jej palcem – Pilnuj lepiej tego swojego alwaro.
Fajny chłopak. Uczep się go jak twoja mama mnie.
- Ja się
Ciebie uczepiłam?! Ja?!
- A kto
inny?
- Gorszych
bredni to ja w życiu nie słyszałam!
Łódź –
luty, rok 2045;
- Pamiętacie
swoje wesele? – zapytał Jarosz, trzymając na kolanach małą dziewczynkę ubraną w
czerwoną sukienkę. Co chwila poprawiał jej kucyki na głowie.
- Tego nie
da się zapomnieć. A zwłaszcza Ciebie tańczącego w spódnicy z peruka na głowie.
Wszystko jest na płytach – brunet złożył ręce na karku i mrugnął okiem do przyjaciela.
- Lepiej nas
nie prowokuj, bo mamy wszystkie twoje kompromitujące zdjęcia – roześmiała się
kobieta, popijając kawę. – A tak w ogóle to gdzie ten wasz najstarszy syn?
- Razem z
waszym gdzieś się szwendał – westchnął rudzielec – Czuję się już stary…
- Nie
narzekaj, nie narzekaj. Patrz jakiego masz małego szkraba pod opieką. A Amanda
cały czas zaciska kolana…
- Pilnuj
mnie Kuba, bo jak mu zaraz świsnę!
Żory – czerwiec, rok 2054;
-
Grzesiek...
- Tak?
- Kocham
Cię. Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak jestem teraz. Wszystko się udało.
Wszystko.
Pozwolił by
wtuliła się mocniej w jego rozgrzane ciało. Pocałował ją w skroń i razem
odpłynęli w krainę Morfeusza jak każdego dnia.
___________________________________________
Zaraz się chyba popłaczę.
EDIT: Już wracam do was z resztą mojego wywodu.
Nie wiedziałam, ze tak trudno będzie mi się rozstać z tym opowiadaniem. Strasznie zżyłam się z Amandą, Grześkiem, Elizą i resztą bohaterów. Zaczęłam ich traktować jak element rodziny. Coś niesamowitego. Teraz, gdy myślę, że już więcej tu nic nie napiszę, robi mi się tak cholernie smutno. Najlepiej nie wstawiałabym tego epilogu, ale ta historia nie mogła się ciągnąć w nieskończoność.
Postanowiłam, że pod każdym zakończonym opowiadaniem będę dodawała garstkę statystyk i ciekawostek, a więc:
• Początkowo bohaterem tej historii miał być Kuba Jarosz *.*
• Potem miałam pomysł, by bohaterami był Bartman i Kubiak (jak widać w pierwszych rozdziałach), ale szybko wyperswadowałam to sobie i zostaliśmy przy Grzesiu ♥
• Cała historia skończyła się mniej więcej tak, jak ją sobie zaplanowałam. Chociaż i tak żyła ona własnym życiem.
• A Lea miała być szczęśliwa razem z Miśkiem Kubiakiem.
• Z Bartka chciałam zrobić najgorszego skurwiela (całe szczęście, że tak nie uczyniłam)
• Wszystko miało być krótkie, ale wyszła z tego litania ^^
• Na chwilę obecną mam 12,600 odwiedzin.
• Najwięcej wyświetleń zanotowałam w maju, bo koło 2,700 odwiedzin
• Najczęściej spoglądaliście na rozdział dwunasty
• Przychodziliście do mnie, kierując się TEGO miejsca
• Największa liczba komentarzy wynosi 25 ;) W sumie było ich 187
• Napisałam tu dwadzieścia sześć rozdziałów
• Jestem z wami od wtorku 12 marca.
• Mam 14 obserwatorów (dorobek nie z tej ziemi)
Więc to tyle. Jak na pierwsze skończone opowiadanie jest cudownie. I nie umiem znaleźć słów, aby wam za to wszystko podziękować, bo trwaliście ze mną przez te długie miesiące, dając dobre rady i wspierając duchowo. A to było dla mnie naprawdę ważne
Dziękuję.
Simon // Cichy // Dawid
▲
Teraz jestem tam!
EDIT2: My wygrałyśmy dzisiaj mecz 3:0 i Lotos wygrał mecz 3:0 Szczęśliwy dzień. I JESZCZE GRZESIEK DOSTAŁ MVP ♥
EDIT: Już wracam do was z resztą mojego wywodu.
Nie wiedziałam, ze tak trudno będzie mi się rozstać z tym opowiadaniem. Strasznie zżyłam się z Amandą, Grześkiem, Elizą i resztą bohaterów. Zaczęłam ich traktować jak element rodziny. Coś niesamowitego. Teraz, gdy myślę, że już więcej tu nic nie napiszę, robi mi się tak cholernie smutno. Najlepiej nie wstawiałabym tego epilogu, ale ta historia nie mogła się ciągnąć w nieskończoność.
Postanowiłam, że pod każdym zakończonym opowiadaniem będę dodawała garstkę statystyk i ciekawostek, a więc:
• Początkowo bohaterem tej historii miał być Kuba Jarosz *.*
• Potem miałam pomysł, by bohaterami był Bartman i Kubiak (jak widać w pierwszych rozdziałach), ale szybko wyperswadowałam to sobie i zostaliśmy przy Grzesiu ♥
• Cała historia skończyła się mniej więcej tak, jak ją sobie zaplanowałam. Chociaż i tak żyła ona własnym życiem.
• A Lea miała być szczęśliwa razem z Miśkiem Kubiakiem.
• Z Bartka chciałam zrobić najgorszego skurwiela (całe szczęście, że tak nie uczyniłam)
• Wszystko miało być krótkie, ale wyszła z tego litania ^^
• Na chwilę obecną mam 12,600 odwiedzin.
• Najwięcej wyświetleń zanotowałam w maju, bo koło 2,700 odwiedzin
• Najczęściej spoglądaliście na rozdział dwunasty
• Przychodziliście do mnie, kierując się TEGO miejsca
• Największa liczba komentarzy wynosi 25 ;) W sumie było ich 187
• Napisałam tu dwadzieścia sześć rozdziałów
• Jestem z wami od wtorku 12 marca.
• Mam 14 obserwatorów (dorobek nie z tej ziemi)
Więc to tyle. Jak na pierwsze skończone opowiadanie jest cudownie. I nie umiem znaleźć słów, aby wam za to wszystko podziękować, bo trwaliście ze mną przez te długie miesiące, dając dobre rady i wspierając duchowo. A to było dla mnie naprawdę ważne
Dziękuję.
Simon // Cichy // Dawid
▲
Teraz jestem tam!
EDIT2: My wygrałyśmy dzisiaj mecz 3:0 i Lotos wygrał mecz 3:0 Szczęśliwy dzień. I JESZCZE GRZESIEK DOSTAŁ MVP ♥